Riverdale - recenzja pierwszego sezonu serialu

lubiegrac recenzja filmow Riverdale - recenzja pierwszego sezonu serialu
Riverdale - recenzja pierwszego sezonu serialu



Agata Dudek | 28 lipca 2017, 10:00

Riverdale, to serial, któremu poświęciłam uwagę nieco przypadkowo, nie spodziewając się, że aż tak mnie wciągnie, zainteresuje i zaskoczy fabularnie. Produkcja reprezentująca zaprzeczenie tego wszystkiego co podoba mi się w filmach, gdyż oparta na cyklu komiksów (nie przepadam), udowodniła, że nie warto być stronniczym i na wstępie skreślać tytuł grubą kreską, bo ten rozgrywa się w komiksowym uniwersum. Nie żałuję ani jednego, z trzynastu odcinków spędzonych nad pierwszym sezonem i czekam na kolejny.
 
Riverdale, to historia dla młodzieży i ku takiej jest skierowana. Kanwą serialu, jak już wyżej nadmieniłam jest seria Archie Comics, opowiadających o przygodach grupki nastolatków. Pierwszy komiks powstał kilkadziesiąt lat temu, bo w roku 1942 i choć jakby nie patrzeć nie jest już młody, to wciąż stara się poruszać problemy młodzieży, także tej współczesnej.
 
Akcja  przenosi nas do tytułowego, małego i na pozór spokojnego miasteczka Riverdale, końca lata. Wtedy to miejscem tym wstrząsa wiadomość o śmierci jednego z bliźniaków, Jasona Blossoma, który wypłynąwszy ze swoją siostrą na rzekę, wskutek nieszczęśliwego wypadku (przynajmniej tak twierdzi dziewczyna) tonie. Jak się wkrótce okazuje syn wpływowej, bogatej rodziny nie ginie tragicznie, a zostaje zastrzelony. Spokój miasteczka i jego mieszkańców przepada bezpowrotnie. Sprawę wyjaśnienia dziwnych okoliczności śmierci kapitana miejscowej drużyny futbolowej, bo ofiara nim jest, podejmuje się grupka przyjaciół: Archie Andrews, Betty Cooper, Veronica Lodge i reszta, odkrywając przy okazji, że miejsce, w którym żyją i ludzie, którzy ich otaczają skrywają wiele mrocznych tajemnic. 
 
Riverdale, to produkcja, w której wszystko gra jak w szwajcarskim zegarku, wszystko do siebie pasuje i wszystko tworzy spoistą, składną i angażującą historię, którą pochłania się ot tak, na raz. Są tu świetnie zarysowane postaci, z których każda ma swój indywidualny, niepowtarzalny i głęboki charakter i choć część z nich wyjęta jest jakby rodem z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, a niektóre pasowałaby bardziej do horroru, niźli produkcji młodzieżowej, to dzięki temu serial nabiera niesamowitych rumieńców i żyje, jest wiarygodny i niesamowity. 
 
 
Mamy więc poukładanego, rezolutnego rudzielca, zawodnika szkolnej drużyny futbolowej, Archie Andrews'a (K.J. Apa), który rozdarty jest między sportem, a potrzebą tworzenia muzyki, a którego lato kończy się burzliwym romansem z nauczycielką. Rudzielec przyjaźni się z zakochaną w nim, miejscową kujonką, mądralą, będącą pod wpływem zaborczej matki, Betty Cooper (Lili Reinhart), która, jak się przekonamy walczy sama z sobą. Do ich życia wkracza pewnego dnia kruczowłosa piękność, Veronica Lodge (Camila Mendes), która wraz z matką przeprowadza się tu z Nowego Yorku, po tym jak jej ojciec zostaje oskarżony o przekręty finansowe. Rozpieszczona i niegdyś traktująca ludzi z góry Viv, postanawia w nowym miejscu zacząć nowe życie, stając się tak dobrym człowiekiem, jakim tylko umie. Szybko zyskuje sobie przychylność i przyjaźń Betty i nie tylko jej. Do grupy dołącza także przyjaciel Betty, gej, a zarazem syn miejscowego szeryfa Kevin Keller (Casey Cott) oraz nieco odizolowany i ekscentryczny, trzymający się raczej na uboczu fan starego kina Jughead Jones (Cole Sprouse). Są też postaci drugoplanowe i mniej ważne, ale i równie charyzmatyczne, no i są Blossom'owie . Tu prym wśród małoletnich bohaterów, wiedzie siostra bliźniaczka zamordowanego, Cheryl Blossom (Madelaine Petsch), postać tak niewiarygodna, tak dwoista w swym wymiarze i tak charakterystyczna, że niemal wybijająca się na pierwszy plan, choć nie ona jest tu najważniejsza. Cheryl okrutna, bezczelna, cyniczna i wyniosła, nie wahająca się iść po trupach do celu, jest jednocześnie krucha, romantyczna i delikatna.  Równocześnie z małoletnimi bohaterami, na tacy otrzymujemy także przekrój bohaterów dorosłych, czytaj rodziców wspomnianych dzieciaków. Ci także mają swoje sekrety i sekreciki. Znają miasteczko, znają i siebie, bowiem tak jak i ich dzieci chodzili do miejscowej szkoły w Riverdale. 
 
Urodą tego serialu jest o dziwo pewna sztampowość postaci i ich przerysowanie i dotyczy to nie tylko zachowania, ale i ich wyglądu , jak i miejsca, w którym mieszkają. Bardzo wyraźnie widać to na przykładzie rodzinnej posiadłość Blossom'ów , która wygląda jak wyjęta rodem z horroru rozgrywającego się w wiktoriańskich czasach. Ogromna, z przydomowym cmentarzem i swoją własną historią, jest jakby alter-ego codzienności pozostałych bohaterów.
 
Riverdale, to także swoiste połączenie Beverly Hills, 90210 z Twin Peaks. Dlaczego tak jest, otóż z dwóch przyczyn. Po pierwsze w serialu znajdziemy aktorów, którzy wcielili się w bohaterów hitu serialowego lat 90-tych, jak choćby Luke'a Perry'ego, który wciela się w ojca Andrew, Fred'a Andrews'a. Po drugie mamy mroczną historię zabójstwa, opakowaną w wiele sekretów i spektakularnych zwrotów akcji, z doskonałymi wstawkami filmowymi i jeszcze lepszymi zdjęciami, z których na mój pierwszy plan wysuwają się momenty pokazane nam w zwolnionym tempie. 
 
 
Ciekawy jest również sposób prowadzenia opowieści. Otrzymujemy ją nie tylko w formie fabuły, ale i narracji, czyli książki, którą pisze Jughead Jones, podsumowując każdy kończący się odcinek. Riverdale, to przede wszystkim doskonała fabuła oraz warta akcja, która nawet gdy płynie z pozoru wolno, na koniec oferuje wielkie buuuummmm....., upychając kolejną wielką sensację, jednocześnie podsycając chęć obejrzenia kolejnego odcinka. 
 
Całość fantastycznego klimatu buduje także muzyka, której tu nie brakuje, bowiem główny bohater sam śpiewa, a młodzież, jak to młodzież od muzyki nie stroni. 
 
Riverdale, to póki co jeden z najlepszych, najbardziej wciągających seriali, które przyszło mi obejrzeć w ostatnim czasie. Nie sposób się na nim nudzić, nie ma tu sztucznego wydłużania, drętwych dialogów, a z wyraźnie zarysowanymi  postaciami szybko się zżywamy. Na dodatek otrzymujemy interesującą fabułę, mroczną historię rodzinną, a zaskakiwani jesteśmy na każdym kroku. Trzynaście odcinków to dla mnie za mało, więc czekam na kolejny sezon, polecając serial wszystkim tym, którzy jeszcze go nie widzieli. 
 

ogolny

Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!

Komentarze [2]:
avatar agusia16
dodano: 2017-07-28 12:46:09

Polecam serdecznie Mariusz, warto, a wakacje są najlepszym do tego okresem :)

avatar Mariusz
dodano: 2017-07-28 12:45:01

Muszę go nadrobić.

Copyright © lubiegrac.pl.

Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Lubiegrac.pl

reklama

redakcja

regulamin

rss

SocialMedia

Partners