Raszczak | 6 czerwca 2024, 13:35
Na licznych konwentach co rusz słyszałem, jak Too Many Bones pojawia się na listach tych najbardziej oczekiwanych gier w Polsce. Trudno się temu dziwić, ponieważ planszówki tak dużego kalibru można dorwać zwykle tylko na finansowaniu społecznościowym (czyli np. na kickstarterze czy gamefoundzie). Nie pojawiają się w tradycyjnej dystrybucji sklepowej, przez co łatwo je przegapić. Portal Games udowadnia jednak, że wszystko jest możliwe i dzięki temu możemy dźwignąć opakowanie gry ze sklepowej półki i przeżyć zmagania z siłami zła Ebonu w naszym rodzimym języku.
Too Many Bones umieszczono w oryginalnym uniwersum, w którym wcielimy się w przedstawicieli rasy Gearlocków. To żądne przygód stworki z elfimi uszami, goblinim wzrostem, ale z ogromnym zamiłowaniem do techniki, którym nie ustępują wcale gnomom. Jako jedni z niewielu widzą zagrożenie rosnące w sąsiednim regionie Ebonu. Siedmiu Tyranów zbiera tam swoje krwiożercze armie. Trolle, smoki, gobliny, gryfy, orki... wszystkie te paskudy tylko czekają na rozkazy. Jedyną szansą jest wyeliminowanie dowódców i właśnie to będzie naszą misją.
Chyba jeszcze nie zdarzyło mi się tak nazwać akapitu, jednak warto w pierwszej kolejności zwrócić uwagę właśnie na ten aspekt gry. Najprostsze czynności w Too Many Bones dają niesamowitą frajdę. Zacznijmy od neoprenowej maty bohatera. Wizualnie nie ma czego jej zarzucić. Widzimy na niej naszą postać, startowe statystyki i drogi rozwoju. Mata jest solidnie wykonana, ponieważ obszyto ją na krańcach i podbito gumą zapobiegającą jej przesuwaniu się po stole. Ach, jak przyjemne jest rozwijanie na niej bohaterów! Dokonuje się tego przez dodawanie kolejnych kości na specjalnych torach rozwoju. Mają one wycięte kwadraciki i tak, zgadliście, kości wchodzą tam z przyjemnym oporem, nie plączą się "pod rękami" i wszystko ma swoje miejsce! Co więcej, gra nie rozrasta się na stole i nie potrzebuje jakichś ogromnych przestrzeni.
Podczas przygody dochodzi do losowych spotkań odczytywanych z kart, no i nie oszukujmy się, najczęściej kończą się one bitwą ze złolami. Batalię ustawia się na specjalnej neoprenowej macie, gdzie w ruch idą pokerowe żetony z wizerunkami bohaterów i przeciwników. Umieszcza się pod nimi kolejne żetony zdrowia. Są one odrobinę lżejsze od tych dla postaci, ale szczerze mówiąc, nie przeszkadza to zupełnie w grze (choć w sprzedaży są specjalne, cięższe sztony życia). Jeden rzut oka na planszę i wiemy, kto gdzie stoi i ile ma jeszcze punktów życia. Z początku wydawało mi się, że tak mała mata ograniczy taktyczne możliwości, jednak spokojnie — jest tu co optymalizować! Bardzo przyjemnym elementem rozgrywki jest również pasek inicjatywy. Sprawdzamy "szybkość" wrogów i ustawiamy tam ich kostki, następnie rzucamy specjalnymi kośćmi inicjatywy bohaterów i je do niego dokładamy, co bardzo systematyzuje starcie.
Zestaw dopełniają karty ze spotkaniami oraz skarbami, czyli dodatkowym sprzętem szczególnie ważnym w szanujących się grach RPG. Karty są solidnie wykonane i wydają się dosyć odporne na zabrudzenia, choć bardzo się ślizgają (sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle — taka po prostu ich natura). Chwaliłem już część komponentów, ale słowa uznania należą się jeszcze pojemnikom na żetony, tackom do przechowywania kości i klimatycznym pudełkom na karty, choć nie pomieszczą one zakoszulkowanej kolekcji. Jednak dzięki tym elementom w pudełku i podczas rozgrywki na stole panuje nienaganny porządek. Czy jakość wykonania jest więc idealna?
Normalnie uznalibyście to za czepialstwo, jednak Too Many Bones nie należy do tanich (do czego jeszcze wrócę), więc patrzę na nią odrobinę surowiej niż zwykle. Co do zasady żetony są świetnie wykonane, jednak zdarzyło mi się znaleźć kilka z naklejkami przyklejonymi na samym ich skraju. Oczywiście obawiam się, że może to wpłynąć na "długowieczność" takiego sztonu. Pomimo całej masy niepowtarzalnych kości prezentujących się bardzo atrakcyjnie, muszę też przyznać, że nie są tak masywne i przyjemne w dotyku jak się spodziewałem, a na niektórych od nowości były pewne nierówności czy przetarcia. W ogólnym rozrachunku zabrakło więc trochę do ideału, jednak jest bardzo dobrze. Mało która gra jest tak przyjemna w dotyku, turlaniu oraz przesuwaniu sztonów.
Kiedy tak słuchałem o Too Many Bones wyobrażałem sobie ogromne pudełko. Tymczasem cała gra mieści się w kartonie o wymiarach 30 cm x 24,5 cm x 7,5 cm, ale trzeba przyznać, że waży swoje, bo aż prawie 4 kg. W środku znajdziecie:
W żadnym wypadku. Na samym początku może się wydawać, że zaraz utoniemy w przeróżnych rodzajach kostek, że samo rozłożenie albo złożenie gry będzie żmudnym zadaniem. Tymczasem Too Many Bones jest świetnie pod tym względem przemyślany. Każdy z bohaterów ma swój zestaw ponumerowanych kości, a dzięki kartom postaci mamy ściągawkę z dostępnych mocy i propozycji rozwoju.
Dosyć jednak o komponentach! My chcemy przygody! A w Too Many Bones zaczyna się ona od standardowych 3 kart spotkań specjalnych, aby później dobrać już losowe wydarzenia (zwykle kolejnych 5-10 kart). Muszę przyznać, że po paru rozgrywkach te konkretne początkowe nielosowe sytuacje rozgrywa się już automatycznie, zawsze dokonując tych samych wyborów. Trochę szkoda, bo jednak przygoda fantasy powinna zaczynać się z większym przytupem, niż standardowa rozgrzewka na siłowni. Później jest już jednak lepiej, spotkania często napisane są z jajem, a Tyrani dodają unikalne potyczki nawet przed ostateczną bitwą w finale. Nie jest to jednak bardzo fabularnie rozbudowana gra. Ogółem kart spotkań jest 60, ale dochodzi jeszcze losowość dobranych żetonów przeciwników. Starcia stają się więc dosyć unikalne... i ciężkie.
Oj tak, Too Many Bones to tytuł dla wyjadaczy, tutaj nieprzemyślany rozwój postaci (kiedy na przykład zabraknie punktów zręczności, dzięki którym rzucimy większą liczbą kości, albo niedostateczne statystyki ataku czy obrony) szybko odbija się czkawką! Szukanie balansu między rozwojem podstawowych statystyk, a potężnych, ale często jednorazowych (na bitwę) kości, wymagać będzie paru rozgrywek okupionych potem i krwią. Ale to właśnie daje ogromną satysfakcję!
Too Many Bones to gra dla wytrawnych graczy, jednak z bardzo poważną barierą i nie chodzi tu o poziom trudności, bo ten akurat bardzo przypadł nam do gustu. Nie ma co owijać w bawełnę — produkcja nie należy do najtańszych. Nie jest też tak, że to jedno małe, acz napakowane pudełeczko wystarczy na lata rozgrywki. Trochę tu za mało możliwych spotkań i dostępnych postaci. Sam zacząłem rozważać rozwinięcie drużyny o dodatek z bohaterem Ghile i zastanawiam się, czy na polskim rynku ukażą się kolejne rozszerzenia. Liczę na to, ponieważ zabawa w Too Many Bones jest bardzo satysfakcjonująca. Można się tu poczuć trochę jak w kasynie, tylko na szali postawimy los naszej drużyny... i całego świata fantasy. Żetony przyjemnie o siebie tłuką, kości wchodzą w matę, żeby zaraz zostać wykorzystane do "rzutu o wszystko". To nie jest spacerek przez park w Ebonie, tu trzeba na każdym kroku uważać, a następnie podejmować ważne decyzje i za to właśnie najbardziej cenię Too Many Bones.
Egzemplarz recenzencki dostarczył wydawca — Portal Games.
Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!
Komentarze [0]:Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu