Agata Dudek | 2 grudnia 2022, 08:00
Carnival Row, recenzja pierwszego sezonu wciągającego fantasy, baśni dla dorosłych, serialu stworzonego i dostępnego na platformie Amazon Prime Video.
Miłośnicy fantasy, grozy i stylu nieco baśniowego mogą czuć się w serialu od Amazon Prime Video, zatytułowanym Carnival Row jak przysłowiowa ryba w wodzie. Bowiem ta produkcja ma wszystkie wyżej wymienione elementy, a do tego wartką akcję i klimat, którego często brakuje serialom im podobnym. Wprawdzie premiera pierwszego sezonu miała miejsce ponad trzy lata temu, a opowieść nie jest już „świeżakiem” w propozycjach streamingowych, ja miałam okazję poznać go dopiero niedawno. A skoro doczekamy się kontynuacji, która zapowiedziana jest na nadchodzący rok, to myślę, że jest to dobry czas na przypomnienie tego, co ma do zaoferowania ta opowieść i podsumowania całego pierwszego sezonu.
Zapoznaj się także z: Nowiutka Victoria 3 bije w miesiąc rekord sprzedaży! Paradox zaryzykował ryzykując z PC Game Passa i... może świętować swój sukces
Ten liczy sobie tradycyjną i często spotykaną liczbę odcinków, czyli osiem i rozgrywa się w fikcyjnym mieście o nazwie Burgue, gdzie jakiś czas temu zaproszono istoty baśniowe, jak wróżki, nimfy, faunów i inne postaci. Miało to być rekompensatą za wojnę, którą wywołali ludzi, a małoludy, jak nazwane są baśniowe istoty, stały się uchodźcami ze swojego kraju i w Burgue miały znaleźć bezpieczną przystań. Problem w tym, że bytowanie ludzi z istotami zupełnie się od nich różniącymi, zaczęło nie podobać się grupie działającej niemal poza prawem. Niechęć do „innych” z czasem stawała się coraz bardziej widoczna, szerząc rasizm, nietolerancję i agresję.
W takim świecie poznajemy detektywa miejscowej policji Rycrofta Philostrate’a, znanego jako Philo, który podczas wspomnianej wojny zakochał się w piksie, czyli wróżce imieniem Vignette. Kontakt pary się jednak urwał. Wiele lat później detektyw, który skrywa pewną tajemniczą przeszłość bada sprawy makabrycznych mordów dokonywanych na małoludach, ale nie tylko. Zbrodnie są okrutne, dokonywanego przez kogoś, kto rozszarpuje ciała, przy okazji pozbawiając ich pewnego organu. Szybko okazuje się, że zbrodnie te mają ukryte dno, i przebierają nieoczekiwane obrót. Na drodze Philo ponownie staje ukochana Vignette, ale świat, jaki niegdyś znali, mocno się zmienia, i to nie na ich korzyść.
Carnival Row to prosta i bardzo angażująca opowieść fantasy, można powiedzieć baśń, ale zdecydowanie dla dorosłych. Choć znajdziemy w niej wiele elementów klasycznie baśniowych, wiele postaci zaczerpniętych wprost z tach opowieści, nie jest to serial dla młodszych widzów. Przede wszystkim dlatego, że historia z biegiem czasu nabiera bardzo mrocznego wyrazu, mordy, jakie dokonuje zbrodniarz i morderca są bardzo brutalne i niezwykle sugestywne, a na ekranie gości nagość i gore, zaś dialogi nie szczędzą wulgaryzmów.
Śmiało można powiedzieć, że jest to połączenie fantasy, klasycznego horroru i opowieści detektywistycznej z romansem w tle. Serial jest mieszaniną tego, co już kiedyś widzieliśmy, co dobrze znamy, i co już nam się kiedyś podobało. Mamy więc baśnie i bajkowe postaci, mamy romantyczną historię, która zawsze jest mile widziana, ale mamy także zbitek wszelakich nawiązań i skojarzeń i to często niemal dosłownych.
Przeczytaj również: Recenzja absurdalnie doskonałego miniserialu W zamknięciu, bo każdy z nas może być mordercą
Po pierwsze akcja serialu toczy się w fikcyjnym miejscu, które stworzone zostało na wzór czasów wiktoriańskich, tu pseudowiktoriańskich. Po drugie detektyw Philo, w którego wcielił się Orlando Bloom, może nam kojarzyć się z detektywem Sherlockiem Holmesem i jedną ze spraw jaką się zajmował. Brutalny morderca rozgrywający i patroszący swoje ofiary z całą pewnością inspirowany jest Kubom Rozpruwaczem, postacią autentyczną, ale i występującą w jednej książkowych, a także growych opowieści z serii Sherlock Holmes. Co ciekawe, nawet nazywany jest w Burgue podobnie, bowiem Kubą Plugawaczem.
