KONKURS - Nie zawsze święta są udane... opowieść z The Division

lubiegrac konkurs KONKURS - Nie zawsze święta są udane... opowieść z The Division
KONKURS - Nie zawsze święta są udane... opowieść z The Division



Tamer Adas | 3 stycznia 2017, 23:16

Tom Clancy's The Division podczas swojej premiery stało się wielkim hitem, dlaczego? Odpowiedź możecie poznać za sprawą naszego konkursu wraz z G2A...
 
Słowem wstępu, konkurs ten został zorganizowany w związku ze świętami i rozstrzygnie się po świętach. Nagrodę ufundowała firma G2A, która zajmuje się nie tylko elektronicznym marketem, ale także tworzeniem własnej gry. 
 

ZADANIE:

 
Świat w The Division to miejsce, które dotknęła prawdziwa tragedia. Wydarzenia przedstawione są losy ludzi, których dotknął ten dramat. Twoim zadaniem w tym konkursie będzie opowiedzieć historii jednego z ocalałych, który trafił do bazy gdzie wraz z innymi ludźmi, którzy postanowili zorganizować swego rodzaju wigilię. Opisz jak mogłoby wyglądać takie wydarzenie, z perspektywy przeszłości Twojego bohatera.
 
Wymagania w tym konkursie, to także aktualny profil (awatar, posiadane gry i konsole) na naszym portalu i min. długość zgłoszenia 500 znaków. 
 

NAGRODA:

 
Gra Tom Clancy's The Division w wersji cyfrowej.
 

WYNIKI:

 
Wyniki konkursu zostaną ogłoszone jako aktualizacja tego newsa oraz jako wpis na naszym Facebooku.
 

CZAS TRWANIA:

 
Od 22.12.2016 12:00 do 31.12.2017 18:00 (Wyniki pojawią się zapewne 3.01)
 

INNE INFORMACJE:

 
Na czas trwania konkursu komentarze zostaną ukryte, aby zapewnić bezpieczeństwo przed możliwymi plagiatami poszczególnych pomysłów. NIE ma możliwości poprawiania swoich prac. Przed publikacją swojej pracy dobrze się nad nią zastanów i sprawdź :). Po dodaniu Twój komentarz będzie widoczny tylko dla Ciebie. Jeśli Twój komentarz nie pojawił się, to znaczy że  post się nie zapisał. W razie problemów pisz na [email protected]
 
 

AKTUALIZACJA

Kilka zgłoszeń było naprawdę bardzo dobrych, przez co wybór nie był łatwy... ostatecznie zdecydowaliśmy, że zwycięzcą zostaje - Montey. Niestety nie wszyscy dokładnie wczytali się w treść i w zasadzie jedynie połowa uczestników dokładnie spełniło wymagania oraz w pełni zrealizowali cel zadania.
 
 
 

ogolny

Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!

Komentarze [10]:
avatar Matix02
dodano: 2016-12-31 01:01:15

Tak o to mamy 24 grudnia, sroga zima. Za oknem biało jak okiem sięgnąć. Jednak nie to powinno zaprzątać mojej uwagi, ponieważ mamy wigilię. Tak, my ludzie, którzy nie mają niczego, a mieli wszystko. Tak o to udaję, że wpatruję się w okno, a naprawdę próbuję poczuć coś co kiedyś nazywałem "świątecznym nastrojem", obserwując ludzie w bazie kończących przygotowania do wigilii. Nie wiem, jak to powiedzieć, ale jestem tu niedługo, tu znaczy w tej bazie i nie znam za wiele osób, po tym wszystkim coś we mnie umarło i nawet czas Bożego Narodzenia nie wzbudzi we mnie ponownie tej radości, jaką przeżywałem przy poprzednich świętach - prawie. Patrząc na ludzi, którzy nie próbują sobie wyrwać kawałka chleba, tylko są dla siebie serdeczni, właśnie ze względu na święta. Starają się by te święta wypadły jak najlepiej, robiąc to co powinno się znajdować na wigilijnym stole. Nawet udało się prezenty pod "choinką" zamieścić (to tylko stary badyl z niedziałającymi lampkami"), ale jednak to wszystko dla najmłodszych z nas, tych którzy będę się opiekować nami, jak już będę w naszym wieku. Tak rozmyślając, to jednak może nie będzie tak źle. Czas siadać, przy stole. Każdy jest zaproszony i znajdzie tu coś dla siebie. Ciepłą i rodzinną atmosferę jaką tworzą ludzie, którzy nie mają nic do stracenia, ludzie, których połączył smutny los, jaki jest kontynuowanie życie w tym łez padole. Jednak, jesteśmy tu, gdzie jesteśmy i w ten dzień jak i przez dwa następne nie powinienem się zadręczać i rozpamiętywać, bo przecież wszystko co pamiętam z "poprzedniego życia", wciąż tu jest. Ludzie traktujący się jak rodzina - są. Jedzenie - jest. Dobry nastrój - jest (prawie). Czego chcieć więcej. Widząc tych ludzie, częstujących się opłatkiem widzę, że jest dlaczego żyć. Nic, tylko brać z nich przykład. Wszystkie waśnie, kłótnię poszły w niepamięć. Nic tylko się cieszyć z tego urozmaiconego jadłospisu jaki to postawiono, aż jestem zdziwiony wielkością tego stołu. Jak im się udało to wszystko zrobić ? No cóż Magia Świąt. Nie zanudzając, może jednak uda mi się dobrze bawić. Wesołych Świąt

avatar Dominik1989
dodano: 2016-12-29 15:45:31

Myślę że temat konkursu można zrozumieć na kilka sposobów. Ja opisałem losy przypadkowego mieszkańca Nowego Jorku. Mam nadzieję że to nie chodzi o bohatera oddziału dvision. Wiem że w grze miasto jest praktycznie puste, ja przyjąłem wersję że komuś jednak udało się przeżyć w tym skażonym wirusem mieście.

avatar Montey
dodano: 2016-12-28 15:13:50

Zawsze uważałem, że życie na marginesie społecznym to najgorsze co mnie spotkało. Już jako nastolatek byłem fanem wszelkich używek i choć moja rodzina do zamożnych nie należała (mój ojciec był zwykłym lekarzem), to ja i tak zawsze kradłem ojcu kilka dolców. Oczywiście nie mogło obyć się bez kazań, ale czy tego chcieli czy nie, to jednak byłem ich synem i musieli wytrzymać kogoś takiego jak ja. Wszystko się zmieniło gdy skończyłem 21 lat. Po osiągnięciu pełnoletności rodzice nie mieli już wobec mnie żadnych zobowiązań, więc po prostu wyrzucili mnie z domu. W sumie to im się nie dziwię, ilość wykroczeń w tamtym czasie przez które jako dorosły trafiłbym do więzienia przeraża nawet mnie. Wiecie jakie to zabawne? Nie dość, że nigdy nie skąpiłem znajomym mojej działki mety, to jeszcze oni po poznaniu całej mojej historii po prostu odwrócili się ode mnie. Zacząłem się tułać po najgorszych dzielnicach Nowego Jorku. Nie miałem pieniędzy nawet na jedzenie, a co dopiero na narkotyki, bez których moje uzależnienie mocno zaczęło dawać mi się we znaki. Właśnie w taki nędzny sposób przeżyłem cały rok, udało mi się przetrwać tylko dzięki temu, że ludzie wyrzucają do śmieci ogromne ilości w miarę zdatnego do spożycia jedzenia. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, że tak naprawdę konserwa nadal smakuje tak samo przez miesiąc po upływie gwarancji, to wszystko przez tych speców od marketingu, którzy po prostu chcą byśmy kupowali nowy towar. Przynajmniej jest jeden wielki plus mojej nędzy, jest ona najlepszym odwykiem od prochów jaki miałem, gdy nie miało się nic do jedzenia od czterech dni, to przestajesz nawet myśleć gdzie można dostać jakąś działkę. Jednak wbrew pozorom nie jest to historia mojej bezdomności. Jak zapewne wiecie, nadszedł ten pamiętny Czarny Piątek. Na początku zazdrościłem tym wszystkim ludziom, którzy biegali uśmiechnięci od sklepu do sklepu wydając w ciągu minuty roczny przychód z tego co udało mi się wyżebrać. Jak teraz o tym myślę to jestem szczęściarzem, przecież należę teraz do niewielkiego procenta tych, których pandemia nie dotknęłą. Teraz gdy znacie już krótką historię mojej młodości, mogę opowiedzieć wam o czymś więcej niż o szczęściu. Opowiem wam o cudzie. Wszystko zaczęło się 18 grudnia, pięć lat po rozpoczęciu Pandemii. W nowym świecie nie istniało już coś takiego jak święta, więc był to dla mnie zwykły dzień walki o przetrwanie. Dzień zacząłem od wyczyszczenia mojego MP5, którego udało mi się zwinąć jednej z grup przestępczych. Wyszedłem z miejsca, w którym spędziłem ostatnią noc i wybrałem się na codzienną eksplorację. Po drodze natknąłem się na potyczkę między jakimiś bandytami i agentami SHD, jedynymi którzy starają się utrzymać porządek w tym piekle. Jednak postanowiłem się nie mieszać, niestety o to jest bardzo trudno. Podczas biegu przez ulicę na której rozgrywała się walka, poczułem nieznośny ból w klatce piersiowej. Widocznie moja kamizelka nie spełniła swojego zadania. Ostatnie co pamiętam, to uczucie jak w dziwnie wolnym tempie. Gdy się obudziłem ogarnęło mnie niezwykle przyjemne uczucie. Z początku myślałem, że nadal śnię, ale po dłuższej chwili doszedłem do wniosku, że leżę w prawdziwym czystym łóżku. Znajdowałem się w białej sali do złudzenia przypominającej salę szpitalną. Nawet pościel była nieskazitelnie biała. Po podniesieniu góry od piżamy, w którą magicznie byłem ubrany, zobaczyłem, że moja rana została profesjonalnie opatrzona. Wciąż zdziwiony usłyszałem głosy za drzwiami: -Nie możemy go tutaj zostawić na zawsze, jeśli będziemy zabierać do bazy każdego podejrzanego typa, to to miejsce od razu się przeludni, musimy znać umiar. Nie da się uratować wszystkich Rose - powiedział mężczyzna nieco podniesionym głosem. -Byle podejrzanego typa? Carl, ten człowiek prawie zginął przez naszą potyczkę! Musimy mu się jakoś odwdzięczyć, szczególnie, że dzisiaj jest 24 grudnia. Jutro jest pierwszy dzień świąt, daj spokój - odpowiedział mu łagodny kobiecy głos. -Dzień jak codzień, poza tym koleś był tak wyposażony, że aż się dziwię temu, że udało mu się przetrwać aż pięć lat, w sumie to ostateczna decyzja i tak należy do pana Willa, to on zarządza tą placówką. Pójdę już, mam ważniejsze sprawy na głowie - odparł, po czym rozmowa się skończyła. Drzwi się otworzyły i ujrzałem w nich piękną młodą kobietę o kruczoczarnych włosach. Zobaczyła, że się obudziłem i na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech. -No nareszcie, zaczynaliśmy się martwić, że się nie wybudzisz - powiedziała życzliwie. -Chyba nie wszyscy się martwili - odpowiedziałem patrząc na drzwi znajdujące się za nią. -Oh nim się nie przejmuj, to straszny bufon, który uważa, że prawo do przebywania tutaj powinni mieć tylko agenci, i oczywiście pan Will. -Kim jest ten pan Will? To jakiś wasz dowódca? - zapytałem z zaciekawieniem. -Oj nie, on jest tutaj o wiele dłużej niż my. Udało nam się z nim dogadać i teraz jesteśmy tak jakby ochroniarzami tej bazy, która kiedyś była szpitalem - odpowiedziała rzeczowo. -Więc to nie jest szpital? - zapytałem zbity z tropu. -Gdzież tam, tylko 10 pokoi wciąż służy do celów sanitarnych, reszta to zwykła baza dla ocalałych. A tak poza tym panie ciekawski, jak się nazywasz? -Malcolm. -Miło mi Malcolmie, ja jestem Rose. Możesz wstać? - zapytała z troską. Podniosłem się z łatwością i wręcz nie dowierzałem, że przy takiej ranie mogę się poruszać. -Pan Will wykonał robotę jeszcze lepiej niż zwykle, właściwie to się zastanawiałam dlaczego podszedł do operacji tak emocjonalnie. Poza tym, chce się niezwłocznie z tobą zobaczyć, chodźmy - powiedziała, po czym wyszliśmy na korytarz. Po przejściu niezbyt wielkiej odległości wygląd korytarza się zmienił. Było tam wiele osób, a niektóre otwarte pokoje dały mi wskazówkę, że przeszliśmy do strefy mieszkalnej. Wokół kręciła się masa dzieci, które nosiły świąteczne ozdoby do poszczególnych pokoi, a kilku dorosłych kończyło właśnie ozdabiać korytarz. Doszliśmy z Rose do windy, która zabrała nas na najwyższe piętro. Następnie czarnowłosa zabrała mnie przed pewne drzwi, po czym powiedziała mi abym tam wszedł. Wnętrze było zapewne przed laty zwykłym gabinetem lekarskim, ale teraz było to miejsce, z którego wspomniany wcześniej pan Will zarządzał całą bazą. Pokój był pełen różnorakich dokumentów, na środku stało biurko, a za nim było ogromne okno, które zajmowało niemal całą ścianę. Przed owym oknem stał starszy ok 50-cio letni mężczyzna, który wpatrywał się we wschodzące między budynkami słońce. Jego sylwetka wydała mi się znajoma, po czym odwrócił się ukazując jeszcze bardziej znajomą mi twarz, która po chwili pełna wzruszenia zapytała: -Malcolm, to ty? - zapytał mnie -Tato! - krzyknąłem, po czym podbiegłem do niego i od razu go uścisnąłem, na szczęście odwzajemnił uścisk. Po chwili wzruszenia ojciec zapytał gdy wyszliśmy sobie z objęć: -Ale jak? Jakim cudem przeżyłeś? -To proste, nie miałem pieniędzy, którymi mógłbym się zarazić - odpowiedziałem nieco ze wstydem -Ech, lepsze to niż podzielenie losu twojej mamy - dodał po czym pogładził swoją niemal siwą brodę. -Więc jednak mamie się nie udało? - spochmurniałem -Niestety nie, a tak się cieszyła z faktu, że jest tyle promocji. Chciała po prostu wyjść na miasto i wrócić z masą nowych ubrań - powiedział -Ale tobie jak się udało tato? -Zwyczajnie, któryś z pacjentów zaraził mnie przeziębieniem. Zabawne czyż nie? Lekarz uratowany przez chorobę. -Tak, racja - powiedziałem uśmiechając się, po czym dodałem: -Tato, ja… ja przepraszam, że to się tak skończyło. Byłem głupi. -Spokojnie synu, to nie tylko twoja wina, jako lekarz powinienem doskonale wiedzieć jak ciężko jest wyrwać kogoś z nałogu. Następną godzinę spędziliśmy na miłym wspominaniu tych lepszych wspomnień, a te gorsze po prostu zalewaliśmy śmiechem. Później rozmowa przeszła na nieco poważniejsze tory, aż doszła do tematu Świąt. Okazało się, że te wszystkie ozdoby to był pomysł mojego ojca, który chciał dać ocalałym chociaż namiastkę tego co posiadali przed rozprzestrzenieniem się wirusa. Dowiedziałem się również, że tego samego dnia ma być zorganizowana Wigilia, na której zostanie podany syty posiłek dla każdego mieszkańca bazy. Otrzymałem nawet kilka poleceń bo jak to tata żartobliwie ujął: “Nie będę utrzymywać darmozjada”. Pomogłem pewnemu agentowi rozstawić stoły i krzesła tak, aby wszyscy się zmieścili. Później musiałem przypilnować grupki dzieci, ponieważ ich matki poszły zająć się gotowaniem. Ostatecznie skończyłem na obieraniu ziemniaków, bo dzieci uważały mnie za zbyt strasznego, właściwie to faktycznie moja broda mogłaby wyglądać mniej krzaczasto. Na szczęście ziemniakami zajmowałem się zaraz obok Rose, która kroiła różnorakie warzywa. Czas zleciał tak miło, że wydawało mi się, iż jest to tylko dobry sen zesłany mi przez Boga, z którego zaraz się wybudzę. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Około osiemnastej chórek złożony z dzieci zaczął śpiewać kolędy. Na szczęście nagłośnienie działało tak dobrze, jakby było zakupione dopiero wczoraj, dzięki temu w całym budynku rozbrzmiewały kolędy i piosenki. Ach, po prostu nie mogłem uwierzyć, że znowu słyszę słowa: “We wish you a merry Christmas and a Happy New Year”. Później pomogłem z roznoszeniem potraw na stoły, których zastawą zajęły się bardziej kompetentne ode mnie byłe gospodynie domowe. Wigilia była podzielona na dwie części, pierwszą ogólną, w której udział brali cywile i kilku agentów, oraz drugą, która była dla agentów, z którymi wartą zamieniali się ci, którzy spędzili już miło świąteczny czas. Na nieszczęście jeden z agentów z drugiej grupy czuł się dzisiaj beznadziejnie. Nie chcąc już nigdy zawieść mojego ojca bez zastanowienia postanowiłem wziąć jego wartę. Z początku nie chcieli mnie przyjąć, ale dzięki Rose wszystko przeszło bez większych problemów. Nawet na warcie agenci nucili wszelkiego rodzaju piosenki świąteczne, aby im także udzielił się klimat Świąt. Niestety Rose, która również była agentem miała swoją zmianę później, przez co wydawało mi się, że nie będzie z kim pogadać. Na szczęście okazało się, iż większość agentów to kompletne przeciwieństwo Carla - który najchętniej wyrzuciłby mnie na bruk - dzięki czemu szybko znalazłem z nimi wspólny język. Warta przebiegła bez problemów, nikt nie kręcił się w okolicy ani nie usłyszeliśmy żadnych odległych strzałów. Kto wie, może nawet przestępcy teraz świętują, w końcu oni również są ludźmi. W końcu około 23 nadszedł czas na zmianę warty. Niestety dzieci pokładły się już do łóżek i w całym budynku było już ciemniej dla oszczędzania energii, ale jeden z agentów - Robert - miał niesłychane zdolności muzyczne, poszukał tylko swojej gitary po czym przygrywał nam robiąc przerwy tylko po to aby coś przegryźć. Niestety Carlowi i jego przyjaciołom najwidoczniej nie udzielił się Duch Bożego Narodzenia. Niemal od zakończenia warty zaczęli pić wódkę, jakby jej nigdy nie widzieli. Zachowywali się jak ja sam w młodości, czego po zobaczeniu ich postawy zacząłem żałować jeszcze bardziej. Miarka się jednak przebrała gdy Carl wyciągnął pudełko strzykawek pełnych heroiny. Już chciał ją rozdać w swoim kółku wzajemnej adoracji, jednak złapałem go za nadgarstek i powiedziałem: -Wywal to. -O co ci do cholery chodzi człowieku, chcemy się trochę wyluzować - odpowiedział. Przekręciłem mu rękę i wyrwałem pudło. Carl krzyknął, ale wstał i chciał mi dołożyć. Jednak jego reakcja i siła znacząco osłabły po wypiciu takiej ilości alkoholu. Zrobiłem unik i otrzymał ode mnie serdecznego prawego sierpowego. Trochę pojęczał tak jak jego kumple, którzy zaczęli się do mnie zbliżać. Po zobaczeniu reszty agentów za moimi plecami prawdopodobnie coś w nich pękło i postanowili iść do łóżek. Reszta nocy przebiegła w miłej atmosferze, której nigdy nie zapomnę. Był to dzień, w którym odzyskałem coś więcej niż ojca, był to dzień, w którym odzyskałem dom.

avatar magi18
dodano: 2016-12-28 12:52:24

To był ciężki okres, dlatego chcieliśmy namiastkę radości, szczęścia. To dlatego postanowiliśmy zorganizować wigilię, wigilię, na której mogliśmy być wszyscy razem bez strachu o życie. Każdy z nas przygotował kilka dań, z którymi się podzielił. Nie powiem, że się nie bałem. W dzisiejszych czasach nie powinno ufać się nikomu. Zrobiliśmy też choinkę z tego, co znaleźliśmy. Cóż, była dziwaczna, ale na swój sposób piękna. I pomodlimy się, przed posiłkiem: o siłę do walki. Następnie zasiedliśmy do kolacji wigilijnej (na szczęście nikt nie został otruty). Po wszystkim zaśpiewaliśmy kolędy. Chcieliśmy iść na pasterkę, ale nikt wcześniej nie pomyślał, by ją zrobić. I tak było inaczej. Wyjątkowo, świątecznie.

avatar Dominik1989
dodano: 2016-12-26 22:10:06

Nazywam się Tommy mam 20 lat. Był to najzimniejszy dzień w Nowym Jorku. Rodzice mi zmarli z powodu epidemii a siostra gdzieś się ukrywa. Nawet nie mam z nią kontaktu. Ja również próbuję przeżyć, ukrywam się na Brooklyn'ie, jednej z dzielnic Nowego Jorku. Jestem w jakiejś zimnej piwnicy na osiedlu gdzie kiedyś mieszkałem. Mam nadzieję że siostra sobie radzi i kiedyś się spotkamy. Dziś jest wigilia, a właściwie miała być bo jestem sam i nawet nie wiem czy dożyję jutra z powodu panującego wirusa na tych cholernych jednodolarówkach! Sam dla siebie nie będę robił wigilii przecież. Poza tym jedyne co mam to materac i butelkę wody. Piszę ten list bo chciałbym opisać moją wigilię którą spędziłem nie najgorzej bo odnalazł mnie oddział który nazywał siebie "Division". Patrolował teren i odnajdując ludzi takich jak ja zabierając ich do swojego schronu. Podeszli do mnie i powiedzieli "Choć z nami, zabierzemy cię do naszego schronu gdzie jest więcej takich ludzi jak ty którzy jeszcze żyją. Tam łatwiej będzie ci przeżyć". Bez wahania się zgodziłem. Po godzinie oddział Division zaprowadził mnie oraz 15 innych przypadkowych odnalezionych mieszkańców do swojego schronu. Cieszyłem się, oczekiwałem tylko tego aby było ciepło oraz abym się najadł. W schronie zobaczyłem jeszcze więcej mieszkańców którym udało się przeżyć, było ich tak na oko 30. To co zobaczyłem przeoczyło moje oczekiwania. Przygotowali oni prawdziwą wigilię! Dzieci narysowały na ścianie farbkami choinkę a dorośli przygotowali przekąski. Całe jedzenie było oczywiście zabrane ze sklepu. Odkąd panuje epidemia tak właśnie zdobywa się jedzenie w Nowym, Jorku, wchodzisz i bierzesz jedzenie, chyba jedyna zaleta wśród tej całej tragedii. Usiadłem i zacząłem częstować się jedynie odmrożoną pizzą lekko podgrzaną na ognisku. Zaraz potem zobaczyłem moją siostrę która powiedziała mi że oddział Division przyprowadził ją tu 3 dni wcześniej. To był naprawdę wspaniały dzień!

avatar krukov
dodano: 2016-12-26 17:03:27

Nazywam się Mike Rogers. Syn Timothego i Emily Rogers. Urodziłem się i wychowałem na Bronxie. Nie raz do rozwiązywania problemów musiałem użyć siły, ale miałem jedną zasadę – pobić, ale nie zabić. Dzięki mojej żelaznej zasadzie byłem notowany przez policję, ale nigdy nie wylądowałem w więzieniu. Ożeniłem się z piękną Melanie i mamy dwójkę pięknych dzieci – 5 letnią Megane i 2 letniego Teodora. Pracuje jako serwisant sprzętu biurowego, a raczej pracowałem. Wszystko się zmieniło w ten koszmarny piątek. Nie bez powodu nazywają go „Black Friday”. Melanie kazała mi jechać zaraz po pracy na Manhattan na zakupy. Umówiliśmy się w największej galerii handlowej. W momencie wybuchu byłem na najwyższym piętrze i podziwiałem tą mega drogą biżuterię. Widziałem jak panikowali ludzie, jak toczyła im się piana z ust, a z oczu leciały nie łzy, tylko krew. Dzięki doświadczeniu z pracy zamknąłem się w małym biurowym pomieszczeniu, uszczelniłem drzwi i okna, a z klimatyzatora zrobiłem filtr powietrza, którego nawet wojsko by pozazdrościło. Po godzinie czekania zakryłem twarz mokrą koszulką i poleciałem szukać żony. Martwi, cierpiący, ludzie w szoku, a także jacyś agresywni – wziąłem broń od leżącego strażnika i zacząłem szukać mojej rodziny. W obronie własnej po raz pierwszy musiałem zabić człowieka – wyglądał na 18letniego Irakijczyka. Pewnie miałbym wyrzuty sumienia gdyby nie ten kałasznikow i chęć zabicia mnie. Już nie pamiętam jego młodej twarzy, po nim było sporo innych trupów. Zaczęła się walka o przetrwanie, korzystne i mniej korzystne pakty z gangami, ucieczka, szukanie schronienia i środków dożycia, a czasem nawet wyjmowanie kul bez znieczulenia, sprzętu medycznego oraz – bez lekarza. Dziś wigilia. Minął miesiąc od tamtego zdarzenia. Wiele się działo, ale to nie koniec. Musze odnaleźć moją rodzinę. Rodzice, Melanie i dzieciaki – Bronx uczy walki o przetrwanie, więc wiem że nic nie jest. Ja to czuje, bo oni są jedynym powodem dla którego żyję. Mówią, że walki gangów na Bronxie są tak ciężkie, że tylko głupi się tam zapuszczają. A więc uważajcie głupi Mike Rogers nadchodzi i jest zdolny do wszystkiego….

avatar TOM3K
dodano: 2016-12-26 15:51:17

"PAMIĘTNIK CHRISA DE LONGA 24 grudnia 2026r. Kolejna wigilia. Śniegu nie było już od 12 lat, a temperatura nie spada poniżej zera już trzeci rok z rzędu. Są coraz większe problemy ze zdobywaniem paliwa do szpitalnego generatora prądu. Astma oskrzelowa i alergiczny nieżyt nosa znów dają mi się we znaki. Teraz to już nie wiem co jest lepsze. Czy to, że jak nie będzie mrozu to nadal będę cierpiał i paliwo będzie musiało się znaleźć, aby uruchomić szpitalne inhalatory, czy to, że brakuje już masek i sam zapach i opary paliwa mogą mnie zabić... Na szczęście działa jeszcze kriokomora w strefie mroku a tajemne wejście do podziemi metra tam prowadzące nadal pozostaje nieodkryte. Czekam już drugi dzień za bratem, który miał zdobyć żywność zanim wyjdzie dzisiaj pierwsza gwiazdka. Na szczęście cały czas bez zarzutu działa destylarnia wody, którą wczoraj naprawiłem dzięki zdobytym w strefie mroku kablom i materiałom. Stół z desek po drzwiach od księgarni jest już gotowy mereologicznym, opłatek z mąki ze startej ciecierzycy także. Wszędzie dookoła zwisają kable niczym sople i wiją się jak węże chcące się wydostać z pułapki. Dobrze, że brat założył tą szklarnię w balonie meteorologicznym, a ogniwa piezoelektryczne na dachu Madison Square Garden dają jeszcze to minimalne napięcie dla lamp UV. Jest i on, wrócił zanim skończyłem pisać tę stronę pamiętnika. Przybył z dwoma kompanami, którzy go uratowali spod ostrzału... niebywałe... jak się właśnie okazało to nie byli przypadkowi agenci. Poinformowali nas właśnie, że był to rządowy eksperyment na wypadek ataku wirusa, który dobiegł właśnie końca, a my zamknięci byliśmy tylko na eksperymentalnym wycinku Manhattanu. Przetransportowano nas helikopterem na rządową wigilię w Białym Domu. Okazało się, że jako jedyni byliśmy z bratem w stanie przetrwać i w związku z tym zaproponowano nam dożywotne posady w głównej agencji bezpieczeństwa kryzysowego. My jednak zrezygnowaliśmy bo kto nam zwróci te ostatnie 10 lat? Poza tym mamy tylko siebie, a kto wie czy już dawno nie mielibyśmy rodzin i byłoby nas parę razy więcej... To dopiero święta. Na szczęście mamy siebie, możemy zacząć żyć od nowa. Dostaliśmy także jeden z najcenniejszych prezentów w tym magicznym czasie – prawdę." - Kartkę z pamiętnika przytoczył ojciec braci De Long. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń nie jest przypadkowe.

avatar SoDaR
dodano: 2016-12-25 19:21:41

"Był już 25 grudnia, od wybuchu epidemii minęło już parę lat, nadal nie mogłem uwierzyć w śmierć mojej rodziny. Już 3 dzień tylko piłem, nie mogłem dojść do siebie, nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Wywaliłem właśnie ostatnią butelkę wódki i usłyszałem czyjeś kroki, nawet się nie wzruszyłem, nie obróciłem i nie spojrzałem w stronę drzwi, było mi obojętne kto wejdzie i czy zginę. Nikt nie wszedł, nie słyszałem już kroków i po chwili głośne uderzenie i krzyk. Wzruszyłem się, głos przypomniał mi moją córkę, ale to nie może być ona, ona umarła to niemożliwe. Po czasie znowu stękanie, upadek i krzyk taki sam jak mojej córeczki gdy miała koszmary. Wstałem i podbiegłem do drzwi, nie mogłem ich otworzyć, ręce drżyały. Gdy mi się udało zobaczyłem dziewczynkę miała może 13-15 lat, była starsza od mojej córki i bardzo do niej podobna. Miała postrzeloną nogę i trzymała broń wycelowana we mnie, mogła mnie zabić i strzeliła. Chybiła jednak całował tak by zabić. zbliżaj się - Broń jej drżyała, z bólu zaciskała zęby. -spokojnie, chce ci pomóc - powoli podchodziłem z rękoma wysuniętym do przodu. Patrzyła na mnie, prosto w oczy ja widziałem w niej moja córkę ona we mnie upitego bandyte. -spokojnie, pomogę Ci - byłem już blisko, powoli wyciągnąłem dłonie w stronę broni. Opuściła broń, złapała się za nogę i przeklinała pod nosem. Nie myślałem długo, wziąłem ja na ręce jak śpiące dziecko, cały czas miała broń wycelowana we mnie ale się tym nie przejmował nawet o tym nie myślałem po prostu chciałem pomoc mojej córce. Wbiegłem do domu i położyłem ja na kanapie, zrzuciłem swoją kartkę na ziemię, chwyciłem za butelkę alkoholu w którym było coś jeszcze na dnie. Zerwała kawałek rękawa koszuli, zamoczylem w alkoholu i przyłożył do rany na nodze. Dziewczyna krzyknęła głośno i zemndlała. Opatrzyłem jej ranę i usiadłem naprzeciw niej. Robiło się już ciemno i nagle ona zaczęła się budzić, gdy tylko mnie zobaczyła chwyciła za broń i wycelowala we mnie, patrzyłem na nią, nie obchodziła mnie jej broń. -przypominasz mi córke - spuścił wzrok na bodloge. Dziewczyna była zaskoczona, opuściła broń i spojrzała na niego. -dziękuję za pomoc Nagle słychać było kroki, ciężkie okute buty uderzyły o drewno. Dziewczyna się zerwała, chwyciła za broń - to oni, scigali mnie przez całe miasto - wstała i kulejąc podszedła do drzwi. -czemu niby mieli cię ścigać? - wstałem, pobiegłem po broń która jak by nigdy nic znalazła się w jej rękach. Ze zdziwieniem wziąłem ja i stanąłem obok niej sprawdzając czy broń jest naładowana i sprawna. -mam coś czego potrzebują... nie tylko oni - przeladowała broń i przyglądała się ranie na nodze. Słychać było ich już na korytarzu, stanąłem za blatem wcelowany w drzwi ona obok drzwi szykowała się do otwarcia. Wszystko stało się szybko, jak w czasie jednego mrugnięcia wszyscy leżeli na podłodze, nie było słychać nic prócz głuchych odgłosów opadającego ciężaru na drewno. Gdy otworzyła drzwi ze zdziwieniem zobaczyliśmy 4 osoby ubrani jak strażacy z maskami i miotaczami ognia, nawet nie strzelalismy oni tak samo. Zamknęła drzwi, usiadła na kanapie. -to już koniec - zaladowala broń i wyciągnęła coś z plecaka, przyglądała się temu. I ja Zrozumiałem że to koniec, przed drzwiami słychać było smiechy i syczenie butelkę a to czego chcieli wszyscy trzymała w ręku. -to właśnie lekarstwo - zatrzymała usta i spojrzała na pojemnik - na całą tą zaraze - -lekarstwo - gdy usłyszałem te słówko przypomniała mi się rodzina, wszystkie chwilę które spędziliśmy razem, radosne i smutne, święta które ostatnio spędziliśmy a teraz dołączę do nich i każda następna chwilą u ich boku będzie wspaniała. Ogień zaczynał trawic drzwi i wdzierał się do domu, spojrzałem na nią, tak bardzo przypominała teraz córkę gdy ogień wcierajacy się do domu oświetlał jej twarz, tak bardzo a jednak i tak nie znałem jej imienia. Schowała fiolke w kurtce i wtedy zobaczyłem ten znak na kurtce, teraz wszystko rozumiałem i cieszę się że pomogłem komuś kto poświęcił własne życie by pomagać w tym haosie. Zamknelismy oczy ja widziałem swoją rodzinę, była w niej moja żona, skromnie ubrana z uśmiechem na ustach a obok niej uśmiechnięta i radosna córka.... starsza o parę lat w tej samej kurtce co nieznajoma."

avatar Babymoore
dodano: 2016-12-25 15:00:49

Był ciemny wieczór na przedmieściach Nowego Yorku. Szedłem ciemną uliczką zmęczony i obolały po ostaniej pr

avatar Wojownik616
dodano: 2016-12-25 07:55:11

Mój bohater w przeszłości był kryminalistą lecz pewnego dnia,podszedł do niego starszy mężczyzna i powiedział "Czyń Honor i Pomagaj Ludziom" Dla niego Wigilia jest chwałą dla ludzi,podczas tego magicznego dnia ludzie sobie wybaczają co uczynili w przeszłości,dlatego bądźmy kulturalni i pomagajmy sobie nawzajem.

Inne newsy

Polecane teksty

Powiązane teksty

Copyright © lubiegrac.pl.

Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Lubiegrac.pl

reklama

redakcja

regulamin

rss

SocialMedia

Partners