Raszczak | 27 lutego 2024, 13:00
Historia o genialnym naukowcu i jego zabawie w Boga wydaje się być doskonale znana. Dzieje się tak, ponieważ wspomniany motyw, jak i charakterystyczne Monstrum dosyć często powracają za sprawą przeróżnych popkulturowych nośników. Jak się okazało, dopiero komiks otworzył mi oczy na najważniejsze treści słynnej powieści Mary Shelley. Serdecznie zapraszamy Was do zapoznania się z tę opowieścią oraz naszą recenzją komiksu Frankenstein wydanego przez Scream Comics!
Nazwisko wspomnianej prekursorki gatunku science fiction pojawia się nawet na okładce i... bardzo słusznie. Zanim jeszcze przejdę do oceny komiksu, podzielę się z Wami odkryciem, że historia Frankensteina, jaką do tej pory znałem, była bardzo daleka od wspomnianego oryginału z 1818 roku. Podczas lektury recenzowanej publikacji to, co odczytałem za innowacyjne podejście w opowiedzeniu tej historii, było w prostej linii odwołaniem się do prozy Shelley.
Georges Bess wszedł w rolę nie tylko scenarzysty, ale także rysownika tej adaptacji... i jak ta swoboda twórcza świetnie tu zagrała!
"Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz" Shelley miał epistolarny charakter, czyli poznawaliśmy historię za sprawą listów i relacji różnych osób będących tym samym narratorami tekstu. Bess w sposób bardzo zręczny wykorzystał korzyści płynące z takiej metody prowadzenia fabuły, która przecież też świetnie pasuje do komiksowego medium.
Pierwsze strony przenoszą nas na mały statek w okolice bieguna północnego. Dzielna załoga kapitana Waltona walczy z żywiołem w celu wytyczenia prekursorskiej drogi dla żeglugi handlowej. Atmosfera ekspedycji, groźna lokacja z bardzo niebezpiecznym zadaniem to jednak dopiero początek. Na tym zdawałoby się końcu świata, zupełnie niespodziewanie łódź napotyka wymęczonego człowieka. W zaciszu bezpiecznej kajuty opowiada on niezwykłą opowieść. Oczywiście odnalezioną osobą okazuje się być genialny Frankenstein, a jego historię poznamy nie tylko z osobistej relacji naukowca, kapitana, ale nawet samego... Monstrum. Dowiemy się o początkach Frankensteina jako studenta i młodego naukowca, usłyszymy również o stworzeniu żywej istoty i tragicznych perypetiach z nią związanych. Wspomnienia kończą przemierzaniem Europy i świata wzdłuż i wszerz. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale w fabułę wsiąka się bardzo szybko i to po same uszy. I nie chodzi tu tylko o spektakularne sceny. Frankenstein to przede wszystkim historia o tym, co czyni z nas ludzi oraz o tej właśnie przewrotnej ludzkiej naturze. To opowieść o pasji, nauce, tolerancji, miłości, a w końcu i nienawiści.
Jeśli to, co do tej pory zrelacjonowałem, wydaje się Wam świeże i odkrywcze, oznacza to, że podobnie jak ja padliście ofiarą współczesnych interpretacji historii Frankensteina, mocno w mojej ocenie ją spłycających. Miłośników oryginału może zainteresować z kolei to, że Bess nie adaptuje go jeden do jednego i pozwala sobie na zmiany, chociażby w samym finale.
Muszę przyznać, że dymki i narracja Georges'a Bessa wywarła na mnie duże wrażenie. Czy to znaczy, że Frankensteinowi brakuje czegoś w departamencie graficznym? Złośliwi powiedzą, że koloru, a ja mam nadzieję, że wybaczycie mi ten żart. Rysunki Bessa to absolutne mistrzostwo czerni i bieli. Dawno nie zachwycałem się kreską będącą efektem fenomenalnego opanowania pędzla, stalówki i rapidografu. W komiksie znajdziemy też ołówkowe szkice jakby żywcem wyjęte z notatnika naukowca, realistyczne rysunki zwierząt, kończąc na przepięknych krajobrazach ukazujących się w licznych panoramicznych ujęciach wprowadzających. Bardzo też spodobał mi się sposób rysowania postaci. Nieraz podziwiałem kadry narysowane przez Bessa i muszę przyznać, że wraz z nastrojową narracją złożyły się na kawał świetnego mrocznego i głębokiego komiksu.
A oto najważniejsze informacje dotyczące komiksu Frankenstein oraz opis ze strony Scream Comics:
- Byłem życzliwy i dobry, to nędza uczyniła ze mnie potwora!
MONSTRUM
- Zostałem naznaczony piętnem przekleństwa i wszędzie zabierałem ze sobą moje osobiste piekło...
WIKTOR FRANKENSTEIN
Komiks od Scream Comics wygląda imponująco za sprawą swojej twardej oprawy i grubego offsetowego papieru, na którym świetnie prezentują się podobne do rycin czarno-białe rysunki. Z tego też powodu nie uważam, że Frankenstein powinien być wydany na papierze kredowym. Cieszy też fakt, że parę stron poświęcono na dodatkowe rysunki. Podczas lektury komiksu napotkałem na parę literówek, jednak mam nadzieję, że nie powrócą przy jego ewentualnych wznowieniach.
Z komiksami jest u mnie trochę jak z kinem. Kiedy przypadnie mi do gustu jakiś film, sprawdzam jego reżysera, ewentualnie scenarzystę i poluję na ich kolejne dzieła. Domyślacie się już, że po Frankensteinie stałem się miłośnikiem Georges'a Bessa. Zresztą tworzył on już komiksy w latach 80-tych z innym klasykiem tego medium, którego uwielbiam, czyli Alejandro Jodorowskym. Wracając do samego komiksu, była to zaskakująca wręcz uczta dla oka. Stała się też rzecz niebywała, ponieważ Frankenstein zaskoczył mnie fabułą, pomimo że przez te wszystkie lata myślałem, że poznałem ją już na wylot. To głęboki komiks o człowieczeństwie i małe dzieło sztuki, które powinien sprawdzić miłośnik komiksów czy klasycznej fantastyki naukowej.
Egzemplarz recenzencki dostarczył wydawca, firma Scream Comics
Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!
Komentarze [0]:Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu