Avengers: Wojna bez granic (Avengers: Infinity War) to zdecydowanie najważniejszy film w historii pierwszych trzech faz filmowego Marvel Cinematic Universe, przy okazji mogący się pochwalić olbrzymim budżetem oraz ekscytacją związaną z kolejnym pojawieniem się najpotężniejszej grupy superbohaterów. W przeciwieństwie do wielu poprzednich tytułów tym razem mieliśmy otrzymać prawdziwe ciężkie starcie z wrogiem, który nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swoje cele, jednocześnie pozbawiając życia miliony istnień. Zgodnie z obietnicami faktycznie otrzymaliśmy najbardziej bezpośrednie starcie być może w historii całego dotychczasowego uniwersum, które nie miało okazji spotkać jeszcze aż tak potężnego zagrożenia. Czy twórcy w tak trudnej sytuacji będą w stanie poradzić sobie z masą potencjalnie bardzo ryzykownych momentów? Odpowiedź postaram się Wam dostarczyć w poniższej recenzji, do której gorąco Was zapraszam!
Fabuła i przebieg Avengers: Wojna bez granic (Avengers: Infinity War)
Bracia Russo dużo wcześniej wiedzieli, że będą mieli okazję do stworzenia aż dwóch bardzo mocno powiązanych ze sobą produkcji, które będą najbardziej spektakularnymi filmami nie tylko w historii całego studia. 1 miliard dolarów na rzecz dwóch tytułów z grupą Avengers to wynik znakomity i nieosiągalny dla wielu, wielu studiów. Taka wolność pozwoliła na zaprojektowanie oraz zaprezentowanie tak bezpośredniego oraz mocnego w przekazie produktu, w którym superbohaterowie są delikatnie rzecz ujmując w bardzo dużych tarapatach, z których nie jest im łatwo wyjść. Zapowiadana dość ciężka atmosfera oraz wyraz zostały naprawdę dobrze nakreślony już od samego początku, kiedy to dostrzegamy pierwsze brutalnie zamordowane ofiary, od tego momentu już wiemy, że łatwo zdecydowanie nie będzie, a to co ujrzymy będzie miało poważne konsekwencje. Ponowne zejście się bohaterów nie odbywa się poprzez wielkie spotkanie, a trudne relacje nakreślone na przestrzeni kilku ostatnich filmów. Szczególnie ważne jest w tym filmie posiadanie pewnej podstawowej wiedzy określającej niektórych bohaterów i relacje pomiędzy nimi. Zresztą część z nich po raz pierwszy widzi się nawzajem, w związku z czym nie trzeba znać na wylot każdej z dotychczasowych produkcji.
Tym razem mamy okazję zobaczyć inwazję na ziemię, w której nasi bohaterowie mierzą się z Dziećmi Thanosa, wysłannikami i podwładnymi jednej z najpotężniejszych postaci w całym uniwersum. Tutaj twórcy nie pokusili się o stworzenie żadnych wyjątkowych archetypów, ot część z nich bardzo mocno przypomina swoich odpowiedników z “dobrej, przeciwnej strony”. To jednak nie oni stanowią główną oś, przez co są dosłownie są przystawką przed pierwszym decydującym starciem zmieniającym obraz świata. Z racji mocnego powiązania obu części niestety nie doczekaliśmy się 100% pewności dotyczącej wydarzeń, jednakże tak to już wygląda w światach komiksowych. Zdecydowanie jednak udało się nakreślić długą historię relacji pomiędzy postaciami posiadającymi już określone zdanie i mocno osadzone postępowanie wobec rzeczywistości.
Interesującym posunięciem było połączenie narracji z perspektywy bohaterów z prowadzeniem tak naprawdę filmu o głównym przeciwniku. To jego mamy okazję ujrzeć w pełnej krasie i to właśnie Thanos stał się punktem środkowym wokół którego obudowane zostało sporo interesujących kwestii dotyczących całego komiksowo-filmowego wszechświata.
Aktorzy mają dosyć? Zdecydowanie nie!
Znakomity scenariusz to jednak nie wszystko, ponieważ potrzeba było do jego zrealizowania odpowiednich odtwórców, którzy coraz częściej byli łączeni z poszczególnymi wywiadami wskazującymi na zmęczenie i chęć odejścia od swoich superbohaterskich ról. Na szczęście ich profesjonalizm oraz bardzo dobra robota ze strony braci Russo zagwarantowała nam znakomite odegranie swoich ról, świetnie kontrastujące z niektórymi relacjami i wydarzeniami. Dostrzegamy wielkie zaangażowanie oraz serce wkładane w walkę z Thanosem (w tej roli znakomity Josh Brolin, w maju będzie Cable w Deadpool 2). Z racji lekko wydłużonego niż przeciętnie czasu, skutecznie zaprezentowano wiele scen, lecz część z aktorów pomimo krótkich występów i tak skutecznie przypomniała o sobie. Trzecia odsłona koncentruje się mocno także na filozofii i określonym poglądzie, przez co szczególną uwagę należało poświęcić właśnie temu aspektowi i niektórych występach (wspomniany Brolin, Robert Downey Jr. jako Iron Man/Tony Stark czy Chris Evans jako Kapitan Ameryka/Steve Rogers dali sobie z tym doskonale radę).
Struktura fabularna przedstawia narracje na zasadzie kilku grup, co na pierwszy rzut oka wydaje się męczące, lecz w dłuższej perspektywie objawia nam kilka punktów widzenia, wraz z zupełnie odmienną ich sytuacją bojową. Pierwsze spotkanie niekiedy bardzo do siebie podobnych lub zupełnie nie pasujących postaci, przebiegło znakomicie i nie wiązało się to z żadnego typu zgryzami czy sztucznymi poczynaniami.
Gigantyczny budżet był dobrze zbalansowany? No nie do końca…
Okolice miliarda dolarów na dwa filmy to budżet gigantyczny i zdecydowanie wykraczający ponad jakąkolwiek konkurencję. Avengers: Wojna bez granic (Avengers: Infinity War) od pierwszych scen ukazuje nam wielki rozmach przy każdym możliwym starciu, odbywającym się także w różnych dziedzinach, w odmiennych okolicznościach oraz z wykorzystaniem odmiennych styli i narzędzi do ataku i obrony. Wszędzie wokół herosów dostrzec możemy przelatujące obiekty, niemalże poczuć możemy uderzenia, ich siłę oraz wpływ na wszelkiej maści bohaterów. Walka w Wakandzie prezentowana na zwiastunach w pełnej krasie prezentuje się znacznie wyborniej i efektowniej, także ze względu na mocne krążenie po cienkiej granicy wyznaczania wskaźnika określającego wiek dozwolony. Zasługa przypada tutaj także świetnemu projektowi prezentującemu zdecydowaną przewagę na poziomie już samych wojowników.
O złym sposobie zbalansowania najlepiej świadczy jedna ze scen, gdy w trakcie dokrętek musiało brakować jednego z aktorów i zdecydowano się podstawić jego cyfrowego odpowiednika...
Podsumowanie recenzji Avengers: Wojna bez granic (Avengers: Infinity War)
Avengers: Wojna bez granic (Avengers: Infinity War) to bez żadnych wątpliwości najlepszy film właśnie o tej grupie superbohaterów podkreślający przy okazji ostatnią bardzo dobrą formę całego Disneya serwującego nam odważne filmy z wyraźną wizją ich twórców. Ostatnie produkcje bazujące na komiksach Marvela zdecydowanie trzymają bardzo wysoki poziom, a Infinity War z pewnością będzie bardzo dobrze wspominany przez wiele następnych lat. Nikogo nie może to jednak dziwić, ponieważ twórcy poszli na całość niemalże w każdej kwestii i gdyby nie problemy z niekiedy nadmiernym green screenem oraz brakami finansowymi to otrzymalibyśmy najlepszy film dotychczas.
Avengers to nie moje klimaty, tytuł pod dzieciarnię a nie pod dorosłego kinomana no i jeszcze ten tragiczny humor w takich tytułach, serio ręce same opadają.