[AKTUALIZACJA] KONKURS - List z frontu I wojny światowej

lubiegrac publicystyka [AKTUALIZACJA] KONKURS - List z frontu I wojny światowej
[AKTUALIZACJA] KONKURS - List z frontu I wojny światowej



redaktor | 30 października 2016, 17:21

Czas na grę współfinansowaną przez portal G2A tym razem będziecie mieli do zgarnięcia Battlefield 1 a zadanie będzie dość wymagające.
 
ZADANIE
 
Wczuj się w rolę żołnierza rzuconego gdzieś na front I wojny światowej i napisz list który nosisz na sercu do swojej żony, męża,  dzieci, kochanki czy innej bliskiej Ci osoby. Wymagania w tym konkursie,  to oczywiście aktualny profil na naszym portalu i min. długość listu 600 znaków. 
 
 
NAGRODA:
 
Gra Battlefield 1 w wersji cyfrowej
 
WYNIKI:
 
Wyniki konkursu zostaną ogłoszone jako aktualizacja tego newsa oraz jako wpis na naszym Facebooku
 
CZAS TRWANIA:
 
Od 24.10.2016 15:00 do 30.10.2016 17:00
 
INNE INFORMACJE:
 
Na czas trwania konkursu komentarze zostaną ukryte, aby zapewnić bezpieczeństwo przed możliwymi plagiatami poszczególnych pomysłów. NIE ma możliwości poprawiania swoich prac. Przed publikacją swojej pracy dobrze się nad nią zastanów i sprawdź :). Po dodaniu Twój komentarz będzie widoczny tylko dla Ciebie. Jeśli Twój komentarz nie pojawił się, to znaczy że  post się nie zapisał.  W razie problemów pisz na [email protected] 
 
WYNIKI  - AKTUALIZACJA
 
Kolejny konkurs już za nami. Tym razem zgłoszeń było bardzo wiele. Zachwyciły nas Wasze zdolności literackie, poczucie smaku i wrażliwość. Wyłonienie jednego, zwycięskiego listu nie było łatwe. Po burzliwych debatach, zdecydowaliśmy, że nagroda w postaci cyfrowej wersji gry Battlefield 1 powędruje do inssajdor. Serdecznie gratulujemy!
 

BF 1

Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!

Komentarze [25]:
avatar nagelfar
dodano: 2016-10-30 16:58:18

Belgia, 16 października 1917 Najdrożsi Rodzice, Kreślę tych parę słów, bo pozostało niewiele czasu. Od paru godzin nasza artyleria ostrzeliwuje linie wroga. Słychać nieustannych huk wybuchów, a niebo zasnuwają dymy. Zapewnie już niebawem ruszymy do walki. Być może właśnie zaczyna się najważniejsza bitwa, może ta ostatnia, która zakończy tę okrutną wojnę. Umówiliśmy się Will'em, że każdy napisze list do domu i jakby się któremuś coś stało, to ten drugi przekaże list rodzinie. Mam już list Will'a, a on weźmie mój. Śmierć jest tu u nas codziennością: wciąż giną ludzie, koledzy z okopu. Kule i szrapnele nie wybierają, wielu z tych, z którymi razem szliśmy na front, poległo. Dziwnie mi o tym myśleć i dziwnie o tym pisać, ale jeśli właśnie czytacie ten list, to oznacza, że my też już się nie spotkamy po tej stronie nieba. Nie rozpaczajcie, proszę, widać taki był zamysł Opatrzności, a z wolą niebios trzeba się pogodzić. Wiecie, że zgłosiłem sie na ochotnika, żeby walczyć za mój Kraj i Króla, bo wierzyłem, że tak właśnie trzeba, że to mój obowiązek. Kocham Anglię i kocham Was i chciałem bronić naszą Ojczyzny i nasz dom przed okropieństwami wojny. Widziałem, co robili ci barbarzyńcy z mieszkańcami francuskich miasteczek, które później odbiliśmy. Za wszelką cenę musimy ich powstrzymać, żeby nie stało się tak i u nas. Wiem, że będzie Wam ciężko, ale proszę, nie płaczcie. Jestem przekonany, że czynię słusznie, a jeśli moja walka i nawet moja śmierć mogłaby skrócić tę wojnę choćby o dzień, to mają sens. Mam tylko nadzieję, że gdy przyjdzie na mnie ta chwila, będę gotowy i nie okażę trwogi. Chcę Wam powiedzieć, że bardzo Was wszystkich kocham i jestem wdzięczny za wszystko, czego do Was zaznałem i czego mnie nauczyliście. Jakże bardzo tęsknię do Hillsborough, do zapachu fajkowego dymu i aromatu ciasta imbirowego i do zabaw z małym George'm. Tak wiele jest ... [W tym miejscu treść listu staje się nieczytelna, arkusz pokrywają brunatne plamy zaschniętej krwi, które rozmazały i zasłoniły pisany ołówkiem tekst, brakuje też fragmentu kartki, zniszczonej przestrzeliną osmaloną na krawędziach. Odczytać daje się tylko pojedyncze słowa lub frazy: "o domu i Was"] ...ode mnie Pastora Stirling'a i Jego córkę, Emily - wspomnienie Jej uśmiechniętej twarzy rozjaśniało mi frontowe dni. Muszę kończyć, bo właśnie idą rozkazy ładowania karabinów i założenia bagnetów. A więc za moment ruszamy. Żegnajcie, niech Bóg ma nas wszystkich w opiece. Wasz kochający syn, Harry [Adnotacja na odwrocie: Château Wood, 22 października 1917 r. "Dulce et decorum est pro Patria mori" Szanowni Państwo Dillings, Z prawdziwym żalem i wyrazami najgłębszego współczucia zmuszony jestem przekazać Państwu tę tragiczną wieść, iż Wasz syn, szeregowy Henry D. Dillings, poległ bohaterską śmiercią w czasie ubiegłotygodniowych walk na froncie belgijskim we Flandrii. W czasie ataku na pozycje nieprzyjaciela, wraz z szeregowym Williamem Hotchkins'em opanowali po walce wręcz niemieckie gniazdo karabinu maszynowego, który przejęli i z pomocą którego prowadzili ostrzał kontratakującego nieprzyjaciela. Dzięki ich heroicznej postawie wielu żołnierzy 53-go Plutonu zdołało powrócić do linii naszych umocnień. Państwa syn zginął od ostrzału moździerzowego w czasie odwrotu, gdy próbował uratować ciężko rannego szeregowego Hotchkins'a. Ten list znaleziono przy ciele szeregowego Hotchkins'a. Mimo iż jest w dużej mierze nieczytelny i zniszczony, sądzę, iż zechcieliby Państwo zachować go, jako ostatnią pamiątkę po swoim bohaterskim synu, żołnierzu walczącym dla Ojczyzny do ostatka. W tej smutnej dla Państwa chwili, pragnę w imieniu Dowództwa 14-go Regimentu Strzelców Królewskich oraz własnym przekazać szczere kondolencje oraz wyrazy współczucia. Niech poświęcenie i ofiara życia Waszego syna, przybliży nam wszystkim radość zwycięstwa i szczęście pokoju. Z poważaniem, kapitan Wesley S. Bellow, kapelan 14-go Regimentu Strzelców Królewskich]

avatar XsErO
dodano: 2016-10-30 15:35:04

06.07.1916 Kosciuchnówka Najmilsza Moja Na froncie choć na chwilę zapanował spokój. Odparliśmy nieprzyjacół, jednak tak wielu przypłaciło to życiem. Chcieliśmy pozegnać ich z honorami, jak prawdziwych bohaterow lecz chwil na to nie starcza. Teraz kiedy siedze w okopie, wracam myslami do dnia, kiedy zaprosilem Cie do kawiarni. Po kremowkach poszliśmy na spacer. Mialas wtedy na ramionach błękitny szal, ktory Ci podarowałem. Noś go często, wspaniale w nim wyglądasz. Wspomnienia o Tobie zawsze dodają mi siły. Przydały się lekcje pisania i czytania na które tak mnie namawiałaś pozwala mi to być choć na chwile myślami przy Tobie. Jestem pewny, ze wojna niedługo sie skonczy i znow bedziemy mogli razem spacerowac po parku w naszej pieknej Warszawie. Mam nadzieję że list do Ciebie szybko dotrze i da Ci znać że u mnie wszystko jest dobrze. Twój Oddany Ci Tadeusz

avatar Uszaak
dodano: 2016-10-29 23:05:16

Moja najukochańsza! Na samym początku chcę Cię jak najserdeczniej pozdrowić. Mam nadzieję, że ten, jak i poprzednie listy trafiły do Twych rąk. Muszę Cię też przeprosić, bo to, co piszę tym razem będzie czymś inny. Nie ufam nikomu innemu tak, jak Tobie. Pierwszy raz będziesz mogła usłyszeć, jak słabym człowiekiem jestem. Pierwszy raz stanę przed Twoim obliczem całkiem nagi. Zawsze mówiłaś, że jestem zabawnym, odważnym i szczęśliwym człowiekiem. To już przeszłość. Tak, jak zawsze chciałem zapewnić Ci bezpieczeństwo i zdrowie, szczęście i radość, minęło. Z powodu narastającej przerwy pomiędzy naszym ostatnim spotkaniem, a czasem teraźniejszym, czuję się coraz gorzej. W dodatku cała ta, gdzie znajduje się nasz oddział, dochodziło do najostrzejszych walk. Przechodziliśmy przez spalone wsie, zniszczone miasta. To przyprawiało każdego z nas o smutek i żal. Ale, żeby na domiar złego, to nie było najgorsze. Wszędzie były ciała poległych żołnierzy, niewinnych cywili. Każdy z nich miał własne życie. Rodzinę. Dom. Przyjaciół. Oni chcieli tylko żyć. A to jeszcze nie wszystko. Gdy mieliśmy przeszukać pewne miasteczko, zostaliśmy przypisani do poszczególnych zadań. Zlecenie, które otrzymałem, polegało na przeszukiwaniu domów w celu znalezienia rzeczy, mających nam się przydać. Nie chciałem tego, przechodzenie między tymi zniszczeniami, ciałami doprowadzało mnie do skrajnej rozpaczy. Jako, że byliśmy na skraju miasteczka, było blisko nas kilka oddalonych domków. Jeden z nich był w nieco lepszym stanie. Dach był tylko lekko nadpalony. Drzwi leżały obok. Wyłamane. Zatrzymałem się przed wejściem. Poczułem niepokój. Coś nie chciało mnie wpuścić do środka. Zmusiłem się aby zrobić kilka kroków i bardzo tego pożałowałem. To, co zobaczyłem sprawiło, że nawet nie zdążyłem pomyśleć o płaczu, a po moich policzkach leciały już łzy. Za chwilę padłem na kolana. W kącie leżała kobieta. Martwa. Cała posiniaczona. Twarz była zasłonięta przez zaschniętą krew. Ręce miała pocięte. Przytulała nimi do piersi małego chłopca. Zaledwie kilkuletniego o pięknych czarnych włosach. Pewnie własnego synka. Martwego. Wybiegłem z tego domu. Chciałem biec. Zatrzymali mnie towarzysze. Nie słyszałem, co do mnie mówili. Nie potrafiłem myśleć. Ruszałem się, jak w zwolnionym tempie. Zemdlałem. Wojna jest okrutna. Wiedziałem o tym, jak zobaczyłem pierwsze ciało, pierwszą śmierć. Jednak to, co ujrzałem w tym Wojna jest piekłem. Tu nie ma dobra. Tu nie ma miłości. Tu nie ma życia. Jest tylko śmierć. Tamto zdarzenie zostawiło na moim sercu bliznę. Długą i głęboką. Ja nie potrafię się cieszyć, uśmiechnąć. Ja tracę nadzieję z każdym dniem. Jestem słaby, bezsilny. Nigdy nie pomyślałbym, że będę musiał przez coś tak okrutnego przechodzić. Ale ja tylko patrzę. Nie leżę wśród zabitych, jednakże czuję się martwy. Mam jedno marzenie. Chcę, żeby to wszystko się skończyło. Chcę znów być przy Tobie. Chcę leżeć wśród kwiatów i patrzeć w Twoje zielone oczy. Chcę znów przytulać Cię przy zachodzie słońca i zapominać o otaczającym Nas świecie. Marzę, aby znów żyć. Przy Tobie. Twój wiecznie kochający Cię mąż Łukasz

avatar Arnikiller
dodano: 2016-10-29 12:34:05

Cześć Skarbie Już sam początek pisania tego listu sprawił mi problem. Wiem, że mogłem wysilić się na coś lepszego typu: "Witam cię moja najdroższa", " Droga wybranko mojego serca", ale nigdy nie używałem takich określeń, więc byłoby to nienaturalne. Chciałbym zwrócić się do ciebie najszczerzej jak potrafię, bo pragnę byś po raz ostatni wzruszyła się nad moim losem. Omawialiśmy temat tego pisma, które być może czytasz, niejednokrotnie. Ostrzegałaś mnie, że jak tylko wrócę do domu i znajdziesz u mnie zwitek papieru zawierający moje wyznanie miłości to wpadniesz w szał. Postanowiłem więc, że jeżeli nie będzie mi ono potrzebne to po prostu je spale. Wiele widzieliśmy filmów, w których żołnierz sporządzający "Ostatnie pożegnanie" ginął przekazując je, w agonii, najdroższemu koledze. Wolałaś unikać myśli, że kiedykolwiek coś takiego może mi się przytrafić i ja też chciałem jej unikać. Jednak obraz tego co maluje się przed moimi oczyma napawa mnie myślą, że nie wielu wyjdzie stąd cało. Nie chcę rozwodzić się nad brutalnością i terrorem wojny, bo to nie jest celem tej wypowiedzi. Spisuje te słowa, bo chciałbym wyznać ci szczerze jakim uczuciem cię obdarzyłem. Na co dzień, będąc w domu, nie doceniałem twojej obecności. Nie okazywałem ci jednak należycie mojego przywiązania do ciebie. Wiele razy nawet ignorowałem twoją obecność. Teraz jednak wiem, iż to był błąd, pomyłka która będzie mi ciążyć do końca życia. Dopiero w tak niesprzyjających warunkach odkryłem jak bardzo nie potrafię bez ciebie żyć. Jesteś moją pierwszą myślą, gdy wstaję i ostatnią kiedy schodzę z placu boju. Staram się za wszelką cenę przeżyć, nie dlatego że boję się śmierci a po to by móc znów spojrzeć ci w oczy i z należytym szacunkiem powiedzieć ci, że cię kocham i jesteś jedyną miłością mojego życia, tak aby chociaż po części zmazać winę, o której ci wcześniej napisałem. Wiem, że darzysz albo darzyłaś mnie bardzo silnym uczuciem. Codziennie starałaś się okazać mi jak bardzo ci na mnie zależy, a ja tego nie doceniałem. Wiem też, że nie ma mnie w twoim życiu już bardzo długo. Pozostaje mi tylko nadzieja, iż twoje uczucie było tak silne by zignorować moją postawę i nadal czekasz na mnie codziennie wylewając łzy tęsknoty. Z drugiej strony nie mam ci za złe, jeżeli od nowa poukładałaś swoje życia. Chciałbym tylko byś nigdy nie zapomniała o mnie, bo i ja o tobie nie zapomnę. Twój na zawsze

avatar Arnikiller
dodano: 2016-10-29 12:20:12

Cześć Skarbie Już sam początek pisania tego listu sprawił mi problem. Wiem, że mogłem wysilić się na coś lepszego typu "Witam cię moja najdroższa", " Droga wybranko mojego serca", ale nigdy nie używałem takich określeń, więc byłoby to nienaturalne. Chciałbym zwrócić się do ciebie najszczerzej jak potrafię, bo pragnę byś po raz ostatni wzruszyła się nad moim losem. Omawialiśmy temat tego pisma, które być może czytasz, niejednokrotnie. Ostrzegałaś mnie, że jak tylko wrócę do domu i znajdziesz u mnie zwitek papieru zawierający moje wyznanie miłości to wpadniesz w szał. Wiele widzieliśmy filmów, w których żołnierz sporządzający "Ostatnie pożegnanie" ginął przekazując je najdroższemu koledze, tak jakby to właśnie było przyczyną jego śmierci.

avatar LesioW
dodano: 2016-10-28 19:20:23

Droga Joanno, Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że jesteś jedyną kobietą mojego życia. Nikogo tak nie kochałem jak Ciebie. Oczywiście nie mogę zapomnieć o naszym przyszłym potomstwie. Tylko Wy jesteście w moim sercu – i o Was będę pamiętał na łożu śmierci. Pamiętasz jak się poznaliśmy w szkole? Tak… jakież to banalne ale piękne. Od pierwszego dnia, gdy Cię ujrzałem zrozumiałem jedno – to Ty perełka w mym oku, którą muszę zdobyć! Szczeniackie myślenie… owszem. Piękne szczeniackie myślenie. Te 11 12 (mam nadzieję, że uda nam się razem spędzić tę 12 rocznicę po moim powrocie – ostatnią bez naszej przyszłej pociechy) wspólnych lat – pięknych lat. Były wzloty i były upadki. Piękne chwile, ale i te o których lepiej nie wspominać. Po tylu latach udało nam się. Tyle starań o dziecko i lada dzień narodzi się, mam nadzieję Twoja wymarzona córeczka Zosia. Oh…a może bliźniaki? Chciałbym. Wiem, że to moja wina – tyle lat czekałaś i dopiero teraz mogłem dać Ci dziecko. Przepraszam. Teraz życie powinno stać przed nami otworem – to miała być moja ostatnia – ale skoro czytasz ten list wiesz, że nią była na pewno. Niestety, oddałem życie za naszą piękną ojczyznę – w imię dobra, a nie zła. Ten list jest tylko pożegnaniem i potwierdzeniem. Przy każdej rozłące zaznaczałem jak to się może skończyć, ale mówiłem do zobaczenia – a nie żegnaj kochana. Chciałbym abyś zapamiętałą mnie jako dobrego człowieka, chcącego dla Ciebie najlepiej. Zaakceptowałaś mnie jako żołnierza i mam nadzieję, że byłaś choć trochę przygotowana na taką ewentualność i kolej rzeczy. Ale to nic – ułóż sobie życie z kimś innym – nie mam nic przeciwko. Niech się zaopiekuje Tobą i dzieckiem. Niech nie zostaje żołnierzem, nie chcę abyś przeżywała jeszcze raz coś takiego – już teraz jako matka. Na koniec – na jakiś czas nie musisz się martwić o środki do życia, pomyślałem o tym. Dziecko wychowaj w wierze i miłości. Niech pamięta o ojcu jako bohaterze – nie tchórzu. Robiłem to dla Was dla Polaków dla Ojczyzny. Żegnaj Joanno i przepraszam. To wszystko moja wina. Tak się nie powinno stać. List pomięty, lecz przepisywany . Na sercu noszony, a zaraz pod nim skrywa się SERCE – należące do Ciebie. Kochany dla ukochanej. Do końca. PS. Już nie musisz nosić tej bransoletki, którą kupiłem Ci na 1 rocznicę naszej znajomości. Wiem, że Ci się nie podobała i nie podoba. Ale szanuję, że robiłaś to przez tyle lat – tylko dla mnie. I rozchmurz się – życie jedno się kończy, a drugie trwa nadal. A inne przecież dopiero się zaczyna.

avatar Szurubur
dodano: 2016-10-28 12:47:18

Droga Anno!! To już będzie drugi rok wojny a dokładnie 11 lipca 1916 roku a my wcieleni w pruskie mundury wciąż jesteśmy w okopach nad Sommą i walczymy za obcą sprawę. Pamiętasz jak wyjeżdżałem z Poznania na front pierwszo-wojenny, mówiłem Tobie na peronie pociągu, że nadejdzie ten upragniony czas dla Poznania i Wielkopolski. Że w końcu zrzucimy te pruskie kajdany niewoli i wywalczymy swą upragnioną wolność. Nad nami ciągle świszczą kulę brytyjskie i francuskie. Bezustannie słychać huk ostrzeliwujących nas armat. Nasi dowódcy pruscy mówią że to niechybnie zbliżający się szturm Brytyjczyków i Francuzów na nasze pozycje. Nie wiem czy wrócę cały z tej szaleńczej wojny. W naszym regimencie trzymamy się razem z chłopakami z Wielkopolski. Mówimy po polsku tylko jak nie ma przy nas niemieckich żołnierzy i oficerów. Zresztą sama dobrze wiesz jak oni by zareagowali słysząc polską mowę. Gdy piszę do Ciebie te słowa szykujemy się do kontrataku naszego regimentu na bagnety na pozycję brytyjskie. Oby dobry Bóg ma mnie w opiece i pozwoli wyjść z tego cało. Mam też nadzieję, że u was w domu wszyscy zdrowi, nie chorujecie czasem? Muszę już kończyć ten pisany w pospiechu krótki list do ciebie. Całuję Cię czule kochana Anno. Na zawsze Twój Adam Boryca

avatar TOM3K
dodano: 2016-10-28 09:18:57

Amiens, 12 sierpnia 1918r, Drogi Tatku, gdy czytasz ten list, jest już pewnie co najmniej 28 października, czyli dzień mych narodzin. Zasyłam wam serdeczne pozdrowienia i zwracam się temi słowy - Boże chroń mą ojczyznę, bo tutaj padamy jak muchy. Poległych się nie grzebie. Leżą tutaj bez członków, bez oczu, bez głów, wszędzie dookoła. Zapytujesz pewnie gdzież jam tu? Cały czas pełnię posługę Bogu i Ojczyźnie. Tymczasem twarde deski na dzwonnicy katedry Najświętszej Marii Panny, skrzypiąc, wbijają mi się w łokcie, a sam wyczekuję bicia dzwonów niczym bicia w kotły na trwogę, by ukończyć mą kolejną misję. Tak zaprawdę powiadam, by pod osłoną ich dźwięku, przez okular odprowadzić kulę, a w wyobraźni gaszę już ogarek życia tego kogo ona spotka. Co zastanę dalej tego nie wie nawet najświętsza Maria Panienka, podobnie jak ja nie wiedziałem co mnie napotka, gdy mnie ekstradowano z klasztoru w zaciągu szeregi. Z tego autoramentu wyjścia nie było, zaś naszych polowań naukę skrzętnie teraz wykorzystuję. W przededniu straszliwej bitwy, ściskając w lewej dłoni różaniec błagam was byście wspominali mnie czule po kres swych dni. Uczcić nie bójcie się mej pamięci bez pozłoty i chrońcie mnie w swych sercach. Wasz oddany kapłan i żołdak. Tomasz.

avatar joni
dodano: 2016-10-27 23:40:45

Kochana Rodzino. Bardzo za Wami tęsknie,wojna to coś co powoduje że pęka mi serce, Tęsknie za wami każdego dnia,i nie ma dnia bym o Was nie myslał. Kochana żono giną na froncie ludzie, a ja walcze o przetrwanie w trudzie,staram się o Tobie i dzieciach pamiętać.Nie jest łatwo w codziennej walce,lecz walcze dla was i waszego bezpieczeństwa, Brakuje mi Was bardzo mocno,bo nie widze Was i dlatego tęskniełbym Ciebie przytulic moja żona droga,lecz wojna jest jeszcze bardzoów ode mnie nasze dzieci, niech pamietają że ich mocno kocham i wrócę rodzino,nie martwcie się o mnie, bo nikt nam nie zabierze naszych wspomnień, na pewno będzie jeszcze spędzać wspólne chwile, i nie bedzię ich mało , bo będzie ich koledzy giną w walce ostrej. A ja Was caluje i obiecuje że wróce cało i bęzpiecznie.Wojna to zła rzecz,lecz dla Was to robię,bo Wasze bezpieczenstwo jest dla mnie całuje i pozdrawiam. Nie smuć się żono niech nie będą smutne dzieci,bo czas szybko zleci. A wiec do Zobaczenia mówię Wam szczerze, i żyjcie w zdrowiu jak należy.

avatar inssajdor
dodano: 2016-10-27 21:40:25

Flers Moja najukochańsza Evo, Jak zawsze tak i teraz pisząc ten list zaczynam go ciepłym i pełnym miłości pozdrowieniem dla Ciebie najdroższa. Kreśląc kolejne słowa, nie mam nigdy pewności czy trafią one, przebywszy dystans wszakże nielichy, bezpiecznie w Twe ręce. Mogę sobie jedynie wyobrazić ile rzęsistych łez wylałaś, jaki żal i smutek przeszywa Twe skołatane serce, gdy brak w skrzynce wiadomości ode mnie. Jednakże jesteś silną kobietą, która niczego się nie boi, a ja wiem to najlepiej. Pamiętasz nasze wycieczki po lasach hrabstwa Kent? Na pewno pamiętasz. Nikt tak nie rozpalał ogniska jak Ty najdroższa. Myślę często o tamtych błogich latach młodości oraz o tym jak tamte chwile były ulotne. A właśnie ulotność. Nauczyłem się tu sporo o ulotności życia. W ostatnim liście pisałem Ci o podrostku Tomie, który zaciągnął się na ochotnika! Ledwo trochę odrósł od podłogi, a już zaczął się bawić w wojnę. Biedny Tom. Taki młody… Wykopaliśmy mu grób na ładnym wzgórzu za namiotami. Jezioro, sady, strumyk. Spodobałoby Ci się. On był ostatni, z tych których znałem. Somma nie pochłonie już więcej angielskich dusz. Dowódcy odtrąbili dziś zakończenie bitwy. Dokopaliśmy pie*rzonym szkopom! Nikt w całym obozie się jednak nie cieszy. Za dużo dobrych ludzi poległo. Ostatnie potyczki sprawiły, że serce zabiło mi mocniej. Ale patrząc w oczy śmierci, myśl o Tobie i o tym, że czekasz na mnie, dodawały mi otuchy. Jesień w tym roku nas nie rozpieszcza. Okopy są pełne błota i czyszczenie butów zabiera mi połowę wolnego czasu. Pewnie i Ty najdroższa nie wpuściła byś mnie do domu w takich brudnych cholewach. Tak jak mówiłaś mi przed wyjazdem, uważam na siebie. Od pewnego czasu jest nam tu dużo łatwiej bo mamy nowych sprzymierzeńców. Wyglądają jak jeżdżące zbiorniki na benzynę, stąd nazwaliśmy je pieszczotliwe „tankami”. Ileż to ustrojstwo robi hałasu i dymu dookoła siebie. Ale nie łatwo go przebić i co najważniejsze strzelają teraz do niego, a nie do mnie. Zawsze powtarzałem, że angielska myśl techniczna pomoże nam wygrać wojnę. I pomaga, bo ukochana, trzeba było widzieć miny Niemców, gdy zobaczyli nasze tanki po raz pierwszy. Choć dookoła błoto do kolan, przysięgam, że widziałem jak się za nimi kurzy, gdy uciekali na swoich szkopskich nogach. Opowiem Ci to jeszcze raz, gdy wrócę i wtedy będziemy się śmiać do rozpuku. Jesteś taka piękna, gdy się śmiejesz. Każdej nocy mam przed oczami obraz Ciebie radośnie szczerzącej zęby i wpatrującej się we mnie Tymi wielkimi, zielonymi ślepiami. Dowódca naszej brygady mówi, że Niemcy nie wytrzymają już długo. Przecież ta wojna toczy się ponad rok, ile można się nawzajem zabijać? Mówi też, że świąteczną rybę każdy z nas zje w swoim rodzinnym domu, oprócz niego, bo jego żona okropnie gotuje. Podsłuchałem jednak rozmowę dwóch kapitanów i mówili coś o wojnie w państwach o których pierwszy raz słyszałem i o tym, że walki pochłaniają cały świat. Nie wiem ile w tym prawdy, ale wolę nie wierzyć plotkom. A nawet jeśli niech sobie walczą, byle nas zostawili w spokoju. Czekam ze zniecierpliwieniem aż powrócę do Ciebie, do naszej Ukochanej Ojczyzny, by móc żyć, pracować w naszym małym zakładzie krawieckim i być szczęśliwy tak jak dawniej. Niedługo jeszcze potrwa nasze cierpienie i rozłąka, bo nim przeczytasz te słowa, ja już będę w drodze do Ciebie, a może i stanę w progu drzwi naszego mieszkanka. Jeśli otrzymasz ten list pozdrów proszę moją matkę, niech wie, że śmierć nie zabrała jeszcze ostatniego z Walkerów. O Tobie myślący nieprzerwanie John Walker II W następnym liście przyślij mi troszkę herbaty. To co tu dostajemy jedynie kolorem przypomina nasz tradycyjny napój.

avatar Kabo09
dodano: 2016-10-27 15:49:19

Kochana Mario Piszę do ciebie najpewniej ostatni list. Nasze pozycje są pod ciężkim ostrzałem i choć ciężko powiedzieć to wprost, najprawdopodobniej nie wytrzymamy tutaj więcej niż tydzień. Niestety nasz dowódca oznajmił iż nie wycofamy się stąd, ponieważ jest to jeden z najważniejszych punktów obrony. Chciałbym abyś zapamiętała mnie jak najlepiej oraz przekazała naszemu synkowi, że go kocham i choć nigdy więcej mnie nie ujrzy to zawsze będę przy nim duchowo i będę go wspierał. Byłem przygotowany na taką ewentualność dlatego ukryłem skarbonkę z małym zastrzykiem gotówki, znajduje się ona w garażu w szafce z narzędziami. Wiem że to będzie trudny czas ale musisz sobie poradzić dla synka i dla mojego spokoju. Jeśli to co Ci zostawiłem nie wystarczy idź do mojego kumpla Johna on pożyczy Ci ile tylko będziesz chciała Pamiętaj że Cię kocham i zawsze będę z tobą. Twój na wieki George.

avatar HomiK
dodano: 2016-10-27 14:17:45

14 maja 1915 r. Kochana mamo! Siedzimy pod Konarami i odpoczywamy. Kapitan dał nam trochę wolnego czasu i wszyscy spędzają go na pisaniu listów do swoich bliskich, więc i ja napiszę. Wiem, że jutro nas maja rzucić do bitwy o las Płaczkowicki. Mam nadzieję, że uda nam się przeżyć. Parę dni temu mieliśmy styczność z kilkoma żołnierzami z patrolu rosyjskiego. Włodek zabił jednego z nich. Od tamtego czasu nie może się otrząsnąć. Każdy wiedział, ze idzie na wojnę zabijać, ale nikt nie spodziewał się, że życie odbiera się drugiemu człowiekowi tak łatwo. Patrzysz na niego, ciągniesz za spust, puf. Nie ma człowieka. Do dzisiaj mam dreszcze jak o tym pomyśle, ale nie łamie się. Niestety, Włodek dał się złamać. Snuje się z kąta w kąt, pali jednego papierosa za drugim i tylko sen sprawia, ze przestaje chodzić. Chociaż myśleć o tym, to już niekoniecznie. Przejeżdżaliśmy ostatnio przez taką piękne miasteczko. Kamieniczki kolorowe, parki, rzeka, wszędzie czysto, wszędzie blisko! Może, jak to wszystko już się skończy, to przeniesiemy się tam z Jasią? Może nawet uda mi się dostać dla niej taki złoty pierścionek, co go widzieliśmy ostatnio. Może chciałabyś mieszkać z nami? Na zawsze Twój syn Jurek

avatar Arek1997
dodano: 2016-10-27 12:21:13

Verdun 16. 04. 1916 Kochany Tomaszu i Kamilo! Bardzo Wam serdecznie dziękuje za przysłanie mi ostatniego, Waszego, listu. Nie wiecie, ileż to radości sprawia w mym obolałym wojną sercu Wasze słowa przelane na kartce papieru, bo dzięki temu, choć na chwilę mogę zapomnieć o strachu oraz śmierci, i wracam myślami do wspólnych chwil spędzonych przy zabawie w naszym rodzinnym domu. Jak bardzo Wam zazdroszczę tego spokoju jaki macie w naszej Normandzkiej wsi, gdzie niegdyś toczyli boje o koronę angielscy władcy, a w Verdun panował błogosławiony spokój. Dziś jak za zaklęciem różdżki te proporcje się zmieniły. Teraz piękne Verdun zamieniło się w wielki błotnisty cmentarz, gdzie każdy krok może być tym ostatnim, jaki postawimy na tym błotnistej ziemi. Zewsząd spadają pociski, wystrzelone przez niemiecką artylerie pozostawiając za sobą olbrzymie kratery, które dla niektórych z nas są schronieniem przed kulami, lub grobem. W ogóle warunki na froncie są fatalne. W okopach jest strasznie mokro i aż roi się od wszy i szczurów. Nie ma toalet ani innych środków sanitarnych. Wielu z nas zatraciło zdrowie, a nawet rozum, bo musimy ciągle przechodzić przez to piekło. Miało tego, wielu mych towarzyszy broni zginęło w tych walkach o ten skrawek ziemi, a wielu z nich nie skończyło nawet 22. lat. Ten wielki entuzjazm, który towarzyszył mnie oraz wszystkim mym kolegą wyparował tak nagle, jak się pojawił. Ta wojna nie przypomina tych z opowieści z naszych dziadków. W ogóle ta wojna nie mieści się w żadne historie, które są spisane w starych podręcznikach szkolnych. Każdego dnia żałuje, że dałem się ponieść tej radości i że z chęcią zaciągnąłem się do tej bezsensownej walki. Mam do Was taką prośbę, abyście nie mówili o moim cierpieniu rodzicom. Nie chciałbym, aby się o mnie jeszcze bardziej martwili, ale piszę Wam te moje przeżycia, ponieważ nie wiem jak jeszcze długo, będę żył na tym świecie, a nie chciałbym ciągle Was okłamywać, iż wszystko u mnie w porządku. Poza tym, sądzie, iż na tyle jesteście już dorośli, że jesteście w stanie mnie zrozumieć. Nie jest moim zamiarem, aby cała prawda o walkach pod Verdun była przekłamywana przez kogokolwiek, kto tam nie był i nie przechodził tego, co my. Pragnę, abyście wiedzieli, dlaczego każdego dnia dziękuję Bogu, za każdy dzień życia, za każdy oddech, za każdy krok, oraz proszę Go o szybkie zakończenie tej wojny, aby nasz front nie cofnął się ani o milimetr, byście Wy nie musieli kiedyś przeżywać takiej samej gehenny co ja. Czekam z niecierpliwieniem i z tęsknotą na Wasz kolejny list i proszę, pozdrówcie rodziców i módlcie się za mnie i za mych towarzyszy broni oraz przede wszystkim o koniec tej strasznej, bezsensownej, wojny, która mam nadzieje, zakończy wszystkie inne! Wasz kochany brat: Clement

avatar Wojownik616
dodano: 2016-10-27 09:21:42

Kochana Mamo,jestem na linii wroga wrzucony w bagno i czeka mnie przeprawa przez ich front,aby dostać się do mojego oddziału,kiedy to czytasz mogę być już poza linią wroga albo najgorzej nie żyć,dlatego zawsze będę ciebie kochał,wrócę do domu cały i zdrowy,twój syn. Mateusz.

avatar Matejlipton
dodano: 2016-10-26 23:27:53

Stary, ubrudzony błotem, krwią-list i matka próbująca utrzymać go w swojej dłoni, odczuwająca trud wojny na, której walczy Jej syn. Czyta "Droga mamo czuje, że front worga coraz bardziej napiera na naszą ostatnią linię obrony, otaczają mnie żołnierze bez nóg, rąk, kompletnie głósi i niewidomi od kul armatnich lub gazów. Ja jeszcze się jakoś trzymam, dochodzą do mnie słuchy że u ciebie w Warszawie wróg zaprzestał już działań zbrojnych i powoli się wycofuje, mam nadzieję, że czytając ten list sprzątasz już powoli nasz ogród z kurzu i łusek. Myślę, że wszystko się to skończy i wrócę do Ciebie trochę Ci pomóc, może będzie na mnie czekał mój ulubiony placek jabłkowy. Pewnie chcesz się zapytać jak mi się tu żyje? mieszkam w małym pokoju z dwoma kolegami śpimy na starych pryczach a myjemy się pod specjalnym zbiornikiem z wodą. Kucharze o nas dbają codziennie spożywamy śniadanie i kolacje. Broni nie używam, znaczy się użyje go w konieczności ostatecznej w celu obrony własnej. Nie chcę Cię już martwić mamo niemartw się o mnie wszystko będzie dobrze. 8 Października 1918 roku (Mateusz F) Jeszcze żywy.

avatar theprisoner
dodano: 2016-10-26 23:10:27

Kochana Romeczko, piszę do Ciebie z półwyspu Al-Fau. mamy marzec, Ty pewnie w drodze do pracy przebijasz się przez półmetrowe zaspy śniegu, a my ledwo wytrzymujemy w tym skwarze. W południe temperatura przekracza 30 stopni i nawet krótki bieg z całym ekwipunkiem i bronią wymaga ogromnego wysiłku. Bardzo Cię kocham i tęsknię za Twoim czułym dotykiem i słodkimi pocałunkami. Moje serce wyrywa się do ciebie każdego dnia, każdej minuty coraz bardziej pragnę do Ciebie wrócić. Niestety byśmy mogli żyć w pokoju i cieszyć się sobą nawzajem, muszę pomóc naszym wojskom pokonać wroga. Nasi dowódcy mówią, że wojna powoli się kończy. Przewaga technologiczna i stosowane strategie codziennie pozwalają nam wdzierać się na terytoria okupowane przez wroga i wydzierać im to co sobie przywłaszczyli. Uratowaliśmy już tysiące cywilów. Nawet nie wyobrażasz sobie jak oni się cieszą na nasz widok. Dzieciaki obskakują nas dookoła krzycząc HURAA, kobiety uśmiechają się i całują, a mężczyźni klepią po plecach i pomagają w transporcie sprzętu. Te kilka tygodni spędzonych na froncie pozostawi w mojej pamięci nie tylko te wesołe sceny, ale również wyryje ból i cierpienie niewinnych, którzy zginęli. Nasz wróg nie waha się przed niczym. Wdzierając się na jego terytorium natykaliśmy się na wioski i miasteczka pełne trupów. Armia osmańska wycinała w pień ludność cywilną, która była im nieprzychylna. Nie patrzyli czy to mężczyźni, kobiety, starcy, czy dzieci. Zabijali ich gorzej niż bydło. W niektórych miejscowościach nawet zamykali ludzi w budynkach bez wyjścia i zagazowywali. Na polu walki również stosują tą straszną broń. Naszym chłopakom brakuje masek gazowych, które chronią nas przed śmiercią przez zatrucie gazem. W ten sposób zmarł Stanisław - ten sam, o którym Ci pisałem, że zawsze potrafi nas rozbawić i przekazać swoją pozytywną energię. O mnie się nie martw - mi udało się otrzymać maskę gazową z przydziału i zawsze noszę ją przy sobie, więc jestem bezpieczny. Jako zwiadowcy przysługują mi przywileje, więc otrzymuję więcej racji żywieniowych, lepszą broń i wszystko inne. W przeciwieństwie do chłopaków z oddziału, mi nie zdarzyło się, by skończyła mi się amunicja. Nie narażam się też na ataki pojazdów, ponieważ walkę oglądam głównie z dystansu atakując wrogich żołnierzy z karabinu snajperskiego. Pewnie zastanawiasz się ilu udało mi się zabić. Mogę pochwalić się 27 trupami. Może nie jest to imponująca liczba, ale większość z nich to nie byli zwykli żołnierze, tylko ważniejsi osobnicy na wyższych stanowiskach. Śmierć jednego takiego człowieka wielokrotnie sprawiała, że poddawały się całe oddziały pod nich podległe. Mogę zatem powiedzieć, że moje strzały ocaliły żołnierzy wroga i naszych. Powoli kończę ten list, bo za kilka godzin jak tylko się ściemni wyruszam do fortecy Fao z małym oddziałem. Naszym zadaniem jest odkrycie pozycji wrogich sił i ustalenie siły ognia jaką dysponują. Jeśli wszystko pójdzie dobrze to w najbliższych dniach dokonamy oblężenia osmańskiej fortecy i przejmiemy okoliczne pola naftowe. Bez ropy wrogie maszyny będą bezużyteczne, więc ich wyjściem będzie albo ucieczka albo poddanie się naszym wojskom. Niezależnie od wybranego rozwiązania zwycięstwo mamy w kieszeni. Generał, który osobiście zlecił nam misję powiedział, że jak się spiszemy, to po opanowaniu półwyspu Al-Fau i zabezpieczeniu szybów do wydobycia ropy da nam przepustki na 2 tygodnie i będę mógł wrócić do Ciebie. Na samą myśl o tym, że ponownie się spotkamy, że będę mógł ujrzeć Twoje piękne oczy i posłuchać Twojego dźwięcznego śmiechu moje serce się raduje. Proszę zatem oczekuj mnie z otwartymi ramionami i módl się za to by kule omijały mnie z daleka. Twój oddany Jan Al-Fau 3, marca 1916

avatar soku1403
dodano: 2016-10-26 19:43:45

Najdroższa Jane, Mam nadzieję, że nie pomyślałaś, iż o tobie zapomniałem. Wręcz przeciwnie: myślę o tobie bez przerwy. Gdy szykuję się do bitwy, gdy gram z chłopakami w karty i gdy słyszę strzały. Naboje lecą w moją stronę, śmierć może dotknąć mnie w każdym momencie, lecz mimo to wciąż mam dla ciebie miejsce w moim sercu. Nie istnieje nic na tym świecie, co wypchnęłoby twoją piękną twarz, długie, czarne włosy i piękne, zielone oczy z mojej pamięci. Dni mijają w żółwim tempie. Czasami zdaje mi się, że w ogóle się nie kończą. Wojna pochłonęła wielu naszych chłopców. Przez te kilka dni nasz oddział schudł w znaczącym stopniu. Polegli zostali na polach bitew, co mnie, jako człowieka, zdumiewa i obraża. Jednocześnie wiem, że nie możemy urządzić im godnego pogrzebu, bo gdybyśmy spróbowali, zapewne dołączylibyśmy do sterty trupów. Nie tylko ja piszę teraz list. Christian - młody, o którym już ci wspominałem w poprzedniej wiadomości - bazgra właśnie coś na kartce papieru, co jakiś czas krzywiąc się z bólu. Dostał kulkę w brzuch i wydawało nam się, że już po nim, jednak Chris przeżył i miewa się dobrze - pisze do miłości swojego życia, tak jak i ja. Modlę się o to, aby tobie i naszemu synkowi nic się nie stało. I nie martw się: gdy tylko wojna się skończy, wrócę do domu, a wtedy znów będziemy szczęśliwą rodziną. Jak z tego obrazka, który narysował nasz Mike. Pamiętasz? Cóż, mniejsza o to. Uważaj na siebie, Jane. Bardzo cię kocham i przysięgam, że nic nie osłabi mojego uczucia do ciebie. Nawet ta zimna, okrutna wojna. Twój John

avatar Bullet84
dodano: 2016-10-26 19:16:53

Droga mamo, tam gdzie jestem jest ciągle głośno, deszcz ciągle pada, ciągle słychać krzyki wybuchy. ja sam zostałem postrzelony w lewe ramię, ale nie poddaję się, jesteśmy teraz schowani w jakiś gruzach i na razie jesteśmy bezpieczni. Wiele naszych poległo ale ja się jeszcze trzymam i zobaczysz będzie dobrze, chodź bym miał sam wszystkich rozwalić po to żeby cię znów zobaczyć i opiekować się tobą, ja rozumiem że jesteś trochę zła na mnie ale w czasie twojej nie obecności, nagle wybuchła Wojna i siłą zaciągneli mnie na Front, bez żadnego przyuczenia tylko dali broń i kazali nam walczyć aż do ostatniej kropli Krwi, żeby walczyć o nasze Państwo i Honor ojczyzny, nie pozwolić żeby została zniewolona przez wrogów. Mamo nic się nie martw za nim się obejrzysz będę już z powrotem , Jak by się pytał mój Brat gdzie jestem to powiedz że pojechałem do pracy do Włoch, żeby się nie martwił bo to może źle przyjąć na jego psychikę. Widziałem się w Wujkiem Mirkiem, jest ciężko ranny i leży, nie rozmawiałem z nim bo jest nie przytomny, jego serce jeszcze biję to znaczy że będzie dobrze. Najważniejsze mamo żeby tobie nic się nie stało, o nic się nie martw wszystko będzie dobrze, ja dam sobie radę chociaż jest na prawdę ciężko. Twój Kochany Syn Piotr.

avatar eMdoKa
dodano: 2016-10-26 19:03:54

Dnia Ukochana Żono !! Zaczynając ten list muszę Cię przeprosić że przez tak długi okres nie odpisywałem na twój ostatni list do mnie moja Aniu. Ale jak już wiesz z poprzedniej wiadomości informowałem cie że mój oddział zostanie przeniesiony na inną linie frontu, przez co nie będę mógł przez dłuższy czas pisać do Ciebie. Dziękuję ci za odpowiedź i za szczegółowy opis tego co u Ciebie i naszych dzieci słychać. Czytając twoją wiadomość ukochana żono rozpłakałem się jak dziecko bo chciał bym tam być już z Tobą i tymi dwoma brzdącami, lecz jeszcze długo będzie nam żyć w tej rozłące. Cieszę się że u Ciebie wszystko dobrze,a i że nasze dzieci zdrowe! Żałuję że nie mogę być przy nich, patrzeć jak się wychowują, jak sobie dokuczają, i jak się razem bawią. Myślę o nich w każdej chwili, staram sobie wyobrazić co robią te dwa małe urwisy. Zapewne masz z nimi urwanie głowy, ale może to i dobrze bo nie będziesz miała czasu na to by martwić się tym co u mnie słychać. Przekaż im proszę że bardzo za nimi tęsknie i że jeśli tylko Bóg da to wrócę do nich cały i zdrowy. A co do ciebie żono moja chcę byś wiedziała że w tych trudnych chwilach przypominam sobie nasz wspólnie spędzony czas, które były nam dane spędzić razem to one dają mi siłę by przetrwać tu kolejny dzień. W tej chwili chce ci powiedzieć że tęsknie i Kocham Ciebie i nasze dzieciaki, co wieczór modle się do Boga o zdrowie dla Was. Chce byś wiedziała że mimo tak dalekiej odległości która nas dzieli duchem i myślami wciąż jestem przy Tobie i przy Krzysiu i Marysi. Tyle chciał bym wam jeszcze powiedzieć lecz brak mi słów, łzy nie pozwalają mi pisać a ręką drży. Serce w klace bije wariacko bo przyszedł już czas! Własnie kapitan oświadczył jutro o świcie ruszam na front, czas stoczyć mi przyjdzie pierwszą bitwę, boje się Kochana Żono! Nie martw się tam o mnie, wiesz przecież że rade sobie dam, nadzieja że jeszcze zobaczę was razem siłę mi da, jutro i każdą bitwę dla was wygram i wrócę raz dwa. To już wszystko czas odpocząć więc pisać kończę do zobaczenia ukochana żono wiedz że kocham Ciebie i te dwa brzdące. Twój Tomasz !!

avatar All01230
dodano: 2016-10-26 18:55:30

Najdroższa Na samym początku chciałbym Ci powiedzieć, jak bardzo Cię kocham. Jesteś moim jedynym promykiem podczas burzliwej pogody. Jesteś dla mnie jedyną motywacją, dla której chciałbym wygrać tę wojnę. Podczas ataku miałem w oczach łzy, bo bałem się, że może to być dla mnie ostatni szturm. Nocami wciąż rozmyślam nad tym, czy nasz synek zdoła zobaczyć swojego tatusia i czy uda mi się objąć Was w ramiona. Pamiętasz? Mówiłem Ci: „Wszystko będzie dobrze Kochanie, pojadę na dwa miesiące i wyremontujemy dom, sprawimy sobie dwutygodniowe” Coraz bardziej żałuję tej decyzji i coraz bardziej tęsknię. Wojna niedługo się skończy, a ja doczekam się najlepszego uczucia w życiu. Wrócę do rodziny. Kocham Was, Sebastian. Ps.: Przekaż rodzinie, że żyję.

avatar kur24
dodano: 2016-10-26 18:09:54

Najdroższa mamo, piszę do Ciebie z okopu. Wojna trwa. Pada deszcz., więc jeśli nie będziesz mogła odczytać pewnych liter to nie moje łzy je rozmazały lecz jego krople. Nie martw się o mnie, proszę. Wczoraj padł mój przyjaciel. Jedliśmy z jednej menażki, a chwilę potem odszedł... Tak Cześć jego pamięci! Był żołnierzem i oddał życie za ojczyznę. Ja wrócę. Muszę pospacerować pośród łanów pszenicy, pogłaskać kota, przytulić Cię, zasnąć pod naszym niebem, zapalić w piecu, porąbać drzewo, zjeść ziemniaki ze zsiadłym mlekiem, zbudować nową budę dla psa, wybielić Twoją sypialnię, ożenić się, spłodzić Tak wiele jeszcze przede mną! Zawsze mam przy sobie medalik, który dałaś mi na szczęście. Codziennie go całuję i modlę się, wiedząc, że nasze słowa łączą się i nie raz odmawiamy jednocześnie te same modlitwy. A, więc mają podwójną moc. Widzisz? Wrócę! Dawno nie pisałaś,ale jestem pewien, że wszystko u Ciebie dobrze tylko czasem krzyż Cię pobolewa i kostka na zmianę pogody. Smaruj tą maścią, którą Ci kupiłem u aptekarza. Nie zapomnij. Dbaj o siebie jak o kwiaty w ogrodzie. Listy giną częściej niż żołnierze. Twoje zaginęły. Gdy wrócę opowiesz mi, co w nich było. Odwiedza Cię ktoś? Mam nadzieję, że nie jesteś samotna i nie spędzasz dni wypatrując mnie na drodze. Muszę kończyć. Dowódca mnie woła. Całuję Cię w obie dłonie. Kocham Cię. Twój syn.

avatar Lemur80
dodano: 2016-10-25 23:02:45

Langemarck Droga Suzie, Przepraszam Cię serdecznie, że tak długo nie odpisywałem na Twój list z maja. Mieliśmy tu sporo zajęć, a nasza logistyka jak zwykła [CENZURA WOJSKOWA} sprawę i dostarczyła Twoją korespondencję dopiero teraz. W poprzednim liście pytałaś jak się czuję, czy wszystko w porządku i prosiłaś, bym nie zatajał niczego. Dobrze więc, opowiem Ci o wszystkim. Pewnie domyślasz się, że z naszej początkowej ekscytacji wyjazdem na front nie zostały [CENZURA WOJSKOWA], ale trzymamy się, musimy. Nie wiem czy w to uwierzysz, ale czuję się (zwarzywszy na okoliczności), całkiem nieźle. Prócz zmęczenia, obolałej klatki piersiowej i początków stopy okopowej, miewam się nie najgorzej. Nie martw się proszę, takie dolegliwości tutaj to żadne dolegliwości. Jestem w naszych okopach okazem zdrowia, nic mi nie jest, naprawdę. Na początku chciałbym Ci bardzo podziękować za piernik jaki mi przysłałaś, był pyszny. Zrobiliśmy tu sobie prawdziwą ucztę! Marmolada babci Emmy też była dobra, dziękuję! Wspominałem o tych obolałych żebrach, no cóż, przeprowadziliśmy wczoraj atak na grupę bunkrów na linii [CENZURA WOJSKOWA]. Od rana nasi chłopcy okładali ich z ciężkiej artylerii, Szwaby obudziły się około południa i odpowiedzieli słabo skoordynowanym ogniem. Pospadała nam z kołków jedynie susząca się bielizna i drelichy, żadnych strat własnych! Naprawdę zaczęło się o 13:30. Natarcie przeprowadziła zza biurka jak zwykle ta gnuśna żmija, major Charles [CENZURA WOJSKOWA], który w życiu prochu nie wąchał. Mój oddział poszedł w pole za trzecim gwizdkiem (niech Bóg ma w opiece chłopców z pierwszego rzutu!). Pierwsze kilkadziesiąt metrów to była bułka z masłem, przeskakiwaliśmy w tym cholernym błocie od jednego leja po pocisku artyleryjskim, do następnego. Spotkałem w jednym z nich Marka z McFordshire, o którym wspominałem Ci wcześniej. Niestety ładunek ze szrapnela urwał mu 3 palce u lewej ręki i całą stopę. Nie dało się go wyciągnąć z leja do którego dopełzł, poza tym nie było czasu, musieliśmy przeć do przodu. Wrzuciliśmy mu tam tylko razem z Kołtunem spory bal drewna, żeby nie utonął w tym bagnie. Nie było wyjścia, trzeba było tam zostawić Bunkry były już może 250 - 300 m przed nami, gdy Szwaby otworzyły do nas huraganowy ogień z ckmów. Pociski ze świstem przelatywały nad nami, albo z obrzydliwym chlupotem wzbijały przed nami małe fontanny brunatnego błota. Szwabski celowniczy musiał opić się poprzedniej nocy za dużo sznapsa, bo pudłował jak ślepa kura. Już zbieraliśmy się w szyku do dalszego natarcia, gdy odezwały się moździerze, a dosłownie po chwili gruchnęła na nas artyleria średniego kalibru. Wstrzelili się dobrze, widocznie mieli tam jednak jakiś abstynentów, bo już w pierwszych minutach mieliśmy piekło. Pociski eksplodowały nisko nad ziemią, albo tuż po zagłębieniu się w nią, wywalając w powietrze dziesiątki funtów błota i mnóstwo metalowych odłamków, często wielkości piłki do polo. Huk był ogłuszający, sięgający do głębi trzewi. Ziemia trzęsła się jakby nastąpił Armageddon. Pierwszy oberwał Gruby, leżąc twarzą w błocie widziałem kątem oka jak siła eksplozji wynosi go w powietrze i ciska do leja, z którego przed chwilą się wyczołgał. Ten młokos, Nash, był zdaje się drugi, darł się w niebogłosy, chciał do Po 15-20 minutach tego koszmarnego ostrzału wszystko nagle się uspokoiło jak nożem uciął. Jednak już po paru sekundach usłyszałem przeraźliwe jęki rannych. Ronny, James, Pazur, Winston, Neville i Kołtun byli lekko ranni, jednak mogli nieść broń, iść i walczyć. Za to Gruby dostał w bebechy, drzazgi z kolby jego SMLE wbiły mu się głęboko w brzuch wywlekając na wierzch wnętrzności. Jęczał tylko na początku, potem już tylko oddychał ciężko i szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w zachmurzone niebo Flandrii, jakby szukając tam wybawienia. Nash darł się cały czas, to niewiarygodne ile sił może mieć człowiek pozbawiony przed chwilą nogi. Chłopaki założyli mu opaskę uciskową, ale ten jakby tego nie zauważył, za to na widok oficerów zaczął krzyczeć: "Tak jest, proszę pana!", "Będę maszerować! Będę iść!". Widok tego horroru dopełniała jego gałka oczna obijająca się przy każdym krzyku o jego policzek niczym jakaś groteskowa Po złapaniu oddechu zdaliśmy sobie sprawę, że zgubiliśmy pozostałe oddziały, a z naszego plutonu zostało raptem siedmiu ludzi (łącznie ze mną). Opatrzyliśmy chłopców i trzeba było iść dalej. Te przeklęty Szwaby mogły zacząć ponowny ostrzał w każdej chwili, a do bunkrów należało dotrzeć najpóźniej w kilka godzin. Tymczasem, gdy jakimś cudem właściwie nie niepokojeni (prócz sporadycznych serii z Maximów i oddalonych dźwięków eksplozji), dotarliśmy do pierwszego schronu, dobiegał już zmrok. Widok był wstrząsający, betonowe powierzchnie niemieckich linii obronnych były w dużej części zdruzgotane przez artylerię, a w środku plątaniny na wpół zawalonych pomieszczeń nie zastaliśmy (prócz paru paskudnych szczurów) żywej duszy. Wszędzie był za to smród kordytu i trupów, dziesiątek, może setek trupów. Przez słupy czarnego smolistego dymu i dalekie rozbłyski pocisków smugowych zobaczyliśmy nagle wznoszącą się do popękanego nieba czerwoną flarę. To nasi dawali namiary dla artylerii, może przełamali linię Liczyliśmy, że na miejscu (czyli wśród tych przeklętych bunkrów), znajdziemy nasze oddziały w liczbie pozwalającej na jako takie obsadzenie zajętego kompleksu. Tymczasem, jak już wspominałem, prócz paru wielkich spasionych szczurów wywabionych zapachem ludzkiego mięsa, nie znaleźliśmy tam zupełnie nikogo. Powrót przez ziemię niczyją do naszych linii po zapadnięciu zmroku był zbyt niebezpieczny, postanowiliśmy zostać tam na noc. Byliśmy tak umęczeni, że nawet nie mieliśmy sił, by sprawdzić, czy Szkopy nie pozostawiły jakiś "pamiątek" w postaci bomb-pułapek pod flaszkami sznapsa, lub przymocowanych do jakże cenionych przez naszych żołnierzy Lugerów. Dorwaliśmy po prostu parę szwabskich konserw, otworzyliśmy je bagnetami i zjedliśmy na surowo (rozpalanie ognia było zbyt ryzykowne). W końcu znaleźliśmy jakiś mniej zniszczony schron i po odgarnięciu gruzu znaleźliśmy zejście do podpiwniczenia. Był to magazyn amunicyjny, na szczęście drewniane skrzynie były całkowicie z niej opróżnione. Tak oto przeczekaliśmy do rana, wśród zgliszcz i rozkładających się trupów. Mimo wystawionej wachty pokpiłem sprawę i wszystkim nam się przysnęło. Obudziły nas głuche, ale cholernie bliskie dudnienie eksplozji i sypiące się nam na głowy okruchy betonu. Wyskoczyliśmy na powierzchnię jak oparzeni. "Gaz, gaz, gaz!" krzyknąłem i od razu, nie patrząc się na innych wyrwałem z chlebaka maskę przeciwgazową. Ćwiczenia coś jednak dały, bo udało mi się ją założyć za pierwszym razem. Gdy żółtawo-zielony obłok chloru gęstniał z każdą sekundą, ja rozglądałem się pozostałą częścią mojego - pożal się Boże - oddziału. W końcu dosłyszałem zza rogu jakiś dźwięk, to był James! Wyleciał z tego zaułka i charcząc przebiegł kilkanaście metrów, po czym wymiotując upadł. Leżąc charczał cicho tocząc pianę z ust i błagalnie wybałuszał napuchnięte oczy. Znieruchomiał po kilki chwilach. Nie wiem ile to trwało, ale jakby zza mgły, jakby zza ściany, lub naprawdę dużej odległości usłyszałem, że ktoś krzyczy coś do mnie. Zrozumiałem w końcu, że to Winston darł się: "Poruczniku, poruczniku! Co mamy robić?!". Oprzytomniałem i rozkazałem odwrót za naszą linię. Okazało się, że Winston znalazł część pozostałych chłopaków (albo oni znaleźli jego) i szybko przekazał moje wytyczne. Nie było sensu organizować szyku, bo niby z kogo? Uciekaliśmy tchórzliwie, w nieładzie, śmiertelnie bojąc się otaczających nas oparów. Gdy byliśmy już za kompleksem schronów (i poza obszarem ostrzału), szybko okazało się, że z naszej piątki została już tylko czwórka. James umarł na naszych oczach, a Pazur i Kołtun gdzieś się zawieruszyli. Zdaje się, że na Nie było czasu na długie deliberacje i oczekiwanie, że szanowny Pan major i jego czerniony wąsik wykaraskają nas z tego bagna. Postanowiłem trzymać się swojego pierwotnego planu i nie spędzać następnej nocy na tej przeklętej przez samego diabła ziemi niczyjej. Uznałem, że najlepiej będzie jak najszybciej wrócić do swoich okopów, tam śmierć była bardziej oswojona. Nikt nie miał ochoty umierać w lepkim, gliniastym polu wśród szczątek setek innych anonimowych nieszczęśników. Wzięliśmy więc nogi za pas i truchtem ruszyliśmy ku swoim. Obrana droga powrotna musiała być inna, bo nie spotkaliśmy podczas niej ani Marka, ani Grubego, ani Ciężar odpowiedzialności za pozostawionych w polu rannych nie dodawał mi sił, ale świadomość, że w każdej chwili może nastąpić jakaś tragedia, która mogłaby odebrać życie moim pozostałym druhom, zadziałała paradoksalnie jak solidna filiżanka kawy. Dzięki Bogu nie wdepnęliśmy ani na minę przeciwpiechotną, ani na jakiś na wpół zakopany w błocie niewybuch. Tylko Neville miał mizerne szczęście, bowiem swoim pokracznym chodem wpakował się butami w - jak to nazywamy - miłe, bulgoczące błotko, czyli trupa pogrzebanego ze dwie stopy pod ziemią. Musiał zignorować bańki gazu wydobywające się na powierzchnię i wszedł biedakowi wprost w mocno już zkruszałą klatkę piersiową. Przy próbie wydobycia go z tego gnijącego nieszczęśnika zionął na nas smród o mocy porównywalnej do tej ze szwabskich pocisków chemicznych. No i tak wróciliśmy na swoje stanowiska w Langemarck, wszyscy śmierdzący jak nieboskie stworzenia i jeden bez buta. Byłoby to być może nawet zabawne, gdyby nie to, że właśnie trafiliśmy na five o'clock majora, który mimo wszystko zdecydował się nas skrzyczeć i przy okazji poinformować z wyrzutem, że nasza czwórka to jak na razie jedyni żołnierze z kompanii "C", którzy wrócili z wczorajszego natarcia, a o żadnym sukcesie nie ma mowy. Straciliśmy więc 100 ludzi, a wśród nich było wielu naszych przyjaciół. Po co to wszystko? To tylko bezsensowna rzeź. Tak Suzie, nie wierz proszę w to co piszą w gazetach. Tu nie ma heroizmu, to tylko taplanie się w błocie wśród huku, odłamków, krzyku, bólu i chaosu. W wojnie nie ma nic o czym mówili nam na szkoleniach i o czym krzyczały tak ochoczo nagłówki w "The Daily Telegraph". To kłamstwo Suzie, nie [CENZURA WOJSKOWA] im. Przepraszam Cię Suzie za tak naturalistyczne opisy, ale to jedyny sposób by ludzie dowiedzieli się jak wygląda prawdziwa wojna i co tu się rzeczywiście dzieje. Cenzorzy prawdopodobnie nie pozwolą, by ten list do Ciebie dotarł, ale mam w dziale Propagandy Wojennej paru znajomych, więc jest szansa, że się uda. Pozdrawiam Cię ciepło Suzie, mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku. Jak się mają Anthony i Maggy? Twój oddany, John Pollack PS. Przyślij proszę jeszcze tego piernika proszę, jest wspaniały. Przyznam, że odrobina whisky i papierosów też nie zaszkodzi. Nasze skromne przydziały nie starczają na długo.

avatar DarthRoman
dodano: 2016-10-25 20:14:23

Kochana Matko, Przepraszam, że długo nie pisałem, ale nie było kolejne nawały artyleryjskie nie dawały nam spokoju. Tym bardziej, że ogień idzie z dwóch stron. Czasem słyszymy huk pocisków, które opadają na linie wroga, później kryjemy się w bunkrach, próbując nie zwariować, drżąc by wytrzymał kolejne eksplozje. Wiem, że się o mnie martwisz. Ja póki co jestem cały i zdrowy, choć oglądam tu na co dzień rzeczy, jakich żaden 18 latek, w ogóle człowiek nie powinien oglądać, to zasadniczo nic mi nie jest. Przynajmniej nie Jednak huk karabinów, wybuchy i jęki dogorywających... ta wojna nas zmienia, zmieni wszystko, co do tej pory wiedzieliśmy o człowieku. A przede wszystkim zasiewa w nas strach przed nami samymi. A jeszcze jak wczoraj pamiętam, jak wszyscy wsiadaliśmy do pociągu, kiedy rozładowywano nasz okręt we francuskich portach. Każdy z nas chciał iść walczyć, każdy z nas chciał wygrać tę wojnę... Teraz chcemy tylko przeżyć. Boimy się wychylić z naszych okopów, co by wróg nie zrobił z nas sita. Sierżant jednak mówił, że jutro ruszamy na Dlatego proszę, Matko, módl się za mnie. Chcę jeszcze raz zobaczyć klify Dover i uściskać Was wszystkich. Wierzę, że dzięki Waszej modlitwie wrócę do domu. Uściskaj wszystkich ode mnie.

avatar DSplayGAME
dodano: 2016-10-25 15:24:59

Deskle 25 Maj 1915 Kochana Cornelio! Jak mogłaś zauważyć, przez ostatnie parę dni nie pojawiałem się pod twym domem. Ja i mój oddział zostaliśmy wysłani nad dolinę rzeki Isonzo w trybie natychmiastowym. Myśleliśmy że to zwykłe przenosiny. Wszystko się zmieniło gdy pięć dni temu dotarliśmy na miejsce. Wszędzie do około zabudowań były zasieki, okopy i artyleria. Nie wiedzieliśmy co się szykuje. Dostaliśmy do zamieszkania starą chałupę na wzgórzu. Ledwo so stała. Cała konstrukcja była przegnita a na ścianach rósł grzyb. Unosił się w niej okropny zapach zgniłego mięsa. Smród unosił się spod podłogi. Znaleźliśmy w starej szopie obok domu łom. Podważyliśmy deskę w pokoju a pod nią znajdowały się martwe szczury. Postanowiliśmy ze będziemy spać w szopie i była to słuszna decyzja. Trzy dni po naszym przybyciu, gdy wszyscy spali rozległy się do o koła huki i trzaski. Zaatakowali nas Austro-Węgrzy. Wszyscy w szopie natychmiast się ubraliśmy i przygotowaliśmy broń. Jako dowódca oddziału wyjrzałem zza okienka w drzwiach. Wszystko do o koła płonęło. Ludzie, zwierzęta, domy, drzewa. Dosłownie wszystko. Nagle z naszego domu wyszło dziesięciu nie przyjaciół. Nie mieliśmy z nimi szans. Posiadali miotacz płomieni. Gdy wyszli z domku, cały spalili doszczętnie. Nagle do szopy doszedł zapach palących się szczurów. Zaczęliśmy się dusić od czadu i smrodu. Wymknęliśmy się tyłem szopy i uciekliśmy prosto w głąb doliny gdzie znajdował się sztab. Po drodze chowaliśmy się w krzakach gdyż wróg posiadał stalowe czołgi i samoloty. Gdy dotarliśmy na miejsce wysłali nas wprost do okopów. Od dwóch dni gdy zeszliśmy na dół nic nie jadłem i nie piłem. Jedyne co miałem robić to strzelać i chować się. Poległo u nas mnóstwo osób a wróg jak przybywał tak wciąż się pojawiają jego niezliczone zastępy. Już nie wiem do kogo strzelam. Moje strzały padają gdzie mój wzrok dostrzeże ruch. Nie wiem co mnie szybciej zabije. Wróg czy głód i szaleństwo w które popadam. Wszędzie leje się krew oraz latają łuski a to z karabinów a to z czołgów a to z armat. Nie wiem czy wrócę lecz pamiętaj że zawsze będę cie kochał. Twój Marcello.

Copyright © lubiegrac.pl.

Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Lubiegrac.pl

reklama

redakcja

regulamin

rss

SocialMedia

Partners