Agata Dudek | 21 kwietnia 2022, 23:00
Wybieraj albo umieraj, recenzja filmu grozy od platformy Neflix. Przeklęta gra, dotknięta klątwą niestety bez realizacji potencjału. Co jeszcze sądzimy o filmie?
Netflix niestety nie ma szczęścia do horrorów, których na tej platformie, nie licząc tych na licencji, a nie oryginalnych, można zliczyć na placach jednej ręki. Nie mniej jednak platforma nie rezygnuje z chęci serwowana swoim subskrybentom kolejnych filmów grozy i sukcesywnie je dla swojego serwisu VOD, produkuje.
Zapoznaj się również z: A oto i F1 22, kolejna gra z serii Codemasters! Nadszedł czas na nową generację wyścigów
I tak kilka dni temu na platformie pojawiła się kolejna produkcja grozy, która na papierze zapowiadała się na coś niezwykle intrygującego. Tymczasem Wybieraj albo umieraj z gwiazdą serialu Sex Education okazał się być filmem, który swój potencjał zmarnował, i to już praktycznie na wstępie.
Wszyscy doskonale wiemy, że jeśli chodzi o scenariuszowe wątki i fabułę horrorów, tak właściwie dozwolone jest wszystko. Podstawą jest, by produkcja trzymała w napięciu, a także straszyła. Ma być przerażająco, ciekawie i intrygująco. To o czym opowiada film, czy też jak absurdalną historię nam przybliża, nie ma w tym wypadku najmniejszego znaczenia, byleby dzieło naprawdę straszyło i miało ku tej wszechobecnej grozie….potencjał. Wybieraj albo umieraj potencjał jak najbardziej miało, problem w tym, że gdzieś, już w sumie na samym początku opowieści balon z grozą pękł, a strzępków zepsutego balonika już nie dało się posklejać.
Fabuła na papierze wyglądała całkiem zgrabnie. Oto pewien mężczyzna, trochę w domu pomijany, ale z psychopatycznymi skłonnościami i manią wyszukiwania internetowych staroci, odnajduje grę z lat 80-tych, o przerażającej, ale bardzo wymownej nazwie – "Curs>r", znaną jako „Klątwa”. Gra została tak, przez swoich twórców, kimkolwiek oni są, napisana, by dręczyć ludzi, którzy ją aktywują, wyznaczać im przeróżne, często krwawe zadania, finalnie doprowadzając do przegrania, no i śmierci.
Przeczytaj również: Wybieraj albo umieraj, nowa filmowa propozycja od Netfliksa o przeklętej grze wideo z lat 80-tych
Pewnego dnia ową morderczą kasetową grę wideo odnajduje dwójka przyjaciół, mający zakusy na wielkiego programistę i autora gier, nerd imieniem Issac, wspomniany już bohater hitu Netfliksa oraz jego przyjaciółka, w której notabene jest zakochany, Kayla. Dziewczyna, która w życiu lekko nie ma, borykając się z tragiczną śmiercią brata, który utonął i z depresją matki, mająca spore finansowe problemy, pewnego dnia odkrywa, że za przejście gry "Curs>r" jest spora finansowa nagroda, do tej pory nie odebrana. Para postanawia zatem spróbować. Gdy Kayla aktywuje gierkę, okazuje się, że wideo zabawa wcale zabawna nie jest, a to co wokół niej zaczyna się dziać, nabiera nie tylko realnych, co przerażających kształtów. Co tu dużo mówić, gra zabija i to dosłownie.
Sami widzicie, z opisu, że opisywany tytuł potencjał miał. Nie ma nic ciekawszego, szczególnie dla fana gier wideo, takiego jak ja, jak film grozy o zabójczej grze dotkniętej klątwą. Na myśl przychodzą w tym momencie znane tytuły grozy, jak choć właśnie Klątwa, w której przeklęta była kaseta wideo, nie kaseta z grą. Problem w tym, że mimo tego, że sama treść fabularna Wybieraj albo umieraj mogła intrygować, zupełnie jej nie wykorzystano. Napięcie umarło zaraz po filmowym wstępie. Skończyło się jedynie na zapowiedzi dobrego kina, które wróżyło trzymającą w napięciu, nieco psychodeliczną i retro wideo podróż po świecie gier z lat 80-tych.
Mrok rozwiał się, jak noc ze wschodem słońca, które niestety nie rozświetliło tego co zobaczyliśmy na ekranie. Problemem stała się nie tylko nijaka fabuła, która nie tyle traktowana była zdawkowo i niezwykle płytko, co z logiką i spójnością nie mając kompletnie nic wspólnego. Mnóstwo wątków, z których każdy nie traktowany był poważnie, nie mogło przynieść filmowi sukcesu. A ten miał nie tylko straszyć, ale i zasmucać. Twórcy przemycili do niego temat śmierci dziecka, zresztą równie nielogiczny, czy depresji, z która boryka się obecnie mnóstwo ludzi.
Krótkie momenty grozy, jak choćby sam wstęp do filmu i postać psychopaty Hala, czy ciekawa, acz mroczna scena w barze, ociekająca krwią i szkłem, nie mogła wróżyć niczego dobrego, jeśli cała reszta została potraktowana po przysłowiowych „łebkach”. Nie wykorzystano potencjału retro gry wideo, wplatając do fabuły tylko szczątkowe fragmenty łączące film z wideo rozgrywkę. Gdyby w owej produkcji znalazło się więcej scen z samej gry, jak choćby sławetna ze szczurem, to kto wie. A tak widzowie otrzymali prosty film skręcający bardziej w stronę zwykłego thrillera klasy „B”, w którym nic nie jest naprawdę, nawet uczucia.
Przeczytaj również: Recenzja serialu Archiwum 81, nowa perełka grozy podbijająca platformę Netflix
Co z tego, że na na ekranie śledzimy dwójkę młodych ludzi, którzy niby są przyjaciółmi, niby coś do siebie czują, jak chemii między nimi próżno szukać. Co z tego, że w filmie w jednej z głównych ról Asa Butterfield (Chłopiec w pasiastej piżamie, Hugo i jego wynalazek, Gra Endera), czyli Otis z hitu Netfliksa Sex Education. Znane nazwisko niestety w tym wypadku nie było i właściwie nie mogło być gwarantem sukcesu. Nie mogło, bo postać Issaca jest napisana na kolanie, jest zwyczajnie nijaka, banalna, jak właściwie cały film. Nieco lepiej wypada Iola Evans, którą zapewne wielu z nas kojarzy z serialu Carnival Row od Amazon Prime Video. Młoda aktorka wcielając się w Kayla’ę, może dlatego miała okazję nieco rozwinąć swoją postać i pokazać pewne uczucia, emocje, choćby smutek czy strach, gdyż jej postać miała filmowo więcej do powiedzenia.
Potencjał to w przypadku Wybieraj albo umieraj słowo klucz. Widać to nie tylko w fabule, zmarnowanej zresztą, ale także w aktorach i decyzji reżysera, Toby'ego Meakinsa, dla którego film jest reżyserskim debiutem. Otóż widać, że ów tytuł mógłby być dobry, nie rewelacyjny, bo do tego daleka droga, ale dobry, choćby dzięki aktorom. Klimat zbudowano na początku, już na wstępie dzięki Halowi, w którego wcielił się Eddie Marsan (Przynęta, Jeden gniewny człowiek, Wirtuoz. Pojedynek zabójców). I choć wstęp do opowieści grozę bardzo skutecznie budował i zachęcał do dalszego śledzenia fabuły, strach umarł powiedziałabym nie gwałtownie, a śmiercią naturalną i już do życia nie powrócił.
Reżyser starał jak mógł, by znane nazwiska wpłynęły na filmową jakoś, z tym, że nie bardzo rozumiem, dlaczego aktorzy nie pojawili się w filmie naprawdę. Już śpieszę wyjaśniać o co mi chodzi. Otóż w obsadzie filmu, niestety tylko w roli głosowej znalazł się Robert Englund, który gra samego siebie. Aktor, który bardzo dobrze kojarzy się nam z latami 80-tymi i filmami grozy, popularną w tym czasie, czyli serią Koszmar z ulicy wiązów, jest w recenzowanym filmie, a tak właściwie go nie ma. Niestety umieszczenie w obsadzie znanego nazwiska niestety nie sprawią, że film stanie się hitem. W przypadku Wybieraj albo umieraj, bardzo dobrze to widać.
Hmm…… Wybieraj albo umieraj nie nazwałabym horrorem jako takim. To raczej zlepek prób i błędów, momentów lepszych i gorszych i kombinowania co też z tego można ulepić. Toby Meakins próbował, i owszem, ale nie wyszło tak, jak zapewne planował i jakbyśmy to my chcieli widzieć. Miłośnicy dreszczyku, ale przede wszystkim prawdziwej grozy z pewnością będą zawiedzeni. Nie tego oczekujemy przecież po klasycznej produkcji z gatunku horroru.
Przeczytaj również: Nikt nie ujdzie z życiem, recenzja zaskakującego horroru Netfliksa, mieszającego gatunki
Ale jeśli macie pewien sentyment do gier wideo, starych, tych z lat 80-tych, a nie lubicie się w filmach bać, to kto wie, może to jest dobry tytuł na króciutki sens, gdyż film długi nie jest. Niestety nie wykorzystana szansa, zemściła się na twórcach filmu, wrzucając Wybieraj albo umieraj do kotła przeciętności platformy Netflix, szczególnie w gatunku grozy. Moje ocena 5/10 i to tylko z sentymentu do gier i horrorów.
Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!
źródło: Zdjęcia: oryginalny zwiastun filmu Netflix
Komentarze [0]:Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu