autor:
EPIZOD I: Nowy dzień
Nazywam się Lee Everett i właśnie jestem transportowany do więzienia celem odbycia kary. Zastrzeliłem kochanka żony. Jeszcze nie wiem, że tam nie dotrę, jeszcze nie wiem, że kraj ogarnęła zaraza, zaraza Żywych Trupów. Oto moja historia….
Jadę z bardzo gadatliwym policjantem, który wiecznie mnie o coś pyta. Jadąc obserwuję, jak ulicami mknie mnóstwo policyjnych samochodów, dostrzegam też helikopter. Z krótkofalówki policyjnego wozu dowiaduje się, że w mieście są jakieś zamieszki. Nagle dostrzegam na drodze stojącego człowieka, ale zagadany policjant niestety go nie widzi. Wpadamy w niego, samochód koziołkuję i wypada z drogi.
Straciłem przytomność, a gdy ją odzyskałem, leżałem w aucie, strasznie bolała mnie noga i chciało mi się pić. Spojrzałem na leżącego policjanta, który nie dawał oznak życia, leżał jakoś dziwnie powyginany. Rozejrzałem się. Przy samochodzie leżała jego broń. Zastanowiło mnie, dlaczego ją wyciągnął. Musiałem się ratować i wyjść z samochodu, a potem przede wszystkim poszukać kluczyków do kajdanek, by się rozkuć. Kopnąłem więc kilka razy w szybę auta, by ją stłuc i wyszedłem (W). Szedłem wzdłuż samochodu (W). Znalazłem broń, sięgnąłem po nią, ale kajdanki wyraźnie mi przeszkadzały. Wziąłem za to nabój, który leżał niedaleko z prawej i ruszyłem w stronę leżącego policjanta, z nadzieją, że ma przy sobie kluczyli do kajdanek. Owszem, kluczyli wisiały u jego paska, sięgnąłem więc po nie.
Próbowałem nimi otworzyć kajdanki, ale wyślizgnęły mi się z rąk i upadły na ziemię. Leżały tuż przy głowie martwego policjanta. Szybko je podniosłem i po kolei uwolniłem jedną i druga rękę, otwierając kajdanki. Nagle policjant ożył. Byłem przerażony, upadłem w tył, przesunąłem się w stronę samochodu (S). To co zobaczyłem, było straszne. W moją stronę szedł żywy trup. Szybko obróciłem się w lewo, chwyciłem strzelbę i włożyłem do niej nabój, ale byłem zdenerwowany, więc upuściłem pocisk. Sięgnąłem po niego, znów włożyłem do strzelby. Trup był już bardzo blisko, więc wycelowałem i strzeliłem, zabijając go. W oddali zobaczyłem jakąś postać. Krzyknąłem do niej, by sprowadziła pomoc, doszło przecież do strzelaniny, ale postać zniknęła. Usłyszałem dziwne dźwięki i nagle uświadomiłem sobie, ze zewsząd wyłaniają się chodzące trupy. Z trudem wstałem, bo noga bolała i przewracając się zmierzałem tam, gdzie widziałem ową postać. Zombie cały czas szły moim śladem. Na szczęście były dość wolne. Przeskoczyłem przez płot i byłem na czyimś podwórku. Trupy nacierały na płot, ale rozległ się strzał i wszystkie powędrowały w stronę źródła hałasu. Wyraźnie takie dźwięki ich zwabiały. Ruszyłem w stronę przeszklonych drzwi. Wołałem, ale nikt nie odpowiadał, więc postanowiłem wejść do domu. Tu też nikogo nie było, a w mieszkaniu wszędzie była krew. Wszedłem do kuchni i poślizgnąłem się na wielkiej kałuży krwi. Jakoś się pozbierałem. Znalazłem szklankę wody, szybko ją wychyliłem, byłem przecież taki spragniony. Przeszukałem szafki, otwierając szuflady i znalazłem krótkofalówkę, którą oczywiście zabrałem.
Gdy tak szperałem po kuchni, w której oprócz radia nie znalazłem nic przydatnego, odzywała się sekretarka w telefonie. Ktoś nagrał aż trzy wiadomości. Opuściłem więc kuchnię i poczłapałem do salonu. Na komodzie stał telefon, więc uruchomiłem automatyczną sekretarkę. Jakaś kobieta nagrała wiadomość do Sandry, informując ją, że się w domu będę troszkę później, bo mąż miał mały wypadek. Kolejna wiadomość była bardziej dramatyczna, a trzecia była przeznaczona już nie do Sandry, a dziewczynki imieniem Clementaine. Jej mama prosiła, by zadzwoniła na policję. Nie było już więcej żadnej wiadomości. Obok telefonu leżało zdjęcie. Podniosłem je. Nagle w krótkofalówce odezwał się głos małej dziewczynki. Miała na imię Clementaine i została w domu z opiekunką, ponieważ jej rodzice wyjechali na wycieczkę do Savanna. Dziewczynka schowała się w domku na drzewie. Wychyliła się, bym ją zauważył. Gdy tak rozmawialiśmy, nagle pojawiła się opiekunka, która przemieniona w chodzącego trupa i rzuciła się na mnie. Broniłem się jak mogłem (QiE), a potem kopałem ją z całych sił. W drzwiach pojawiła się Clementaine, trzymając w dłoniach młotek. Złapałem go i kilka razy uderzałem nimi w trupa, aż przestał się ruszać. Gdy już ja i ona byliśmy bezpieczni, obiecałem jej, że się nią zaopiekuję. Musieliśmy stąd odejść. Wybrałem bezpieczną podróż za dnia. Wyszliśmy więc z domu. Clem pobiegła do przodu, więc ruszyłem za nią do bramy. Zobaczyłem stojących na ulicy i grzebiących coś w wozie dwóch młodych ludzi. Otworzyłem więc futrkę i ruszyłem w ich stronę. Niestety na ulicy nie było spokojnie i już chwilę później pojawili się kolejny szwendacze. Pomogłem więc przepchnąć ich samochód, a jeden z nich obiecał, że zabierze nas na farmę. Przesuwałem więc wóz kilka razy, po czym wskoczyliśmy do jego auta i ruszyliśmy poza miasto. Gdy dojechaliśmy, była już noc. Na farmie moją nogą zajął się ojciec chłopaka, Hershel. Był bardzo dociekliwy, zadawał mi mnóstwo pytań. Pozwolił nam się przespać w stodole na sianie. Dowiedziałem się, że są tu jeszcze trzy inne osoby. Rano mieliśmy wzmocnić ogrodzenie. Nie spałem dobrze. Śniła mi się żona. Obudził mnie stojący nade mną mężczyzna imieniem Kenny. Na farmie był ze swoją żoną Katją i synem, którego nazywali Duck. Clementaine została z Katją, a reszta ruszyła do pracy. Nawet Duck miał zajęcie. Siedział na traktorze, udając, że kieruje. Pogadałem ze wszystkimi, z Katją, która była weterynarzem zajmującym się małymi zwierzętami. Kenny grzebał coś przy wozie, więc podszedłem do niego. Był rybakiem i przed tą straszną zarazą, miał swoją łódź. Ruszyłem w stronę pracującego przy płocie Shawna, rozejrzałem się, zerkając na płot, po czym porozmawiałem z nim i z Duckiem. Zapytałem Shawna, czy mu pomóc i chwilę później ciąłem już deski na wzmocnienie ogrodzenia. Gdy skończyłem ruszyłem do stodoły, gdzie Hershel potrzebował pomocy. Chciał o mnie wiedzieć więcej niż mu powiedziałem, dał mi też radę. Naszą rozmowę przerwały krzyki pracującego przy płocie Shawna. Pobiegłem więc w jego stronę. Zobaczyłem, że Duck, pewnie przypadkiem uruchomił traktor, którym najechał Shawna. Ten leżał na ziemi. Niestety za płotem czyhały już żywe trupy, które atakowały Shawna i niestety też Ducka. Nie mogłem ratować jednocześnie obydwu z nich, musiałem wybrać. Wybrałem więc Ducka (D). Podbiegłem do niego, pojawił się Kenny i razem udało się nam go wydostać. Niestety nie udało mi się uratować Shawna. Truposze rozszarpały go. Pojawił się jego ojciec ze strzelbą, ale było już za późno. Był zły i zrozpaczony i wyrzucił nas, kazał się nam wynosić.
Spojrzałem na Kenny’ego, a on na mnie. Kolejnym etapem naszej podróży miało być Macon, więc ruszyliśmy w drogę. W końcu skończyło się nam paliwo, a tym samym nasza podróż. Opuściliśmy więc wóz. Duck zobaczył jakiegoś faceta grzebiącego przy aucie, Kenny zawołał i okazało się, że to kolejne Zombiaki. I nagle, nie wiadomo skąd pojawiła się ich cała zgraja. Jeden z nich przewrócić Duck’a i pewnie zginąłby i my z nim, gdyby na ulicy nie pojawili się ludzie z bronią. Tak trafiliśmy do apteki i poznaliśmy nową grupę. Nie wszyscy byli z tego zadowoleni. Jeden z nich, duży, starszy facet, wrzeszczał, że Duck jest ugryziony, że trzeba się go pozbyć. Chłopak nie był pogryziony, więc stanąłem w jego obronie. Clem zapytała, czy może iść do toalety, więc zgodziłem się. Zamieszanie, które powstało, przerwał krzyk Clementaine. Z toalety wyłonił się bowiem kolejny trup, który ją złapał. Pobiegłem więc w jej stronę, ale przewróciłem się i upadłem, uderzając się w głowę. Na chwilę straciłem przytomność. Gdy ją odzyskałem, widziałem bardzo niewyraźnie. Odszukałem zarys Clem i ruszyłem w jej kierunku (kliknij , by przejść). Walczyłem z trupem (Q). Z opresji uratowała nas kobieta z bronią, która zabiła potwora. Nieźle strzelała. Niestety strzał przyciągnął w stronę apteki kolejnych szwanadaczy. Gdyby nie strzały, które rozległy się na ulicy, pewnie by się tu wdarły. Larry, ten najbardziej wrzeszczący osobnik, był wściekły, wrzeszczał jeszcze bardziej. Nagle złapał się za serce. Podobno był chory na serce i potrzebował pigułek. Lilly, jego córka i przywódczyni grupy, chciała byśmy poszli po leki do pobliskiej apteki. Odezwał się też Glenn, który chciał ruszyć do motelu, po benzynę, która przecież była nam potrzebna. Nikt z nich nie widział, że znałem to miejsce i że do apteki dostać się można przez biuro.
Póki co rozejrzałem się, chciałem pogadać ze wszystkimi. Podszedłem więc do majstrującej coś przy radiu dziewczyny, wyborowego strzelca. Miała na imię Carly i próbowała uruchomić radio. Obiecałem, że jej pomogę. Podniosłem więc radio, włączyłem je (power), po czym ruszyłem pokrętło głośności, ale radio nie działało. Obróciłem je zatem, otworzyłem klapę na dole i odkryłem dlaczego nie działało. Nie było w nim baterii. Obiecałem, że ich poszukam. Pierwszą baterię znalazłem na regale, a drugą na podłodze, niedaleko siedzącej Clementaine. Na regałach znalazłem także cztery batony, które zabrałem. Podszedłem do Duug’a, który stał przy drzwiach. Zagadałem go. Mogłem wyjść z nim na zewnątrz, by się rozejrzeć, ale na razie tego nie zrobiłem. Pogadałem jeszcze z Lilly, która siedziała przy ojcu (Larry). Porozmawiałem także z Clementaine. Była głodna, więc dałem jej baton. Dałem też baterie Carley, ale znów nie radziła sobie z radiem, więc kolejny raz zaoferowałem pomoc. Powtórzyłem wszystkie czynności i co się okazało? Carly źle włożyła baterię, więc zamieniłem je. Teraz uruchomiłem radio, włączając je i przesuwając pokrętło głosu. Niestety audycja nie trwała długo, a radiowcy nie byli bezpieczni. Od Carley dowiedziałem się, że uratował ją Duge. Dałem jej batona, bo zrobiło mi się jej szkoda. Podszedłem jeszcze do Kenny’ego i Katji i pogadałem z nim. Postanowiłem kolejnego batona dać Duck’owi. Pozostał mi tylko jeden, który dałem Lilly, po czym wszedłem do biura (drzwi obok Larrego).
Było to biuro moich rodziców. Nie mogłem teraz o tym myśleć. Za mną do biura weszła i Clementaine. Spojrzałem na materac, wiedziałem, że nie żyją. Lilly przecież mówiła mi, że wynieśli stąd jakąś dwójkę staruszków. Z podłogi tuż przy materacu podniosłem nasze zdjęcie rodzinne. Przyjrzałem się mu, po czym urwałem jego fragment, na którym byłem ja, resztę zdjęcia zachowałem.
Pojawiła się Carley, która wiedziała kim jestem i co zrobiłem. Obiecała mi, że nie zdradzi mojej tajemnicy. Po wyjściu Carley, przeszukałem apteczkę, ale nic z niej nie potrzebowałem. Spojrzałem na przewrócony regał, za którym znajdowało się wyjście na alejkę, po czym przesunąłem paletę opartą o biurko. Na podłogę spadła laska mojego taty, obejrzałem ją o zostawiłem w tym samym miejscu. Moim celem było dostanie się do drzwi za biurkiem, więc postanowiłem je przesunąć. Clemantaine zapytała mnie, czy może pomóc? Oczywiście się zgodziłem. Wspólnie przesuwaliśmy biurko, trochę rozmawiając i gdy już kończyliśmy zadanie, Clem zraniła się w palec. Posadziłem ją na biurku o poszedłem poszukać opatrunku. Zajrzałem zatem do apteczki i wyciągnąłem z niej plaster, którym zakleiłem palec Clementaine. Otworzyłem też szufladę biurka, w której znalazłem pilota taty. Spróbowałem otworzyć drzwi prowadzącego do apteki, ale były zamknięte. Potrzebowałem klucza.
Wróciłem zatem do sklepu. Odezwał się Glenn przez krótkofalówkę. Okazało się, że utknął w motelu. Obiecałem więc, że po niego pójdę. Miałem wyruszyć z Carley, więc zrobiliśmy to. Przed motelem, na placu, wędrowało sporo truposzy. Schowaliśmy się za niewielkim murkiem. Nagle klapa zaczęła się otwierać. Carly szykowała się do strzału, ale okazało się, że był to Glenn, który ukrył się tutaj przez trupami. Mieliśmy wracać, ale Glenn uparł się, że uratuje dziewczynę, która zamknęła się w jednym z pokoi motelowych. W jej drzwi dobiło się dwóch szwendaczy, a po placu wędrowało jeszcze kilku. Zgodziłem się uratować dziewczynę. Nie mieliśmy innego wyjścia, aby przejść do dziewczyny musieliśmy zlikwidować wszystkie chodzące trupy i musieliśmy działać bardzo cicho. Wyjrzałem zatem z zza muru (A) – lewa strona. Leżała tam poduszka. Sięgnąłem po nią, po czym ruszyłem w prawo (D), w stronę ciężarówki.
Wszyscy ruszyli moim śladem. Zajrzałem do wnętrza ciężarówki (W). Na siedzeniu leżał tam śrubokręt, dzięki któremu mógłbym się cicho rozprawić ze szwendaczami. Niestety póki co nie miałem czym rozbić szyby, nie robić za dużo hałasu. Wyjrzałem więc w lewo i zobaczyłem opartego o samochód trupa. Użyłem na nim poduszki, powiedziałem Carley, by przyszykowała się do strzału i podszedłem do truposza, przystawiłem mu poduszkę do głowy, a Carley strzeliła. W ten sposób pozbyliśmy się pierwszego trupa.
Otworzyłem drzwi samochodu, przy którym teraz byliśmy i zajrzałem do środku. Na siedzeniu znalazłem świecę zapłonową, zabrałem ją, po czym przesunąłem przekładnię przy kierownicy, po czym przesunąłem samochód, który wjechał prosto w kolejnego truposza, zamykając go w pułapce. Obok niego, w gablocie dojrzałem spory topór.
Ponownie znaleźliśmy się przy ciężarówce, w której leżał śrubokręt. Spróbowałem uderzysz w szybę okna wozu świecą zapłonową, ale przeszkodził mi Glenn, którą ją rozbił i dał mi kawałek porcelany ze świecy. Przy jej pomocy gładko rozbiłem szybę, po czy zabrałem śrubokręt. Ponownie wychyliłem się w lewo(A) i wróciłem w lewo, by ponownie schować się za murem. Wyjrzałem zza muru (W) i użyłem śrubokrętu na kolejnym chodzącym trupie, po czym podszedłem do niego w wbiłem mu śrubokręt w głowę.
Przeszliśmy w lewo i tym razem staliśmy z przodu ciężarówki. Wychyliłem się w lewo i zauważyłem łażącego tu kolejnego szwendacza. Użyłem na nim śrubokrętu, wychyliłem się i zagwizdałem, a ten ruszył w moją stronę. Gdy był wystarczająco blisko, uderzyłem go śrubokrętem dwa razy i pozbyliśmy się trzeciego trupa. Ruszyliśmy teraz w stronę uwięzionego przez samochód trupa. Potraktowałem go śrubokrętem, który wbił się w jego głowę i tak pozostał.
Zabrałem więc topór i ruszyłem na schody, gdzie podszedłem do dwóch dobijających się w drzwi truposzy. Pozbyłem się ich za pomocą siekiery. Gdy już się ich pozbyłem, podszedłem do drzwi i zawołałem do dziewczyny, po czym gdy nie chciała otworzyć użyłem siekiery na drzwiach, rozwalając deskę. Chwyciłem klamkę, ale drzwi były zamknięte. Zamierzałem je rozwalić siekierą, ale dziewczyna w końcu otworzyła, choć cały czas krzyczała, żeby ją zostawić. Okazało się, że została ugryziona. Było mi jej żal, zaproponowałem, by poszła z nami, może jest jeszcze dla niej szansa. Nagle jej wzrok skupił się na broni, którą trzymała Carly. Dziewczyna chciała ją pożyczyć, ale przecież nie mogłem zgodzić się na to, żeby się zabiła. Zrozpaczona kobieta, która widziała jak jej chłopak zamienia się z potwora, napierała na nas i balustrada, na której staliśmy pękła, a my spadliśmy na dół. Broń upadła na ziemię, zanim się zorientowałem, dziewczyna trzymała ją w ręce i mierzyła z niej w swoją głowę. Chciałem ją powstrzymać, ale nie udało mi się, zrobiła to co chciała, zakończyła swoje cierpienie. Glenn zabrał broń. Wystrzał zwabił pod motel kolejne trupy, więc musieliśmy uciekać. Szybko zapakowaliśmy się do samochodu i wróciliśmy do apteki. Mieliśmy benzynę, teraz potrzebne nam były leki do Larrego. Podszedłem zatem do Doug’a i zagadałem go, prosząc o wyjście na zewnątrz. Drogę na ulicę, po której szwendało się mnóstwo trupów blokowała brama zamknięta na kłódkę, do której nikt z obecnych nie znał szyfru. Rozejrzałem się po ulicy. Z lewej znajdował się sklep z telewizorami, zaś z prawej, naprzeciw mnie dojrzałem jakiegoś mężczyznę, który utknął pod belkami. Gdy przyjrzałem się mu bliżej, okazało się, że ma na sobie identyfikator z nazwiskiem …..Everett. Był to mój młodszy brat. Pewnie miał przy sobie klucze do apteki. Spojrzałem więc na brata jeszcze raz, po czym powiedziałem Doug’owi, że ten facet ma przy sobie potrzebne nam klucze. Na potwierdzenie mej teorii, pokazałem mu zdjęcie zabrane z biura. Mogłem się do niego przedostać, ale najpierw musieliśmy jakoś odwrócić uwagę szwendaczy. Rozwaliłem zatem kłódkę wiszącą w bramie za pomocą siekiery, uchyliłem bramę i zabrałem leżącą tam cegłę. Spojrzałem teraz na sklep z telewizorami, po czym użyłem na nim pilota taty. Zapytałem Doud’a, czy może coś z nim zrobić i okazało się, że jako chłopak, cały dzień spędzający przy komputerach potrafił to zrobić. Przeprogramował go więc i teraz mogłem nim włączyć komputery, które tam się znajdowały. Niestety nie wzbudziło to wielkiego zainteresowania trupów, ale znalazłem na to sposób. Rzuciłem cegłą w szybę sklepu z telewizorami, a szum telewizorów przyciągnął pod sklep wszystkie truposze.
Wyszedłem zatem poza bramę i podszedłem do brata. Wiedziałem co muszę zrobić. Z ciężkim sercem uderzyłem parę razy w głowę mojego brata siekierą, a raczej w to, co po nim zostało. Gdy już pozbawiłem go tej nędznego bytu, zabrałem klucze. Niestety w moją stronę ruszyły znudzone staniem przed telewizorami trupy. Udało mi się jednak uciec. Niestety brama została już otwarta. Kenny zamierzał uruchomić swoje auto, by ruszyć dalej. Podszedłem do Lilly, mówiąc jej, że mam klucze do apteki. Ruszyliśmy zatem do biura, po czym za pomocą klucza otworzyłem drzwi apteki. Jak tylko tam wkroczyliśmy, włączył się alarm, który przyciągnął żywe trupy, niestety zaczęły wdzierały się do apteki. Podbiegłem więc trzymać drzwi, co jakiś czas je przymykając. Pomagali mi w tym Doug i Carley. Pojawiła się Clementaine. Poprosiłem ją, by przyniosła mi coś, czym mógłbym zablokować drzwi. Blokowałem drzwi ze wszystkich sił (Q), po czym zabrałem od Clem laskę mojego taty i włożyłem ją między drzwi. Niestety moje wysiłki spełzły na niczym. Trupy wdarły się do środka. Jeden z nich zaatakował Carley, a drugi Doug’a. Znów musiałem wybrać do kogo podbiec jako pierwszy. Zdecydowałem się ruszyć do Carley. Podbiegłem zatem do jej torebki i wyciągnąłem z niej naboje do jej pistoletu. Teraz mogła się bronić. Niestety Doug zginął, potwory wyciągnęły go na ulicę. Na domiar złego potwory rzuciły się na Clem, więc podbiegłem i zacząłem kopać jednego z nich, a on ją puścił i dziewczynka pobiegła w stronę wyjścia. Pobiegłem i ja (Shift), ale Larry nie zamierzał mnie przepuścić. Wymierzył mi potężny cios w twarz. Upadłem zamroczony. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem rękę Kenny’ego, którą do mnie wyciągał. Złapałem ją więc i opuściliśmy aptekę. Przyjechaliśmy do motelu. Lilly zebrała wszystkie truchła i ułożyła na jednej stercie. Postanowiłem porozmawiać z moją grupą. Podszedłem najpierw do Glenna, który słuchał wiadomości w radiu. Postanowił, że musi nas opuścić i jechać do Atlanty, szukać swojej rodziny. Powiedziałem mu, że każdy powinien robić to, co uważa za słuszne. Glenn odjechał. Podszedłem do Clem. Była smutna. Okazało się, że podczas ataku Zombie w aptece, jej krótkofalówka uległa zniszczeniu. Ruszyłem przed siebie. Zaczepił mnie Larry. Wiedział kim jestem i co zrobiłem, twierdził, że będzie mnie miał na oku. Nagle usłyszeliśmy dźwięk helikopterów. Mieliśmy nadzieję, że to wojsko, że zostaniemy uratowani. Póki co mieliśmy zadokować się w motelu. Mieliśmy wodę i było światło. Niestety nasza radość nie trwała długo. Światło zgasło i zrobiło się zupełnie ciemno.
EPIZOD II: Spragnieni pomocy
Łaziłem wraz z Markiem po lesie, w poszukiwaniu czegoś, co można upolować do jedzenia. Brakowało nam zapasów, a kolejny chodzący trup właśnie zjadał nam posiłek w postaci zająca. Sytuacja w naszym obozie była bardzo ciężka. Kenny planował opuścić nasz obóz i ruszyć dalej. Nagle na jednym z drzew usiadł ptak. Mark zamierzał do niego strzelić, ale powstrzymałem go. Hałas strzału przyciągnął by jedynie szwenadaczy, a nie ma pewności, czy zdołałby trafić. Nagle w lesie rozległ się krzyk. Z początku myśleliśmy, że to Kenny, ale gdy dobiegliśmy na miejsce, okazało się, że krzyczał mężczyzna, którego noga utkwiła w sidłach.