Taki skojarzeń w całym pierwszym sezonie, który mimo wielu już widzianych, żeby nie rzec „ogranych” elementów, może się podobać, bo szybko i skutecznie wciąga, jest dużo więcej. Nie będę ich oczywiście wszystkich ujawniać, by nie psuć Wam zabawy. Ale oprócz podobieństw, myślę, że celowych działań twórców, czyli René Echevarria i Travisa Beachama, którzy stworzyli go na podstawie powieści "A Killing on Carnival Row" autorstwa Travisa Beachama, serial niesie z sobą bardzo wyraźnie przesłanie. Osadzając fabułę w przeszłości, prawie wiktoriańskiej, mieszając ją z baśniowością, w opowieść wpleciono problem imigrantów, rasizm, odrzucenia, wykluczenie czy nietolerancję inności. W fikcyjnej historii upchnięto bardzo zgrabnie, choć bardzo oczywiście wszystkie większe problemy współczesnego świata.
Można mieć jedynie zastrzeżenie do skupienia się autorów tegoż serialu na zbyt dużej ilości wątków, która biegną za szybko, często zaczynają żyć swoim życiem i połapać się w gmatwaninie fabularnej bywa czasami dość trudno. Wydaje się, że za dużo chciano powiedzieć, a czasu na to było zdecydowanie za mało. Może to czasami utrudniać odbiór i zaburzać płynność narracji. Ale to tylko mała niegodność, którą skutecznie niweluje naprawdę angażująca historia kryminalna z dużą dawką tajemnicy i zagadkowości.
To, co dobrze się ogląda fabularnie, zostało także ubawione świetnymi ujęciami, bardzo dobrą ścieżką dźwiękową, szczególnie dobrym intro muzycznym, czołówką, za którą Carnival Row został nominowany do nagrody Emmy, podobnie jak motyw przewodni, ale i kostiumy. Te wyglądają naprawdę zjawiskowo. Dzięki scenografii, zdjęciom i klimatowi miasta, czujemy się jakbyśmy przechadzali się uliczkami wiktoriańskiego Londynu, co potęguje atmosferę zagadki z morderstwami w tle.
Nie można zapominać o równie wyrazistej i budzącej skojarzenia grze aktorskiej i obsadzie serialu. Wspomniany już Orlando Bloom (Piraci z Karaibów, Władca Poerścieni) w roli Philo to wycofany, lekko szorstki detektyw z przeszłością, czyli klasyka kryminałów noir. Bloom wciela się w swoją postać z należytym aktorskim pietyzmem. Jak zwykle czaruje głosem, i chodzi w bardzo specyficzny, ciężki sposób, co nadaje jego bohaterowi autentyczności. Nieco bardziej charyzmatyczna i wyrazista jest Cara Delevingne, która wcieliła się w postać piksy Vignette Stonemoss (Legion samobójców, Tulipanowa gorączka). Na uwagę zasługuje także Indira Varma (Gra o tron, Luther) jako żona kanclerza Piety Breakspear, Jared Harris, którego kojarzymy z serialem Czarnobyl jako kanclerz i Tamzin Merchant (Dynastia Tudorów, Salem) jako panienka Imogen.
Przeczytaj również: TOP 15 seriali fantasy, z mroczną fabułą, czyli zgrabne połączenie grozy i tajemnicy
Podsumowując Carnival Row, mimo tego, że nie jest to serial pozbawiony wad to potrafi zachwycić i przyciągnąć uwagę na tyle, by pochłaniać odcinek za odcinkiem, aż do finału, który każe nam czekać na kontynuację dość długo. Wartka akcja, mroczna tajemnica, mordy i pewna brutalna bajkowość, jednocześnie ciekawie napisane postaci i przede wszystkim klimat. To wszystko wyróżnia w serial fantasy nad produkcje mu podobne. Pozostaje czekać na kontynuację, która na Amazon Prime Video ma pojawić się w przyszłym roku, dokładnie w lutym. Już nie mogę się doczekać! A serial oczywiście serdecznie polecam!
Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!
Komentarze [0]:Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu