autor:
Rozdział pierwszy
Wakacje u babci
Jestem Leah, młoda sprytna lisica, która jeszcze nie wie, że wkrótce rozpocznie wielką przygodę, być może przygodę życia, której tłem jest ukochana babcia i jej zdrowie. A historia zaczyna się tak....
Dotarłam, stoję na stacji czekając na babcię, ale nigdzie jej nie widzę. Moja ukochana babunia zaprosiła mnie listownie do siebie na wakacje. Czyżby o mnie zapomniała? No cóż, muszę sobie radzić sama.
Ruszyłam zatem przed siebie, a następnie w lewo i kolejny raz na lewo i dalej przed siebie mijając pięknie pachnące kwiaty, nad którymi latają pszczoły. Wędrując dalej przed siebie (w końcu znam drogę), dotarłam do furtki prowadzącej na podwórze babuni. Zanim ją przekroczyłam, zajrzałam do skrzynki na listy, z której zabrałam gazetę.
Podreptałam na podwórze i wprost przed siebie, w kierunku ślicznego domku, weszłam do środka, gdzie wpadłam w ramiona długo nie widzianej babci, która przywitała mnie bardzo radośnie. Twierdziła, że bardzo urosłam i wypiękniałam. Kochana babunia! Miałyśmy napić się herbatki, więc babcia poprosiła mnie, bym wyciągnęła z kredensu słoik z herbatą. Zanim to zrobiłam, jeszcze chwilę porozmawiałam z babcią. Wspominałam dziadka, którego bardzo mi brakowało, naszego wspólnego majsterkowania w szopie i miłych chwil razem....ech... . Zebrałam się jakoś w sobie i zajrzałam do kredensu, w którym jak się okazało stał tylko pusty słoik, herbaty w nim nie było. Sięgnęłam zatem po pusty słoik na herbatę. Pożyczyłam sobie także książkę: "Stworzenie Świata", którą oczywiście przejrzałam, zagłębiając się w mitologiczną opowieść. Zaciekawiła mnie także tajemnicza zielona buteleczka, która stała w kredensie. Ponieważ nic już mi nie było potrzebne, zamknęłam szafkę i ponownie zagadałam do babci, tym razem w sprawie herbaty.
Miałam nadzieję, że ma jakieś zapasy, ale okazało się, że nie. Miałam ruszyć do Corsaka, którego w dzieciństwie bardzo się bałam, a który według babci robił rewelacyjne mieszanki herbat. Zanim ruszyłam na herbacianą misję, zabrałam z patery trzy cukierki: żółty, czerwony i niebieski. Poczęstowałam się także kawałkiem ciasta. Z szafki z prawej wzięłam pusty kubek. Gdy już wychodziłam z domu babci z zamiarem udania się po mieszankę na herbatkę, zatrzymała mnie babcia, która wręczyła mi klucz, który zawsze chciał mi dać dziadek. Nie powiedział jednak co otwierał. Pomyślałam sobie od razu, że może powinnam rozejrzeć się po warsztacie dziadka.
Opuściłam dom i ruszyłam w lewo, przechodząc obok studni. Tu z jednej strony, tej z prawej, znajdowała się piwnica, w której było strasznie ciemno, wiem, bo zeszłam na dół i sprawdziłam, zaś z lewej drzwi prowadzące do warsztatu dziadka. Weszłam do środka.
Zaciekawiła mnie lampa, którą zabrałam. Nie była jednak sprawna, gdyż nie posiadała knota i paliwa. Za pomocą klucza od dziadka, który wręczyła mi babcia, otworzyłam lewą górną szufladę biurka, w której znalazłam pamiętnik, który zostawił mi dziadek. Przeczytałam to co w nim zapisał, część kartek zostało wyrwana, a to co się dowiedziałam wydawało mi się bardzo zagadkowe. Nie miałam pojęcia kim jest ów Siwy Ogon. Pomyślałam sobie, że skoro dziadek chciał bym miała jego pamiętnik, to teraz ja go poprowadzę.
W tym momencie zyskujemy w grze dziennik, rodzaj notatnika, w który Leah zapisuje istotne dla gry fragmenty. Warto do niego zaglądać, by szukać nie tylko podpowiedzi, ale i sprecyzować zadanie, które musimy wykonać.
Zajrzałam także do prawej szuflady biurka, z której wyciągnęłam nóż dziadka. Zerknęłam na kufer dziadka, który zabezpieczony był dziwnym mechanizmem, ale brakowało w nim jednego elementu. Spróbowałam uruchomić stare radio dziadka, ale gdy tylko go włączyłam, zaczęło trzeszczeć, strzelać, a wkrótce się przepaliło. Teraz było tylko bezużytecznym pudłem z lampami, czipami i magnesem. Zdziwiła mnie tablica, na której brakowało jednego narzędzia, co wydawało mi się dziwne, dziadek zawsze lubił porządek i wszystko odkładał na miejsce. Z warsztatu zabrałam także blaszaną puszkę, która mogła się przydać.
Opuściłam warsztat i wróciłam w stronę domu babci. Poczułam straszne pragnienie, więc postanowiłam nabrać trochę wody z wiadra. Przekręciłam zatem korbę studni i pech....popsułam studnię, lina się zerwała i wiadro spadło w dół. Musiałam je jakoś naprawić.
Póki co postanowiłam po raz kolejny porozmawiać z babcią, więc weszłam do domu. Dowiedziałam się od niej, że Corsak był przyjacielem dziadka, spotykali się często, razem się uczyli, a nawet chodzili na wyprawy. Pewnego dnia jednak zajął się zielarstwem i zamknął w swoim domu, zwanym "Jamą". Babcia przypomniała mi też jak dotrzeć do Corsaka - zielarza. Miałam iść w las, aż do Gniazda a potem skręcić w lewo. Opuściłam zatem dom babuni i ruszyłam w górę, do lasu.
Dreptałam dalej, docierając do drewnianej ławki, na której mogłam chwilę przysiąść i odpocząć. Wisiała tu także tabliczka. Powędrowałam dalej do przodu.
Dotarłam do polany, na której rósł krzak z pięknymi, soczystymi malinami. Mogłam się nimi poczęstować, zjeść kilka, lub wszystkie, ale mogłam zostawić też jakieś na krzaku (mogą się przydać w pewnym momencie gry, choć jeśli wszystkie je zjemy i tak później zdobędziemy malinę, ale w zupełnie inny sposób). Zerwałam także grzyba, który tutaj rósł. Ruszyłam dalej do przodu, wprost do drzewa, na którym znajdowało się Gniazdo czyli domek na drzewie.
Zdziwiła mnie w nim jama, której nie pamiętałam. Zerknęłam na kupki śmieci znajdujące się po jednej i drugiej stronie jamy, w której najwidoczniej mieszkał ktoś kto lubił zbierać różne rzeczy. Nie zastanawiałam się zbyt długo, kto tam był, a wdrapałam się po szczeblach na górę, na domek na drzewie - Gniazdo.
Pamiętałam to miejsce na starym dębie, pamiętałam je z mojego dzieciństwa. Przyjrzałam się starej, zniszczonej szmacie, która tu wisiała, miała kompletnie zniszczony materiał. Odcięłam jego kawałek za pomocą noża dziadka, otrzymując gałgan. Ten umieściłam w lampie, jako knot. W ten sposób miałam lampę naftową z knotem, ale bez paliwa. Zajrzałam do dziupli w drzewie, w której znalazłam moją starą lalkę. Spojrzałam na stary łapacz słońca, któremu brakowało kawałka szkła. Przyjrzałam się hakowi. Przypomniałam sobie, że kiedyś coś na nim wieszaliśmy, wiedziałam co, moją lalkę, którą tam powiesiłam. Nożem odcięłam także linę zwisającą z prawej strony, która spadła na ziemię.
Wróciłam na dół, podniosłam leżącą na trawie linę, którą sama odcięłam, po czym ponownie przyjrzałam się norce w drzewie. Postanowiłam zagadać do tego kogoś, kto tam się ukrywał. O cokolwiek zapytałam odpowiadało mi chrząknięcie, co było nawet zabawne. Pomyślałam, że zabawię się z mieszkańcem norki w handel wymienny i położyłam przez norą grzyba i odeszłam (w lewo lub w dół ekranu), gdyż jak sądziłam stworek mógł być nieśmiały. Gdy wróciłam przed norką leżał kawałek szkła, który zabrałem.
Wróciłam na górę, na Gniazdo i powiesiłam kawałek szkła na szklanym łapaczu słońca, naprawiając go, po czym zeszłam z drzewa.
Tym razem przed norką położyłam kawałek ciasta i ponownie się oddaliłam, a gdy wróciłam przed nią leżała błyszcząca moneta. Po czym położyłam jeszcze przed norką niebieskiego cukierka, a dostałam śliwkę, czerwonego cukierka, a mogłam zabrać malinę (jest istotna) i żółtego cukierka, a mieszkaniec nory ofiarował mi jabłko. Za każdym razem chowałam się, by mógł bezpiecznie wyłonić się z norki.
Ważna informacja - jeśli brakować Wam będzie przedmiotów do wymiany, choćby cukierków, bo na przykład zupełnie przypadkiem zostanie jeden z nich zjedzony przez Leah (po kliknięciu cukierkiem na lisicę zamiast na norkę) możecie wrócić do domu babci i zabrać kolejne cukierki, bądź cukierka.
Porzuciłam handel wymienny i ruszyłam w przód. Zza krzaka z prawej wyskoczył zając, który bardzo mnie przestraszył. Nie wyszedł jednak ze swojej kryjówki, tylko siedział chicho wśród roślinności. Ja zaś ruszyłam w prawo, po moście przed siebie, aż do "Jamy" Corsaka. Zapukałam, ale nikt nie odpowiadał, a drzwi Jamy były zamknięte od środka, a ja nie miałam pomysłu jak wykurzyć Corsaka z jego pustelni. Zerwałam borówkę z krzaka (jak dla mnie jest to jagoda), przyjrzałam się rosnącym przy domu ziołom. Moją uwagę przykuł unoszący się dym z komina, co potwierdzało, że jest w środku. Za pomocą noża odcięłam zatem liść łopianu i położyłam go na kominie, zatykając go.
Nie musiałam długo czekać, bo już po chwili Corsak otworzył drzwi, by zaczerpnąć trochę powietrza i już je nie zamykał. Wykorzystałam zatem sytuację i weszłam do środka. Niestety, okazało się, że rozmowa z Corsakiem była bardzo trudna, bo był zwyczajnie głuchy. Rozejrzałam się więc po jamie. W wiadrze leżało trochę rozżarzonych węgli, nabrałam nieco do pustej puszki, otrzymując blaszaną puszkę z węglami. Przyjrzałam się jeszcze przepisom czyli kartkom wiszącym na ścianie i półce, na której stała buteleczka z jakimś płynem. Zerknęłam także na piec, na którym stał garnek z zupą, pachniała cudnie i patelka. W piecu się nie paliło. Niestety nic więcej zabrać nie mogłam, więc zaczęłam dumać jak przekonać Corsaka do siebie. Pomocny stał się list babci, który mu pokazałam. Okazało się, że wiedział, że przyszłam po herbatę, ale jak na złość brakowało mu ziół na herbacianą mieszankę. Otrzymałam zatem kolejne zadanie. Tym razem musiałam odnaleźć: malinę, trochę kocimiętki, gęsikwik i nieco dziurawca. Problem w tym, że nie miałam zielonego pojęcia jak te zioła wyglądają, a rozmowa z Corsakiem nie miała sensu.
Opuściłam zatem Jamę i powędrowałam do babci. Do słoika wrzuciłam malinę, żeby się zbyt nie zeschła. Zanim wkroczyłam do domu zamontowałam na studni linę. W domu porozmawiałam z babcią, którą obudziłam. Biedaczka usnęła na swoim fotelu. Dowiedziałam się, że w swojej nocnej szafce ma książkę o zielarstwie. Powędrowałam zatem do ciemnego pokoju babuni i z szafki nocnej zabrałam "Krótki przewodnik po ziołach leczniczych". Do mojej kieszeni trafiło "Zielarstwo".
Otworzyłam książkę gdzie przeczytałam o:
- gęsikwiku czyli miodówce, kwiecie o słodko - cierpkim smaku, który ma kwiatostan z czterema płatkami o dużych ilościach, może być trujący;
- dziurawcu, roślinie krzaczastej, rosnącej na leśnych polanach i małych łąkach, o kwiatach w kształcie gwiazd;
- kocimiętce, a dokładnie mięcie, którą szczególnie upodobała sobie koty, których podobał się ich delikatny i jakże kojący zapach.
Bogatsza o wiedzę na temat ziół opuściłam dom babci i ruszyłam na poszukiwanie ziół. Wędrowałam przed siebie, aż do pięknie kwitnącej rośliny, nad którą latały pszczoły. Wyglądała mi ma miodówkę, którą musiałam zerwać, ale jak.
Ruszyłam do babci, pamiętając, że na jej stoliku stała pelargonia, wprawdzie zapach jej nie był moim ulubionym, ale pszczołom mógł się podobać. Weszłam do pokoju, gdzie babcia drzemała w fotelu, więc sięgnęłam po pelargonię (można zrobić to tylko wtedy, gdy babcia śpi). Zabrałam tez kolejny kawałek ciasta (jeśli nie zabraliście wcześniej).
Wróciłam do miodówki i postawiłam pelargonię obok kwiatowego kwiatu. Pszczoły przeleciały na pelargonię, ranyyy..... prawie je zabiłam. Zabrałam jeden kwiat miodówki i natychmiast włożyłam do słoika (dzieje się to automatycznie). Spojrzałam jeszcze na leżące na ziemi pszczoły....żyły, ale nie miały się najlepiej.
Cóż miałam misję, więc ruszyłam dalej, tym razem w stronę stacji kolejowej. Po drodze natknęłam się na kolejne zioło, ale jego kwiaty nie były jeszcze rozwinięte, więc nie trudno było powiedzieć co to za roślina.
Ruszyłam zatem w stronę spalonego domu, przed siebie, w którym kiedyś mieszkał podobno Corsak (o tym dowiedziałam się z rozmowy z babcią). Weszłam do budynku, w którym rosło kolejne zioło, kocimiętka - mięta, ale drogę zablokował mi zwierzęcy strażnik, może był głodny.
Wyszłam więc na zewnątrz i by nie wystraszyć kotka, położyłam kawałek ciasta na oknie, a ten chętnie poczęstował się wypiekiem babci. Mogłam zabrać troszkę mięty, która trafiła do słoika.
Opuściłam spalony dom i powędrowałam z powrotem, tym razem do babuni, by zabrać kolejny kawałek ciasta, z którym podreptałam do Corsaka. Podarowałam mu ciasto, jako formę zapłaty, w zamian dostając olejek, który wlałam do lampy naftowej, otrzymując lampę naftową gotową do użytku. Zapaliłam ją od rozżarzonych węgli w wiaderku. Te zaś, które miałam w puszce, wrzuciłam do pieca, włożyłam gazetę, zamknęłam piecyk, w którym teraz palił się ogień. Ponieważ miałam już lampę, która dawała sporo światła, postanowiłam zwiedzić piwnicę babci. Udałam się zatem w to ciemne do tej pory miejsce, weszłam w nie głębiej trzymając w dłoni lampę, którą powiesiłam na haku, na belce. Zabrałam marchewkę oraz młotek dziadka.
Już wiedziałem do czego może mi się przydać młotek, więc podreptałam do warsztatu dziadka i uderzając kilka razy w niedziałające radio, uzyskałam z niego magnes.
Wróciłam do studni, zawiesiłam magnes na sznurze wyciągając ze studni wiadro, które do niej wpadło. Magnes z powrotem znalazł się w mojej kieszeni. Skoro miałam marchewkę, to pora nakarmić i może oswoić zająca. Ruszyłam zatem do drzewa z Gniazdem częstując futrzaka marchewką.
Nie oswoiłam go, ale ruszając za nim trafiłam w miejsce, o którym zapomniałam, do zawieszonej na drzewie huśtawki, na której jako dziecko tak często się huśtałam. Usiadłam na niej i rozbujałam się, przypominając sobie jak dziadek mnie na niej huśtał, a ja wyobrażałam sobie, że lecę (czynność powtarzać można wiele razy).
Zeskoczyłam z huśtawki, bo czas było na zdobycie ostatniego kwiatka na herbatkę, który być może już się rozwinął. Powędrowałam zatem w stronę stacji kolejowej, a także spalonego domu, zauważając, że kwiaty, które wcześniej były pąkami, teraz całkiem się rozwinęły. Byłam niemal pewne, że jest to dziurawiec. Spróbowałam czy tak jak w opisie dodaje energii, ale nie tylko był ohydny, ale i strasznie mnie osłabił.
Idąc w stronę Jamy Corsaka, gdyż miałam wszystkie składniki na herbatkę, czułam się coraz gorzej, padałam z nóg. Ledwo doczłapałam się do Jamy i..... straciłam przytomność. Znalazłam się w śnie, w którym byłam na Gnieździe, w dole słyszałam głos dziadka, który mnie wołał. Rozejrzałam się po domku na drzewie zapamiętując co gdzie było. Zauważyłam piłkę. Zeszłam na dół, idąc za głosem dziadka. W otwartych drzwiach Jamy zauważyłam ogon. Sięgnęłam po niego i........
Po zerwaniu kwiatu Dziurawca (a przynajmniej tak myślała Leah) możemy pójść zamiast do Corsaka, do babci. Wtedy to ona przyprowadzi do Leah zielarza, który jej pomoże a Leah obudzi się w pokoju babci. Gdy pójdziemy gdziekolwiek indziej, Leah straci siły, upadnie i umrze.
Obudziłam się w łóżku, w pokoju babci. Bardzo zmartwiłam moją ukochaną babunię, która powiedziała mi, że przyniósł mnie tu Corsak, który przygotował dla mnie specjalny wywar, który miał mnie postawić na nogi. Co ja sobie myślałam próbując te głupią roślinę? W głowie siedział mi ciągle ten dziwny sen i piosenka, którą z dziadkiem śpiewaliśmy wracając z Gniazda. Z rozmyślań wyrwała mnie babcia, która zapewne przez zmartwienia jakie jej wyrządziłam, poczuła się gorzej, rozbolała ją głowa, poprosiła mnie był podała jej lek z kredensu. Sięgnęłam więc do szafki, po zieloną buteleczkę. Zabrałam fiolkę i dałam ją babci, która potrzebowała wody do popicia strasznie gorzkiego lekarstwa.
Wyszłam zatem na podwórze, podeszłam do studni i nabrałam nieco wody z wiadra, które udało się wyciągnąć, a które teraz było pełne zimnego, orzeźwiającego płynu. Wróciłam do babci, dałam jej kubek z wodą. Lek chyba nie bardzo pomógł, bo potrzebowała go więcej, więc poprosiła mnie bym powędrowała do Corsaka po kolejną dawkę, co oczywiście uczyniłam. W Jamie dowiedziałam się, że to co miało być dziurawcem, który zjadłam, było tak naprawdę trującym jaskrem, więc z mojej herbatki nici. To nie było jednak najgorszą wiadomością, gorszą było to, iż babcia zbyt szybko wyczerpała lekarstwo, które zrobił dla niej Corsak. Wszystko wskazywało na to, że specyfik przestawał działać. Nie chciał dać mi kolejnego, twierdził, że dostarczy go mojej babci osobiście i odesłał mnie do domu. Wracając dręczyła mnie myśl, że Corsak wyglądał na zmartwionego, ja też zaczynałam się bardzo martwić. Szybko przekonałam się, że miałam czym. Gdy weszłam do domu na fotelu babci siedział Corsak, a babunia odpoczywała w łóżku, nie czuła się dobrze. Pilnie potrzebowała leku. Siwy Ogon z pamiętnika dziadka szukał leku dla babci, teraz ja musiałam to dla niej zrobić. Musiałam odnaleźć kwiaty fiołka trójbarwnego i korniki. Corsak twierdził, że wszystko co mi będzie potrzebne do poszukiwań, znajdę u niego w Jamie. Wspomniał też coś na temat jakiejś tajnej ścieżki za domem. O co chodziło? Zanim wyszłam zabrałam jeszcze kawałek ciasta, mogło się przydać (chyba, że już macie takowe). Opuściłam dom i ruszyłam w stronę warsztatu dziadka. Między nim, a piwnicą znajdowała się droga, o której wspominał Corsa, ścieżka prowadząca na skróty wprost pod jego Jamę. Teraz wiedziałam dlaczego był w domu babci przede mną.
Weszłam do domku Corsaka, gdzie od razu sięgnęłam po butelkę z żółtym płynem, butelkę śmierdzącej cieczy. Zajrzałam do kieszeni kurtki Corsaka, która wisiała na haczyku na ścianie. Znalazłam żółty klucz. Zajrzałam do wielkiej księgi rozwartej na krześle, w której tak jak wspominał Corsak znajdowało się coś, co mogło mi pomóc czyli opis i rysunek przedstawiający fiołka trójbarwnego lub inaczej popielaka. Jak się okazało, był to niezwykle rzadki kwiat, który trudno było zauważyć i rozpoznać wśród innych powojów. Jego nazwa popielak wzięła się natomiast z tego, iż porastał leśne obszary popożarowe. Od razu pomyślałam sobie o starym domu Corsaka, był spalony, a na drzewie przed domem rósł powój. Zagłębiłam się w księdze nieco dokładniej, tym razem czytając na temat bardzo specyficznego grzyba zwanego Lisogonem, który świecił, bardziej intensywnie gdy był dojrzały.
Zapisałam sobie te informacje w moim pamiętniku, po czym postawił buteleczkę ze śmierdzącą cieczą na kuchni, by ją zagotować. W ten sposób otrzymałam gorącą, śmierdzącą ciecz. Opuściłam Jamę Corsaka i zanim udałam się do drzewa przy spalonym domu, powędrowałam w stronę Gniazda. Położyłam przed norką na dole kawałek ciasta (czasami działa też żółty cukierek), oddaliłam się i gdy wróciłam czekała na mnie już piłka. Zabrałam ją i wspięłam się na drzewo. Położyłam piłkę tak, jak to zapamiętałam w moim śnie, a niemal natychmiast przypomniałam sobie, że w Gnieździe miałam schowek. Sięgnęłam do niego wydostając z środka zdjęcie moje i dziadka, które postanowiłam sobie zachować na pamiątkę.
Zeszłam na dół i tym razem powędrowałam w stronę spalonego domu Corsaka, po czym wylałam nieco gorącego, śmierdzącego płynu na roślinę porastającą drzewo przed domem, ale niewiele się zadziało, więc wylałam jeszcze troszkę, a ponieważ roślinka pod wpływem nawozu urosła jedynie trochę, pomyślałam, że nie zaszkodzi jak wyleję cały płyn z butelki i tak też zrobiłam.
Zadanie można wykonać także w inny sposób. Nie trzeba wrzucać rozżarzonych węgli do pieca i stawiać butelki ze śmierdzącym płynem na piecu, który wcześniej został przez nas rozpalony, a wystarczy użyć jej na puszcze z owymi węglami, a płyn zostanie podgrzany. Wtedy możemy użyć go na drzewie.
Śmierdząca odżywka pomogła, roślina urosła i rozkwitła, ale zaniepokoił mnie dziwny dźwięk dochodzący gdzieś ze spalonego domu. Weszłam zatem do środka. Teraz na ścianie pojawił się sejf, który mogłam, jak się okazało otworzyć kluczem, który wyciągnęłam z kurtki Corsaka. Znalazłam w nim kolejną książkę "Mitologia", którą przeczytałam i drewniany element układanki w kufrze dziadka w warsztacie - "lis".
Podreptałam więc do warsztatu dziadunia i odnaleziony fragment układanki czyli wspomnianego "lisa" umieściłam w kufrze. Teraz musiałam tylko wszystkie trzy elementy: lisa, żółwia i sowę umieścić w odpowiednich miejscach, tak by wszystkie trzy zamki zostały otwarte.
Ustawienie na kolejnych etapach, ich poprawne ich wykonanie, jest w tej łamigłówce potwierdzane zamknięciem się krążka w środku oraz dźwiękiem. Prawidłowe wykonanie zadanie zostało przez mnie opisane oraz pokazane na screenach i wygląda następująco:
1) lis na prawo;
2) żółw na lewo (środek);
3) sowa na lewo;
4) sowa w górę (lewo)
5) lis na górę;
6) żółw na górę (prawo);
7) żółw w prawo;
8) lis w lewo (środek);
9) sowa na prawo (środek);
10) sowa na górę (lewo);
11) lis w górę;
12) żółw w górę (prawo);
13) lis w prawo (środek);
14) żółw na środek;
15) sowa w lewo;
16) lis na lewo (środek)
Udało mi się otworzyć kufer dziadka, w którym znalazłam róg, zdjęcia dziadka z Corsakiem i zdjęcia zamku w górach. W kufrze była także potężna kolekcja płyt. Dziadek miał dobry gust muzyczny. Oglądając róg, pomyślałam sobie, że moje znalezisko jest dość osobliwe. Starożytny róg, który wydawał się być znajomy i zdjęcie zamku, być może świątyni, o której pisał dziadek. Czemu wspominał o tym w pamiętniku?
Róg był jak się okazało przedmiotem, którym miał mi pomóc w odszukiwaniu korników schowanych w drzewach. Spacerowałam zatem po lesie, zaczynając od Jamy Corsaka, przykładałam róg do drzewa i nasłuchiwałam skrobania robali.
W tym miejscu muszę zaznaczyć, że drzewo, w którym znajdziemy korniki jest w grze dowolne i różne dla każdej jej instalacji. Właściwe w moim przypadku te widoczne na screenie, w Twoim może być jakiekolwiek inne. Trzeba zatem sprawdzać każde.
Po wielu poszukiwaniach, w końcu znalazłam drzewo, w którym wyraźnie słyszałam skrobanie korników.
Żeby je wydłubać z kory, posłużyłam się nożem dziadka i już po chwili w swojej kieszeni miałam obrzydliwe, ruszające się korniki. Wróciłam do drzewa przy spalonym domu, które pięknie zakwitło fiołkiem i zarwałam jeden kwiatek fiołka trójbarwnego.
Miałam już zatem korniki i fiołka trójbarwnego, więc szybciutko podreptałam do Corsaka, który powinien być już w swojej Jamie. Dałam mu obydwa składniki, ale okazało się, że to niestety nie wszystko. Najważniejszym składnikiem mikstury dla babci miał być dojrzały i jasno święcący grzyb, zwany Lisogonem. Podobno rósł w okolicach Jeziora Kulika, do którego prowadziła ścieżka obok domu Corsaka. Pożegnałam się zatem i ruszyłam w drogę.
Wieczorem tego samego dnia.
Rozdział drugi
Okolice Jeziora Kulika - w poszukiwaniu grzyba
Byłam zadowolona z siebie, ze swojej mądrości, która kazała mi zabrać w podróż jedynie nóż dziadka. Nad jezioro dotarłam pod wieczór, widok był zachwycający, zachód słońca urokliwy, a miejsce zniewalające. Przyjrzałam się tablicy informacyjnej, po czym podreptałam w lewo.
W oddali zobaczyłam prom, musiał być tam ktoś, kto by wiedział gdzie znajdę Lisogona, więc ruszyłam w stronę promu. Przed nim, na ławeczce siedział Bóbr, raczej drzemał. Ośmieliłam się do niego zagadać. Osobnik, który kazał się nazywać Kapitanem twierdził, że poszukiwane przeze mnie grzyby znajdę w lesie. Dowiedziałam się także, że jego prom jest nieczynny z powodu konserwacji. Co jeśli będę go potrzebować?
Ruszyłam w stronę lasu, minęłam stary totem i wielki kocioł, w którym znajdowała się utwardzona żywica. Podreptałam w przód.
Ścieżka zaprowadziła mnie na brzeg strumienia, który nie mogłam pokonać, by się nie zmoczyć, nie zamierzałam tego robić, więc wróciłam więc w tył.
Tym razem ruszyłam w górę, wędrując w głąb lasu. Przy drzewie zauważyłam miejsce, w którym kiedyś rósł Lisogon, ale teraz śladu po nim już nie było. Powędrowałam zatem znów w górę, w przód, dochodząc do drzewa, które podmyte przez wodę mogło się przewrócić. Udałam się zatem w lewo, przechodząc obok drzewa i dalej w lewo. Trafiłam do urokliwego miejsca z pękiem trzciny, w której coś było. Podreptałam dalej w lewo.
Przeszłam po rozciągniętym nad przepaścią drzewie, kierując się w prawo. Trafiłam do bardzo dziwnego miejsca. Nie czułam się tu komfortowo, a wręcz strasznie. Zebrałam się jednak w sobie i z drzewa zdjęłam hubę. Spojrzałam na amulety wiszące przed chatką, po czym wkroczyłam do chaty, z pewnymi obawami, ale chyba nie miałam wyjścia (kliknij dwa razy).
To miejsce jednak było straszne, przeraziła mnie ......dynia, którą ktoś celowo tu zostawił, taki rodzaj straszydła, niczym strach na wróble. Jeśli próbował mnie przestraszyć, to udało mu się! Ze stolika zabrałam broszurę, która okazała się "Książką o przetrwaniu". Zapamiętałam informację dotyczącą krzesania ognia, byłam przekonana, że niebawem mi się przyda. W chatce zauważyłam wejście do piwnicy, w której coś świeciło nikłym, przymglonym światłem. Coś mi mówiło, że znajdę tam Lisogona. Niestety nie widziałam możliwości otwarcia owej klapy.
Opuściłam chatę, wróciłam do prawie przewróconego drzewa i tym razem udałam się w lewo przechodząc obok drzewa, przy którym kiedyś rósł Lisogon. Trafiłam na polanę. Rosło tu drzewo, w którym tkwiły wbite różne narzędzia, co zdawało mi się niezwykle dziwne. Przy drzewie rósł jeszcze niedojrzały Lisogon, był młody, o czym świadczyło czerwone światło, które od niebo biło. Zerwałam go i powędrowałam z powrotem do chaty.
Zajrzałam do przerażającej dyni, z której wyciągnęłam dwukolorowy kryształ, po czym do środka wsadziła święcący na czerwono grzyb. Młody Lisogon pięknie oświetlił chatkę, więc mogłam przyjrzeć się klapie w podłodze, w której brakowało uchwytu.
Wróciłam zatem do Kapitana. Pomyślałam, że to dobra pora na zwiedzenie promu, wszak nigdy żadnego nie widziałam. Poprosiłam zatem Kapitana o to, by zgodził się na moją wizytę na pokładzie, zgodził się, ale miałam niczego nie dotykać. Wkroczyłam więc dziarsko do środka. Na chwilę przysiadłam na kanapie, ale nie był to najlepszy pomysł. Z kanapy wyskoczyła sprężyna, która prawie rozdarła mi szorty. Wyciągnęłam sprężynę z siedziska za pomocą noża dziadka. Ruszyłam w lewo, w głąb pokładu.
Moją uwagę przykuł regał z książkami, wśród których pomocna wydawała mi się księga: "Międzynarodowe Sygnały Morskie", zabrałam ją zatem i dokładnie przestudiowałam. Starałam się zapamiętać listę kodów sygnałowych. Czułam, że mogły się mi kiedyś przydać. Co ciekawe, książka nie była kompletna, ktoś wydarł ostatnią stronę, tę najważniejszą, z flagami. Przyjrzałam się jeszcze różnym flagom wiszącym na sznurze. Moją uwagę przykuła kartka, która wisiała na bocznej ściance regału.
Ktoś kto ją zachował marzył o podróży na tropikalną wyspę. Na dole kartki znajdowała się jakaś informacja zapisana w postaci strzałek skierowanych w różne strony.
Uwaga: układ strzałek jest różny dla każdej instalacji gry, więc w Twojej wersji rozgrywki, może być zupełnie inny.
Przyjrzałam się modelowi statku, na którym znajdowały się armaty, mogłam je przekręcać. Już wiedziałam co znaczyły strzałki na kartce, była to podpowiedź do ustawienie armat we właściwym kierunku - rodzaj kodu.
W moim przypadku kod wyglądał w sposób jak na screenie poniżej, pamiętaj, że w twojej grze może być inny. Wystarczy, że ustawisz armaty zgodnie z nim, a wykonasz zadanie.
Ustawiłam zatem armaty zgodnie z podpowiedzią na kartce, licząc od lewej strony:
- w górę, w dół, dół, w prawo, w lewo
Skrytka się otworzyła, a ja znalazłam w niej dziennik, pamiętnik marynarza, naszego Kapitana, który został przewoźnikiem na promie, choć marzył o byciu marynarzem. Zaintrygowała mnie wzmianka o "skarbie piratów" czyli butelce z mapę, o której pisał Kapitan. Musiałam ją znaleźć.
Powędrowałam na górę, na wyższy pokład, gdzie stała wyrzutnia harpunów, ale brakowało w niej sprężyny, a lina nie była naciągnięta. Sprężynę już miałam, więc zamontowałam ją w wyrzutni i ruszyłam w lewo.
Wśród zwiniętej na pokładzie liny znalazłam soczewkę. Ciekawe skąd się tu wzięła? Nie myśląc wiele, wdrapałam się na masz.
Mniej więcej w połowie wysokości masztu natknęłam się na gniazdo, w którym leżały czarne jaja, kogo?.....nie wiedziałam. Ruszyłam dalej w górę, na bocianie gniazdo, gdzie znajdowała się luneta. Spojrzałam przez nią, ale nic nie widziałam, więc założyłam w lunecie soczewkę, która zapewne z niej wypadła, wpadając w zwinięte liny na pokładzie. Spojrzałam przez lunetę po raz kolejny i tym razem zobaczyłam butelkę, a w niej list. Byłam pewne, że to wspomniany "skarb piratów".
Postanowiłam po raz kolejny wypytać Kapitana, więc zeszłam na dół i wróciłam do marzącego o podróżach przewoźnika i zagadałam do niego. Niestety nie raczył mi wcześniej powiedzieć, że dojrzałego Lisogona tu nie znajdę, bowiem wszystkie grzyby zabrały Krety. Moim ratunkiem był więc prom, który mógł zabrać mnie na drugą stronę jeziora, ale konieczne było zakończenie konserwacji. Kapitan potrzebował pomocy. Oczywiście przystałam na zostanie majtkiem okrętowym. Moim pierwszym zadaniem miało być stopienie żywicy w kotle. Udałam się zatem niezwłocznie w stronę kotła, pod którym położyłam hubę, a następnie zgodnie z podpowiedzą w książce o przetrwaniu w lesie, pocierając nożem o dwukolorowy kryształ, wywołałam iskry i wkrótce pod kotłem palił się ogień, roztapiając żywicę.
Uwaga: żeby podpalić hubę za pomocą kryształu i noża dziadka, trzeba stanąć czyli ustawić Leah tuż przy kotle, przy palenisku.
Ruszałam z dobrą wiadomością z powrotem do Kapitana, który tym razem chciał bym powiadomiła inne statki, iż na dnie jeziora jest nurek. W tym celu miałam na maszcie powiesić odpowiednią flagę. Nie wiedziałam jaką, a Kapitan nie chciał mi nic powiedzieć. Weszłam zatem na pokład, ruszyłam w lewo i zabrałam czwartą flagę od lewej w kolorze biało - niebieskim i powędrowałam z nią na górny maszt, na samą górę, po czym powiesiłam na czubku masztu.
Wróciłam do Kapitana, który stał już w przebraniu nurka, gotów zanurkować, by dokonać konserwacji promu. Gdy wskoczył do wody, mogłam sięgnąć do jego skrzynki z narzędziami, z której zabrałam łom. Mógł mi posłużyć do otwarcia klapy w podłodze, w chacie.
Powędrowałam zatem w stronę chatki, przy okazji przyglądając się miejscu (gąszcz tataraku), w którym znajdowała się butelka z listem, ta widziana przez lunetę na bocianim gnieździe. Niestety póki co nie miałam się do niej jak dostać. Zajmę się tym później. Ruszyłam zatem do chaty.
Otworzyłam właz za pomocą łomu i zeszłam na dół, do jak się okazało laboratorium, w którym Lisogona nie było, choć ktoś celowo je tu hodował. Zabrałam opryskiwacz, był stary, ale mógł być jeszcze przydatny. Wzięłam także żółty kryształ, który okazał się być kwarcem. Niebiesko - zielony kryształ zwany turmalinem, miałam już przy sobie. Przyjrzałam się czemuś co wyglądało jak sokowirówka lub młynek, w którym mogłam niektóre rzeczy zmielić. Obok znajdowała się resorta potrzebna do przeprowadzania reakcji chemicznych, a jeszcze dalej beczka po brzegi wypełniona wodą. Zerknęłam do książki rozłożonej na stoliku, która okazała się być pamiętnikiem, dziennikiem Corsaka. Laboratorium należało do niego, badał Lisogony by wyleczyć moją babcię. Wszystko stało się dla mnie jasne. Wysłał mnie tu, bo wiedział, że je tu znajdę, niestety nie przewidział, że Krety zjawią się tu przede mną.