Obok niego stało dwóch młodych mężczyzn, którzy myśleli, że jesteśmy bandytami, którzy wcześniej napadli ich obóz. Spróbowałem otworzyć sidła, ale jedynie co mogłem zrobić, to odrąbać mu nogę. Uderzałem w nią, mimo krzyków mężczyzny kilka razy, aż uwolniłem go. Kenny zabrał go na plecy i ruszyliśmy do obozu. Ben, jeden z chłopców, który tu był także ruszył z nami, niestety drugi z nim, imieniem Travis został pożarty. Wróciliśmy do obozu. Niestety nie wszystkim podobał się pomysł przyprowadzanie kolejnych osób do wyżywienia. Lilly się wściekła i wręczyła mi porcje żywieniowe, które nam zostały. Niestety było to tylko cztery racje żywieniowe. Wściekła wręczyła mi je. Teraz ja miałem zdecydować komu je dać, tylko cztery porcje na dziesięć osób. Porozmawiałem z Katją, która próbowała pomóc rannemu. Poprosiła mnie o pomoc, więc zrobiłem to, po czym ruszyłem do Bena, nowego, który siedział przy rysujących dzieciach. Porozmawiałem z Clementaine, która zgubiła swoją czapkę. Obiecałem, że jej poszukam. Pogadałem też z Ben’em. Dowiedziałem się, że facet, któremu odrąbałem nogę, to jego dyrektor. Przyjechał razem z grupą swoim uczniów na kolejne rozgrywki, ale rozpętało się piekło i już nie mogli wrócić. Dałem jedzenie Clementaine i Duck’owi. Pogadałem z Carley, której dałem kolejną porcję jedzenie. Pogadałem także z Kenny’m, który zgodził się zabrać mnie ze sobą w drogę. Powędrowałem do pracujących przy ogrodzeniu Marka i Lerry’ego. Dałem siekierę Markowi, a jedzenie Larrem’u. Był wiecznie wściekły, nie lubił mnie, ale był chory, więc uznałem, że tak być powinno. Podszedłem do Lilly i z nią też porozmawiałem. Dzielenie jedzenia, nie było łatwe. Nagle zawołała nas Katja. Okazało się, że rannego nie udało się uratować. Stracił za dużo krwi. Niestety wkrótce jego trup ożył i zaatakował od tyłu Katję. Musiałem jej jakoś pomóc. Uderzałem go z całych sił (Q i E). Zawołałem do Marka, by zjawił się z siekierą. Trup dalej atakował, więc uderzałem jego głową w boki ciężarówki (ruszaj myszką w lewo i w prawo). Pojawił się Mark, zamachnął się siekierą, ale ta utkwiła w szybie. Musiałem się więc dalej bronić sam. Kopałem trupa, który był coraz bliżej, po czym odsunąłem się w tył (S) i atakowałem (Q). Upadłem, ale na szczęście pojawiła się Carley i zastrzeliła go. Larry znów był wściekły. Twierdził, że naraziłem wszystkich na niebezpieczeństwo, był zły, że przyniosłem tu ugryzionego. Tak przynajmniej myśleliśmy do tej pory. Z błędu wyprowadził nas Ben. Przemieniał się każdy, każdy, który umarł, bez względu na to jaka to była śmierć. Uświadomiłem sobie straszną prawdę. Wszyscy byliśmy zarażeni. Pewnie myślelibyśmy o tym dłużej, ale zobaczyliśmy idących w naszą stronę dwóch mężczyzn. Chcieli dostać trochę paliwa, które potrzebne im było do generatorów, które zasilały elektryczne ogrodzenie blokujące wstęp truposzom na ich farmę. Podobno mieli na farmie dużo jedzenia. Zgodziłem się w kilka osób przejść na ową farmę, by ją sprawdzić. W czasie drogi rozmawiałem trochę z Carley, głównie na temat tego, co zrobiłem, a później jeszcze z dwójką nieznajomych. Nasze pogawędki i w miarę spokojną wędrówkę przerwała kłótnia dwóch zamaskowanych mężczyzn. Schowaliśmy się. Podobno byli to ci sami bandyci, którzy zaatakowali obóz Ben’a. Byliśmy świadkami, jak jeden z nich bez wahania strzela drugiemu w głowę. Świat schodził na psy. Ruszyliśmy na farmę i już po chwili byliśmy na miejscu. Tu wszystko wyglądało tak, jakby czas się zatrzymał. Podobno nie było tu ataków Zombie, a na dodatek przywitała nas matka dwóch farmerów z koszem pełnych bułeczek. Dowiedzieliśmy się od niej, że ich krowa jest chora. Dobrze się składało, bowiem mieliśmy przecież w swoim obozie weterynarza. Ponieważ, zgodzili się na przyprowadzenie na farmę reszty naszych, Carley i Ben ruszyli w drogę powrotną, by ich tu sprowadzić. My zaś otrzymaliśmy zadanie sprawdzenia ogrodzenia, w które czasami zaplątują się trupy, uszkadzając je. Porozmawiałem z Anndy’m, który wlewał paliwo do generatora, po czym razem z Markiem ruszyliśmy by sprawdzić ogrodzenie. Idąc wzdłuż ogrodzenia, rozmawialiśmy, po czym zobaczyliśmy pierwszego, wiszącego na ogrodzeniu szwenadacza. Aby móc go zdjąć z ogrodzenia, musiałem najpierw wyciągnąć strzałę wbitą w jego szyję, a potem zrzucić go, używając w tym celu siekiery. Kolejny trup, którego popchnąłem, zawisł na ogrodzenie trzymając się jej rękami. Musiałem je więc odrąbać. Kolejny leżał na ogrodzeniu tak niefortunnie, że nieco je zagiął. Aby podnieść słupek i pozbyć się trupa, musiałem przejść poza ogrodzenie, Mark oczywiście też. Chwyciłem więc prawy słupek i przeszedłem za ogrodzenie.
Gdy tylko dotknąłem słupka, w ogrodzeniu popłynął prąd. Zastanawiałem się dlaczego Anndy to zrobił ? Nagle w naszą stronę posypał się deszcz strzał. Zostaliśmy zaatakowani. Mark został ranny w ramię. Niestety nie udało się nam dobiec do bramy prowadzącej na farmę. Schowaliśmy się zatem za traktorem. Ogrodzenie i brama była naszym ostatnim i jedynym ratunkiem. Wychyliłem się w prawo (D) i ruszyłem hak w traktorze, by podnieść bronę.
Wychyliłem się teraz z lewo (A) i wyciągnąłem klin, który blokował koła traktora.
W ten sposób traktor ruszył. Szliśmy przy nim bardzo powoli, tak, by ciągle być schowanym za traktorem, inaczej czekała mnie śmierć (A). Niestety dalszą jazdę zasłaniającego nas pojazdu zablokował leżący na drodze trup. Wychyliłem się zatem w lewo (A) i przeciągnąłem trupa. Niestety nieco dalej leżał kolejny. Znów musiałem się wychylić. Spróbował go wyciągnąć, a ten mnie zaatakował. Kopałem go zatem ( klikaj myszką), a później ciągnąłem (Q), urywając jego kawałek.
Teraz mogliśmy ruszać dalej do przodu (A). Połowa szwenda cza podążała cały czas za nami. Na szczęście udało się nam uciec i wrócić na farmę. Chwilę później pojawiła się cała nasza grupa. Brenda, czyli właścicielka farmy poszła opatrzyć Marka. Larry znów był wściekły, a ja miałem pewne wątpliwości co do układu jaki niby właściciela farmy zawarli z bandytami. Danny twierdził, że wie, gdzie znajduje się ich obóz. Kenny, tak jak my wszyscy był głodny, chciał tu zostać. Dzieciaki zaś zadowolone mogły skorzystać z huśtawki, którą naprawił Anndy. Gdy zostałem sam, rozejrzałem się, spojrzałem na generator oraz na piłę, która leżała na skrzyni. Otworzyłem bramę, zerknąłem na stóg siana, po czym ruszyłem w stronę altanki, gdzie stała Lilly i jej ojciec. Porozmawiałem z kobietą. Przyjrzałem się szopie, w której jeśli w domu nie byłoby miejsca, spokojnie moglibyśmy się pomieścić. Podszedłem do huśtającego się Ducka. Cleme też chciała się pohuśtać, więc gdy tylko znalazła się na huśtawce, trochę ja pohuśtałem. Pogadałem też z Kenny’m, który chciał bym ruszył do obozu bandytów, im wcześniej, tym lepiej. Wszedłem więc na górę, w stronę stojących przy domu braci i zgodziłem się na wyprawę do obozu. Wędrowałem tam z Danny’m i po jakimś czasie udało się nam odnaleźć obóz. Musiałem się tam po cichu zakraść, ruszyłem więc wolno do przodu. Danny sprawdził namiot, ale nikogo w nim nie było.
Pozostało mi sprawdzić obozowisko. Spojrzałem na garnek, w którym była jedynie woda i na pudełka na stole, które były puste. W skrzynce też nic nie znalazłem. Przyjrzałem się namiotowi, w którym znajdowały się dwa śpiwory, jeden przeznaczony dla dziecka. Zerknąłem na wózek sklepowy, sprawdziłem pudełka z Save Lots, przesunąłem je i znalazłem ukrytą za nimi kamerę.
Niestety padła w niej bateria. Zajrzałem do namiotu, w którym znalazłem zakrwawionego pluszaka, przyjrzałem się śpiworowi i zdjęciu. Podniosłem śpiwór i znalazłem czapkę Clem. Co ona tu robiła? Nagle pojawiła się jakaś kobieta z kuszą. Twierdziła, że farmerzy są źli, że tutaj jest bardziej bezpiecznie niż na farmie. Kobieta coś wiedziała, pewnie powiedziałaby więcej, gdyby nie Danny, którą ją zastrzelił. Nie mieliśmy nic więcej do roboty, więc wróciliśmy na farmę St. Jons. Porozmawiałem z Bertą i dowiedziałem się, że Katja i dzieci są w szopie i zajmują się krową. Spojrzałem jeszcze raz na czapkę Clem, którą znalazłem w namiocie, otworzyłem bramę i ruszyłem do szopy. Krowa mogła lada chwila urodzić. Dałem Clementaine jej czapkę. Zapytałem ją, czy kiedyś komuś ją dawała, czy ktoś ją może jej zabrał? Twierdziła, że nic takiego się nigdy nie wydarzyło. Porozmawiałem z Anddy’m, po czym przyjrzałem się zagrodom. W jednej z nich znalazłem paczkę z St. John, ale były puste. Wyszedłem i moją uwagę zwróciły zabarykadowane drzwi. Pojawił się Kenny. Jemu też się wydawało to dziwne, jakby coś ukrywali?
Kenny twierdził, że słyszał dochodzące stamtąd jakieś dziwne dźwięki, widział też wiele podejrzanych pudeł. Kenny chciał rozwalić kłódkę, ale według mnie nie był to najlepszy pomysł. Przyjrzałem się więc drzwiom jeszcze raz i okazało się, że wystarczyło odkręcić śruby, by otworzyć drzwi. Potem wystarczyło je tylko z powrotem przykręcić. Aby to zrobić, musiałem jakoś odciągać Andy’ego. Opuściłem więc szopę i wyszedłem poza bramę. Na stoliku leżała skrzynka z narzędziami. Otworzyłem ją i zabrałem z niej urządzenie wielofunkcyjne. Ruszyłem do generatora, wyłączyłem go, po czym otworzyłem jego pokrywę używając urządzenia uniwersalnego i za pomocą tego samego urządzenia zdjąłem pasek klinowy.
Pojawił się Andy, który zaczął majsterkować przy generatorze. Wróciłem więc do stodoły i ruszyłem w stronę zamkniętych drzwi. Rozległ się dzwonek na obiad, a ponieważ syn Kenny’ego bardzo nalegał, żeby jego tata poszedł z nim, to Kenny wyszedł, a za nim całą reszta. Zostałem sam. Odkręciłem zatem wszystkie cztery śrubki za pomocą narzędzia uniwersalnego i otworzyłem drzwi. To co zobaczyłem, przeraziło mnie. Była tam sala wyglądająca jak rzeźnia lub sala tortur. Pojawił się Andy, który wytłumaczył mi, że jest to miejsce, w którym rozbierają upolowane przez siebie zwierzęta, bo mama nie lubi jak to robią w domu. Uwierzyłem mu i udałem się na posiłek. Przed jedzeniem chciałem jeszcze umyć sobie ręce. Spojrzałem na zadrapania na podłodze, przyjrzałem się dyplomom wiszącym na ścianie, zajrzałem do łazienki, po czym powoli wszedłem po schodach na górę kierując się rozciągniętym na podłodze czerwonym kablem, który wchodził do szafki z lewej. Otworzyłem ją. Było tam mnóstwo morfiny, jakieś odpady medyczne, wenflony i sól fizilogiczna. Wydało mi się to bardzo dziwne. Podłączyłem kabel zasilający leżący na dole i odszedłem.
Ruszyłem do sypialni. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Przy regale zauważyłem ślady krwi. Przesunąłem więc regał z książkami, odsłaniając drzwi. Nie spodziewałem się, że znajdę tam Marka.
Leżał tam z obciętymi nogami i prosił mnie, byśmy nie jedli obiadu. Przeraziłem się, bo już wiedziałem, że za chwilę, wszyscy na dole będą jeść ludzkie mięso. Pomyślałem i Clementaine i zbiegłem na dół. Krzyknąłem do Clem, by wypluła, to co ma w ustach. Powiedziałem wszystkim, że na górze jest Mark, któremu ucięto nogi i że właśnie je jedzą. Brenda nie zaprzeczała, wręcz przeciwnie. Twierdziła, że są takie, a nie inne czasy i nie mają wyjścia. Kenny chwycił za broń, ale jeden z braci złapał Clem i trzymał ją na muszce. Nagle w drzwiach pojawił się Mark, który jakimś cudem się tutaj doczołgał. Oberwałem kolbą w głowę i ocknąłem się w chłodni w raz z kilkom osobami z mojej grupy. Była tu też Clem. Starałem się ją uspokoić. Larry walił zapamiętale w drzwi. Rozejrzałem się, próbowałem w wszystkimi porozmawiać. Podszedłem do Kenny’ego. Okazało się, że farmerzy mają jego żonę i dziecko. Nagle Larry chwycił się za serce i upadł. Umierał albo już umarł. Lilly próbowała mu pomóc robiąc ojcu masaż serca, Kenny zaś ostrzegał co za chwilę może się stać. Jeśli się obudzi, będziemy mieli problem, jest przecież wściekły i duży postanowiłem pomóc Lilly i zająłem się masażem serca Larrego, ale Kenny postanowił zrobić to co uważa. Na głowie ojca Lilly wylądowało ciężkie pudło, miażdżąc mu twarz. Musieliśmy się stąd wydostać. Rozejrzałem się. Moją uwagę zwrócił klimatyzator. Za nim powinien znajdować się szyb. Musiałem tylko jakoś go zdjąć. Pomyślałem o urządzeniu uniwersalnym, które zabrałem, ale okazało się, że już go nie miałem. Nie miałem też monety. Przypomniałem sobie, że Larry wspominał, że ma w kieszeni jakieś drobne. Podszedłem zatem do Lilly i zapytałem ją o monety. Gdy powiedziała mi, żebym robił to co uważam, przeszukałem jego kieszenie. W jednej znalazłem obrączkę, którą oddałem, a w drugiej monety. Za pomocą monety odkręciłem klimatyzator.
Byłem za duży, by wejść do środka. Zgodziła się to zrobił Clem, więc podsadziłem ją i chwilę później drzwi były już otwarte. Kenny wyszedł niemal natychmiast. Byłem na niego nieco zły. Zagadałem do Lilly, ale chciała pożegnać się z ojcem. Zostawiłem Clem z Lilly i ruszyłem za Kenny’m. Ponownie znaleźliśmy się w rzeźni. To tutaj ćwiartowano ludzi. Mogłem stąd zabrać jeden z trzech przedmiotów do obrony, czyli hak, paralizator lun sierp. Zabrałem sierp. Rozejrzałem się po tym strasznym miejscu, porozmawiałem w Kenny’m, który postanowił wyjść ratować swoją rodzinę. Twierdził, że lepszy taki plan, niż żaden. Co miałem robić ? Ruszyłem więc za nim i otworzyłem drzwi. Byliśmy ponownie w szopie, przed którą siedział Danny, a przy nim leżała broń. Ruszyłem zatem w jego stronę po cichu i dość wolno.
Niestety pojawił się Andy i musieliśmy się ukryć w jednej z zagród. Uchyliłem drzwi (A), by zobaczyć się dzieje. Widziałem jak Danny rozstawia sidła. Wróciłem do zagrody i po raz kolejny wyjrzałem. Danny mierzył do mnie ze strzelby. Musiałem szybko reagować, więc złapałem jego broń i podniosłem do góry. Padł strzał i skierowany został w górę. Danny ponownie załadował i gdy to robił, wbiłem w jego ramię sierp. Niestety nie udało mi się go pokonać, a Kenny się nie ruszał. Na szczęście pojawiła się Lilly, która rzuciła się na Danny’ego, a ten wpadł we własne sidła. Danny twierdził, że świat działa teraz tak, a nie inaczej, że jedni muszą jeść innych. Musiałem zdecydować, czy zostawić go przy życiu, czy zabić. Nie mogłem pozwolić, by dalej mordował ludzi i ich zjadał, więc pozbawiłem go życia. Lilly obiecała zająć się Clem, która była przerażona, a ja postanowiłem poszukać Kenny’ego. Stojąc na zewnątrz i zastanawiając się co dalej, usłyszałem szelest. Okazało się, że to Carley i Ben, którzy postanowili sprawdzić co się z nami dzieje, bo długo nas nie było. Powiedziałem im, by przeszli wzdłuż płotu, a ja postanowiłem ruszyć na pomoc Kenny’emu. Powędrowałem zatem w stronę domu, idąc powoli i po cichu. Słyszałem w domu odgłosy kłótni. Brenda mnie usłyszała, zawołała, pytając o Danny’ego. Udałem, że nim jestem, ale oczywiście mi nie uwierzyła. Ruszyłem zatem odważniej w stronę domu, otworzyłem drzwi i zobaczyłem Brendę trzymającą Katję i mierzącą do niej z broni. Krzyczała, że ją zabije. Starałem się ją jakoś uspokoić, idąc w jej kierunku. Brenda cały czas trzymała żonę Kenny’ego, ale stopniowo wchodziła na górę. Na piętrze leżało truchło Marka, które próbowało sięgnąć po Brendę. W końcu udało mu się to zrobić i Katja była wolna.
Niestety Andy miał Duck’a no i nie było Kenny’ego. Wybiegliśmy więc na zewnątrz, gdzie słychać było krzykiAndy trzymał na muszcze Duck’a, Kenny do niego podbiegł, a Andy strzelił. Kenny upadł. Wszystko działo się bardzo szybko. Andy rzucił się na mnie, więc broniłem się (Q), przy okazji uwalniając Duck’a. Carly strzeliła, ale Andy znów mnie zaatakował. Złapał mnie i zaciągnął do ogrodzenia. Próbował mnie na nie położyć i porazić prądem, więc wszystkimi siłami próbowałem mu przeszkodzić (Q). Uratowała mnie Lilly, która strzeliła. Uderzyłem Andy’ego kilka razy, po czym zostawiłem go. Dowiedział się ode mnie, że jego rodzina nie żyje. Chciał bym walczył z nim dalej, ale ja tego nie chciałem i ruszyłem w stronę stojącej i patrzącej się mojej grupy i odeszliśmy. Generator przestał działać i szwendacze zaczęły wdzierać się na farmę. Los Andy’ego był już przesądzony. Wracaliśmy do obozu. Po drodze rozmawialiśmy. Nagle Duck usłyszał dziwny dźwięk, przypominający samochód. Tak, to było auto, które stało pootwierane na środku polany. Zawołałem, ale nikt się nie odzywał, więc podszedłem w jego stronę. Nikogo w nim nie było, ale był załadowany paczkami z jedzeniem. Mimo tego, że Clem protestowało, przecież mogło to być czyjeś jedzenie, postanowiłem je zabrać. Otworzyłem zatem klapę bagażnika kluczykami, które zabrałem ze stacyjki z otwartego auta.
Wyciągałem zatem po kolei wszystkie paczki, które odbierali ode mnie kolejni członkowie grupy. Wziąłem też bluzę, po czym przekonałem Clem, by ją wzięła. Przecież mogło się zrobić zimno. Carley w jednym z pudeł znalazła baterię i dała je Clementaine. My zaś mogliśmy obejrzeć w końcu to, co było nagrane na kamerze. Kobieta z lasu, którą zastrzelił Danny, obserwowała nas cały czas.
EPIZOD III Przed nami długa droga
Kolejny raz wybraliśmy się wraz z Kenny’m do apteki, mieliśmy wziąć co trzeba i wrócić. Kenny dalej nalegał na wspólny wyjazd. Wspiął się na drabinę i wszedł na ciężarówkę. Niestety jak tylko to zrobił, drabina pękła i zwisała bezwładnie. Gdy ją schwyciłem natychmiast spadła w dół. Musiałem znaleźć inny sposób, by wejść tam, gdzie stał teraz Kenny. Podszedłem zatem do samochodu, który stał z prawej strony i wszedłem na niego. Krzyknąłem do Kenny’ego, by mnie podciągnął, ale rana, którą zadał mu Andy na farmie, dalej mu dokuczała, więc nie miał siły tego zrobić. Podszedłem więc do jeepa i wyciągnąłem linę holowniczą, którą przyczepiłem do ośki. Podszedłem w stronę drzwi jeepa i uruchomiłem holowanie, by przesunąć auto aż pod ciężarówkę.
Teraz wszedłem na auto, Kenny wyciągnął do mnie rękę, więc ją chwyciłem, ale niestety puścił mnie i przewróciłem się na plecy. Nagle usłyszeliśmy krzyk kobiety, która wybiegła z jednej z uliczek. Atakowała ją chorda szwendaczy. Kenny chciał, by zachować ją przy życiu, wtedy mielibyśmy więcej czasu, ale ja nie mogłem pozwolić, żeby tak umierała. Zastrzeliłem ją. Wbiegliśmy do apteki, trupy zwabione dźwiękiem strzały były tuż za nami. Zostało nam mało czasu. Szybko więc zbierałem leki, przeszukując kolejne szafki.
Trupy zaczęły wdzierać się do apteki. Przeskoczyłem podobnie jak Kenny szafkę z prawej, ale żywe trupy, rozwaliły drzwi, które mnie przygniotły. Napierali na mnie, leżącego pod drzwiami. Spróbowałem podnieść drzwi wraz z nimi (Q), a potem je odepchnąć (E). Kenny krzyknął, bym zrzucił na nim lodówkę stojącą z prawej strony. Zrobiłem to. Ta przygniotła jednego z nich. Niestety zaatakował mnie kolejny, uderzyłem go zatem (myszka), po czym zacząłem odpychać (Q i E). W ten sposób szwenadzc nadział się na pręt i nie mógł się ruszyć. Niestety w aptece pojawiały się kolejne trupy, więc uciekliśmy przez dziurę w ścianie i chwili później byliśmy już w motelu. Daliśmy Lilly wszystkie zdobyte leki. Kenny oczywiście znów się za nią pokłócił. Chciał jechać, a ona zamierzała przeczekać tu zimę. Gdy zostałem sam, porozmawiałem ze wszystkimi na dole oraz z Carly, która stała na górze. Twierdziła, że powinienem powiedzieć wszystkim co zrobił, że byłem skazany za morderstwo. Zrobiłem to więc, podchodząc do każdego i mówiąc co się wydarzyło w moim życiu zanim wybuchła zaraza. Na koniec wszedłem do pokoju Lilly. Chciała, by zajął się sprawą ginących zapasów. Zgodziłem się. Pokazała mi latarkę z potrzaskaną szybką, ktoś wrzucił ją do kosza. My nie wyrzucaliśmy rzeczy, naprawialiśmy je. Gdy opuściłem pokój Lilly, pojawił się Duck. Podsłuchał naszą rozmowę i chciał mi pomóc w śledztwie. Cóż musiałem się zgodzić. Rozejrzałem się. Na chodniku, tuż przy rysunkach dzieci, zauważyłem odłamki szkła. Podniosłem jeden z nich i dopasowałem do latarki, którą dała mi Lilly.
Na murze odkryłem znak X. Spojrzałem na niego i dotknąłem. Był namalowany różową kredą. Pojawił się Duck, który twierdził, że to pewnie jakiś znak, po czym ruszył dalej do śledztwa.
Spojrzałem na rysującą Clem. Podszedłem do niej i zapytałem o różową kredę. Okazało się, że ją zgubiła. Wtedy pojawił się Duck, który takie właśnie kawałek różowej kredy znalazł tuż przy bramie. Były tam też ślady na ziemi. Przybiłem mu piątkę, po czym przyjrzałem się bliżej śladom. Postanowiłem rozejrzeć się poza bramą.
Przesunąłem zatem kosz. Ktoś tu był i wyszedłem na zewnątrz. Przyjrzałem się strzałom wbitym w bramę, po czym przeszedłem w prawo, aż do kratki wentylacyjnej. Otworzyłem ją i znalazłem torbę, zabrałem ją, otworzyłem i znalazłem w niej nasze leki.
