Słowo „crossover” można rozbić na dwie różne części mowy. Czasownik to „cross”, czyli „przecinać, przenikać”, a przyimek „over” oznacza „przez, nad”. Do chyba najgłośniejszego ostatnio dosłownego „przebicia, przeniknięcia przez” (a raczej do próby) doszło w ostatnim czasie na Morzu Azowskim. Okręt należący do Federacji Rosyjskiej zdecydował się na staranowanie ukraińskiego holownika, rzekomo naruszający obszar wód terytorialnych w obrębie Półwyspu Krymskiego. Uszkodzony został silnik mniejszej jednostki, którą następnie wojsko rosyjskie odholowało. Przy okazji oddano też strzały w kierunku statków należących do Ukrainy, w wyniku czego do zranienia kilku żołnierzy.
Ale co jednak dokładnie oznacza pojęcie „crossover”? Termin ten odnosi się to kilku dziedzin życia, między innymi sztuki. Jest związane np. z komiksami, muzyką czy filmem. Ogólnie rzecz ujmując, tworząc „crossover” następuje scalanie pewnych uniwersów bądź postaci. I nie jest to tylko „sztuka dla sztuki” – jak nie wiadomo o co chodzi, to... wiadomo o co chodzi.
I chyba obecnie, w przypadku kinematografii, najbardziej modne są połączenia światów superbohaterów – mówię tu nie tylko o najnowszych filmach z serii „Avengers” czy „Infinity Wars”, ale także o nieco starszych „Batman kontra Dracula” czy „Batman i Superman”.
Takie scalanie sztucznie wykreowanych światów nie ma miejsca wyłącznie w kulturze masowej świata Zachodu. Także u nas, w Polsce, zdarzają się takie krótkotrwałe łączenia – najbardziej charakterystycznym przykładem jest chyba odcinek sitcomu „Świat według Kiepskich”, gdzie w odcinku „Wielki Bal” wyemitowanym z okazji Sylwestra wystąpili także bohaterowie „Miodowych lat” i „Graczyków”.
Ale jeśli chodzi „crossovery”, to to zjawisko ma miejsce również w grach. Swego czasu głośno było o tym, że nasz rodzimy Wiedźmin trafił do bijatyki „SoulsCalibur IV” . Oprócz tego znane są także „Street Fighter X Tekken”, „Marvel vs. Capcom”, a także „Injustice: Gods Amog Us” (superbohaterowie należący do DC Comics).
Jak widać, w grach częściowo obecne są postaci znane nie tylko z komputerów osobistych i konsol, ale także ze srebrnych ekranów. Może pozwolić to na osiągnięcie większych zysków, przez przyciągnięcie zainteresowania fanów uniwersów wchodzących w skład nowego dzieła. I to właśnie o nich, oraz także o innych produkcjach na licencji, dzisiaj krótko porozmawiamy.
Injustice: Gods Among Us i Injustice 2
„Niesprawiedliwością: Bogami między nami” i jej następczynią, czyli „Niesprawiedliwością dwa” zajęła się doświadczona ekipa NetherRealm Studios, mająca już doświadczenia z wybitnymi jednostkami ratującymi świat, gdyż to właśnie oni stoją za portem „Batman Arkham Origins” na platformę Android i iOS.
„Injustice: Gods Among Us” jest nie-zwyczajną bijatyką, osadzoną w świeci DC Comics. Pozwala nam ona stać się wybranym superbohaterem bądź superzłoczyńczą znanym nie tylko z kart komiksów, ale też głośnych filmów. Zielona Latarnia, Flash, Wonder Woman, Flash, Joker, Harley Queen, Superman, Batman i inni, zmierzą się w znanym systemie pojedynków 1 na 1.
Co ciekawe, fabuła wcale nie została odstawiona na dalszy plan. Wszystkim wymienionym postaciom przyjdzie stanąć do walki przeciwko sobie „w świecie, gdzie zatarła się granica między dobrem a złem”. Także warstwa gameplayowa prezentuje się bardziej niż przyzwoicie; oto walka między przeciwnikami jest dynamiczna i widowiskowa. Do dyspozycji grających oddane są nie tylko klasyczne zestawy ciosów, ale także efektywne (i efektowne) finiszery, pozwalające widowiskowo rozprawiać się z oponentem.
„Injustice 2” równie mocno stawia warstwę fabularną. Tym razem to podział na dobro i zło jest mniej wyraźny; Batman i Superman schodzą z sojuszniczej ścieżki, stając tym razem po przeciwnych stronach. Jeszcze większą komplikacją jest to, że świat jaki znamy w dużej mierze przestał istnieć, a w jego odbudowaniu nie może konflikt dwóch wielkich herosów. Co do gameplay’u – tutaj nie doszło do większych zmian. Ponownie staniemy do walki, wcielając się w rozmaite postaci znane z kart komiksów DC i stoczymy pojedynki w wielu miejscach na Ziemi. Zaznaczyć natomiast należy obecność elementów stricte z gatunku RPG, takich jak zbieranie doświadczenia w celu podwyższenia współczynników. Gra nadaje się zarówno do samotnego przechodzenia, jak i na zabawę z żywym przeciwnikiem.
South Park: Kijek Prawdy (The Stick of the Truth) i South Park: The Fractured But Whole
„South Park: Kijek Prawdy” to niesamowicie popularna gra wśród fanów oryginalnego serialu „South Park”. Pierwsza część cyklu od Obsidian Entertainment, twórców m. in. „Fallout: New Vegas” (a ostatnio zakupionych przez Microsoft) miała swoją premierę w 2014 roku. Studio to nie było pierwszym, które wzięło się na wykorzystanie licencji znanej kreskówki, ale jako pierwsze z dużym sukcesem stworzyło produkcję opartą na tych motywach.
„South Park: The Fractured But Whole” skupia się tym razem na pastiszu superbohaterskim, wyśmiewającym ten niezwykle popularny rodzaj kinematografii, w przeciwieństwie do poprzedniej, naigrywającej się z konwencji fantasy. W tym wypadku należy także zwrócić uwagę na to, że za produkcję w tym wypadku odpowiada firma Ubisoft i jej wewnętrzne studia.
Oba tytuły są do siebie bardzo zbliżone pod względem mechaniki i gameplayu. Znajdziemy tu zarówno tzw. widok z boku, klasyczne „erpegowe” wykonywanie zadań czy walka, ale w systemie turowym. Łączy je również bardzo absurdalny humor, idealnie trafiający w gusta wielbicieli oryginalnego serialu. Czy jednak produkcje mogą spodobać się osobom niezaznajomionym z oryginalną kreskówką? Najlepiej byłoby przed ostatecznym podjęciem decyzji zapoznać się z paroma odcinkami w pierwotnym medium.
Star Wars Jedi Knight: Jedi Academy
Ta gra, wywodząca się ze znanej popkulturowej sagi Star Wars, zadebiutowała dosyć dawno, bo aż w 2003 roku. Czas akcji również nie należał do najświeższych; ma on miejsce między drugą a trzecią częścią filmowej sagi (fabularnie, nie chronologicznie). Jak wskazuje tytuł, przyjdzie wcielić się nam w młodego adepta rozpoczynającego naukę. Następnie zaczniemy poznawać Moc oraz zyskamy praktyczne umiejętności posługiwania się mieczem świetlnym.
Pod okiem „dziekana” Luke Skywalkera przebrniemy zarówno przez etap szkolenia, jak i zaliczymy gros wyzwań bardziej fabularnych. Tym razem nie napotkamy z góry nakreślonej postaci, lecz sami wybierzemy rasę, płeć i cechy szczególne protagonisty. W trakcie rozgrywki do rąk chwycimy nie tylko świetlny miecz, ale także możliwe będzie posłużenie się bronią bardziej konwencjonalną w postaci karabinków i wyrzutni. Grę można dostać w cyfrowej dystrybucji za równowartość dziesięciu dolarów.
Rambo: The Video Game
Czas w końcu na coś z rodzimego podwórka. Za „Rambo: The Video Game” stoi ekipa Teyon Games, która w 2014 roku, opierając się na własnoręcznie stworzonym silniku (!) wydała ten tytuł na świat.
Pytanie, czy i tym razem udało się stworzyć coś dobrego na podstawie uzyskanej licencji. No tak średnio – można by rzec pokrótce. Tym razem produkt spod marki „Rambo” nie sili się na oryginalną fabułę, zadowalając się odwzorowaniem wydarzeń pierwszych trzech filmów. Także gameplay pozostawia wiele do życzenia; krytykowane są przede wszystkim pozbawienie gracza jakiejkolwiek swobody, gdyż niemal zawsze jest to „strzelanina na kółkach”. W związku z tym nie ruszając się z miejsca, oddaje się strzały do coraz to kolejnych fal wrogów. Również przyprawić o ból głowy mogą brzydkie modele postaci, nierealistyczna fizyka ciał czy widoczne doładowywanie tekstur i wiele innych błędów.
Dodatkową ciekawostką, świadczącą o „jakości dzieła”, jest to, że tytuł nie jest już w oficjalnej dystrybucji. Po dwóch latach od premiery, także pewnie pod wpływem krytyki odbiorców (średnia ocen na portalu Metacritic – zależności od platformy – waha się między 23 a 34 pkt.).
Charlie’s Angels
Podobnie jak po filmie, tak po grze nie należało oczekiwać wodotrysków fabularnych i niesamowitego dopracowania finalnego produktu. Ubisoft jednak, w 2003 roku zaprezentował produkcję opartą o dosyć znane uniwersum. Nie przełożono się mimo wszystko do swojej pracy. Główne bohaterki produkcji wzorowane są na ich filmowych odpowiednikach nie tylko pod względem wizualnym, ale także w warstwie audio. Głosy podłożyły znane z oryginału, wśród których była też Cameron Diaz. Wydarzenia jednak tym razem nie stanowiły odbicia opowieści z filmu – postawiono na przestawienie zupełnie nowych przygód. Aniołki Charliego polegają nie tyle na broni, a przede wszystkim na znajomości sztuk walki, bezlitośnie rozprawiając się z przeciwnikami za pomocą zestawu ciosów i kopnięć.
Jeżeli chodzi o ewentualny sukces, to tutaj także niezbyt się udało. Liczba dwudziestu trzech punktów na Metacritic.com odzwierciedla niezadowolenie wśród odbiorców i fanów oryginału.
Jak żyć?!
Tak naprawdę tylko mali twórcy niezależni mogą poświęcić swój czas i środki finansowe na tworzenie czegoś z powołania, nie patrząc ogólne trendy i żyjąc nadzieją, że ich pomysł „chwyci”. Chociaż nie zawsze – często twórcy, już po publikacji, marzą o tym, by zwróciły się koszty produkcji oraz o jakimś naddatku pozwalającym chociaż w części spłacić kredyt czy wyjechać na wakacje. Wielcy wydawcy gier nie mogą pozwolić sobie na ryzyko – trzeba zapewnić sobie pewne źródło dochodów, co nie gwarantuje wypłynięcie na całkowicie nowe wody przy tworzeniu. Niezmiernie ważnym jest zapewnienie dochodu akcjonariuszom, żywo zainteresowanymi jak najwyższymi dywidendami z posiadanych akcji.
Przy okazji do graczy trafiają także świeże tytuły. Raz lepsze, raz gorsze. Im więcej jednak ich jest, tym łatwiej wyłuskać coś ciekawego dla siebie. Trzeba jednak przede wszystkim wiedzieć, w co chce się grać. I temu służyć mogą artykuły takie jak te, przybliżające często zapomniane produkcje, które pomimo upływu lat wciąż są przyjemne w odbiorze.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu