CBS wraz z Netflix stworzyły nowy serial Star Trek. Produkcja trzyma poziom? Zapraszamy do naszej recenzji pierwszego sezonu serialu Star Trek: Discovery.
Netflix zdecydował się na kontynuowanie współpracy z kolejnymi firmami, wytwórniami oraz posiadaczami praw do znanych marek. Tym razem udało im się uzyskać możliwość stworzenia serialu opartego o znaną i lubianą serię science fiction. Zapowiedź Star Trek: Discovery zaskoczyła wiele osób i stanowiła niezłe otwarcie dla osób nie mających do tej pory styczności z tą serią. Sam byłem taką personą, która po raz pierwszy styczność rozpoczęła (i na ten moment zakończyła, do czasu nowego sezonu) właśnie od Discovery i głównie z tej perspektywy będzie to recenzja. Nie znajdziecie tutaj porównań do innych dzieł w ramach Star Treka, ale mogę Was już teraz zapewnić, że kilka nawiązań udało się twórcom przemycić do nowego produktu.
Fabuła i akcja Star Trek: Discovery
Akcja serialu zabiera nas dziesięć lat przed wydarzeniami postrzeganymi w Enterprise (z takimi postaciami jak Kirk czy Spock) prezentując nam historię Michael Burnham (w tej roli znana z serialu The Walking Dead, Sonequa Martin-Green) pierwszej oficer, która w wyniku podjęcia przez siebie złych decyzji doprowadza do wybuchu napięcia w całej galaktyce. Konflikt pomiędzy Zjednoczoną Federacją Planet a Klingonami odradza się ponownie, przez co nasza bohaterka zostaje skazana i ma zostać przekazana do odpowiedniego miejsca odosobnienia. Niespodziewanie dochodzi do pewnego splotu wydarzeń, dzięki którym podopieczna Kapitan Filippy Georgiou trafia na tytułowy okręt U.S.S. Discovery z tajemniczą misją która ma zamazać poprzednie błędy. Naukowy okręt kosmiczny okazuje się czymś więcej a prowadzący go Kapitan Gabriel Lorca ma plan, który może okazać się gigantyczną rewolucją technologiczną.
Twórcy zdecydowali się zaserwować nam piętnaście odcinków po mniej więcej 45 minut co w moim mniemaniu było złą decyzją, przez którą połowa sezonu rozpoczęła analizę specyficznych klimatów, które zupełnie nie pasowały do oryginału i spowodowały, że zwyczajnie coraz gorzej oglądało się kolejne fragmenty sporej opowieści. Teoretycznie wszystko miało być scenariuszowo zaprojektowane tak, aby całość można było oglądać bez przerwy fabularnej, tak jak to prezentuje się filmach, jednakże przypomina to o wiele bardziej produkcje stacji CW gdzie główny wątek zajmuje mniej więcej dwie/trzecie sezonu a pozostałość stanowią wątki poboczne dedykowane danemu tygodniowi lub wypadającym na ten czas świętom pokroju walentynek itp. Balans w tej kwestii udało się naprawdę solidnie zachować, przy czym jedynie kilka odcinków mógłbym uznać za bardzo dobre. Scenariusz niewątpliwie posiada swoje lepsze oraz gorsze momenty, faktycznie oferując nam sporo zmiennych emocji i zaskoczeń. Plan miał przedstawić nam kilka problemów opartych o obecną wiedzę astronomiczną oraz teorie, które w ramach tego uniwersum zostały oczywiście podkręcone i stanowią źródło bardzo dobrej rozrywki.
Scenariusz i pomysł na serie
Scenariusz starał się przedstawić nam zarówno świat znany z innych produkcji Star Trekowych, ale także podejmujący bezpieczne kroki w budowaniu nowych charakterów znających niektórym już w ramach tego uniwersum, które za jakiś czas zostałaby przejęte przez starą/nową ekipę. Nigdy nie uświadczyłem kontrowersji dotyczących spójności czasowej w związku z czym tę podstawę zrealizowano poprawnie. Niestety wprowadzeni bohaterowie nie posiadają wystarczająco dużo wyrazistości oraz umiejętnie podkreślonych cech pozwalających im na pozostanie w pamięci widzów. Prawdę powiedziawszy zdecydowanej większości w ogóle nie polubiłem, w związku z czym ich losy były mi totalnie obojętne, nie wspominając już o tym jak nieprzyjemne jest kończenie w takich warunkach produkcji. Z resztą podobne odczucia mogą mieć w tym momencie także aktorzy którzy nie mieli zbyt wielu okazji do popisania się swoimi umiejętności, a te które były, niestety wiały zbytnim przekombinowaniem przebiegu wydarzeń obniżając znaczenie odgrywanych ról. Wspomniana Sonequa Martin-Green jako Michael Burnham pokazała coś więcej niż w TWD, lecz wciąż było to dosyć sztywne i nie posiadało odpowiedniej mocy jak na oczko całej historii. Doug Jones (Saru) to człowiek do zadań specjalnych ponownie udowadniający swoje wielkie umiejętności, któremu przez długi czas doskonale wtórował Jason Isaacs (Kapitan Gabriel Lorca). Odpowiedzialność oraz zaufanie złożone na barki James Fraina spowodowała, że jego występ jako Sarek również należy docenić, Pozostali aktorzy wykonali solidnie swoją pracę nie pokazując niczego lepszego, przy czym niektórzy mieli dodatkowo utrudnione zadanie niczym Michelle Yeoh nieźle spisująca się jako Kapitan Filippa Georgiou i wypadająca irytująco w późniejszej fazie.
Star Trek: Discovery posiada odmienną, mroczniejszą stylistykę, ponoć stanowiącą coś nowego dla serii, jednakże w ciągu kilku środkowych odcinków obrano inny kurs po czasie okazujący się jedynie tymczasowym. Być może to właśnie ta decyzja pozwoliła na mocne skontrastowanie z… nazwijmy to niespodzianką, ponieważ to co się tam dzieje z pewnością nikomu nie przyszłoby do głowy przez wiele godzin. Naiwnym rozwiązaniem moim zdaniem jest zbytnie podkreślanie znaczenia technologii wykorzystanej w Discovery, ponieważ pod koniec Klingoni wypadają jak banda głupków nie mających prawa utrzymać przewagi nad kimkolwiek. W takich warunkach spodziewać by się można sporej ilości efektownej walki i efektów specjalnych powodujących zachwyt i tak jest na samym początku. Niestety im dłużej Star Trek: Discovery trwa tym mocniej widać oszczędności włącznie z tak nieeleganckim zagraniem jak ominięciem potencjalnie najbardziej efektownych scen poprzez rozwiązanie ich “w tle”. Pod koniec jedynie symulacja wybuchów jako tako działały, lecz cała reszta włącznie ze scenografią wiała nie tylko nudą, ale także słabym wykonaniem oraz efektami zakrywającymi całość.
Podsumowanie recenzji pierwszego sezonu Star Trek Discovery
Pierwszy sezon Star Trek: Discovery pełen jest sprzeczności bezpośrednio przekładających się na przyjemność z oglądanie która niestety spada z kolejnymi minutami widowiska. Po obiecującym początku powoli każdy kolejny odcinek charakteryzuje się niestety coraz niższą jakością w efekcie czego ciężko mi nadzwyczaj pozytywnie ocenić tę produkcję. Spędzony czas mogę uznać za względnie udany choć nie mam żadnych oczekiwań po kolejnym sezonie czy innego typu rozwinięciu marki, która chyba w ostatnich latach nie może poszczycić się odpowiednim poziomem, a przynajmniej nie takim na jaki zasługuje… w każdym bądź razie Discovery to solidny średniak do obejrzenia w wolnym czasie. Ocena na poziomie 6/10 to niestety maksimum na jakie mogę sobie pozwolić.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Ja się czasem zastanawiam ile razy będzie się odgrzewać takie stare rzeczy zamiast isc do przodu w