Wściekła Lilly chciała zwołać wszystkich na zebranie, ale na zewnątrz rozległy się krzyki. Okazało się, że zaatakowali nas bandyci, którzy trzymali naszych na muszce. Miałem ich jakoś zagadać, a Lilly miała zająć się resztą. Próbowałem ich jakoś udobruchać. Przerwał to strzał. Lilly właśnie zabiła jednego z bandytów. Zrobiło się strasznie zamieszanie, wszyscy rozbiegli się w różne strony, a ja musiałem nie dopuścić, by reszta bandytów podeszła bliżej. Schowałem się za samochodem, wychyliłem się (A) i strzeliłem. Było tam ich trzech, wszystkich musiałem zabić. Gdy już to zrobiłem, z prawej pojawiło się jeszcze dwóch, którzy zbliżali się do kasji i dzieci. Wychyliłem się zatem w prawo (D) i zlikwidowałem ich. Niestety tym razem pojawiły się szwenadacze. Jeden z nich napadł na Katję i Duck’a. Strzelił mu zatem w głowę, po czym musiałem jeszcze zastrzelić kilku przy bramie. Udało się nam uciec. W czasie drogi Lilly ciągle krzyczała, była strasznie zła, zaczęła oskarżać wszystkich o kradzież leków i kolaborację z bandytami. Skupiła się na Benie, atakując go coraz bardziej, a potem zaczeła atakować też Carley, która stanęła w jego obronie. Nagle kempingowcem Kenny’ego zatrzęsło. Pod koła wpadł jeden ze szwendaczy. Musieliśmy się zatrzymać. Kenny próbował wydostać go z pod wozu, a Lilly dalej oskarżała, Była coraz bardzie zła, wpadła w jakąś furię i właśnie wtedy strzeliła do Carly, zabijając ją. Byłem wściekły, zdecydowałem, że Lilly nie pojedzie z nami i zostawiliśmy ją na drodze, a my ruszyliśmy dalej. W aucie zawołała mnie Katjaa. Okazało się, że nie jest to koniec naszych kłopotów. Podczas ataków bandytów Duck został pogryziony. Byłem pewien, że się przemieni. Katjaa chciała, bym powiedział o tym Clem, więc podszedłem do niej i usiadłem. Porozmawiałem z nią. Miałem okropny sen. Śniło mi się, że Clementaine mnie atakuje, a ja musiałem się bronić (Q). Obudził mnie krzyk Kenny’ego. Tym razem mieliśmy duży i ciężki problem. Dalszą drogę blokowała stara lokomotywa z wagonami. Z pewnością, nie mogliśmy jej przesunąć. Trzeba się było zatem rozejrzeć. Otworzyłem zatem drzwi przedziału. Wyglądało na to, że ktoś tu pomieszkiwał. Przeszukałem go. Zabrałem podkładkę z mapą – mapa trasy, która prowadziła do Savanna. Stała tam też butelką z wodą. Zabrałam ją, pamiętając, że Katjaa prosiła o wodę dla Ducka.
Otworzyłem drzwi na wprost, przeszedłem przez nie, po czym ruszyłem w stronę lokomotywy. Otworzyłem pokrywę silnika. Odkryłem tam włącznik, który przekręciłem, ale nie się nie stało. Ruszyłem zatem do lokomotywy. Zajrzałem przez szybę w drzwiach i dojrzałem chyba kolejnego szwenadacza. Pojawił się Ben. Postanowiłem go zlikwidować przy użyciu broni, więc mierzyłem do niego z mojego pistoletu, ale strzał nie był potrzebny. Mężczyzna nigdy się nie przemienił. Postanowiłem go przeszukać, więc zrzuciłem go z fotela. Pojawił się Kenny. Ben wcisnął jakiś migający żółty przycisk, ale był to tylko hamulec. Pociąg mógł być naszą szansą, musieliśmy go tylko uruchomić. Spojrzałem zatem na notatnik z napisem Rozruch silnika. Tego było nam trzeba. Problem polegał na tym, że ktoś wyrwał z niego potrzebną nam kartkę. Dostrzegłem jednak, że widać na niej ślady tekstu.
Opuściłem więc pociąg i wróciłem do kempingowca. Przeszedłem do szoferki i zabrałem leżący w kubku ołówek. Wróciłem do lokomotywy i użyłem ołówka na notatniku. W ten sposób miałem gotową instrukcję rozruchu pociągu. Przyjrzałem się jej.
Podszedłem zatem do tablicy z pokrętłami i przyciskami i ustawiłem ją zgodnie z instrukcją.
Panel z numerem 6 ustawiłem przyciski licząc od lewej w następujący sposób:
- pierwszej dźwigni nie ruszałem;
- drugiej dźwigni nie ruszałem;
- trzecią dźwignię podniosłem do góry;
- czwartą dźwignię podniosłem do góry;
- piątą dźwignie podniosłem do góry;
- szóstą dźwignię nie ruszałem;
- siódmą dźwignię podniosłem do góry.
Panel z numerem 5 ustawiłem w następujący sposób:
- przekręciłem lewe pokrętło na pozycję w poziomie.
Opuściłem lokomotywę, by ustawić panel z numerem dziewięć. Udałem się zatem do pierwszej od lewej pokrywy silnika. Otworzyłem ją i ustawiłem panel numer 9:
- przekręciłem zatem gałkę numer 9 raz w lewo i raz w prawo.
Udało mi się uruchomić pociąg. Wróciłem zatem do lokomotywy, by sprawdzić, czy uda się nam ruszyć. Ruszyłem więc górną przepustnicę, ale lokomotywę blokowały wagony. Aby móc odjechać, musiałem je najpierw odczepić.
Wróciłem więc do wagonu, w którym znalazłem mapę i butelkę wody i wyszedłem na zewnątrz. Spojrzałem na pręt połączeniowy. Dzięki niemu mogłem odłączyć wagony, ale potrzebne mi było odpowiednie narzędzie. Wróciłem zatem w stronę lokomotywy i otworzyłem drugą od lewej pokrywę silnika. Na drzwiach wisiały różne klucze. Zabrałem klucz francuski, który był bardzo solidny. Wróciłem więc w miejsce łączenia wagonów i użyłem klucza na wtyku połączeniowym, odczepiając wagony. Dałem też wodę Katji.
Wróciłem do wagonu, w którym pojawił się lokator, który tu mieszkał. Miał na imię Chuck i był kolejarzem. Powiedziałem mu, że zabrałem jego mapę, ale nie miał nic przeciwko, a moje grupa przyjęła go do swego grona bardzo szybko i przyjaźnie. Usiadł z nimi i zaczął grać na gitarze. Porozmawiałem ze wszystkimi, po czym podszedłem do Kaenny’ego. Mogliśmy ruszać. Niestety Duck’woi stale się pogarszało, ale Kenny nie chciał o tym słyszeć. Ruszyłem ponownie przepustnicę i pociąg ruszył. Jechaliśmy jakiś czas, gdy nagle Duck zaczął wymiotować krwią. Wytarłem mu twarz szmatką, tak jak prosiła mnie Katjaa. Poprosiła mnie też, bym poszedł do Kenny’ego, by ten zatrzymał pociąg. Był już czas, Duck umierał. Ruszyłem więc do przyjaciela, ale on nie chciał słyszeć tego co mówiłem i o co prosiła Katjaa. Próbowałem załagodzić sytuację. Kenny miał wyrzuty sumienia w związku ze śmiercią syna Hershela na farmie, a końcu zgodził się zatrzymać pociąg. Duck przemieniał się. Nie pozostawało już nic innego. Nie można było dopuścić do tego, by stał się żywym trupem. Zdecydowałem, że ja się tym zajmę, nie powinni tego przecież robić rodzice. Kat chciała, żeby odbyło się to w lesie, wzięła zatem Ducka i razem z Kenny’m ruszyli do lasu. Gdy zamierzałem wejść do lasu, zaczepiła mnie Clem. Chciałem być wobec niej szczery, więc powiedziałem jej, że zamierzam skrócić cierpienia Duck’a. Nagle z lasu dobiegł nas strzał. Pobiegłem więc tam i zobaczyłem leżącą na ziemi Katję. Nie wytrzymała, zabiła się. Zabrałem broń od załamanego Kenny’ego i strzeliłem do Duck’a. Musieliśmy ruszać dalej. Clem była bardzo smutna. Podobno Chuck powiedział jej, że to co spotkało Duck’a, spotka i ją. Byłem na niego wściekły, więc ruszyłem, żeby z nim pogadać. Nie zaprzeczał, że tak powiedział, wręcz przeciwnie dał mi radę. Twierdził, że powinienem nauczyć Clementaine strzelać i zrobić coś z jej włosami, które z łatwością mógł złapać jeden z żywych trupów. Powiedział, że w jego wagonie znajdę plecak, w a nim nożyczki. Wróciłem więc do wagonu, zajrzałem do plecaka. Zabrałem też butelkę Whiskey, która tam stała. Porozmawiałem z Clem. Chciałem ją nauczyć strzelać. Ona trzymała broń, a ja kierowałem w jakim kierunku ma strzelać: lewo, prawo, wyżej, niżej, czy spokojnie.
Gdy Clementaine samej udało się strzelić do butelki i stłuc ją, zadanie było wykonane. Nauczyłem ją jak się bronić, pozostały jedynie włosy. Użyłem więc na niej nożyczek. Obcinałem jej włosy, przy okazji z nią rozmawiając, gdy już włosy były opanowane wróciłem do Chucka. Dałem mu butelkę Whiskey, a ten powiedział mi, że chętnie by się z kimś napił. Wróciłem więc do lokomotywy, do Kenny’ego i zaproponowałem mu napicie się z Chuck’em. Gdy Kenny wyszedł, zabrałem mapę z zasobnika z mapami.
Ruszyłem do wyjścia i pojawił się Kenny, a ja postanowiłem jeszcze raz porozmawiać z Vlem, by wyjaśnić jej, co czeka nas w Savanna. Gdy szedłem do wagonu, w którym siedziała Clem, zaczepił mnie Ben. Przyznał się do tego, że to on kradł leki i dawał je bandytom, czuł się winny tego co potem się zdarzyło. Kazałem mu póki co milczeć i tak nic to już by nie zmieniło. Wróciłem do Clem i pokazałem jej mapę. Dziewczynka chciała w Savanna odnaleźć rodziców, przecież byli tam na wycieczce, ja zaś chciałem wraz Kenny’m odnaleźć łódź. Zgodziłem się najpierw odszukać rodziców, a potem poszukać łodzi. Mieliśmy plan, to cieszyło Clementaine. Niestety nie udało się nam dojechać do Savanna. Musieliśmy się zatrzymać, bo dalszą drogę blokowała zwisająca z mostu cysterna z benzyną. Wysiedliśmy. Dostrzegliśmy na górze dwójkę ludzi. Postanowiłem do niej dołączyć. Ruszyłem zatem na drabinę. Tak poznałem Christe i Omida. Po rozmowie z nim, przeszukałem ciężarówkę, w której znalazłem tylko izolację, zabrałem ją. Spojrzałem na generator, który był pusty i na zaczep zwisającej na dół cysterny, po czym zszedłem na dół. Kenny poszedł z Omidem pokazać mu, tak na wszelki wypadek jak obsługiwać pociąg, a ja przyjrzałem się cysternie. Nie mogliśmy jej przebić, bo to groziło wybuchem. Postanowiłem ruszyć więc na stację, by poszukać czegoś przydatnego. Clem chciała iść ze mną, więc zgodziłem się. Przyjrzałem się ścianom i sufitowi, na którym był niepokojący napis, po czym ruszyłem w prawo. Clem była szybsza i próbowała sama otworzyć drzwi. Na szczęście były one zamknięte. Powiedziałem jej, że nie może tak robić, musi czekać na mnie zanim nie sprawdzę, czy w środku jest bezpiecznie. Spojrzałem na uchylone na górze okno. Clem zaproponowała, że zajrzy do środka.
Podsadziłem ją zatem i gdy się zastanawiałem jak otworzyć drzwi, Clem już to zrobiła. Ponieważ w środku było dość ciemno, podstawiłem pod drzwi klucz francuski. Wewnątrz spojrzałem na okratowane drzwi, które były również zamknięte, ale na górze znajdowała się szpara, przez którą Clem mogła się przecisnąć. Podsadziłem ją zatem po raz kolejny. Miała poszukać klucza, lecz nagle krzyknęła. W moim kierunku szło dwóch szwendaczy. Spojrzałem na leżący w drzwiach klucz francuski i gdy była taka możliwość (poczekaj aż klawisz S będzie aktywny), cofałem się w tył. Mogłem się też bronić uderzając stwory, który były dość szybkie. Gdy byłem już przy drzwiach, sięgnąłem po klucz, który trzymał drzwi i uderzałem nim w trupy, pozbywając się ich. Podszedłem teraz do Clem, która trzymała w ręku broń. Niestety w moim kierunku szedł kolejny szwenadacz. Poprosiłem Clem, by podała mi klucz, zabrałem go, otworzyłem nim drzwi, wszedłem do środka i złapałem broń, która trzymała Clem i zabiłem stwora. Musiałem działać bardzo szybko.
Pojawiła się Christa, którą zaalarmował dźwięk strzału. Nie podobał się jej pomysł zabrania tu Clem. Zabrałem paliwo, które tu się znajdowało i opuściłem stację. Zanim wszedłem na górę, tak jak prosił Omid, porozmawiałem z Christą, po czym powędrowałem po drabinie na górę. Użyłem palnika na zwisającej cysternie, ale wąż był dziurawy. Zakleiłem zatem wąż za pomocą taśmy i ponownie użyłem palnika na cysternie. Omid w porę mnie złapał, bo inaczej pewnie bym zleciał w dół. Niestety cysterna dalej nie chciała się odczepić, ale przesunęła się i nie mogłem sięgnąć do zaczepu by go przepalić. Dałem zatem palnik Omidowi. Ja trzymałem go za rękę, a on zajął się spawaniem. Nagle usłyszeliśmy wołanie Ben’a. W naszym kierunku szła chmara szwendaczy, krzyczałem do Omida, by pracował szybciej. Gdy cysterna już spadła, krzyknąłem do Kenny’ego, by ruszył. Nam pozostało skakać na dach pociągu. Kliknąłem więc na balustradę za mną, by skoczyć.
Omid się ociągał, ale w końcu skoczył. Niestety tak niefortunnie, że spadł. Christa ruszyła mu na pomoc. Biegli w stronę wagony. Omid był ranny, wychyliłem się, by złapać Christę i pomóc wsiąść im do pociągu. Omid był ranny, ale jechaliśmy dalej. Clem zasnęła bardzo szybko, jak nigdy dotąd. Rozmawiałem z Kenny’m gdy nagle odezwała się krótkofalówka, a w niej mężczyzna, który znał Clementaine. Ktoś wiedział gdzie jedziemy.
EPIZOD IV Za każdym rogiem
Wędrowaliśmy ulicą zmierzając w stronę rzeki. Z nogą Omid’a nie było najlepiej. Nagle odezwał się dzwon kościelny, a mnie zdawało się, że widzę na dachu jakąś postać. Odezwał się też ten sam ktoś w krótkofalówce. Twierdził, że powinniśmy się schować. Miał rację, bo po chwili na ulicy zaroiło się od szwenadaczy. Zaczęliśmy się bronić i uciekać. Jeden z trupów złapał Kenny’ego i trzymał go za nogę, więc strzeliłem mu w łeb. Zobaczyłem jak grupa trupów atakuje Clem i Ben’a. Krzyknąłem do chłopaka, by ją ratował, a ten zaczął uciekać. Pozostało mi więc tylko strzelanie do truposzy zbliżających się do Clementaine. Musiałem strzelać bardzo celnie. Przy jednym z nich pomógł mi Chack, która zabijał je za pomocą szpadla. On został, a nam udało się uciec na jakieś podwórko. Musieliśmy jakoś dostać się do środka. Spojrzałem na drzwiczki dla psa, te znajdujące się w drzwiach, przy których stał Ken. Niestety też były zamknięte. Zaciekawiało mnie to, co powiedział na temat takich drzwi Omid. Podobno znał kiedyś taką rodzinę, której pies nosił obrożę z chipem, który jak tylko zwierze podeszło do drzwi, otwierało zamek tych psich drzwiczek. Tylko gdzie mógł być pies? Zabrałem łopatę, która stała na podwórku i zajrzałem do budy. Tam psa nie było. Przy budzie znajdował się za to świeży kopiec ziemi. Zastanawiało mnie, co też tam zakopano. Użyłem zatem łopaty na ziemi i po chwili wykopałem psa, który na szyi miał taką właśnie obrożę. Zabrałem ją.
Przyłożyłem obrożę do psich drzwiczek i po chwili zamek puścił. Zanim wykombinowałem jak dosięgnąć do klamki, Clem była już w środku i otworzyła nam drzwi. Wściekłem się na nią i może byłem trochę za ostry, ale byliśmy w domu. Postanowiłem, że zanim ruszymy w poszukiwaniu łodzi, nieco odpoczniemy. Musieliśmy najpierw przeszukać dom, kto wie kto się tu chował? Przeszukałem cały parter, otwierając wszystkie drzwi, ale nikogo nie znalazłem. Porozmawiałem także z Clem mężczyzny, z którym rozmawiała przez krótkofalówkę. Nie dowiedziałem się co miała mi powiedzieć, bowiem zawołał mnie Ben. Podobno Ken usłyszał coś na górze i wszedł na strych. Wspiąłem się zatem po drabinie na górę (użyj klawiszy strzałek). Na strychu zobaczyłem Kenny’ego, który czemuś się wpatrywał i stał nieruchomo. To co zobaczyłem zmroziło mi krew z żyłam. Był tam chłopiec, który umarł z głodu, mały, przeraźliwie chudy trup, który nie miał nawet siły, by się na nas rzucić. Ukróciłem jego cierpienia, strzelając do niego, po czym podniosłem go i pochowałem go razem z jego psem, w dole.
Zasypywałem grób za pomocą łopaty, gdy nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Ktoś mnie obserwował, a po chwili uciekł. Krzyknąłem za nim, ale zniknął. Wszyscy wybiegli z domu, zobaczyć co się dzieje. Kenny chciał ruszyć na poszukiwanie łodzi, ale ja chciałem dalej sprawdzać dom, miałem nadzieje znaleźć jakieś jedzenie lub leki, ale ponieważ Ken się upierał, postanowiłem, że Ben popilnuje Clem, a reszta przeszuka dom. Powiedziałem chłopakowi, by dobrze jej pilnował i strzelał do wszystkich i wszystkiego co pojawi się w domu. Ruszyliśmy z Kenny’m w stronę portu. Nagle znów rozległ się dzwon, ale tym razem odciągnął on od nas kolejnych szwendaczy. Po chwili dotarliśmy nad wodę, ale łodzie, które tam były wyglądały okropnie. Miałem zająć się obserwacją morza za pomocą teleskopu, zaś Ken zajął się jedną z łodzi. Rozejrzałem się zatem. Spojrzałem na kiosk z gazetami oraz na transparent z napisem „uciekajcie”. Przyjrzałem się także drzwiom z dziwnym oznaczeniem, tuż obok znajdowała się sterta, barykada ułożona z zabitych już żywych trupów, a między nimi tkwiły trzy bale z nabitymi na nich trupami. Użyłem teleskopu, ale okazało się, że potrzebowałem monet. Wtedy odezwał się Ken. Niestety łódź przy której dłubał, okazała się być bardziej zniszczona niż mu się zdawało. Kenny zobaczył także barykadę zrobioną z trupów. Ruszyłem do automatu z gazetami i uderzyłem w niego kilka razy kluczem francuskim i miałem już potrzebne monety.
Wróciłem do teleskopu, wrzuciłem monety i spojrzałem przez teleskop. Na morzu nie widziałem żadnej łodzi. Przesunąłem teleskop maksymalnie w lewo. Na jednym budynków zobaczyłem jakiegoś człowieka, który schodził na dół.
Schowaliśmy się. Osoba zbliżała się do kiosku. Postanowiliśmy ją jakoś dopaść. Kenny miał mnie osłaniać, a ja miałem podejść do kiosku, w którym stała ta osoba. Podszedłem zatem po cichu do kiosku. Osobnik wszedł za ladę i zniknął mi z oczu. Wychyliłem się (W) i spróbowałem uderzyć go kluczem, ale nie wycelowałem. Dostałem niezły cios i upadłem. Pewnie zginąłbym, gdyby nie pojawiła się Clem, krzyknęła i napastnik zrezygnował w uderzenia mnie. Okazało się, że jest nim dziewczyna. Pojawił się Ken, który chciał do niej strzelić, ale go powstrzymałem. Dziewczyna oczywiście powaliła go na ziemię. Napastniczka miała na imię Molly. Opowiedziała mi o Crowford. Była to zamknięta grupa, która nie przyjmowała nowych ludzi, a tym bardziej chorych, rannych i nie było wśród nich dzieci. Dziewczyna twierdziła, że nie znajdziemy tu żadnej łodzi. Nagle pojawiły się trupy. Molly uciekła w uliczkę, zarzuciła swój toporek i zaczęła wspinać się na górę. Krzyknąłem do niej, że przecież nas tu nie zostawi. Nie była przekonana, ale Clem udało się ją przekonać i po chwili Clementaine była już na górze, za nią Ken, ale mnie się nie udało. Kenny wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłem ją, ale wyślizgnąłem się. Przesunąłem kontener, odsłaniając właz prowadzący do kanału. Próbowałem go otworzyć, ale nie mogłem. Molly rzuciła mi więc swój toporek, chwyciłem go więc i otworzyłem nim właz prowadzący do kanału (Q). Z obu stron w moim kierunku zmierzały truposze. Byłem na dole. Krzyknąłem do Clem, by wracała do domu. Tam mieliśmy się spotkać. Zszedłem po schodach na dół, spojrzałem na kratkę z lewej, po czym ruszyłem do tunelu prowadzącego w dół. Próbowałem pomału zejść, ale było strasznie ślisko i zjechałem w dół.
Znalazłem w połowie niedojedzonego szczura. Znaczyło to, że były tu jakieś szwendacze. Ruszyłem w lewo, a potem przed siebie. Zobaczyłem rurę, usłyszałem też dochodzący z lewej strony głos szwendaczy. Przyjrzałem się rurze. Była to rura odpływowa. Ruszyłem zawór w lewo. Ponieważ drogę blokowały trupy, zjadającego kogoś, wszedłem do tunelu z lewej.
Znalazłem tu kolejną rurę z zaworem, którą przekręciłem w prawo. W ten sposób z rury za mną zaczęła wylewać się woda. Widziałem jak stoi tam jeden ze szwendaczy. Zauważyłem też, że zawór jest poluzowany. Zabrałem go. Przy wyjściu niestety pojawił się żywy trup. Ruszyłem więc w lewo.
Obróciłem się i szedłem przed siebie. Spróbowałem otworzyć kratę, ale gołymi rękami bym tego nie zrobił. Użyłem zatem toporka Molly, by otworzyć zasuwę kraty.
Wyszedłem wyjściem przede mną i podszedłem do rury, która nie miała zaworu. Umieściłem zatem zawór na rurze i przekręciłem go w prawo. Woda zaczęła wylewać się kratą tuż przy mnie. Szwendacze nadchodziły.
Schowałem się zatem w tunelu z lewej (tam skąd przeszedłem) i ruszyłem tym tunelem przed siebie. Poczekałem aż trupy przejdą, po czym powędrowałem w lewo, w stronę kraty, przy której siedział jeden ze szwendaczy.
Zobaczyłem, że zjadaną osobą był Chuck. Zabrałem broń, która przy nim leżała. Niestety magazynek był pusty, po czym ruszyłem w stronę szwendacza siedzącego przy kracie. Gdy byłem już blisko, moja nogę złapał jeden z truposzy, którego ręka wyłoniła się z kanału. Odrąbałem ją za pomocą toporka Molly, a potem broniłem się (Q i E). W moją stronę zbliżała się szwendaczka, którą też potraktowałem toporem. Spróbowałem otworzyć kratę, ale było to niemożliwe. Nie zdołałem też podnieść drabiny. Wszedłem zatem na górę, spojrzałem w górę. Postanowiłem użyć na przejściu na górze topora by go jakoś zaczepić i przypadkiem obluzowałem znak, odsłaniając za nim przejście.
Przesunąłem więc znak i wszedłem w przejście. Znalazłem się chyba w jakimś starym schronie. Spojrzałem na łóżko, na jedzenie i na regały, po czym otworzyłem drzwi, za którymi była sala, w niej grupa ludzi. Staruszek imieniem Veron mierzył do mnie z broni, był ciekawy, czy jestem z Crowford, ale przecież nie byłem. Zabrałem mu broń i porozmawiałem z nimi. Dowiedziałem się, że kiedyś żyli w tej grupie, ale zostali z niej wyrzuceni gdy zachorowali na raka. Poprosiłem go o pomoc, po czym zrobiłem, albo raczej powiedziałem coś, z czego nie jestem dumny. Skłamałem, że mamy w posiadaniu leki. Zgodził się mnie wyprowadzić i po chwili byliśmy już w domu. Zawołałem do Clem, ale nigdzie jej nie było. Podobno kręciła się gdzieś w pobliżu. Pojawiła się Christa, która powiedziała mi, że z Omidem nie jest najlepiej. Mieliśmy lekarza, którym był Veron, ale ten chciał najpierw zobaczyć leki, których przecież nie mieliśmy. Mimo tego Veron zajął się Omid’em, ja zaś postanowiłem poszukać Clem. Sprawdziłem więc wszystkie pokoje, ale w domu jej nie było. Wszedłem do gabinetu, gdzie znalazłem rysunek Clementaine, sprawdziłem łazienkę, po czym wszedłem do sypialni, gdzie znalazłem Molly, grzebiącą w rzeczach. Dowiedziałem się od niej, że Clem była ostatnio na dole, wraz z Kennym i Benem. Zszedłem więc na dół i w salonie zobaczyłem Kenny’ego i Ben’a. Ken był piany. Próbowałem zabrać mu butelkę, ale mi na to nie pozwolił. Byłem wściekły na Ben’a, przecież miał pilnować Clem, a tymczasem pozwolił się jej samej bawić na dworze. Wyszedłem zatem na podwórze, zawołałam, ale nie odpowiadała mi. Nagle drzwi porośnięte bluszczem zaczęły się ruszać. Otworzyłem je zatem i znalazłem Clementaine.
W garażu, w którym była stała cały czas potrzebna nam łódź. Czekałem na jakieś wieści od Kenny’ego, który sprawdzał łódź. Dowiedziałem się też od Verona, gdzie w ranę Omid’a wdało się zakażenie i bez leków nie przeżyje. Pojawił się Ken z wieściami na temat łodzi. Otóż brakowało w niej paliwa no i akumulator się wyczerpał, ale ogólnie łódź była sprawna. Nie było sensu sprawdzać ulic, bo nic tam według Molly nie było, Crowford też odpadało, bo nie przyjmowali ani dzieci, ani chorych. Pozostało się nam zakraść do szkoły, siedziby Crowford. Veron obiecał pomóc, ale potrzebował mapy. Miałem takową, więc pokazałem mu ją. Mieliśmy plan, by dostać się tam i zabrać zapasy i leki. Clem też chciała z nami iść. Możę zrobiłem źle, ale zgodziłem się, by z nami poszła. Mieliśmy ruszyć nocą. Na podwórzu podszedł do mnie Kenny, który powiedział mi, że do łodzi nie wszyscy się zmieszczą. Pojawił się Vernon wraz Brie, która uczyła się w szkole, w której swoją siedzibę mieli członkowie Crowford. Znała rozkład tego budynku. Ruszyliśmy więc. Vernon nie chciał się zgodzić, by Clem poszła z nami, ale ja nie mogłem zostawić jej samej z chorym Omid’em. Zabraliśmy więc trochę sprzętu i ruszyliśmy. Po chwili byliśmy już w tunelu, tuż pod szkołą. Wszedłem zatem na drabinę i otworzyłem właz (W), po czym wyszliśmy na zewnątrz. Vernona bardzo zdziwiło, że na zewnątrz nie było żadnych strażników, ani patroli. Christa wypatrzyła jednego z nich, więc podszedłem do niego po cichu i okazało się, że to nie człowiek, ale szwendacz. Niestety podwórze pełne było trupów, więc uciekliśmy do budynku. Mieliśmy przeszukać to miejsce, poprowadziła nas Brie i po chwili byliśmy już w klasie. Sprawdziliśmy mapę – rozkład kolejnych budynków i już wiedzieliśmy gdzie szukać leków, paliwa i akumulatora.
Kenny ruszył do szopy po paliwo, Christa wraz z Vernonem ruszyli w poszukiwaniu leków, a ja wraz z Molly miałem ruszyć w poszukiwaniu akumulatora. Spojrzałem jeszcze raz na mapę, by się upewnić, po czym porozmawiałem z Ben’em, który miał wyrzuty sumienia Wyszedłem z klasy i ruszyłem w lewo. Po drodze mogłem jeszcze poczytać ogłoszenia z zasadami panującymi w Crowford i obejrzeć zdjęcia ich przywódcy. Ruszyłem w lewo, w stronę Molly, a potem w prawo, do drzwi prowadzących na alejkę. Nigdzie nie mogłam znaleźć Molly, wszedłem zatem do szopy z lewej, po czym spojrzałem do góry, na dziurę. Wspiąłem się po deskach i przeskoczyłem na kolejne podwórko. Tu znalazłem drzwi do warsztatu, spróbowałem je przeskoczyć, ale były zepsute. Spojrzałem przez ogrodzenie. Po drugiej stronie kręciły się szwendacze.
Ruszyłem więc z powrotem, gdy nagle na beton przede mną spadł jeden ze szwendaczy. Pojawiła się Molly, który waliła w niego zapamiętale. Powiedziałem jej, by się uspokoiła i że znalazłem wejście do warsztatu, ale nie mogę go otworzyć. Okazało się, że Molly znalazła podnośnik, dzięki któremu mogliśmy otworzyć drzwi warsztatu. Niestety trupy zaczęły napierać na ogrodzenie, które zaczęło się przechylać. Podłożyłem zatem szybko podnośnik pod drzwi warsztatu i zacząłem nim kręcić (Q), by podnieść drzwi. Udało się nam wejść do środka. Ja miałem się rozejrzeć, a Molly pilnowała drzwi. Spojrzałem na ciężarówkę, ale nie było w niej akumulatora. Przyjrzałem się zatem samochodowi z lewej strony. Był podniesiony do góry, widziałem migającą lampkę alarmu, więc musiał być i akumulator. Tylko jak się do niego dostać? Spojrzałem więc na panel kontrolny, który kontrolował podnośnik. Kliknąłem na niego, ale nie działał. Przyjrzałem się zatem wężowi hydraulicznemu. Potrzebowałem czegoś, czym mógłbym go przyciąć.
Podszedłem więc do Molly, zagadałem ją i pożyczyłem od niej jej toporek, a raczej młotek – Hildę i przy jej pomocy przeciąłem wąż. Podnośnik zaczął się obniżać, ale niestety zbyt szybko. Samochód uderzył o podłogę, włączając alarm. Molly zabrała swój młotek, a ja ruszyłem po akumulator. Odkręciłem śrubki, zdjąłem klemy (kliknij na dole), po czym zabrałem akumulator.
Włożyłem go do plecaka Molly, która chwilę później stała już na ciężarówce. Wspiąłem się tam też i ja. Szwendacze wdarły się już do warsztatu i trzęsły ciężarówką. Strzeliłem zatem do szyby z prawej strony, Molly zarzuciła swój toporek i wskoczyła na górę, a ja chwyciłem jej rękę. Byliśmy na dachu. Dziewczyna niewiele myśląc rozpędziła i przeskoczyła na sąsiedni dach. Cóż było robić? Skoczyłem i ja, choć się wahałem. Znalazłem się z powrotem w szkole, ale Molly nie zeszła ze mną na dół. Twierdziła, że ma jeszcze coś do załatwienia. Wciąż miała ze sobą akumulator. Podszedłem do Veronona i Christy stojących przed pokojem lekarskim i próbujących otworzyć drzwi owego pokoju. Wrócili Kenny i Brie, ale idąca za nich grupa szwendaczy próbowała wedrzeć się do szkoły. Próbowałem im pomóc zamykając drzwi (Q i E), lecz te nie chciały się zamknąć. Chwyciłem więc toporek i podłożyłem go pod drzwi. Kenny i Brie mieli ze sobą paliwo. Wróciliśmy do klasy. Clem ucieszyła się na mój widok. Kenny zajął się otwieraniem drzwi wraz z Ben’em, a ja porozmawiałem z wszystkimi Brie jednak nie mogłem, bo mi nie ufała. Wyszedłem z klasy i ruszyłem pod drzwi, przy których stali Vernon i Christa. Nie było ich tam, ale w drzwi dobijała się banda szwendaczy. Podbiegłem i schowałem się za szafką, po czym wychyliłem się (W) i strzeliłem do jednego z nich. Strzał spowodował, że obróciły się w moją stronę, więc strzelałem do nich po kolei, musiały to być bardzo celne strzały. Gdy już pozbyłem się chodzących trupów, wszedłem do gabinetu. Porozmawiałem tam z Veronem i z Christą. Okazało się, że potrzebna nam leki są zamknięte w sejfie, do którego nie znany kodu. Rozejrzałem się więc po pokoju. Przyjrzałem się kamerze, która była skierowana na sejf. Pomyślałem, że może nagrało się coś, coby pomogło nam rozgryźć kod. Użyłem zatem kamery, ale nie było w niej kasety. Spojrzałem zatem na dokumentację medyczną leżącą na biurku, otworzyłem ją i znalazłem kasetę. Włożyłem ją do kamery i obejrzeliśmy nagranie.
Nagranie dotyczyło kobiety, członka Crowford, która zaszła w ciąże, a lekarz miał obowiązek ją usunąć. Poznałem tego lekarza. Był jednym ze szwendaczy, którego widziałem w alejce. Opuściłem więc gabinet lekarski i wyszedłem na uliczkę, gdzie powędrowałem do szopy. Tu zaatakował mnie szwendacz. Walczyłem z nim (Q i E), po czym wszedłem na górę i przeskoczyłem w uliczkę w warsztatem. Tu znalazłem trupa owego lekarza z nagrania. Pozbyłem się go za pomocą buta i przeszukałem zwłoki lekarza. Znalazłem kasetę, był na niej jakiś kod, ale miał więcej niż cztery cyfry.
Wróciłem do gabinetu lekarskiego, umieściłem kasetę w kamerze i obejrzeliśmy kolejne nagranie. W ten sposób dowiedzieliśmy się, co stało się w Crowford. Anna, kobieta, której lekarz miał usunąć ciąże, wbiła mu w bok skalpel, a sama uciekła. W ten sposób rozpętało się w szkole piekło, które skończyło się tak jak wszyscy teraz widzieliśmy. W nagraniu widać też było jaki kod do sejfu wybiera lekarz. Christa się popłakała, sami nie wiedzieliśmy dlaczego, zaś Vernon zabrał potrzebne nam leki. Powinno starczyć ich dla nas i dla grupy Verona. Christa i Vernon wyszli, a ja postanowiłem jeszcze chwilę zostać, by sprawdzić, czy wszystko zabraliśmy. Wyszedłem na zewnątrz i ruszyłem w stronę klasy. Pojawiła się Molly, która bardzo mnie wystraszyła. Miała ze sobą akumulator, który mi oddała. Trzymała w ręce jakieś zdjęcie, ale nie chciała nic na ten temat powiedzieć. Nagle znów rozległ się dźwięk dzwonu. Był to znak, że powinniśmy spadać. Ruszyliśmy więc do przodu, gdy nagle pojawił się Ben. Trzymał w dłoni toporek, który włożyłem między drzwi. W ten sposób do szkoły zaczęły wdzierać się trupy. Molly rozprawiła się prawie ze wszystkimi, ale jeden z nich ją zaatakował. Ja nie zdążyłem strzelić, ale zrobiła to Clementaine. Wbiegliśmy do klasy. Kenny rozbijał drzwi zbrojowni, przez które mieliśmy uciec. I wtedy Ben nie wytrzymał i przyznał się. Powiedział, że to on dogadał się z bandytami. Ken się wściekł, rzucił się na Ben’a, ale go powstrzymałem. Chciał zostawić Bena w szkole, ale głosowaliśmy, a ponieważ uznałem, że Clem też może głosować, dzięki temu, Clem zagłosowały, by Ben ruszył dalej z nami. Nagle do klasy wtargnęły trupy. Jeden złapał Brie, która zginęła. Uciekliśmy do zbrojowni, z której niewiele zostało, a na dodatek, nie dało się zamknąć drzwi, bo zamek był popsuty. Zbiegliśmy na dół. Otworzyłem drzwi, ale było za nimi mnóstwo szwendaczy. Wróciliśmy zatem do góry. Kenny znalazł strzelbę i dał mi ją, ale szwendacze wtargnęły już do zbrojowni. Cofałem się w tył, wchodząc na schody (S) i strzelałem do nich. Niestety moja noga utknęła w jednym ze schodów. Musiałem więc próbować ją jakoś wyciągnąć, jednocześnie strzelałem do wchodzących na górę szwendaczy i próbowałem wyciągnąć nogę, klikając na nią. W końcu się uwolniłem. Pewnie bym zginał , gdyby nie Christa, która zastrzeliła dwóch szwendaczy stojących przy mnie zbyt blisko. Postanowiliśmy uciekać i zeszliśmy po drabinie. W zbrojowni zostałem tylko ja i Ben. Nagle znów zaczął bić dzwon. Zobaczyłem wiszącego na sznurze dzwonu trupa, który złapał Bena, bowiem stał w zasięgu jego rąk. Strzeliłem do trupa. Ben wisiał teraz nad przepaścią. Zdołałem go jednak złapać. Chciał żebym go puścił, ale nie zamierzałem tego zrobić, więc wciągnąłem go na górę i uciekliśmy.
Wróciliśmy do domu. Myśleliśmy, że Omid nie żyje, bo się nie ruszał, ale okazało się, że tylko mocno śpi. Dostał leki, które zdobyliśmy i Vernon był dobrej myśli. Chciał teraz ze mną porozmawiać na osobności. Był na mnie wściekły. Twierdził, że może zabrać Clem ze sobą. Nie zgodziłem się oczywiście i Vernon odszedł. Odeszła także Molly. Wróciłem do Clementaine. Miała nadzieję, że odszukamy jej rodziców, ale było to niemożliwe. Rozpłakała się, po czym położyła przy oknie, a ja usiadłem na kanapie i nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Gdy się obudziłem, w pokoju nie było Clem. Wyszedłem na podwórze. Na trawie leżała czapka Clementaine. Podniosłem ją i nagle usłyszałem dźwięk krótkofalówki. Przeskoczyłem przez ogrodzenie i podszedłem do kartonu leżącego na kuble na śmieci. Obok leżała krótkofalówka. Podniosłem karton, myśląc, że ukrywa się tam Clem, ale był tam jedynie szwendacz, który mnie zaatakował. Zostałem ugryziony. Udało mi się go zabić. Pojawiła się reszta grupy. Usłyszałem, że wszyscy mnie wołają. Zobaczyłem, że wszyscy martwią się o Clementaine, więc postanowiłem pokazać im ugryzienie.