Ruszyłam na górę i usłyszałam dziwny, donośny huk, coś chyba się zawaliło. Wlazłam po schodach na górę i wyszłam na zewnątrz. Okazało się, że wielkie drzewo przewróciło się na drogę i zablokowało mi przejście. Most został zniszczony, a ja musiałam znaleźć inne przejście. Zerwałam z przewróconego drzewa grzyba, o którym wspominał Corsak w pamiętniku, zwanego Białorekiem.
Wróciłam do chatki, z regału z lewej strony zabrałam puszkę i zeszłam na dół.
Nabrałam wodę z beczki do puszki, którą właśnie zabrałam, po czym do młynka wrzuciłam kryształ zwany turmalinem i grzyba Białoreka i zmieliłam, otrzymując zielony proszek. Zabrałam kolejny turmalin.
Wsypałam zielony proszek do resorty, nalałam do niej wody i po chwili byłam świadkiem mojej pierwszej reakcji chemicznej. Byłam dumną tworzycielką substancji żrącej, którą nabrałam do opryskiwacza, mając tym samym pełny opryskiwacz ze żrącym płynem Corsaka. Nie mogłam wydostać się drogą, którą tu przywędrowałam, a przejście z prawej, w laboratorium porastały cierniste rośliny, więc wylałam na nie żrący płyn z opryskiwacza.
W ten sposób droga, która nie wiedziałam dokąd prowadzi, stała przede mną otworem, więc ruszyłam pewnie przed siebie, mając nadzieję, że nie poranię się o pozostałości krzaczyska.
Okazało się, że znalazłam się w nieco innej części lasu. Zabrałam łopatę, którą kiedyś zgubił Corsak. Rosły tu także Lisogony, ale były zbyt małe by mogły mi się do czegoś przydać. Z ziemi podniosłam szyszkę i ruszyłam w prawo.
Okazało się, że dotarłam na brzeg sadzawki, ale po drugiej stronie. Nie miałam pojęcia jak głęboka jest woda, więc popchnęłam kłodę, która leżała w lustrze wody, tym sposobem tworząc sobie most. Zanim wróciłam do Corsaka, zajrzałam do dziupli, z której wyciągnęłam część mapy. Z ziemi podniosłam okrągły kamień i ruszyłam po moście na drugą stronę sadzawki.
Wróciłam do Kapitana, który szybciutko uporał się z konserwacją promu, ale pojawił się kolejny problem. Otóż kaczka, zwana Syreną urządziła sobie gniazdo na grotrei, a ja miałam zająć się przeniesieniem jej jaj w inne miejsce. Spojrzałam na kupkę śmieci, które Kapitan wyciągnął z wody podczas konserwacji. Postanowiłam zatrzymać sobie pokrętło.
Weszłam na pokład, ten wyższy i zamontował koło w wyrzutni harpunów, naprawiając ją. Nagle zapragnęłam sprawdzić jak działa to urządzenie, więc naciągnęłam linkę za pomocą pokrętła i strzeliłam. Harpun poleciał gdzieś daleko w las.
Mając nadzieję, że nie zrobiłam nikomu krzywdy, opuściłam prom i powędrowałam w las by sprawdzić gdzie wbił się wystrzelony przeze mnie harpun. Tak jak się domyśliłam znalazłam go wbitego w drzewo, w którym znajdowały się już różne narzędzia. Próbowałam go wyciągnąć, ale się złamał. W mojej ręce został jedynie patyk.
Ruszyłam w górę, aż do trzciny, wśród której leżała sobie butelka z "mapą skarbów", którą wypchnęłam za pomocą patyka. Butelka wylądowała na brzegu, więc mogłam po nią sięgnąć. Ukryta w niej była druga część mapy. Połączyłam dwa fragmenty mapy, otrzymując mapę, której przyjrzałam się bliżej. Zaznaczono na niej krzyżykiem miejsca pod drzewem. Ponieważ jedno z drzew się przewróciło, pozostało mi jedynie jedno.
Wszystko wskazywało na to, że skarbu powinnam szukać właśnie od drzewem. Powędrowałam zatem w miejsce z drzewem, które podmyte przed wodę groziło przewróceniem się i za pomocą łopaty wykopałam dziurę w ziemi.
Znalazłam skrzynię, a w niej proch strzelniczy i szklaną kulę. Było tam jeszcze kilka innych przedmiotów, ale nie były mi potrzebne.
Wróciłam do chatki. Zabrałam kawałek starego Lisogona (z tego dużego), umieściłam go w młynku, po czym dodałam kwarc czyli żółty kryształ, otrzymując gorący proszek.
Uwaga: jeśli nie mamy kryształu zwanego Tunalinem, zabieramy go, będzie nam potrzebny.
Gorącym proszkiem wzmocniłam proch strzelniczy, wsypując go do pojemnika z prochem, otrzymując wzmocniony proch strzelniczy.
Uwaga: Przed wykonaniem tego zadania warto zapisać grę. Nie dodając gorącego proszku do prochu strzelniczego w ekwipunku zachowamy łopatę, która pozwoli nam wykonać końcowe zadanie z liną inaczej i zobaczyć inne zakończenie rozdziału drugiego.
Wróciłam do lasu, w miejsce z przewróconym drzewem, które upadło na most (poprzednie przejście do chatki) i zabrałam z niego suche liście.
Wracając w stronę kotła z żywicą, zaważyłam, że drzewo z pod którego wydobyłam skrzynię - skarb, jednak się przewróciło. Wróciłam do kotła z żywicą, która ponownie stwardniała, bo ogień pod kotłem, zgasł. Położyłam więc pod kotłem suche liście i przy pomocy noża dziadka i niebiesko - zielonego kryształu rozpaliłam pod kotłem z żywicą ogień, w którym zanurzyłam szyszkę. Teraz przypominała jajko Syreny.
Miałam już zatem wszystkie przedmioty, które mogły imitować jaja kaczki, więc wróciłam na prom. Weszłam na górny pokład, po czym na maszt i zamieniłam po kolei jaja kaczki na: kamień, szyszkę w żywicy i szklaną kulę. Do mojej kieszeni trafiły jaja kaczki Syreny.
Uwaga: gdy zabierzemy jaja, nie podmieniając je, Syrena przyleci i zablokuje nam drogę powrotną.
Zeszłam na dół i jaja kaczki położyłam w plątaninie sznura. Syrena niemal natychmiast przyleciała do nowego gniazda, siadając na jajach.
Dumna z wykonanej misji wróciłam do Kapitana, pewna, że nic nie stoi na przeszkodzie by odpłynąć. Niestety, myliłam się. Okazało się, że kapitan przywiązał prom mocnym węzłem do totemu, a ja musiałam go jakoś rozwiązać. Ruszyłam zatem w stronę totemu.
Uwaga: w tym miejscu warto zapisać grę, bowiem możemy tę część gry wykonać w różny sposób i zobaczyć różne zakończenie rozdziału, bądź za pomocą łopaty, którą przerwiemy linę, bądź za pomocą wzmocnionego prochu strzelniczego. W przypadku opcji z łopatą nie możemy wsypywać do prochu strzelniczego gorącego proszku, bo zniknie nam z ekwipunku łopata, o czym pisałam wcześniej. Tu musimy cofnąć się do wcześniejszego zapisu.
