Dom Otwarty (The Open House), kolejny filmowy horror (przynajmniej tak określany przez twórców), który trafił na platformę Netflix i niestety niczym mnie nie zaskoczył. Gorzka jego recenzja nie jest więc w tym wypadku niczym dziwnym.
Wiecie co jest zmorą horrorów? Już spieszę z odpowiedzią. Otóż przewidywalność, oklepane elementy i brak jakiegokolwiek zaskoczenia. Większość fanów filmowych straszydeł może bez przeszkód i najmniejszego problemu pisać ich scenariusze, bo wiedzą, że opierają się one na z góry określonych zasadach: pojawiających się znikąd przemykających postaciach, ukrytym gdzieś agresorze, pokręconej tajemnicy, a akcja ich przeważnie rozgrywa się w domu położonym gdzieś na odludziu. Niestety problem powtarzalności i rodzącej się z czasem nudy, dopadł też Dom Otwarty, który nie jest w stanie przestraszyć nawet dzieciaka, nie mówiąc już o osobie dorosłej, wychowanej na kultowych horrorach lat 90-tych, takiej jak ja.
Już sama fabuła jest bardzo sztampowa. Oto mamy rodzinę, którą dotyka tragedia, czyli śmierć męża a zarazem ojca, który nie tylko ginie na oczach dorastającego syna, niedoszłego dobrze rokującego biegacza, ale i pozostawia familię bez grosza przy duszy, a nawet z długami. Nie pracująca wdowa, nie radząca sobie z życiem i nie potrafiąca utrzymać domu, otrzymuje tuż po pogrzebie małżonka propozycję od własnej siostry, by zaopiekować się jej domostwem w górach, przy okazji kojąc ból po tragicznej stracie poprzez zmianę środowiska. Na miejscu okazuje się, że domek to obszerne domostwo w pełni wyposażone, ale przeznaczone na sprzedaż. Co niedziela odbywa się tu dzień otwarty, w którym każdy może wejść do środka, dowolnie zwiedzać kolejne pomieszczenia, a nawet zostać w domu na wiele, wiele godzin. W tym czasie dwójka naszych bohaterów musi opuścić posiadłość, spędzając dzień w miasteczku, którego mieszkańcy są co najmniej dziwni. Pozostawiony samopas wielki dom, pełen ludzi, niestety nie wróży nic dobrego, bowiem nie wiadomo kto zechce się w nim ukryć.
Zdawać by się mogło, że to właśnie ten ukryty gdzieś osobnik i jego niestety nie podparta żadnymi powodami, czy przyczynami agresja jest motywem przewodnim Domu Otwartego, ale tak nie jest. Twórcy nie wiedzieć czemu postanowili upchnąć w produkcji tak wiele składowych elementów, że zamiast straszyć wprowadzili totalny chaos, który nie spodoba się nikomu, kto choć w niewielkim stopniu ceni sobie filmy grozy. Wkraczając w świat Domu Otwartego otrzymujemy posiadłość na odludziu, dziwnych mieszkańców, skrywających jakieś pokręcone sekrety, tajemnicze przemieszczanie się przedmiotów, niepokojące dźwięki, problemy z bojlerem, który oczywiście ukryty jest w ciemnej, przepastnej piwnicy, którą jak łatwo się domyślić w pełnych ciemnościach odwiedzają zarówno matka - Naomi, jak i syn - Logan. Całość napięcia kraszona jest głuchymi telefonami i koszmarami chłopaka, no i oczywiście wspomnianym prześladowcą, który wciśnięty został do scenariusza chyba na siłę, pewnie by dodać filmowemu dziełu nieco pikanterii, a może by pozwolić aktorom wykazać się zawodowo. Twórcy nie pokusili się, by w jakiś sposób wyjaśnić dlaczego akurat ta rodzina została zaatakowana, kim był bandyta i jakie były jego pobudki. On po prostu jest i basta.....
Fabularny zamęt przenosi się także na montaż, zdjęcia i całą otoczkę produkcyjną owego dzieła. Dom Otwarty pod tym względem jest równie mało interesujący, jak cała reszta. Mało ciekawe zdjęcia domu, w którym sporadycznie przemyka jakaś postać, kawałek lasu i wędrująca w nim kobieta mająca problem z pamięcią, skrawek prowincjonalnego miasteczka i lokalny, typowy bar, to zdecydowanie za mało by zachęcić widzów do zapoznania się z tą mieszaniną horroru, thrillera i nie wiadomo czego jeszcze.
Kolejnym pomysłem nie z tej ziemi, który nie wiedzieć czemu przyszedł twórcom do głowy jest zakończenie tej nieciekawej historii, które jest jednym z najbardziej absurdalnych jakie oglądałam w takowym gatunku filmowym. Wprawdzie wynika z motywu przewodniego fabuły, ale nawet nie stara się niczego widzowi wyjaśnić. Jest kolejnym czymś, co zwyczajnie jest, a my musimy takim to przyjąć. Trudno nie odnieść wrażenia, że tak naprawdę Dom Otwarty nie ma na siebie pomysłu, ani na fabułę, ani na sposób jej poprowadzenia, ani też na panujący w nim klimat.
Jedynym co jeszcze zachęca do pozostania przed ekranem podczas projekcji są aktorzy i ich spory wysiłek włożony w to, by wyciągnąć z tej szmiry jak najwięcej. Wspomnę jedynie o najważniejszych postaciach. Są nimi oczywiście protagoniści, czyli Piercey Dalton, jako Naomi Wallace i Dylan Minnette jako Logan Wallace. Tego drugiego zapewne wiele z Was kojarzy z roli Claya Jensena z serialu Netfixa - Trzynaście Powodów. Złego słowa nie można powiedzieć o ich aktorskiej pracy i zaangażowaniu w to co robią. Odpowiednio wyważone emocje, gesty, mimika twarzy i tembr głosu, zdecydowanie na plus.
Dom Otwarty to niestety nie jest horror, a jakaś jego karykatura i to bardzo słaba. Króluje brak pomysłu na klarowny scenariusz, pomieszanie wątków, fatalne zdjęcie i przedziwne, niezrozumiałe zakończenie. I tylko dla samego aktorstwa i niezwykle przyjemnej barwy głosu Dylana Minnettea można się pokusić na jego obejrzenie. Słabiutka to produkcja, która nie ma najmniejszych szans zająć zaszczytnego miejsca na liście całkiem udanych horrorów na Netflixie. Z bólem serca, ale ode mnie jedyne 4/10.
Ja się czasem zastanawiam czy w ogóle takie filmy zarabiają na siebie, no ale skoro powstają to jest widać pole do popisu no chyba, że to pierwszy i ostatni danego twórcy ;)
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Ja się czasem zastanawiam czy w ogóle takie filmy zarabiają na siebie, no ale skoro powstają to jest widać pole do popisu no chyba, że to pierwszy i ostatni danego twórcy ;)