Całkiem niedawno zakończyła się kolejna edycja największego festiwalu fantastyki. Pyrkon, bo to o tej imprezie mowa, ponownie przyciągnął do siebie tysiące ludzi nie tylko z całej Polski, ale także z zagranicy.
Poznań, w dniach 18–20 maja 2018 roku, ponownie stał się fantastyczną stolicą na mapie Europy. I tak też na pewno był odbierany przez przybyłych doń gości. Międzynarodowe Targi Poznańskie, skupiające ponad 50% powierzchni targowej w kraju, ugościły na swoim terenie ogromną rzeszę ludzi pragnących wspólnie spędzić czas, dobrze się przy tym bawiąc. A jakaż może być lepsza okazja do integracji między dla młodych ciałem i duchem ludzi, niż godzinka gry przy planszówce czy po prostu przemierzanie dziesiątek większych i mniejszych stosik oferujących „mydło i powidło”?
Lecz Pyrkon nie przyciąga jedynie fanów fantastycznych animacji lub miłośników gier planszowych i LARP-ów, o nie! Każdy zainteresowany książkami, filmami, serialami i grami (tymi elektronicznymi oraz w bardziej tradycyjnej formie) znajdzie coś dla siebie. Ponadto dostanie możliwość odwiedzenia wielu pawilonów, gdzie na wyciągnięcie ręki ma dostęp do dużej ilości prelekcji na naprawdę różne tematy czy stoiska rozmaitych stowarzyszeń i osób prywatnych, prezentujące coś, co w związku z ich hobby udało im się stworzyć. Nie zabrakło oczywiście także miejsc dla chcących spożyć coś w międzyczasie czy kupić gadżety związane z ich zainteresowaniami, albo wziąć udział w fabularnej sesji RPG w jednej z wielu mniejszych specjalnie przygotowanych do tego salek.
Opowieść najlepiej zacząć od początku, a raczej od początku kolejki, która ustawiła się przed targami w piątkowy poranek. Trzeba przyznać, że była naprawdę imponująca. Sznur ludzi ciągnący się wzdłuż sporej części ulicy Głogowskiej mógł wywołać drżenie serca u bardziej niecierpliwych uczestników, ale koniec końców nie było aż tak źle. Jak miałem okazję usłyszeć, kilka lat temu w kolejkach można było przestać niemal pół pierwszego dnia. Bywały sytuacje, gdy ci z wykupionym wcześniej biletem musieli czekać godziny w oczekiwaniu na swoją kolei, a dopiero nabywający wchodzili po krótkim czasie.
Z tego, co zobaczyłem niedługo później wynikało, że chętni na dzienny bilet nie musieli czekać długo na swoją kolej. Teraz jednak kolejka dla chcących wymienić bilet z przedsprzedaży również imponowała swoją wielkości, lecz jak dowiedziałem się później, tym razem wystarczyło około pół godziny, by móc wejść na teren targów i zająć miejsce w strefie przeznaczonej do nocowania na terenie wydarzenia.
No właśnie; sleeproom. Wraz z otwarciem wejść od godziny 10 fala ludzi zaczęła wylewać się przez bramki na teren targowy. Jako że było dosyć wcześnie, a wszystkie pawilony z atrakcjami dostępne były dopiero od godziny 14, ich destynacja mogła być tylko jedna. Sprawnymi ruchami większe i mniejsze grupki osób, czasem pojedynczy ludzie, zmierzali do hal 3 i 3A, gdzie czekały na nich specjalne oznaczone kawałki podłogi, gdzie mogliby spędzić kolejne dwie noce w towarzystwie setek podobnych sobie osób grając w planszówki, ucztując, czy po prostu rozmawiając (gdyż dla małej ilość osób priorytetem jest zwykłe spanie).
Ale hale dla amatorów niewychodzenia z terenu to tylko wycinek większej całości. Najlepiej chyba będzie wspomnieć o kolejnych halach, które niemal całkowicie wkrótce wypełniły się ludźmi. Tak więc, patrząc na zachód i idąc zgodnie z ruchem wskazówek zegara, napotykamy Pawilon 15. Kawałek przed nim jednak, z lewej strony, stanął telebim wraz z dziesiątkami leżaków, gdzie ci, którzy nie dostali się na najbardziej oblegane wydarzenia, takie jak Maskarada, czyli konkurs na najbardziej efektowne przebranie.
Sam Pawilon nie skrywał w sobie konkretnych atrakcji. Wręcz przeciwnie; to właśnie ludzi doń zmierzający, a właściwie głównie prelegenci, byli największą atrakcją samą w sobie. Te ściany (obklejone dziesiątkami metrów kwadratowych szarego papieru) kryły w sobie większość z dostępnych sal prelekcyjnych, gdzie często setki ludzi w wielokrotnie zawijających się w różne strony kolejkach czekali na upragnioną przez nich prezentację. Oprócz tego można było załapać się na darmowy komiks skupiający kilka tytułów, który za darmo rozpowszechniało wydawnictwo Egmont.
W zależności od tematu organizowanych spotkań, cieszyły się one mniejszą lub większą uwagą. Bardzo trudno było dostać się na te najpopularniejsze (takie jak konkurs cosplayerów w Sali Ziemi, największe pomieszczenie nie wystarczało, by pomieścić wszystkich ludzi, którzy przyszli stanąć w kolejce nawet kilkadziesiąt minut wcześniej). Sam, ledwo znajdując czas podczas morza atrakcji dostępnych na festiwalu, udałem się zaledwie na kilka prelekcji. Jedną z nich była „Nauka Fallouta”, gdzie prelegent grupy WARcon od strony naukowej prezentował omówienie takich zagadnień, jak rodzaje i struktura wirusów (na podstawie wirusa FEV) oraz mówił o tajnikach struktur bomb atomowych.
Tutaj salka na ok. 200 osób nie została wypełniona, czego jednak nie można powiedzieć o innym ze spotkań, na którym byłem. „Rewolucja Netflixa”, bo taką nazwę nosiło, było dosłownie oblężone. Jedynie garstka farciarzy, która zdołała zarezerwować ograniczoną liczbę miejsc dostępnych na prelekcję, bez większych przeszkód się nań dostała. Reszta, w tym ja, czekała w liczącej dosłownie paręset osób kolejce osób, która ciągnęła się i zawijała przez korytarze. Przyszedłem ok. trzy kwadranse przed czasem i, całe szczęście, udało mi się wejść do środka, jednak byłem jednym z kilkunastu ostatnich szczęśliwców. Drugie tyle, co obecnych w sali, nie miało takiego szczęścia.
Ale dość o prelekcjach. Tuż obok znajdował się jeden z najciekawszych pawilonów. Tak naprawdę są to cztery hale połączone wspólnym korytarzem, tzw. czteropak (7, 7A, 8, 8A). Nieco trudno można było się w tym połapać, lecz będąc uzbrojonym w przewodnik po Pyrkonie, uważnemu obserwatorowi nie groziło zgubienie się.
Hala 7 skupiała się głównie na graniu w planszówki. Dziesiątki stołów ułożonych w różne konfiguracje tylko czekały na chętnych graczy. Działała tutaj również wypożyczalnia gier, gdzie za okazaniem dokumentu można było wypożyczyć dowolny dostępny tytuł. Jeszcze ciekawiej było na antresoli, gdzie mieściło się parę sal przeznaczonych dla prelegentów i odwiedzających.
To właśnie głównie tutaj odbywały się wystąpienia poświęcone elektronicznej rozrywce. Jedno z najciekawszych nosiło tytuł „Skąd ta przemoc, czyli czemu w grach jest walka?”, gdzie zastanawiano się nad tak częstą nadreprezentacją tego zjawiska w ogromnej większości gier dostępnych na rynku, a także przedstawiono teorie na jej temat oraz próbowano obalić najpowszechniejsze o niej mity. Inną interesującą prelekcją była ta o wiele mówiącym tytule „Jak dajemy się oszukać w grach wideo”, podczas której zaprezentowano najpopularniejsze techniki zwodzenia grających i sposoby na projektowanie zachowań bohaterów niezależnych i przeciwników.
Oprócz tego miało miejsce kolejne ciekawe wystąpienie. Otóż twórcy „Kangurka Kao”, pamiętnego dla wielu Polaków tytułu, zapowiedzieli swą nową grę. „Steel Rats”, bo tak ma się nazywać, to platformówka 2,5 D będąca połączeniem walki oraz jazdy motocyklem. Brzmi ciekawie? Więcej będziecie mogli przeczytać o tym w osobnym wpisie.
Wracając do hal. Te o numerach 7A, 8 i 8A również oferowały gros rozrywek. Niezliczona ilość wystawców prezentowała nie tylko swoje ubrania, ale też wszelkie rekwizyty, a nawet samochody (jak Fiat uno gopników z Rosji czy dostawczy Volkvagen stalkerów). Oprócz tego prezentowały się stowarzyszenia skupione wokół rozmaitych fantastycznych uniwersów, jak Star Trek Czy Gwiezdne Wojny.
Pawilon 6: Blok Gier Elektronicznych. Tutaj było chyba najbardziej kolorowo. Sporą przestrzeń hali wypełniło wiele stoisk. Największe, a na pewno bardzo przyciągające uwagę było stoisko Nintendo, które to, co zaskakujące, postanowiło zerknąć na nasz kraj łaskawszym niż zwykle okiem, prezentując m. in. najnowszą odsłonę „The Legend of Zelda” na Switcha , czy także swoje starsze przenośnie konsole, tj. 2DS i 3DS, raczej w ramach ciekawostki. Oprócz tego pojawiła się zapowiadana już Karczma Heartstone . Poza tym wrażenie robiła strefa retro, gdzie Fundacja Dawne Komputery i Gry nie tylko pokazała takie klasyki jak SNES-y, Segi mega drive czy stare pecety. Tak więc dla miłośników staroci czy żądnych przygód czekały takie tytuły, jak „Sonic”, „Super Mario Bros.” czy „Duke Nukem 3d”. Następnym ciekawym miejscem, nie licząc stanowiska Knorr, gdzie rozdawano darmowe dania w proszku, znalazły się stoiska gier indie. Zaprezentowały się takie studia, jak Robot Gentleman („60 Parsecs!”), BeeFlame Studio („Grey Skies”), P1X („Vostock”, „Paradise Valley”), Monster Couch („Die for Vallhalia”), Winged Imagination („Pizza Empire Tycoon”), Dravisoft („Angels Downfall”) i Crimson Pine („April”).
Przytłaczające wrażenie robiła również hala numer 5, czyli tzw. „Kraina wystawców”, gdzie ponad setka sklepików miała swoje stoiska. Można tam było kupić wiele rzeczy, a na pewno wszystko związane z szeroko pojętą fantastyką. Od kubków, przez książki i komiksy, po planszówki oraz rozmaite upominki. Naprawdę było w czym tam wybierać, samej hali można było spędzić wiele godzin, ale postępując ostrożnie, gdyż z każdej strony rozmaite rzeczy wyciągały ręce po naszą gotówkę ;) (chociaż wiele stoisk obsługiwało płatność kartą :D).
Coś dla siebie znaleźli również głodni wrażeń, jak i ci naprawdę głodni. Cały Pawilon 4, wraz z częścią przylegających doń terenów, zajmował się gastronomią skupioną na daniach typu fast food. Oprócz tego znajdowała się tzw. strefa Red Bull, gdzie puszczano muzykę; miejsce, gdzie można było postrzelać się ze znajomymi z łuku oraz dmuchany namiot kinowy z leżakami dla chcących obejrzeć coś ciekawego.
Pyrkon trwał trzy dni pełen wielu fantastycznych atrakcji. Samej organizacji nie mogę wiele zarzucić. No, może tylko to, że wejście od ulicy Śniadeckich nie było dostępne (co na pewno byłoby wygodniejsze, zwłaszcza przy wielokrotnych wchodzeniu i wychodzeniu z imprezy), chociaż mogłoby powodować problemy komunikacyjne z w „Czteropaku”. Pawilony porozrzucane są po całym terenie targów, co wymaga nieco chodzenia, ale nie wydaje mi się to wadą. Dzięki temu uniknięto dużego ścisku nie było czuć aż takiej ilości ludzi, która naprawdę się tam znajdowała.
Tak jak miałem być okazję być pierwszy raz na tym festiwalu, to muszę przyznać, że zaskoczył mnie pozytywnie. Podczas tego nieco przedłużonego weekendu nie miałem chwili by się nudzić, a gros atrakcji zaspokoił mnie ponad oczekiwania. Nie wiem, czy każdy przyjeżdżając corocznie odczuwałby zawsze taką samą przyjemność, ale myślę, że każdy prawdziwy fan fantastyki byłby zadowolony, odwiedzając to miejsce chociaż raz.
Tyle od Damiana, a co w kilku słowach ma na temat Pyrkonu do powiedzenia Anox?
Praktycznie przed chwilą miałem okazję uczestniczyć w corocznym wielkim festiwalu fantastyki Pyrkon 2018, gdzie jak zawsze można było wziąć udział w sporej ilości atrakcji, o czym mogliście przeczytać w kilku naszych wcześniejszych publikacjach. Z racji swojego doświadczenia postaram się w tym fragmencie tekstu skoncentrować się na porównaniu tegorocznej edycji do poprzednich, przy okazji skupiając się na usprawnieniach, bądź gorszych elementach. Co i jak zmieniło się względem minionych odwiedzin?
Rozpocznijmy od zawartości, która generalnie rzecz ujmując nie zmieniła się, jednakże w 2018 doszło do dość dużych zmian. Pozytywną było zaprezentowanie nowych, ciekawych aktywności w postaci koncertu zespołu Persival oraz pokazu filmu “Wszystko z nami w porządku” i właśnie czegoś takiego brakowało. Poczyniono pierwsze kroki także ku stworzenia specjalnej strefy fotograficzno-autografowej, dzięki czemu być może za kilka lat do Poznania będzie zjeżdżać bardzo popularnych postaci ze wszystkich segmentów wchodzących w skład imprezy i jej koncepcji. Ten element szczególnie warto śledzić ze względu na konkurencję i jej działania na tym polu. Jak co roku atrakcji było sporo i fani wielu “pól” mogli znaleźć aktywności, które trafiły dokładnie w ich gusta. No może nie do końca, bo chociażby w tym roku bardzo słabo zaprezentowała się strefa twórców indie, gdzie znalazło się ledwie kilka stanowisk.
Oczywiście spoglądając całościowo nie można było się przyczepić do ilości zajęć, które były różnorodne i było ich bardzo dużo. Niestety słabo wypadł piątek, który tak naprawdę rozpoczynał się od godziny 14, a nie 10 zgodnie z oficjalną rozpiską. Było to oczywiście spowodowane “rozdaniem” czasu dla osób przyjeżdżających oraz sypiających na festiwalu, jednakże można było to już dużo wcześniej ogłosić i prezentować w każdym możliwym miejscu lub w ogóle ogłosić “wcześniejsze wejście” dla osób mających w planach “zamieszkanie” przez ten weekend na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich.
Tradycyjnie na bardzo wysokim poziomie stał cosplay na wydarzeniu, podczas którego można było spotkać niesamowicie dużą ilość osób przebranych za postacie znane z wielu uniwersów z filmów, seriali, gier, mangi, komiksów oraz wiele, wiele więcej. Zgromadzenie tak wielu ludzi przez tak długi czas zasługuje na uznanie, lecz w tym wypadku nie można ocenić tego jako zaletę czy wartość zależną od jakiejś konkretnej edycji. Za utrzymanie poziomu należy się szacunek, choć jest kwestia, która może to zmienić w najbliższym czasie….
Największym problemem tegorocznej edycji był znaczny wzrost ceny karnetów oraz biletów na pojedynczy dzień, co (miejsce na własną teorię) przełożyło się także na zmniejszenie zainteresowania wśród znacznie mniejszych firm, które mogłyby się zjawić, lecz stawki nie okazały się dla nich atrakcyjne. Od tej chwili osoby nie planujące od dawna sprawdzenia festiwalu fantastyki mogą i zapewne będą odbijać się od ceny podstawowej przy niemalże każdej wariacji. Być może zaobserwowano nasycenie, jednakże w takim wariancie sprawdzenie na ile możemy sobie pozwolić również nie działa pozytywnie. (kolejna teoria) Zdaje się, że w zeszłym roku doszło do całkowitego przejęcia “targów” przez Urząd Miasta, także być może ten fakt zmienił warunki i mógł negatywnie przełożyć się dla całości imprezy.
Festiwal Fantastyki Pyrkon 2018 miał w tym roku swoje mocne i słabe strony, lecz nie bacząc na nie, nie można zapominać także o tym, że w tym samym tygodniu, a nawet w sobotę i w niedzielę odbywały także IX Warszawskie Targi Książki oraz Meet Point na PGE Narodowym, w związku z tym naprawdę mocno trzeba było się postarać, aby namówić zainteresowane osoby (szczególnie ze wschodniej części kraju) do pojawienia się właśnie w Poznaniu. Zadanie udało się zrealizować i pewnie jeszcze bardzo długo ta sytuacja nie ulegnie zmianie, choć odnoszę wrażenie, że chęć zarobienia większej ilości pieniędzy przy braku większej ilości atrakcji może doprowadzić do powolnego procesu odpływania różnych “stron” zainteresowanych. To nie była zła edycja imprezy, wręcz przeciwnie to naprawdę udany Pyrkon, jednakże kilka zjawisk napawa pozytywnie, natomiast pozostałe budzą spore wątpliwości oraz mogą przełożyć się na niebezpieczne kroki.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Ja bylem tylko raz na Pyrkonie mimo ze nie mam daleko i podziekuje. Nie urzeklo mnie tak jak PGA :D ;)