Wielki Mur - recenzja filmu

lubiegrac recenzja filmow Wielki Mur - recenzja filmu
Wielki Mur - recenzja filmu



Agata Dudek | 13 maja 2017, 10:00

Zdarzyło się Wam obejrzeć film i nie bardzo wiedzieć jak go ocenić, ba... nie mieć nawet pojęcia do jakiego gatunku go zakwalifikować i tak naprawdę dumać nad tym, czy dzieło mi się podoba czy nie? Może tak, może nie, ale ja czasami tak miewam i to emocjonalne rozdarcie towarzyszyło mi po obejrzeniu Wielkiego Muru w reżyserii Yimou Zhanga. Film zakwalifikowany jako produkcja fantasy i przygodowa jednocześnie, lawiruje jednak między baśniowością a mistycyzmem, pewną dawką komedii a filmem akcji, lekkim romansem i typowymi filmami azjatyckimi, w których na ekranie rozgrywają się spektakularne iście gimnastyczne potyczki i zrealizowane z rozmachem elementy walki. I choć ten specyficzny miszmasz nie bardzo mi odpowiada, to mimo wszystko nie sposób się na nim nudzić.
 
Rzecz jak łatwo można wywnioskować z tytułu dzieje się w Chinach, w których to przyjdzie nam towarzyszyć dwójce walecznych acz nie pozbawionych zadziorności mężczyzn z Zachodu, którym marzy się szybkie wzbogacenie się dzięki zasobom czarnego prochu, który skrywa to miejsce. Napadnięci przez przedziwną i krwiożercą istotę, pozbawiwszy jej dłoni, trafiają na wspomniany mur, do pewnej elitarnej jednostki wojskowej, której celem jest obrona kraju, a nawet świata przez stworami, które co 60 lat atakują ludzi, zjadając jednego za drugim. Ponieważ nasza dwójka posiada nieprzeciętne umiejętności posługiwania się, jeden łukiem, a drugi toporem, jak się domyślacie niemal natychmiast zostają aktywnymi uczestnikami tego, co się wokół nich dzieje. 
 
Fabuła rzekłabym banalna i oklepana mimo wszystko potrafi wciągnąć. Wielki Mur to produkcja, w której Yimou Zhang postawił na sprawdzone elementy, pozwalając widzowi po prostu obejrzeć film, dzieło proste, nie wymagające przemyśleń, ot prawie dwie godziny czegoś z czym można zapoznać się zajadając chipsy i popijając herbatkę. Proste zasady rządzące w owej produkcji, to walka dobra ze złem, czyli grupy chińskich żołnierzy, posiadających niesamowite umiejętności z istotami tak okrutnymi i krwiożerczymi, że aż niewiarygodnymi. Co tu dużo mówić, przyjdzie nam oglądać ludzi ratujących świat (filmowa norma) a ratunek ten upstrzony jest licznymi, choć nie największych lotów, ale mimo wszystko widowiskowymi bitwami. Żołnierze będą łazić po murach, skakać w dół zawieszeni na linach, robić gimnastyczne fikołki i salta. Nie zabraknie też wybuchów, ognia i wszelkiego typu fajerwerków. 
 
 
Nie tylko elitarna drużyna zaprezentuje w Wielkim Murze pokaz swoich umiejętności. Zdolności rodem z bajek wzięte pokażą nam także William, grany przez Matta Damon'a i Tovar, w którego wcielił się Pedro Pascal. Pierwszy z nich posługuje się łukiem lepiej niźli Wilhelm Tell, drugi zaś rzuca toporami tak celnie jak zapewne nikt nigdy. Oprócz niebywałych umiejętności walecznych, postaci te miały być zapewne pokazane w nieco humorystyczny sposób. Reżyser co widać, próbował przemycić do swego filmu nieco humoru, z tym że ten jest on naciągany i płytki. Ani jednemu ani drugiemu z aktorów wcielających się w słodkich zabijaków, nie udało się być jednocześnie szorstkim i zabawnym, choć mniemam takie było założenie twórcy. Reszta osób jest taka jaka być powinna. Waleczna, prawa, patetyczna i zrównoważona pani Komandor Lin Mae, w tej roli piękna Tian Jing, czy stanowczy i pewny siebie Strateg Wang, czyli Andy Lau
 
Wielki Mur jest tytułem bardzo mylącym. Można by było pomyśleć, że czeka nas tu wiele odniesień do przeszłości i wzmianek historycznych. Nic bardziej mylnego. To klasyczny film fantasy przepleciony elementami akcji i baśni. Tu nawet muru nie ma za wiele. Widzimy tylko jego fragment, podczas kolejnych ataków bestii. Cieszyć nasze oczy będą za to liczne wynalazki technologiczne, w postaci przemyślnych balonów, dział oblężniczych i tym podobnych. Wspomniany przeze mnie film to także żywe świadectwo kooperacji chińsko - amerykańskiej. Z ekranu nie raz, nie dwa wylewa się patos, a dialogi między bohaterami są ich pełne. 
 
Duża zaletą filmu są kostiumy, nie tylko niesamowite pod względem wykonania, ale także niezwykle kolorowe. Barwy i mistycyzm, to zdaje się główne przesłania tej projekcji, która choć nie jest w stanie dorównać dwóm poprzednim filmom Zhanga: "Domu latających sztyletów" i "Hero", to poprzez swoją bajkowość i prostotę może się podobać.
 
Wielki Mur zapewne nie jest dziełem powalającym na kolana, takim co to ogląda się z zapartym tchem, takim, o którym po projekcji dyskutuje się przez kolejne godziny. To bardzo przeciętny film, wypełniony wartką akcją. Kinowy średniak przyciągnąć jednak może sprytnym wyeksponowaniem tego co w kinie azjatyckim jest już niemal tradycją. Włożenie do filmu nieco Hollywoodu nadało mu jednocześnie nieco ostrości i świeżego powiewu, choć nie jest to wietrzysko, a jedynie lichy zefirek. Cóż, pozostało mi go jedynie ocenić, co oczywiście czynię, dając Wielkiemu Murowi 6/10. 

Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!

Komentarze [0]:
Copyright © lubiegrac.pl.

Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Lubiegrac.pl

reklama

redakcja

regulamin

rss

SocialMedia

Partners