Październik to miesiąc, w którym najchętniej serwuje się widzom filmowe i serialowe straszydła, bowiem zbliżający się Halloween sprzyja horrorom i wszystko co straszne jest w tym okresie mile widziane. Dawkę emocji w takim właśnie klimacie postanowił zaprezentować swoim użytkownikom serwis Netflix, w którym 12 października zadebiutował dziesięcioodcinkowy serial Nawiedzony Dom na Wzgórzu (The Haunting of Hill House) i był to niezwykle udany debiut.
Produkcja jest uwspółcześnioną wersją powieści Shirley Jackson o takim samym tytule. Wyreżyserowaniem jej zajął się Mike Flanagan, dla którego ulubionym gatunkiem są właśnie filmy grozy. Miłośnicy straszenia znają zapewne jego filmowe produkcje, jak choćby Grę Geralda i Hush (recenzje znajdziecie na stronie) oraz Oculus, Zanim się Obudzę i Ouija: Narodziny Zła. Wszystkie wyżej wymienione to mniej lub bardziej udane produkcje, które miałam przyjemność oglądać. Nawiedzony Dom na Wzgórzu, to zupełnie inna bajka, istna uczta dla mojej spragnionej dobrego horroru filmowej duszy, nie tylko dzięki klimatowi grozy, jaki niewątpliwie w seansie uświadczymy, ale i poprzez niezwykle umiejętnie poprowadzoną narrację, pochłaniającą widza historię rodzinną czy rewelacyjnie wykreowane i zagrane role, zarówno te dorosłe, jak i dziecięce.
Nawiedzony Dom na Wzgórzu to bowiem opowieść rozgrywająca się na dwóch płaszczyznach czasowych, w której poznajemy siedmioosobową rodzinę Crain. Pewnego lata wprowadza się ona do przepastnego domostwa, owianego grozą tajemnicy, uznanego za jeden z najbardziej nawiedzonych domów w Ameryce. Plan Hugha (Timothy Hutton) i Olivii (Carla Gugino) Crain jest prosty, zamieszkać w posiadłości przez całe lato, wyremontować ją, a następnie sprzedać z zyskiem. Problem w tym, że dom żyje swoim własnym życiem, wpływając na każdą z osób na swój własny, przerażający sposób, doprowadzając do tragicznego wydarzenia, które kończy się pozostawieniem domostwa w środku nocy, w pośpiechu. Wydarzenie to poprzedza tragiczny ciąg zdarzeń, w którym główną rolę odgrywa Olivia (Liv) Craine. Po latach, wychowywane przez ciotkę rodzeństwo, po samobójczej śmierci najmłodszej siostry wraca do miejsca, w którym zaczęła się ich przerażająca historia, poznawana przez nas w kawałkach. Wraz z kolejnymi jej fragmentami, niespiesznie odkrywamy nie tylko zależności fabularne, ale i rodzinne.
To rodzina, a nie jedynie straszny klimat, choć takiego oczywiście tu nie brakuje, stoi w centrum zgrabnie opowiedzianej nam opowieści rozgrywającej się na dwóch płaszczyznach czasowych, w zazębiających się, niezwykle spójnych retrospekcjach. Poznajemy ją od środka, dogłębnie, ale bardzo, bardzo powoli, a bohaterowie są nierozerwalnie związani z przerażającym, skrywającym swoją tajemnicę domem pełnym duchów .....
"Hill House, dom niepoczytalny.....ściany w jego wnętrzu były pionowe, mury - równo ułożone, a podłogi mocne. Drewno i cegły składające się na Hill House były pogrążone w ciszy. Cokolwiek tam bytowało, robiło to samotnie".Takie wprowadzenie w tę intrygującą, czasami straszną, nierzadko wzruszającą opowieść snuje serialowy narrator, najstarsze dziecko rodziny Crain.
Fabuła prawie dziesięciogodzinnego oryginalnego serialu Netflixa jest niezwykle bogata w treść, bowiem skupia się na wielu postaciach, których istotą jest piątka rodzeństwa, poznawana na przełomie wielu lat, zarówno w Hill House, jak i poza nim, już w dorosłym życiu, na których dzieciństwo w nawiedzionej posiadłości zostawiło swój niezatarty ślad, z którym każde z nich próbuje sobie jakoś poradzić. A trzeba zaznaczyć, że żaden z bohaterów nie jest tu postacią wiodącą.
Steven Crain, w tej roli Michiel Huisman, którego oglądać mogliśmy między innymi w filmie Wiek Adaline czy serialu HBO Gra o Tron, to najstarsze dziecko w rodzinie i osoba, która najmniej wierzy w nadprzyrodzone siły zamieszkujące Hill House. Choć zyskał sławę i pieniądze dzięki książce, w której opisał wydarzenia z dzieciństwa, czym naraził się części swojego rodzeństwa, to jednak dziecięce wspomnienia zatarł w umyśle chowając je na samym jego dnie.
Postępkom brata nie przyklaskuje druga w kolejności starszeństwa członkini rodzeństwa Crain, Shirley, grana przez Elizabeth Reaser, którą znany z sagi Zmierzch, a także ze wspomnianego tu już horroru Ouija: Narodziny Zła. Shir to bizneswoman, prowadząca zakład pogrzebowy, duma i nieco wyniosła żona i matka dwójki dzieci.
Trzecia z kolei to Theodora, w którą wcieliła się Kate Siegel, znana z poprzednich produkcji Mike'a Flanagana, między innymi z Hush, Gry Gerlada czy Oculus. Theo jest doktorem psychologii, zajmującą się problemami dzieci. Choć jest kobietą niezależną, pomieszkuje w domku dla gości, u swej starszej siostry. Los obdarzył ją wyjątkowym darem, odczuwaniem lęków i smutków poprzez dotyk.
Są też i bliźnięta Crain, Nell i Luke, na których dom i wydarzenia w nim się rozgrywające miały największy wpływ. Nell, grana przez Victorie Pedretti, którą wkrótce zobaczmy w kryminale Once Upon a Time in Hollywood jest wrażliwą kobietą, dotkniętą przez los, borykającą się z problemami natury psychicznej i tragiczną ofiarą przeklętej przeszłości w Hill House.
Luke grany przez Olivera Jackson-Cohena, którego oglądać mogliśmy choćby w Stosunkach między ludzkich, życiowe porażki i demony przeszłości próbuje zatrzeć narkotykami, uzależniając się od nich tak mocno, że w końcu, dzięki funduszom rodziny, trafia do ośrodka leczenia uzależnień, na odwyk.
Rodzinę spajają oczywiście rodzice, matka, Olivia, w którą wcieliła się Carla Gugino czyli filmowa Jessie w Grze Geralda oraz Hugh, grany przez Henry'ego Thomasa, którego grę aktorską mogliśmy śledzić w filmie E.T, Wciąż Cię kocham, Gangach Nowego Yorku, Wichrach Namiętności i horrorze Ouija: Narodziny zła. Kochające się małżeństwo, tak jak każde inne boryka się z chwilami lepszymi i gorszymi. Okazuje się jednak, że kolejne spędzone w Hill House dni coraz bardziej wpływają na Liv, inteligentną, acz kruchą psychicznie, cierpiącą na migreny kobietę. Odpychający od siebie myśl o nawiedzonej przeszłości i teraźniejszości domostwa, Hugh, próbuje za wszelką cenę poskładać to, co się rozsypuje, wiedząc jednocześnie, że nie jest to proste zadanie.
Nawiedzony Dom na Wzgórzu, choć jest horrorem, w którym nie brakuje pojawiających się zjaw, duchów czy upiorów, nie jest li tylko straszydłem, pustym gatunkiem grozy, który powiela schematy. Owszem, znajdziemy tu klasyczne rozwiązania czyli na przykład podkreślającą klimat grozy muzykę, która wskazuje, że zaraz będziemy mieli do czynienia ze zjawą, ale poprzez ciekawy sposób opowiadania, w którym płynnie przeskakujemy z przeszłości w teraźniejszość, układając fabularne puzzle, ani przez chwilę nie czujemy się znudzeni, jednocześnie uświadamiając sobie, że pod płaszczykiem filmu grozy chowa się dramatyczna historia rodziny i zgrabnie poprowadzony wątek obyczajowy.
Otóż okazuje się, że film, który teoretycznie powinien skupiać się na straszeniu, zyskuje drugą twarz, w której reżyser nie tylko przybliża nam niesamowitą rodzinę w równie niezwykłym domu, ale cudownie nakreśla każdą z postaci, precyzyjnie ją na przestrzeni lat i wydarzeń obrazując. Dzięki temu, mimo ogromu sytuacji i zdarzeń rozgrywających się na ekranie, nie gubimy wątku, rozpoznajemy wszystkie osoby, niezwykle szybko wsiąkamy w klimat i równie prędko stajemy się z naszymi bohaterami związani. Denerwujemy się razem z nimi, śmiejemy, boimy, a nawet wzruszamy, jesteśmy częścią dobrze poprowadzonej fabuły, cząstką całości, która zlepiona jest w niesamowicie pomysłowy, intrygujący sposób.
Wszystko, powtarzam wszystko jest w Nawiedzonym Domu na Wzgórzu na miejscu, każdy element jest spójny, mimo początkowego chaosu czasowo - przestrzennego, w którym zgubieni, szybko się odnajdujemy.
Całość niesamowitego odbioru produkcji zamyka doskonała praca aktorów włożona w serial, zarówno tych dorosłych, jak i ich odpowiedników, dzieci. Jestem przekonana, że tym w jaki sposób odkrywają swoje role, ile uczuć, wiary w swoją postać i emocji w nią włożyli, nie raz wywołają u widzów dreszczyk poruszenia a wielu z nas w finale i nie tylko tam, uroni łezkę wzruszenia.
Nawiedziony Dom na Wzgórzu był przeze mnie oczekiwanym serialem, między innymi dlatego, że jestem fankom horrorów. I choć w cichości serca liczyłam na intrygujący serialowy seans, to do głowy by mi nie przyszło, że będę tak nim oczarowana, taka pełna emocji i taka rozczarowana, że to już koniec. Historia Hill House wydaje się być już zamknięta, ja jednak po cichu liczę na kontynuację, może opowiedzianą tym razem z innej perspektywy. The Haunting of Hill House (Nawiedzony Dom na Wzgórzu) do tej pory najlepszy mroczny serial jaki miałam przyjemność oglądać na Netflixie, który bardzo serdecznie Wam wszystkim polecam, dając zasłużone 9/10.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Wszystkie nawiedzone tego typu klimaty moim zdaniem ściągają pomysły od siebie i są z czasem nudne.