Obiecali mi pomóc, kto wie ile mi zostało czasu ? Ruszyliśmy z powrotem do starego bunkra, ale Vernona i jego grupy już nie było. Wyglądało to tak, jakby uciekli w pośpiechu. Nagle usłyszeliśmy pomrukiwania setek szwendaczy, którzy wędrowali po ulicy. Odezwała się też krótkofalówka, w której usłyszałem glos porywacza Clem i nie był to Vernon, jak myślałem. Fecet mi groził.
ROZDZIAŁ V Nie mamy czasu
Moja, nasza sytuacja była zła. Ktoś przetrzymywał Clem, na ulicach roiło się od szwendaczy, a ja byłem ugryziony. Musiałem znaleźć inne wyjście ze schronu. Otwierałem wszystkie szafki i w jednej z nich znalazłem urządzenie zwane rozwieraczem. Zabrałem je.
Udałem się na górę i włożyłem rozwieracz między drzwi, po czym użyłem go, by je otworzyć. Nagle poczułem się źle i straciłem przytomność. Gdy ją odzyskałem, zobaczyłem nad sobą moją grupą, która chciała mi coś zrobić. Krzyknąłem, by mnie nie zabijali. Okazało się, że chcieli mi odciąć rękę, w nadziei, że wirus się nie rozprzestrzeni. Kenny twierdził, że dzięki temu zyskam trochę czasu. Zgodziłem się, przecież potrzebowałem czasu. Boże, to było straszne, bolało jak diabli, kolejny raz straciłem przytomność i gdy już ją odzyskałem, było już po wszystkim. Ręka piekła mnie jak diabli, dalej miałem wrażenie, że czuję jeszcze palce. Musieliśmy jednak ruszać dalej. Weszliśmy zatem do windy, którą udało mi się otworzyć zanim zemdlałem. Czekała mnie tam wspinaczka po drabinie, co posiadając jedną rękę nie było łatwe (W). Jakiś czas później byliśmy już na dachu. Spojrzałem na wieżę kościoła. Niedaleko znajdował się dom, w którym mieszkaliśmy. Musieliśmy jakoś zejść na dół i przedostać się do domu. Gdyby tylko udało się uruchomić dzwon. Póki co porozmawiałem ze wszystkimi. Podszedłem do Omid’a i spojrzałem na dzwonnicę. Musiałem się tam jakoś dostać. Powędrowałem więc w prawo i zabrałem drabinę, którą oparłem o dzwonnicę (kliknij na ikonę drabiny). Ponieważ miałem najmniej do stracenia, postanowiłem to ja wspiąć się po drabinie na wieżę. Zrobiłem to więc.
W połowie drogi zaczep rozkładanej drabiny puścił i aby nie spać musiałem przeskoczyć. Na szczęście się udało i byłem bezpieczny na dzwonnicy. Poszukałem innego wyjścia. Była tam klapa, ale niestety zamknięta. Pociągnąłem zatem za linę, by uruchomić dzwon. W ten sposób trupy ruszyły w naszą stronę.
Nie było innego wyjścia, więc żeby wrócić, pozostało mi tylko jedno. Musiałem skoczyć. Zrobiłem to więc (skacz, jak pojawią się ikony ręki). Zbiegliśmy z dachu i w końcu dotarliśmy do domu. Omid znalazł list w garażu, w którym nie było już łodzi. Zabrała nam ją grupa Vernona. Musieliśmy wracać do domu. W między czasie Ken miał sprzeczkę z Ben’em. W domu niestety nie było tak bezpiecznie jak się nam zdawało. Trupy wdzierały się do środka. Rozdzielaliśmy zadania, ale trupy napierały na frontowe drzwi. Ruszyłem biegiem na pomoc, ale jeden z nich złapał mnie za nogę, wciskając się przez drzwi dla psa. Kopałem go tyle razy, aż jego dłoń odpadła. Krzyknąłem, by zabezpieczyli frontowe drzwi, ale trupów było coraz więcej. Potrzebowałem jakiegoś narzędzia, choćby noża. Pobiegłem więc do kuchni i w jednej z szuflad znalazłem tasak, zabrałem go. Wróciłem do drzwi i przy jego pomocy obcinałem łapy szwendaczy, które wyłaniały się w drzwiach. Udało się je w końcu zamknąć, ale spokój nie trwał długo. Pobiegliśmy zatem na górę. Kenny zamierzał postawić w poprzek szafkę, więc pomogłem mu ją przesunąć (Q i E). Stanęliśmy za nią, szykując się do strzałów. Musiały to być celne strzały, prosto w głowę, a gdy już nie było innej możliwości, postanowiliśmy, że wbiegniemy na strych. Kliknąłem zatem na górę, by rozłożyć drabinę i po kolei wspięliśmy się na strych. Niestety w czasie wchodzenie, zgubiłem swoją broń. Podniósł ją Ben, który dał mi ją jak już byliśmy chwilowo bezpieczni na strychu. Niestety Kenny’emu puściły nerwy. Chciał zrobić krzywdę Ben’owi. Zacząłem na niego krzyczeć, a ten chciał się bić. Wrzasnąłem zatem, żeby mnie zabił. Ken sięgnął po popiersie, które tu leżało, ale nie rzucił we mnie, a w ścianę, robiąc w niej dziurę. W ten sposób wiedzieliśmy co musimy dalej zrobić. Trzeba było przebić się do sąsiedniego domu. W między czasie odezwała się Clem. Mówiła, że z nią dobrze i że jest tam, gdzie jej rodzice. Wiedziałem, że moja Clem jest przetrzymywana w hotelu. Musieliśmy więc tam dotrzeć, ale najpierw trzeba było przebić się przez ścianę. Niestety ja nie mogłem wziąć w tym udziału, bo miałem tylko jedną rękę, więc na zmianę pracowali Ken, Christa i Omid. W między czasie trochę rozmawialiśmy, aż w końcu udało się im przebić przejście do sąsiedniego domu. Trafiliśmy do sypialni, gdzie na łóżku leżała para, która postanowiła sama odebrać sobie życie. Przeszukaliśmy pokój, ale nie było w nim nic wartościowego, po czym wyszedłem na balkon. Tędy mogliśmy przejść omijając ulice pełne trupów.
Przeskakiwaliśmy zatem po kolei na sąsiedni dach. Niestety Benowi się nie udało. Balustrada, na której stał urwała się i chłopak zleciał w dół. Ken ruszył mu na pomoc, a ja ruszyłem za nimi. Christa i Omid zostali na górze. Chciałem, żeby zostali. Jeśli coś by mi się stało, zaopiekowali by się Clem. Zszedłem więc na dół. Niestety okazało się, że Ben nadział się na balustradę. Nie mogliśmy go w żaden sposób wyciągnąć, a w naszą stronę zbliżało się coraz więcej szwendaczy. Ken postanowił się poświęcić, a mnie kazał odejść. Wróciłem więc na dach. Czułem się podle, ale musiałem znaleźć Clem. Christa i Omid postanowili nie iść ze mną. Chcieli zostać bezpieczni dla Clem, ale póki co szliśmy razem. Szliśmy bardzo powoli po rozłożonych między dachami platformach i deskach, aż doszliśmy przed budynek hotelu. Musiałem przejść po metalowej konstrukcji rozwieszonej między budynkami. Niestety gdy byłem już bardzo blisko dachu hotelu, konstrukcja przełamała się. Złapałem się (ikona ręki), by nie spaść. Pozostało mi tylko jedno wyjście. Musiałem zejść na dół i przedrzeć się przez trupy.
Wyciągnąłem zatem swój tasak i szedłem przed siebie, tłukąc nim żywe trupy, które się przede mną pojawiały, aż dotarłem przed wejście do hotelu. Ruszyłem korytarzem aż po drzwi pokoju z którego dochodziły jakieś dźwięki. Podsłuchałem co się tam dzieje, po czym wszedłem do pokoju hotelowego.
Zobaczyłem linę przeciągniętą od drzwi do szafy. Ruszyłem w jej stronę, ale pojawił się porywacz, który celował do mnie z broni. Odezwała się Clem, ale mężczyzna nie pozwolił mi nic do niej powiedzieć. Kazał mi położyć wszystkie swoje rzeczy na szafce. Skłamałem, że mam tylko krótkofalówkę, którą oczywiście położyłem, tam gdzie chciał, po czym kazał mi usiąść na fotelu. Dowiedziałem się, że to on był właścicielem auta wypełnionego jedzeniem, które znaleźliśmy w lesie, po odejściu z farmy St. John. Opowiedział mi, co go przez to spotkało, winił mnie za śmierć swoich bliskich. Gdy tak mówił, zobaczyłem, że w drzwi wyłania się Clementaine. Spojrzałem na butelkę stojącą na szafce. Clem ją złapała i uderzyła nią w głowę porywacza. Zaatakowałem go. Zaczęliśmy się szarpać, po czym zacząłem go dusić (Q i E), aż przestał się ruszać. Żeby mieć pewność, że nie wstanie, strzeliłem go niego. Przytuliłem Clem, która spojrzała na moją odciętą rękę, a raczej brak ręki. Nie mogliśmy o tym rozmawiać tutaj, musieliśmy stąd odejść. Zajrzałem do torby, o której mówił porywacz. Była tam głowa kogoś z jego rodziny, głowa szwendacza. Otworzyłem drzwi, żeby wyjść. Stał za nim kolejny trup, ale nie rzucił się na mnie zabiłem go, a później, domyślając się, że jest to jedyna możliwość wydostania się stąd i dotarcie w bezpieczne miejsce, rozwaliłem ciało truposza za pomocą tasaka i wyciągnąłem jego wnętrzności, którymi nasmarowałem Clem. Oddałem jej czapkę, powiedziałem by trzymał się mnie blisko, nie panikowała i nie oglądała się i wyszliśmy. Szliśmy miedzy trupami (W), idąc cały czas do przodu. Żaden nas nie atakował. Nagle Clem zatrzymała się i patrzyła na jakąś kobietę, szwendacza. Zrobiło mi się słabo i upadłem. Gdy odzyskałem przytomność, stała nade mną Clementaine. Uratowała mnie, powiedziała mi, że widziała rodziców. Chciałem, by otworzyła drzwi. Mieliśmy przecież uciekać. Próbowałem jej pomóc otworzyć drzwi (Q), ale miałem coraz mniej siły, więc musieliśmy poszukać innego wyjścia. Nie miałem już siły sam iść , więc Clem mi pomagała. Niestety przeszedłem tylko parę kroków i upadłem. Nie miałem już siły wstać, choć próbowałem (Q) aż dwa razy. Poprosiłem więc Clem, by otworzyła drzwi, a potem zbiła szybę. Spojrzałem w lewo, leżał tam kij baseballowy. Poprosiłem, by go złapała i uderzyła nim w szybę drzwi biura.
Zrobiła to więc. Spojrzałem na krzesło, które stało z prawej. Poprosiłem, by go przesunęła, weszła na nie i sięgnęła do zamka, a później otworzyła drzwi. Zrobiła to więc. Powiedziała mi, że trup, który tam był jest w pułapce. Przy jego pasku wisiały klucze, pewnie do drzwi poprosiłem, by zabrała leżące na podłodze kajdanki i przykuła mnie do kaloryfera. Nie mogłem ryzykować. Dzięki temu będzie bezpieczna, Gdy się przemienię.
Teraz poprosiłem ją, by sięgnęła po broń, która wisiała u pasa szwendacza. Niestety trup jakimś cudem wydostał się z pułapki i zaatakował ją. Ciągnął Clem za nogę. Szamocząc się, zawadziła o postument z rzeźbą, która spadła i uderzyła mnie w głowę. Na chwilę mnie zamroczyło i gdy już prawie odzyskałem przytomność, kopnąłem w stronę Clem kij baseballowy, który leżał przede mną. Clementaine go złapała i zabiła stwora, po czym zabrała jego broń. Mogłem się lada chwila przemienić, więc mogła zrobić dla mnie tylko jedno, zabić mnie, by nigdy nie musiała mnie oglądać wśród szwendaczy. Powiedziałem jej, żeby odnalazła Christe i Omid’a, którzy zgodnie z tym jak się umówiliśmy (wybieramy dowolne miejsce) byli poza miastem, przy pociągu. Powiedziałem jej, że będę za nią tęsknił i strzeliła. Po napisach końcowych pojawia się jeszcze jedna animacja, w której widzimy Clem stojącą gdzieś na łące i widzącą idącą w oddali parę.
Koniec.