Disaster Artist – Recenzja filmu

lubiegrac recenzja filmow Disaster Artist – Recenzja filmu
Disaster Artist – Recenzja filmu



PanDamian | 25 lutego 2018, 22:00

Nie sposób powiedzieć czegokolwiek o tym filmie, nie wspominając o pierwowzorze, jakim jest The Room. Film stworzony w zamierzchłym 2003 roku. Z założenia melodramat, lecz co wyszło w rzeczywistości, nie trudno się domyślić. Można by długo mówić o scenarzyście, reżyserze, producencie czy odtwórcy głównej roli, lecz wystarczą dwa słowa – Tommy Wiseau. Tajemnicę jego pochodzenia i wieku zna tylko on sam oraz archiwa amerykańskiego urzędu imigracyjnego. Najpopularniejsza teoria mówi o tym, że ten naturalizowany Amerykanin urodził się w Poznaniu jako Tomasz Wieczorkiewicz, który to wyemigrował do USA po wcześniejszym dłuższym pobycie we Francji. Pierwszą pewną rzeczą jest to, że na początku lat dwutysięcznych wraz ze swoim przyjacielem Gregiem Sestero postanowił nakręcić swoje „wielkie dzieło”. Szacuje się, że budżet filmu wyniósł około 6 milionów dolarów, ale wciąż nie jest dokładnie wiadome, skąd przedsiębiorczy Polak wziął taką kwotę.
 
Opus magnum Wiseau nie odniosło niestety spodziewanego sukcesu. Jak dowiadujemy się tym razem z Disaster Artist, w weekend otwarcia to wielkie dzieło kinematograficzne zarobiło niespełna dwa tysiące dolarów. Termin „zarobiło” jest nieco na wyrost, gdyż to sam Tommy opłacił kino, by łącznie przez dwa tygodnie odbywały się seanse, co stanowiło wymóg konieczny do starania się o nominację do Oscara. Można domyślić się rezultatu.
 
Co się odwlecze, to nie uciecze. Film Tommy’ego z czasem zyskał uznanie.  Z początku wyświetlany na kameralnych pokazach, z biegiem lat stawał się coraz bardziej znany i wreszcie doczekał się miana kultowego, będąc określany mianem „tak złego, że aż dobrego”. Wreszcie zaowocowało to głośnym filmem Disaster Artist.
 
MV5BMTM1NWU1ODEtMjI2MS00ZmM0LTk3NGQtYjQ0MzM4YjdjYmY5XkEyXkFqcGdeQXVyNDg2MjUxNjM@._V1_SX1777_CR0,0,1777,965_AL_
 

Fabuła

Wyżej wspomniana produkcja nie opowiada o niczym zaskakującym. Również zakończenie nie niesie ze sobą niespodziewanych wrażeń. Lecz nie o to chodzi! James Franco, chyba za swoim filmowym pierwowzorem, zabrał się za reżyserię oraz zagrał główną rolę. No i trzeba przyznać, że w tę rolę włożył serce. Jednoczesne sprawowanie pieczy nad całym procesem produkcji najnowszego hitu nie wpłynęło negatywnie na jego kreację postaci. Wręcz przeciwnie, starszy Franco prezentuje się z jak najlepszej strony, swoim sposobem bycia na ekranie nieprzerwanie przyciągając uwagę widza.
 
Historia opowiada o początkach kariery Tommy’ego Wiseau. Śledzimy początki jego przyjaźni z Gregiem Sestero oraz pierwsze próby zaistnienia w amerykańskim przemyśle kinematograficznym.
 
Chciałbym napisać, że obserwujemy powolną ewolucję bohaterów, lecz nie jest to do końca prawda. Wiseau cały czas jest taki sam, od początku zaskakując odbiorców swoim specyficznym sposobem życia. Jego postać kreowana jest na niegroźnego szaleńca z wizją podbicia serc amerykańskiej publiczności swoim talentem aktorskim, który już niebawem rozbłyśnie jak supernowa, czekając tylko na odpowiednią okazję. Pomóc ma mu w tym nowo poznany towarzysz Greg, wraz z którym snuje dalekosiężne plany.
 
Co nietrudno odgadnąć, z początku dwaj przyjaciele napotykają na swojej drodze spore przeszkody. Im obu, a zwłaszcza Tommy’emu, trudno jest znaleźć zrozumienie na castingach przy okazji rozmów i o angaż. Wreszcie Wiseau bierze sprawy w swoje ręce i pisze scenariusz „The Room”. Stąd przechodzimy do najsmaczniejszych fragmentów filmu, opowiadających o produkcji właściwej. Te sceny wywołują niemal nieustanny uśmiech na twarzy, gdy ogląda się, jak w bólach rodzi się to niezapomniane dzieło. Wbrew wszystkim i wszystkiemu, z chwilami zwątpienia nawet u swojego najwierniejszego przyjaciela, Tommy z uporem doprowadza cały proces do upragnionego końca. Czy z sukcesem? To trzeba ocenić już samemu.
 

Oprawa audio–wizualna oraz rozwiązania fabularne

Film jest raczej grzeczny, pod względem montażu czy zastosowanych technik nie odbiegający od przyjętego standardu. Należy wspomnieć jednak o jednym, wartym uwagi wyczynie. Jamesowi Franco udało się skopiować niemal jeden do jednego 20 minut scen z oryginalnego filmu! Jest to niezapomniane wrażenie, gdy ma się możliwość obejrzeć tak charakterystyczne obrazki ponownie, nakręcone z nie mniejszym kunsztem i pieczołowitością.
 
Czas jednak na łyżkę dziegciu. Wydaje mi się, że Dave Franco nie zdołał poradzić sobie do końca z powierzonym mu zadaniem. Młodszy z braci w tym przypadku gra kolejną, podobną do swoich poprzednich rolę z nieodłącznym szerokim uśmiechem, nieco nieudolnie ogrywając chwile zakłopotania czy wzburzenia. Przyćmiony tym razem przez artystę większego formatu u swojego boku nie dołożył wystarczających starań, by przekonująco się zaprezentować. Też kontrowersyjne wydaje się być to, że na początku filmu nieśmiało stara się być przemycany wątek uczuciowego zainteresowania Tommy’ego Gregiem, co jednak w żaden sposób nie wybrzmiewa w dalszej części. Nie „czuje” się tego w żaden sposób, przez co wydaje się być tam wepchnięty na siłę, by wywołać jeszcze głośniejszą dyskusję.
 
W tym miejscu warto przejść do kolejnej kwestii. Być może dla utrzymania uwagi widza, James Franco przejaskrawia nieco swoją postać, przedstawiając wiele teatralnych gestów czy skrajnych emocji. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że dość dziwnym jest, by nawet ktoś tak ekscentryczny jak Tommy Wiseau zachowywał się w ten sposób.
 
MV5BMTk0MjQzOTIxMl5BMl5BanBnXkFtZTgwMTIzMTI1MzI@._V1_SX1500_CR0,0,1500,999_AL_
 

Podsumowanie

Wymienione wady jednak nie wpływają negatywnie na odbiór całego filmu. W ramach ceny biletu dostajemy kawał naprawdę solidnej rozrywki. Najlepszym tego dowodem niech będzie fakt, że przy wielu scenach wybuchałem śmiechem, co zdarza mi się niezmiernie rzadko. Wszelkie gagi zostały umiejętnie wplecione w fabułę, a my sami zaczynamy z czasem kibicować głównemu bohaterowi, zwłaszcza w momentach, kiedy wydaje się, że cały świat stanął przeciwko niemu.
 
Jeśli nie jest się wielbicielem twórczości Tommy’ego Wiseau, koniecznie trzeba zaznajomić się ze stworzonym przez niego dziełem przed obejrzeniem seansu, gdyż w przeciwnym wypadku jest bardzo prawdopodobne, iż nie w pełni zrozumie się wszystkie smaczki i aluzje zawarte w adaptacji. Wydaje się też, że rok 2017 przyczynił się do zwiększenia popularności kontrowersyjnych Polaków w Ameryce, jak chociażby porządne dzieło Netflixa o nazwie Król Polki, który opowiada o zawirowaniach w życiu samozwańczego władcy tego gatunku muzyki, znanego szerzej jako Jan Lewan (właściwie Jan Lewandowski).
 
Zdaję sobie sprawę, że moja ocena może być nieco na wyrost z powodu uwielbienia dla pierwowzoru, lecz jestem przekonany, że James Franco swoją pracą zasłużył na wszelkie laury. Pomimo drobnych bolączek tytuł ten prezentuje się znakomicie, dostarczając sporo dobrej zabawy. Dziwi jednak nieco, że zachwytów widzów na całym świecie nie podzieliła Akademia, nominując jedynie wyżej wspomniany film jedynie w oscarowej kategorii „scenariusz adaptowany. Mówi się, że wcześniejsze nie do końca jasne i jednoznaczne moralnie zachowania reżysera i zarazem odtwórcy głównej roli mogło mieć na to wpływ, lecz prawdy najprawdopodobniej nigdy nie poznamy. Tymczasem nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić do obejrzenia „Disaster Artitst”, by samemu ocenić, jak się sprawy mają.
 
 
 
Ocena: 9
 
Zalety: 
doskonałe odwzorowanie oryginalnych fragmentów filmu (łącznie 20 minut)
umiejętność wywoływania śmiechu u widowni
wspaniała kreacja Jamesa Franco
 
Wady:
film miejscami nieco przerysowany
nieco drętwa rola Dave’a Franco
 
 
 
Zdjęcia – imdb

Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!

Tagi: recenzja,
Komentarze [2]:
avatar TOM3K
dodano: 2018-02-26 11:10:46

Disaster to dobre określenie tego typu a raczej za dużo tego chłamu... :/

avatar Mariusz
dodano: 2018-02-25 22:24:12

To cudo raczej nie jest dla mnie.

Copyright © lubiegrac.pl.

Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Lubiegrac.pl

reklama

redakcja

regulamin

rss

SocialMedia

Partners