Agata Dudek | 10 września 2018, 10:00
Escape from Monkey Island, czwarta część przygód Guybrusha Threepwooda i druga z kolei gra z serii Małpiej Wyspy, z którą przyszło mi się mierzyć, w jakże nie równej walce. Oto moja gorzka recenzja.
Jakiś czas temu ochoczo zasiadłam do czwartej już odsłony z serii Monkey Island. Zachwycona The Curse of Monkey Island, którą oceniłam bardzo wysoko, miałam nadzieję w jej kontynuacji na równie silne, a może i mocniejsze pozytywne wrażenia. Niestety rozczarowanie przyszło niemal natychmiast gdy tylko przejęłam kontrolę nad wspomnianym "Wielkim Piratem". Później było już tylko gorzej. Niską ocenę podwyższył tylko humor i sentyment do poprzedniej odsłony.
"Ech… Escape from Monkey Island była grą, z którą "rozprawiałam się" wiele godzin i to nie tylko dlatego, że jest dostatecznie długa, ale przede wszystkim z powodu moich znikomych umiejętności gracza zręcznościowego. Nie macie takowych… to może darujcie sobie czwartą część "Małpiej Wyspy". Gra stworzona przez autorów Grim Fandango, na silniku graficznym tejże właśnie przygodowej produkcji, czerpie z niej najgorsze elementy, czyli konieczność sterowania jedynie klawiaturą i to nie tylko podczas kierowania Guybrushem, ale i w elementach zbliżonych do zręcznościowych lub takimi będącymi".
Tak mniej więcej oceniłam ją w mojej recenzji, do której przeczytania serdecznie zapraszam. A co Wy o niej myślicie, macie inne zdanie, takie samo. Podzielcie się swoimi wrażeniami jakie towarzyszyły Wam po przejście kolejnej części jednej z najbardziej rozpoznawalnych serii.
Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Tytuł MOnkey Island przywołuje we mnie wspomnienia z dziecinstwa z lat 90tych