Koncertowo zagrane role, rewelacyjnie napisane dialogi i mnóstwo twistów, zamknięte w serialu Netflixa, Już nie żyjesz, w czarnej komedii o stracie, żałobie i... przyjaźni. Takie w skrócie jest dzieło Elizabeth Feldman, które w postaci dziesięciu serialowych odcinków, mam nadzieję pierwszego sezonu, można obejrzeć na platformie Netflix.
Już nie żyjesz. Tytuł, który mógłby wskazywać na klasyczny film akcji z groźbą w tle, ale tak nie jest. Serial o którym mowa w tym tekście to, jak wspomniałam na wstępie, klasyczna czarna komedia o radzeniu sobie z żałobą, o borykaniu się z samotnością, złości, niesprawiedliwości, stracie, buncie i przede wszystkim przyjaźni oraz... wielu innych, czasami zaskakujących aspektach życia. Autorka postanowiła bowiem wrzucić do swojej opowieści, zapowiadającej się na emocjonalne, bardziej psychologiczne wniknięcie w ludzką głębie, szereg niespodziewanych, a może jednak spodziewanych zwrotów akcji, które mimo wszystko zaskakująco dobrze się ogląda.
Bohaterkami serialu są dwie, jakże różne kobiety, które połączyła bardzo silna przyjaźń, zbudowana jednak na dość niestabilnych relacjach, które niczym wieża, zaraz z pewnością się zawalą. Jen (Christina Applegate) niedawno straciła męża. Ten zginął w wypadku samochodowym, potrącony przez nieznanego sprawcę, który uciekł z miejsca zdarzenia. Wściekła, sfrustrowana, wybuchająca złością matka dwóch synów, szuka pomocy w grupie wsparcia zwanej "Przyjaciele Nieba". Na kolejnym mitingu poznaje uroczą, spontaniczną Judy (Linda Cardellini), której życie również nie szczędziło smutków, choć nieco innych. W myśl zasady, że przeciwieństwa się przyciągają, opętana wręcz obsesyjnym pragnieniem odnalezienia sprawcy zabójstwa męża, Jen i ukrywająca mroczną tajemnicę, próbująca ją pocieszyć Judy, nagle stają się sobie niezwykle bliskie, bardziej niż niejedna rodzina.
To w zasadzie wszystko co mogę napisać w kwestii fabuły, by nie wkroczyć na bardzo grząski teren wypełniony spojlerami. Już nie żyjesz, to bowiem serial, który niemal natychmiast odsłania najważniejszą kartę, podając ją widzom jak na tacy, a następnie obudowuje wokół niej kolejne zwroty akcji, przechodząc od obyczajowo - psychologicznej opowiastki z domieszką czarnej komedii, w thriller z licznymi twistami, aż po dramat. Elizabeth Feldman próbowała w nim dotknąć wielu problemów, zahaczając momentami o melodramatyzowanie i przesadę, która jednak doskonale wpisuje się w konwencję serialową, stworzoną specjalnie dla Netflixa. Bo czyż nie o to chodzi, by oglądając serial spędzać czas miło i przyjemnie, nie zasmucając i dręcząc widza problemami dojrzałej kobiety po traumatycznych przejściach? Już nie żujesz nie stawia, mimo początkowej konwencji, jedynie na dramatyzm i umartwianie. Tak właściwie w przeciągu kilku odcinków otrzymujemy bardzo specyficzny kogel - mogel, który choć nie jest mieszanką najwyższych lotów, ogląda się naprawdę dobrze. Przyznam się Wam szczerze, wchłonęłam wszystkie odcinki prawie jednym tchem, choć bardzo szybko zorientowałam się, albo... wyczułam, co tu tak naprawdę jest grane.
A grane jest wiele i to nie tylko jeśli chodzi o samą pokręconą fabułę, która momentami trąci myszką, czyli powiela schematy, jak choćby przedstawienie postaci wrednej, bogatej teściowej pogrążonej w umartwianiu się i zgryzocie po śmierci jedynaka, która swoje żale i pretensję wylewa na synową, będącą zwyczajnie pod ręką, bo pracującą w podobnej dewelopersko - mieszkaniowej branży.
Pisząc o graniu, miałam jednak na myśli przede wszystkim świetnie obsadzone role i doskonałe aktorstwo, które jest w tym wypadku kwintesencją tego filmowego projektu. Dawno nie widziana na wielkim ekranie Christina Applegate, która wszystkim widzom kojarzy się zapewne z rolą głupiutkiej Kelly w Świecie według Bundych, wyciągnęła ze swojej roli wybuchowej żądnej zemsty, pogrążonej w żałobie furiatki, tyle ile mogła i zrobiła to w iście perfekcyjny sposób. Grana przez nią postać Jen jest po prostu niezwykle naturalna, rzucająca "mięsem" gdy chce, wściekła gdy na to ochotę i płaczliwa, gdy przyjdzie moment załamania. Zupełnie inny obraz wykreowanej postaci delikatnej, dobrotliwej, nieco infantylnej, skrywającej sekret, zagubionej, ale bardzo oddanej w przyjaźni, prezentuje Linda Cardellini, swoją rolą Judy. Obydwie aktorki żyją postaciami, które odgrywają, stają się nimi w sposób dosłowny, są nad wyraz autentyczne, przez co odbiór serialu jest łatwiejszy i bardziej dosadny, co wcale nie jest takie proste, zważywszy na mnogość wątków i gwałtownych zmian fabularnych koncepcji.
Analizując serialową historię, którą pragnęła pokazać Elizabeth Feldman w Już nie żyjesz, nie sposób odnieść wrażenia, że autorka skupiła się przede wszystkim na kobietach, spychając męską część światka na boczne tory. Zdaje się, że istotą serialu jest właśnie kobieca przyjaźń, to ona gra tu pierwsze skrzypce, a to co dzieje się w między czasie, jest tylko barwnym, pokręconym i bardzo zmiennym dodatkiem, umilającym oglądanie projekcji, rodzajem zabawy, która tak naprawdę nie ma końca i może trwać dalej.
Już nie żyjesz bawi się fabularną przeplatanką, spychając w kąt wszystko to co zwykłe i zaszufladkowane. Serial jest wariacją twistów, mieszaniną stylów i form, ubarwioną świetnymi dialogami i równie udaną grą aktorską. Jeśli spodziewaliście się po nim gatunkowej stałości i zamkniętych ram, to nie jest to serial dla Was. Natomiast gdy chcecie nieźle się bawić, zatopić się w wciągającą i mimo pewnego dramatyzmu odprężającą opowieść o dziwnej, ale i pięknej przyjaźni, to zdecydowanie go polecam. Stawiając mocne 7/10, czekam na kolejny sezon, który sądząc po zakończeniu, ma szansę zagościć na Netflixie. Oby tak było!
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu