Na pierwszy rzut oka Dangbei Frido wygląda jak zabawka z przyszłości. Niewielki, zgrabny, lekki, a jednak potrafi wyświetlić spory obraz i zaskoczyć tym, jak radzi sobie z grami czy filmami. To sprzęt, który raczej nie będzie ozdobą domowego kina w willi pod Warszawą, ale jeśli szukacie przenośnego projektora do konsoli, Netflixa czy wypadu na działkę – warto się nim zainteresować.
Pierwsze wrażenia i użytkowanie
Frido od razu robi dobre wrażenie swoją mobilnością. Waży niewiele, spokojnie można go złapać w jedną rękę i przenieść z pokoju do pokoju. Ma taki przyjemny, kompaktowy design – coś pomiędzy głośnikiem Bluetooth a małym robotem z „Wall-E”.
Odpalasz go, logujesz się do Google TV i już możesz śmigać po Netflixie, HBO czy YouTube. W zasadzie nie potrzebujesz nic więcej, choć jeśli planujesz podpiąć konsolę – to uważaj na kabel HDMI. Serio, to ważne. Ja na początku zrobiłem błąd – podłączyłem stary kabel, jakiś z dna szuflady, i projektor zaczął mi się restartować co chwilę. Myślałem, że trafił mi się felerny egzemplarz, a to po prostu kwestia kabla. Po wymianie na lepszy, dedykowany HDMI wszystko działało perfekcyjnie, a obraz wskoczył na zupełnie inny poziom. Warto o tym pamiętać, bo w zestawie kabla nie ma – co trochę dziwi, ale cóż, tak jest.
Jakość obrazu i dźwięku
Jak to świeci? Całkiem nieźle. Kolory są przyjemne, żywe, nie ma efektu „wyblakłego mleka”, który często widać w tanich projektorach. Jasność nie powala – w mocno oświetlonym pokoju czuć, że to nie sprzęt za dziesięć tysięcy, ale po przyciemnieniu rolet robi robotę.
Trochę gorzej z bielą – przy filmach z arktycznymi klimatami (śnieg, lód, zimne odcienie) widać, że brakuje mu trochę kontrastu i ostrości. Ale jeśli odpalicie coś z dynamicznymi kolorami, np. Horizon Forbidden West czy filmy Marvela, to efekt jest bardzo przyjemny.
Za to dźwięk to duże zaskoczenie. Ten maluch ma naprawdę ciekawą konstrukcję głośnika – rezonuje świetnie i potrafi „otworzyć” dźwięk w pomieszczeniu. Nie potrzeba od razu soundbara, bo efekty z gier i filmów brzmią solidnie, z wyczuwalnym basem.
Gamingowy test – PS5 i Xbox
Przyszedł czas na to, co nas najbardziej interesuje – gry. Podpiąłem PS5 i Xboxa, i tu muszę przyznać: jest dobrze. Nie zauważyłem żadnych lagów, opóźnień ani spadków klatek. Obraz trzyma płynne 60 fps, więc spokojnie można grać w dynamiczne tytuły bez frustracji.
Nie jest to oczywiście poziom monitora 4K, ale jeśli chcesz zagrać wieczorem w dużym formacie, z piwkiem w ręku i znajomymi obok – Dangbei Frido robi klimat.
Korekcja i ustawienia
Projektor ma autofokus i automatyczną korekcję obrazu, co działa świetnie… ale tylko, jeśli nie świeci ci prosto w oczy słońce. W dzień, przy jasnym świetle, lepiej ustawić wszystko ręcznie. W nocy natomiast Frido sam łapie ostrość i dopasowuje się do ekranu – działa to bardzo sprawnie.
Podsumowanie – dla kogo jest Dangbei Frido?
Jeśli grasz głównie wieczorami, oglądasz seriale na VOD i lubisz sprzęt, który można łatwo przestawić z miejsca na miejsce – to świetny wybór. Dangbei Frido nie próbuje być profesjonalnym projektorem kinowym, tylko solidnym, przenośnym sprzętem do grania i oglądania filmów.
Za trochę ponad 3 tysiące złotych dostajesz sprzęt, który potrafi dać frajdę, zaskoczyć dźwiękiem i nie wymaga kabli po całym pokoju. Trzeba tylko pamiętać o porządnym HDMI i o tym, że najlepsze efekty osiągniesz po zmroku.
To taki projektor, który sprawia, że chcesz odpalić Spider-Mana 2 na PS5, zgasić światło i po prostu się cieszyć grą.
Ocena końcowa: 8/10
Za mobilność, dźwięk i brak laga – ogromny plus. Jasność mogłaby być lepsza, ale jak na tę półkę cenową – Dangbei Frido to naprawdę fajny kompan do wieczornego grania i filmowych maratonów.


