Twin Peaks powraca. Ponownie za sterami serialu zasiadł David Lynch, który zachwycił świat pierwszym sezonem Miasteczka Twin Peaks. Tym razem wracamy także do wydarzeń poprzednich, jednak twórca niemalże w tym samym tytule odcina się od dokonań następców w drugim podejściu. Tym razem słynny reżyser chce przywrócić marce jej dawny blask oraz popularność. Będzie to szczególnie trudne, ponieważ w zeszłym roku na platformie Netflix pojawiło się znakomite Stranger Things, które wykorzystało brak podobnego typu dzieła. Czy zatem legenda ponownie zaoferuje nam najwyższy poziom?
Twin Peaks cały czas trwa i do zakończenia pozostało jeszcze 7 odcinków, w związku z czym dopiero we wrześniu będziemy wszystko wiedzieli. W każdym razie miejmy taką nadzieję, ponieważ już od pierwszych chwili nic nie jest nam podawane bezpośrednio. Historia nawet w tej chwili opiera się tak naprawdę w dużej mierze na tym jak My odbierzemy i przeanalizujemy jej formę, gdyż treści jest tutaj niestety niewiele. Podobno Lynch gdzieś spieszył z tłumaczeniem, że już niebawem wszystko stanie się o wiele czytelniejsze i jaśniejsze. Prawdę powiedziawszy po 11 odcinku, dalej nie wiem w jaką stronę to wszystko zmierza i co tak naprawdę się dzieje. Zapewne jest to mój błąd, gdyż nie odrobiłem zadania domowego i nie zdecydowałem się na nadrobienie poprzednich dwóch sezonów, jednak nowe otwarcie powinno zakładać, że będą pojawiać się takie osoby jak ja :P
Powinienem powiedzieć tutaj coś o fabule, ale mam wrażenie, że bazuje jedynie na jakiś domysłach i tak naprawdę to nie mam pojęcia co tak dokładnie ktoś chce mi przekazać. Mocno postawiono tutaj na formę, która niestety póki co nie przekłada się na tworzenie treści, stanowi sztukę dla sztuki, a nie stara się zainteresować widza i spowodować w nim jakieś rozterki. Klimat jest bardzo specyficzny i dziwny, czasem mamy wręcz ochotę przewinąć o kilka sekund odcinek na HBO GO, aby nie męczyć się z czymś wręcz obrzydliwym. Jest to na pewno wyjątkowe, ale sceny typu połączenie robaka i żaby wraz z efektem końcowym niemalże powodują wymioty. Lynch moim zdaniem wielokrotnie przekracza granice, starając się usilnie, by którakolwiek ze scen miała wydźwięk... powiedzmy bardziej życiowy. Wpływa to jedynie na obrzydzenie naszego nastroju. Podobnie sytuacja prezentuje się z brutalnością oraz ilością makabrycznych zbrodni, które również z całych sił wpływają na przekroczenie naszych granic wytrzymałości… O ile na przykład w takim DOOM-ie od Bethesdy ma to nie tylko fabularne i pasujące do klimatu i bohatera zastosowanie i uzasadnienie, o tyle tutaj ma jedynie negatywnie wpłynąć na nasz odbiór. Zabieg jest celowy, ale moim zdaniem zupełnie się nie sprawdza.
Mimo wszystko da się na to przymknąć oko i bez tego czuć tu wyjątkowy klimat, który intryguje… ehh, mam cały czas z tym problem. Gdy już tak na dobre zaczynam go odczuwać, to pojawia się coś co mnie od niego nagle odrzuca i nie są to nie tylko te wspomniane wyżej problemy. Ciężko jest się wczuć się w dany wątek, bądź polubić jakąś postać, gdy cały czas dostajesz jakieś strzępki lub krótkie kilka scen, które zanim na dobre się rozpoczną, to są szybko urywane i długo nie wracają. Z pewnością łatwiej będzie to wszystko skonsumować w całości, a nie czekając na nie tydzień, jednak nie o to w tym wszystkim chodzi. Ilość stojących obok siebie wydarzeń może porażać i robić wrażenie, gdyż w miarę chętnie śledzimy każdy z nich, jednak ciężko w takich “warunkach” zaprzyjaźnić się z jakąś postacią. Przez długi czas panuje niewiadoma, która na moment się wyjaśnia, by zazwyczaj za chwilę przejść w kolejną serię pytań.
Cały projekt zdaje się mieć olbrzymie ambicje, także artystyczne, którym zwyczajnie nie potrafi sprostać. Wszystko jest niby na miejscu, ale zdarza się na przykład taki 8. odcinek, który jest tak naprawdę zwykłym zapychaczem przepełnionym artyzmem. Brak treści, które ewidentnie nie jest tak istotna jak forma, doprowadza do sytuacji, gdy zachowanie wielu bohaterów i wydarzenia z nimi związane stają się niekiedy strasznie głupie i śmieszne, w złego słowa znaczeniu. Dobrze przynajmniej prezentuje się gra aktorska, w której błyszczy szczególnie Kyle MacLachlan, który wchodzi na wyżyny swoich umiejętności w więcej niż jednej roli. Nie dopisało niestety również HBO, które w przypadku niektórych odcinków miało problem z tłumaczeniem, a w jedenastym od pewnego momentu nie występują napisy w żadnej formie, ani oryginalne, ani polskiej.
Póki co jest jeszcze trochę zbyt wcześnie by móc coś wyrokować, jednak mam nadzieję, że już niebawem pojawi się trochę wyjaśnień i ujrzymy coś znacznie lepszego. Na ten moment powrót Davida Lyncha zdaje się być nieciekawy od strony treści, gdyż forma jest bardzo dobra i może się podobać. No może poza dwiema rzeczami, które odbierają serialowi stylu i zmieniają go w mocno przerysowane produkcje klasy B.
Ciekawe czy posiada w sobie taką magię jak te stare odcinki, które pamiętam z dzieciństwa.