Agata Dudek | 7 września 2017, 20:00
Serialowy horror ma za zadanie straszyć, zaciekawiać, wciągać i dawać poczucie niedosytu, które zdaje się krzyczeć.....chce więcej! A jeśli jeszcze pomysł na jego scenariusz czerpie inspiracje z prozy Kinga, sądzimy, że odczucia te powinny być wielokrotnie spotęgowane. Czy tak jest w serialowej ekranizacji noweli pisarza grozy, zatytułowanej Mgła? I tak i nie, ale o tym w mojej recenzji, do której lektury, serdecznie Was zapraszam!
Dziesięć odcinków Mgły (The Mist) powstałych dla stacji Spike obejrzeć można na platformie Netlfix i jak zapewne wiecie, nie jest to pierwsze odwołanie do książki mistrza gatunku straszenia. Króciutkie opowiadanie było już kanwą kilku produkcji, których myślą przewodnią stała się tytułowa mgła, w której ukrywa się coś tajemniczego, strasznego, niewyobrażalnego, ale jednocześnie niedopowiedzianego i zagadkowego. Te złowieszcze metafizyczne emocje towarzyszą nam podczas czytanie opowiadania, niemal odczuwamy je w trakcie oglądania The Mist, filmu w reżyserii Franka Darabonta, ale nieco się rozmywają w opisywanym przeze mnie serialu, a to dlatego, że są nam od razu podane na tacy, a sam film jest bardzo przewidywalny.
Akcja przenosi nas do niewielkiego, spokojnego miasteczka, w którym żyją zwykli ludzie, ze zwyczajnymi problemami. Mamy więc niezrozumianą nauczycielkę wychowania seksualnego, która sama skrywając burzliwą przeszłość, próbuje ochronić dorastającą córkę przed złem tego świata. Niestety nie skutecznie, gdyż wypad na imprezę kończy się gwałtem na nastolatce. Mamy potencjalnego gwałciciela, lokalną gwiazdę sportu i syna miejscowego szeryfa. Poznajemy małomiasteczkowego nieudacznika, geja, nierozumianego i niekochanego przez rodziców i dwójkę spokojnych staruszków, uczących się korzystać z wynalazków współczesności, z którymi nie bardzo sobie radzą. Na codzienne większe, czy też mniejsze problemy w zupełnie inny sposób pozwala spojrzeć gęsta mgła, która pewnego dnia spowija miasteczko. W niej to czają się ludzkie demony, coś lub ktoś kto zabija gdy tylko damy się mgle pochłonąć.
Problem w tym, że owe coś jest od razu nazwane, a widzowi na dzień dobry serwowane jest to, co może go czekać w tej dziwacznej mgle. Nawet nie znając dzieła Kinga, nie mając bladego pojęcia co się w niej kryje, dzięki pierwszej scenie wiemy już czego możemy się spodziewać. Z niezrozumiałych dla mnie powodów zaprezentowana jest nam postać czarnoskórego żołnierza, który budzi się obok swojego psa, którego ze swojego poprzedniego życia jedynie pamięta. Osobnik ten, a raczej jego zwierzak jest pierwszą ofiarą złowieszczego wybryku natury, który w bardzo brutalny sposób pozbawia psa życia. Pierwsze kilka minut zatem obdziera nas z zaskoczenia i niepewności, bo już wiemy, że mgła zabija i to bardzo nieprzyjemnie.
Nieprzyjemność i sceny rodem z kiepskich horrorów, towarzyszyć będą nam przez większą część serialu, oferując scenariusz rodem z programu "Śmierć na tysiąc sposobów". Mgła to specyficzny miks horroru, filmu fantasy, dramatu psychologicznego i thrillera, który o dziwo, poprzez mieszanie tych gatunków ogląda się całkiem przyjemnie. Choć wszystko to co widzimy już kiedyś gdzieś było, to niektóre sceny i na nowo poprowadzone wątki mogą się podobać.
Po przedziwnym, zbyt oczywistym początku, pomału scenariusz wkracza na wyższy poziom, serwując nam to, co powinno być istotą horroru, dreszczyk emocji. Nagle postaci, które wydają się być klarowne, a zarazem nudne, stają się liderami, niekoniecznie w dobrym znaczeniu tego słowa. Skrzywdzona przez mgłę dobroduszna staruszka Nathalie (Frances Conroy) nagle staje się miejscowym, bezlitosnym prorokiem, wierzącym, że matka natura wybrała ją do wyższych celów. Relacja zgwałconej Alex Copeland (Gus Birney) z chłopakiem, który ją podobno skrzywdził Jayem Heiselem (Luke Cosgrove) zmienia się i z ofiary, nagle dla miejscowej ludności, staje się narzędziem tajemniczego czegoś czyhającego we mgle. A to coś przybiera przeróżne formy i dla każdego z potencjalnych ofiar, skrywających mroczne sekrety, jak choćby Kevina Copelanda (Morgan Spector) skłóconego z bratem, czy Eve Copeland (Alyssa Sutherland) kobiety, która chroniąc córkę, próbuje zmazać swoją przeszłość, przybiera zupełnie inne, mroczne oblicze, wdziewając formę ich lęków, zabijając tak, by zabolało najbardziej.
Mgła (The Mist) w zaskakujący sposób operując stereotypami, łącząc gatunki i przerysowując bohaterów staje się serialem, który chłonie się odcinek po odcinku, choć tak naprawdę nie oferuje nic, z czym nie mielibyśmy już do czynienia. To kolejny przykład na to, że prosto i bez ogródek zbudowane produkcje, bazujące w bądź co bądź luźny sposób na twórczości Kinga, w których nie musimy ruszać głową, a jedynie skupić się na śledzeniu fabuły, potrafią nas przykuć do ekranu, dając zapewne odpocząć naszym szarym komórką od trudów dnia codziennego, oczywiście jeśli lubi się horrory.
Serial Mgła (The Mist) może nie jest odkrywczy, ale dzięki naładowaniu go emocjami, wpakowaniu problemów, która przecież mogą spotkać każdego z nas, staje się wiarygodny, pozwalając nam zadumać się nad tym, jakbyśmy się zachwali, gdyby nad naszym miastem pojawiła się złowroga, mordercza mgła. Bazowanie na ludzkich emocjach jest przecież najlepszym sposobem na przyciągnięcie widza i to się chyba twórcom udało, choć nie do końca. Moja ocena 6/10.
Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!
Komentarze [0]:Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu