Iron Fist - Recenzja serialu

lubiegrac recenzja filmow Iron Fist - Recenzja serialu
Iron Fist - Recenzja serialu



Tamer Adas | 19 marca 2017, 20:20

Danny Rand to ostatni z ulicznych bohaterów, których będziemy oglądać w tegorocznym Defenders. Jak zatem Iron Fist wypadł w swoim filmie? Nie najlepiej...
 
Potencjał w tej postaci był naprawdę olbrzymi, w zasadzie wciąż w nim jest, ale ciężko będzie naprawić błędy pierwszego sezonu. Twórców mocno powiązał Nowy York, który przywiązał do siebie Danny'ego. W końcu obecny Iron Fist spędził aż 15 lat w Kunlun, mistycznym miastu, które dla zwyczajnych ludzi jest czymś zupełnie nie do pomyślenia. To właśnie tam stawał się bronią, która ma ostatecznie zniszczyć Rękę... niestety poza kilkoma scenami nie ujrzeliśmy nic związanego z tym fantastycznym obrazem komiksowej przeszłości rodziny Randów. Twórcy wybrali sobie kilka elementów i w niespotykanym stylu zamiast poprawić pierwowzór to w zasadzie równie mocno go udziwnili...
 
W końcu powtarzane nam kilka razy sceny z samolotu były równie głupie co "Martha" z Batman v. Superman... zacznijmy jednak od początku. Danny Rand to syn znanego biznesmena, który wraz z rodziną zginął w wypadku lotniczym. Jak się jednak okazało, młody dziedzic fortuny przeżył i powrócił do Nowego Yorku, aby odzyskać to co mu należne. Firmą zarządzają obecnie dzieci przyjaciela jego ojca - Ward i Joy Meachum, którzy (co nie dziwi) nie chcą uwierzyć w niewiarygodny powrót po takim czasie. W początkowych perturbacjach pomaga mu Collin Wing, sensei w pobliskim Dojo. W końcu nasz bohater zostaje przechytrzony i trafia do zakładu psychiatrycznego, gdzie po raz pierwszy jesteśmy wstanie ujrzeć pełną moc Chi. Dzięki pomocy Jeri Hogarth nasz bohater powraca do firmy, gdzie dysponuje aż 51% udziałów nie posiadając jednak w niej stanowiska. Jak się okazuje w Rand Enterprises swój spory udział mają układy przestępcze, którymi zarządza, jak łatwo się domyślić, Ręka. 
 
 
To niestety kolejny serial Marvela, w którym nie widzimy ze sobą choćby dwóch "Obrońców", pojawiają się pewne nawiązania, ale poza nimi nie mamy nic innego. Wygląda to niestety już trochę komicznie, w końcu o Daredevilu jest na tyle głośno, że pojedyncze wspomnienie to trochę mało. Nie zapominając o zamierzaniu w Harlemie, gdzie kuloodporny Luke Cage zrobił spore zamieszanie. Mam jednak nadzieję, że po Defenders ta komiczna już sytuacja zostanie zmieniona... Nie zabrakło jednak wspomnianej Jeri czy Claire Temple, które są łącznikami pomiędzy poszczególnymi serialami. Kolejną wadą Iron Fista jest zbytnia przyziemność, która po prostu musiała kontrastować z wielką ilością mistycyzmu, która towarzyszy komiksowemu Randowi. To już drugi raz gdy umiejętności herosa nie pasują do mocno realistycznego, ulicznego doświadczenia. 
 
Fabuła ma wiele dziur, niedociągnięć scenariusza oraz problemów, które tworzą z niektórych postaci, totalnych głupków... wiele rozwiązań jest nielogicznych i bez sensu. Ostatni odcinek jest niemalże absolutnie nie logiczny i zapowiada nam... ach szkoda gadać, bo bardzo boję się o drugi sezon tego serialu. 
 
Aktorzy starają się jak najlepiej spisać w swojej roli, choć w związku z decyzjami reżysera i scenarzystów, niemalże całkowicie zmieniła się druga 13-odcinkowej serii. Po dosyć zabawnym i nieźle zapowiadającym się wstępie (ponownie) zdecydowano się na bardzo przyziemny ton oraz rezygnację z pociągnięcia kilku wątków. Zdecydowano się wstrzymać Iron Fista w rozwoju, przez co późniejsza faza wygląda tak, że Danny próbuje zniszczyć Hand poprzez atakowanie wszystkich i wszystkiego nie ucząc się na kolejnych błędach... 
 
Na plus należny uznać większość występu Davosa oraz genialną Madame Gao, która błyszczy nie po raz zachwyca nas na Netflixie. Mam nadzieję, że to właśnie oni będą napędzać drugą odsłonę przygód Iron Fista. 
 
 
Sceny walką są dobre, ale nie prezentują się jakoś znakomicie, w przeciwieństwie do momentów wyładowania energii Chi, która potrafi naprawdę zachwycić. Niestety twórcy ograniczyli potęgę do minimum, prezentując nam średnio zaprezentowane pojedynki na pięści. Danny nie otrzymał ubioru przez co wiele pojedynków trzeba było pociąć tak, aby odpowiednio podzielić udział i wkład aktora oraz dublera odgrywającego sceny Kung-Fu. Do końca nie możemy zobaczyć stroju, który kryłby najbardziej znaną twarz biznesu w Nowym Yorku. To tylko jeden z przykładów zwyczajnie głupich i nielogicznych decyzji, których nie brakuje. 
 
Serial starał się przekazać coś widzowi, lecz robi to w tak żałosny sposób, że lepiej nawet o tym nie myśleć. Fabułę musicie postrzegać jedynie jako powód do uzasadniania scen walki, jeżeli wytrwacie te problemy i zaakceptujecie to wszystko to być może dostrzeżecie błyski bardzo dobrego poziomu, który charakteryzował pierwsze przygody Daredevila. 
 
Nie spodziewałem się, że po takiej serii utrzymania niezłego poziomu zdarzy się coś takiego. Być możne to jednak taki moment kryzysu, który kiedyś miał filmowy oddział Marvela podczas tworzenia drugiego i trzeciego Iron Mana. Mam jednak nadzieję, że ani Netflix, ani Marvel nie podejmą jakiś pochopnych decyzji. Póki co jednak Iron Fist to jedynie 6/10 i nadzieja, że to ostatnia taka wpadka zespołu producenckiego. Oby do ekipy doszedł ktoś odważniejszy, kto będzie wstanie wykorzystać takiego bohatera do stworzenia serialu Kung Fu, w stylu złotych lat Jackie Chana.

ogolny

Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!

Komentarze [0]:
Copyright © lubiegrac.pl.

Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Lubiegrac.pl

reklama

redakcja

regulamin

rss

SocialMedia

Partners