I SPOSÓB:
Powędrowałam do totemu i wsypałam trochę prochu strzelniczego do totemu, rozsypując pozostały trochę i przesuwając się w tył, po czym zapaliłam go. Totem wybuchł i lina nie była już przeszkodą.
Ruszyłam na prom, w nagrodę mogłam rozwinąć żagle. Ruszyliśmy w dalszą drogę, na drugi brzeg jeziora.
II SPOSÓB:
Wróciłam do totemu. Ponieważ lina wisiała bardzo wysoko postanowiłam wykorzystać łopatę. Lina została odwiązana, ale prom odpłynął beze mnie. Na szczęście Kapitan rzucił mi wiosła gdy wróciłam. Ruszyłam łódką na drugi brzeg.
Rozdział drugi zakończył się.....
Rozdział trzeci
Po drugiej stronie jeziora - dwór Mistrza Munina
Kapitan dowiózł mnie na miejsce, ale niestety nie chciał na mnie poczekać. Na dodatek na pokładzie zostały wszystkie moje rzeczy. Na dworze było już zupełnie ciemno. Liczyłam, że po drugiej stronie jeziora ktoś będzie mi w stanie pomóc. Dobrze, że choć w kieszeni miałam nóż dziadka. Ruszyłam w stronę bramy, przed siebie.
Z krzaka z lewej zarwałam czerwoną jagodę. Spróbowałam przejść przez bramę, ale była zamknięta. Muzyczna brama miała na sobie nutki, z lewej jej strony wisiały jakieś dzwonki. Jednego z nich brakowało. Sądziłam, że to jakiś wymyślny zamek. Bez dzwonka nie mogłam nic z nim zrobić. Spisałam nuty z bramy, na wypadek jeśli ktoś mógłby mi pomóc. Ruszyłam w tył.
Z pod krzaka z prawej zabrałam sfermentowaną jagodę, z krzaka zaś zerwałam żółtą jagodę.
Udałam się w górę, gdzie natknęłam się na obozowiczów, Beo, który umiał grać i mówić jednocześnie i lubił pić oraz Urura, który nie mówił, nie pił, choć kiedyś zjadł sfermentowane jabłko i tańczył aż pióra leciały. Beo, jeden z członków trupy zasugerował bym w sprawie kretów zwróciła się do Karry, wróżki. Poprosiłam go także o pomoc w otwarciu bramy. Nie tylko zagrał melodię, ale także dał mi instrument zwany kalimba. Kiedy grał melodię języczki na kalimbie drgały - piąty, pierwszy, szósty, drugi i ponownie szósty. Zapamiętałam jak poruszają się języczki, gdy Boe grał: turkusowy, czerwony, niebieski, pomarańczowy, niebieski.
Wkroczyłam do wozu sroki Karry, wróżki, która nie chciała mi nic powiedzieć dopóki nie dam jej złotego pieniążka. Przy okazji dzięki rozmowie z Karrą udało mi się zdobyć brakujący dzwonek, który był w jej posiadaniu.
Opuściłam wóz wróżki i wróciłam pod bramę. Powiesiłam dzwonek na miejscu. Użyłam kalimby i uderzając w dzwonek widziałam który języczek na instrumencie drży. Zagrałam melodię klikając ja dzwonki tak jak drgały języczki: turkusowy, czerwony, niebieski, pomarańczowy, niebieski i brama się otworzyła.
Znalazłam się we dworze. W oddali widziałam domek i jaśniejące w nim światło. Miałam nadzieję, ze dowiem się tam gdzie poszły krety. Zanim jednak się tam udałam zerwałam z krzaka z lewej jagodę indygo. Ruszyłam w stronę światła, do domku.
W domku spotkałam Vlada, który starał się zagrać melodię Mistrza Muńka. Powiedział, że mnie wynagrodzi, jak mu pomogę. Powiedział też, że więcej powie mi Skrzyp, który mieszka w dworze, na drugim piętrze. Od Vlada dostałam klucz do dworu. Pożegnałam zatem Vlada i wyszłam na zewnątrz. Za pomocą klucza do dworu otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
Dom wydawał się pusty. Rozejrzałam się zatem na dole. Spojrzałam na fonograf, który zwał się "Koliber" i zabrałam z niego czerwony cylinder.
Wróciłam w tył i udałam się na górę, by poszukać Skrzypa, o którym wspominał Vlad. Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że dom jest pusty. Postanowiłam sama poszukać notatek. Zerknęłam zatem na notatki leżące na biurku z lewej, a niemal natychmiast odezwał się Skrzyp, który okazał się być świerszczem.
Mieszkał w szafie Mistrza Munina i twierdził, że melodię jego Mistrza można łatwo znaleźć. Twierdził, że jest ona w krypcie, i dał mi do niej klucz, który miałam wydostać z dolnej szuflady, którą dla mnie otworzył. Zrobiłam to więc, a do mojej kieszeni trafił klucz do krypty.
Postanowiłam jeszcze porozmawiać ze Skrzypem na wszystkie tematy (kliknij na szafkę). Powiedział mi jeszcze coś co mnie zaciekawiło, o tym, że Mistrz Munin uczył Vlada pisania, a ten pisząc wydawał strasznie dziwne skrzypiące dźwięki. Zanim udałam się do krypy (oczywiście opuściłam dworek), wróciłam jeszcze do Vlada, by z nim porozmawiać. Spróbowałam też zagrać melodię, ale oczywiście nie była to ta właściwa. Byłam pewna, że nie zdołam go oszukać. Wiedziałam także, że muszę znaleźć przynajmniej sześć nut. Opuściłam więc lokum Vlada i udałam się tym razem w prawo.
Z fontanny zabrałam pusty czajnik. Otworzyłam drzwi krypty za pomocą klucza do krypty i weszłam do środka.
Znalazłam się w krypcie rodzinnej Mistrza Munina, która była niezwykła, aż miałam gęsią skórkę. Z kamiennych oczodołów do mis na dole skapywały łzy. To wydawało się istotne. Zabrałam wiszącą na ścianie latarnię. Nie świeciła. Za pomocą noża dziadka ścięłam wielki liść zasłaniający jedną z mis z prawej strony. Przyjrzałam się sadzawce. U jej dołu wyryte były symbole. Nie były to nuty, ale pewnie o nie chodziło. Skopiowałam je, mając nadzieję, że Vlad i Beo będą mogli mi pomóc.
Udałam się do Vlada pytając go o symbole, ale twierdził, że to nie nuty, to tylko symbole. Powędrowałam zatem do Beo, pokazałam mu symbole, ale też w niczym mi nie pomógł. Wróciłam więc do dworu, do Skrzypa. Udałam się na piętro, ale Skrzypa tam nie było. Zeszłam zatem na dół i udałam się w lewo, w stronę kominka.
Tam znalazłam Skrzypa, który tęsknił za czasami gdy przy kominku rozmawiał z Mistrzem. Skrzyp powiedział mi wiele ważnych informacji na temat symboli, które były dla Mistrza Munina formą zapisywania nut - nuty synestetyczne. Dowiedziałam się zatem, że:
- pióro symbolizuje męki kaligrafii i może być związane z Vladem;
- znak z jagodą to dźwięk woskówki;
- płomień to symbol domowego komfortu, Mistrz lubił siedzieć przy kominku i pić herbatę;
- zegar wskazuje na późną kolację, Vlad może wiedzieć o której;
- butelka to ulubiony koniak Mistrza, jest w sejfie, w jego biurku
- Kropla przedstawia symbol jedności przodków i ma coś wspólnego z kryptą rodzinną i wodą, która kapie z czaszek;
- skrzypce to zaś symbol związany ze świerszczami, które grają na małych skrzypcach
Jeśli klikniemy by ponownie zagadać do świerszcza Skrzypa, to pojawi się opcja dialogowa - Symbole. Kliknąwszy na nią Skrzyp jeszcze raz opowie nam wszystko co wie ja temat owych symboli.
Dowiemy się, że Mistrz uczył pisać Vlada piórem, że woskówka to odmiana jakiejś jagody, a na roślinach dobrze zna się Vlad. Dowiemy się, że Mistrza po prostu gotował wodę w czajniku i siadał przy rozpalonym kominku, że godzinę później kolacji powinien znać Vlad, butelka koniaku znajduje się w sejfie, czaszki i kapiące z nich krople mają znaczenie oraz to, że Skrzyp nieco się krępuje swojej muzyki.
Udałam się zatem do Vlada, by znów z nim porozmawiać. Zapytałam go o kaligrafię i o późną kolację. Zgodził się pokazać mi jak ćwiczy kaligrafię, ale potrzebował pióra. Dowiedziałam się za to kiedy Mistrz Munin jadał późną kolację. Była to godziny 11-ta wieczorem. Opuściłam zatem Vlada i wróciłam do dworku. Udałam się na górę i podeszłam do zegara. Ustawiłam zegar na godzinę 11-tą, po czym użyłam na niego kalimby. Zobaczyłam, że piaty języczek instrumentu, ten turkusowy zaczął wibrować. Miałam pierwszą nutkę - symbol zegara.
Zeszłam na dół i powędrowałam w stronę kominka i przyjrzałam się książkom, które leżały na kominku. Zabrałam ze sobą książkę pod tytułem "Rada zwierząt". Przeczytałam ją uważnie, gdyż byłam pewna, że to co jest niej napisano, będzie dla mnie ważne.
Udałam się na górę i spojrzałam na szafkę Mistrza Munina, w której znajdował się sejf. Przyjrzałam się mu, odkrywając bardzo specyficzny zamek. Musiałam, zgodnie z podpowiedzią z książki "Rada zwierząt" poustawiać wszystkie zwierzęta w zgodnej z nią kolejności (ostatni musi być świnia, na dole, tę musicie ustawić, zrzut z ekranu tego nie przedstawia).
Udało mi się otworzyć sejf, z którego zabrałam butelkę koniaku Mistrza oraz pusty fioletowy cylinder.
Wróciłam na dół, do fonografu, na którym umieściłam pusty fioletowy cylinder. Nakręciłam mechanizm, po czym wcisnęłam czerwony przycisk. Koliber ruszył do przodu robiąc w cylindrze rowki. Wiedziałam, że nieśmiały Skrzyp nie zagra jak będzie mnie widział, ale przecież mogę użyć fonografu. Nakręciłam zatem fonograf, nacisnęłam niebieski przycisk nagrywania i zanim koliber fonografu przesunął się do końca użyłam kalimby. Tym razem ostatni, siódmy języczek zaczął wibrować, ten fioletowy - symbol skrzypiec.
Opuściłam dwór i wróciłam do trupy. Pokazałam Boe butelkę z koniakiem Mistrza mając nadzieję, że mi pomoże, a ten wypił całą zawartość butelki. Na szczęście nie chodziło o koniak, a butelkę, w której dmuchanie powodowało dźwięk. Boe pokazał mi na kalimbie jak drga czwarty języczek, ten zielony - symbol butelki.
Wróciłam do Vlada. Poprosiłam go o jedną ze świec (kliknij na te bliżej jego). Włożyłam świeczkę do lampy i odpaliłam ją od palących się świecy (można to także zrobić od ogniska w lasie, tego przy którym siedzi Boe i Urur). Pokazałam Vladowi czerwoną jagodę a dowiedziałam się, że to woskówka, czyli ta, którą szukałam. Vlad ją posadził. Wszystko co teraz mi pozostało to znaleźć czerwony dżingiel.
Udałam się zatem pod bramę i po raz kolejny przyjrzałam się dzwonkom. Uderzyłam w czerwony dzwonek. Wiedziałam, że to jest to. Użyłam zatem na niego mojej kalimby. Tym razem zaczął drgać pierwszy języczek, ten czerwony - symbol jagody.
Wróciłam do dworu, udałam się do miejsca z kominkiem i z pianina zabrałam zapis nutowy "Sowipląsy".
Wróciłam do Beo, pokazałam mu "Sowipląsy", prosząc go by zagrał melodię, po czym dałam Ururowi sfermentowaną jagodę, a ten pobudzony melodią zaczął tańczyć, aż zgubił jedno pióro. Zabrałam je.
Wróciłam do Vlada, któremu wręczyłam pióro. Gdy zaczął ćwiczyć kaligrafię użyłam na nim mojej kalimby, a drugi języczek zawibrował, ten pomarańczowy - symbol pióra.
Udałam się do krypty rodzinnej Mistrza Munina. Wiedziałam, że jedność przodków jest związana jakoś z kroplami spadającymi z czasem. Ale jak mam je zjednoczyć? Póki co postawiłam pusty czajnik w sadzawce, z lewej strony, a po chwili zabrałam czajnik z wodę i udałam się do dworu, do domu Mistrza.
Powędrowałam do kominka, użyłam na nim zapalonej lampy by rozpalić ogień, po czym na haku z prawej strony powiesiłam czajnik z wodą. Chwilę później woda w nim zaczęła się gotować i gdy usłyszałam świst czajnika, użyłam na nim mojej kalimby. Dzięki temu poznałam kolejny dźwięk. Trzeci języczek wibrował na kalimbie, ten żółty - symbol płomienia.
W ten sposób udało mi się zdobyć sześć nut, które mogły mi rozwikłać melodię Mistrza Munina. Zabrałam czajnik. Opuściłam dom i udałam się do krypty. Pozostało mi zjednoczenie przodków, czyli jak się wkrótce okazało sprawienie, by wszystkie krople spadały w jednym czasie. W tym celu musiałam postawić w sadzawce czajnik z wodą oraz butelkę (miarowe spadanie kropel to wykonane zadanie). Teraz użyłam na sadzawce kalimby a szósty języczek wibrował na kalimbie, ten niebieski.
Miałam już wszystkie nuty:
- symbol jagody - pierwszy języczek - czerwony;
- symbol pióra - drugi języczek - pomarańczowy;
- symbol płomienia - trzeci języczek - żółty;
- symbol butelki - czwarty języczek - zielony;
- symbol zegara - piąty języczek - turkusowy;
- symbol kropli - szósty języczek - niebieski;
- symbol skrzypiec - siódmy języczek - fioletowy
Teraz tylko trzeba było odtworzyć melodię posiłkując się symbolami, czyli zgodnie z nimi: zegar, skrzypce, jagoda, kropla, pióro, butelka, płomień, pióro.
Czyli: turkusowy, fioletowy, czerwony, niebieski, pomarańczowy, zielony, żółty, pomarańczowy
Wróciłam zatem do Vlada i zagrałam mu wspomnianą melodię (musimy wybrać opcję dialogową - "zagraj melodię").
Vlad zagrał melodię, a ja dostałam błyszczącą monetę. Powędrowałam w nią do wróżki, sroki Karry. Dałam jej monetę i dzięki temu, oprócz tego co już wiedziałam, dowiedziałam się gdzie poszły Krety i że miały ze sobą Lisogony.
Opuściłam wóz Karry, poprosiłam Beo żeby przechował moje rzeczy, pożegnałam się i ruszyłam w stronę kretów.
Koniec rozdziału trzeciego.
Ciąg dalszy nastąpi......