Dying Light: Bad Blood debiut we Wczesnym Dostępie - Wrażenia z gry

lubiegrac publicystyka Dying Light: Bad Blood debiut we Wczesnym Dostępie - Wrażenia z gry
Dying Light: Bad Blood debiut we Wczesnym Dostępie - Wrażenia z gry



PanDamian | 29 września 2018, 14:00

Pierwszą rzeczą jednak, która odróżnia produkt polskiego studia od innych wydanych klonów „PlayerUnknown’s Battleground” to zasady gry. Na potrzeby tego tytułu twórcy ukuli termin „brutal royale”, który tym różni się od pierwowzoru, iż oprócz przymusu rozprawienia się z resztą graczy nakazuje też podjąć walkę z postaciami (a raczej „zombiakami”) niezależnymi, którzy nie mniej uporczywie będą czyhać na nasze życie.
 
Dying Light: Bad Blood” zadebiutowało w Steamowym programie Wczesnego Dostępu 13 września i niemal z miejsca wywołało wśród graczy mieszane uczucia (wnioskując po opiniach na tej platformie). Stanowi samodzielny dodatek do wydanego trzy lata wcześniej „Dying Light”, lecz tym razem nacisk położono na rywalizację przez Internet. Techland jednak postawił pójść nieco pod prąd trendowi zrzynania z PUBG i Fortnite’a. Oto na dosyć niewielką mapę trafia nie setka, a tuzin graczy. Całe miasto jest opuszczone przez ludzi i jednocześnie zostało zainfekowane przez zombie. Gracze muszą w jak najkrótszym czasie zebrać wyposażenie i wyruszyć na łowy.
 
Co do oręża, to zmuszeni jesteśmy posługiwać się zaimprowizowaną bronią. Klucze nastawne, kije krykietowe i od baseballa, niezmiernie rzadkie strzelby (których niemal nie widziałem)… Czasami trafi się jakieś ulepszenie, które dodaje dodatkowe „zdolności” naszej broni białej. Gdzieniegdzie natrafimy na bardzo przydatną tarczę zdolną do odparcia większości lżejszych ataków oraz także na łuk, któremu nigdy nie będzie towarzyszyła jednak wystarczająco duża ilość strzał, przez co zawsze musimy dobrze się zastanowić, zanim po niego sięgniemy.
 
 
BadBloodGame 2018-09-18 17-32-46-66
Ale co stanowi clou rozgrywki? Otóż zabawa polega na jak najszybszym zebraniu próbek zainfekowanych tkanek, jednocześnie uważając na pałętających się w pobliżu nieumarłych, którym zwykle towarzyszy górujący nad nimi zombiak-miniboss, którego wcale nie jest łatwo pokonać. Samo zdobycie materiału do badań nie wystarczy – tuż po tym należy jak najszybciej udać się do punktu ewakuacji, uważając jednocześnie na innych, żądnych krwi graczy, którzy za wszelką cenę będą usiłowali nam przeszkodzić. I mają ku temu środki – wraz z rozpoczęciem sprintu do helikoptera ewakuacyjnego staniemy się widzialni na minimapie, co ułatwi innym polowanie i przejęcie próbek, by samemu uciec z upadłego miasta.
 
A jest o co walczyć z innymi graczami! Każdy z nich, zależnie od uzyskanego poziomu, zebrał większą lub mniejszą ilość materiału testowego. Śmigłowiec przylatuje dopiero wtedy, gdy jedna osoba zbierze ich odpowiednią dawkę. By to uczynić, można oczywiście mozolnie walczyć z wytrzymałymi zombie i podkradać je gdy ich się już pozbędziemy, ale też jest możliwość, by napaść na niespodziewającego się niczego gracza i przejąć jego ekwipunek, bogacąc się o zainfekowaną tkankę i dodatkowy oręż.
 
I właśnie dzięki tej ostatniej zdobyczy następuje „progres” naszej postaci. Zyskany wyższy poziom nie tylko przybliża do upragnionego ratunku, lecz także nas wzmacnia – rosną punkty życia, szybkość poruszania i sprawność w walce, także to „lewelowanie” na krótką metę jest naprawdę opłacalne, zwłaszcza przy konfrontacji z innymi graczami. Dosyć szybki proces jego zdobywania sprawia, iż rozgrywka trwa około 10 minut, co wydaje się być optymalne wobec niewielkiej dosyć mapy i przy takiej liczbie rywalizujących.
 
Parkour to właśnie to, co wydaje się być najjaśniejszą stroną rozgrywki. Tak jak w oryginalnej „podstawce” – pędząc, skaczemy po dachach, nierzadko w ostatniej chwili chwytając się wystających krawędzi czy rozwieszonych lin, starając się jak najszybciej dostać do celu bądź też skutecznie uciec przed ścigającym nas oponentem. Proces ten sprawia wiele frajdy, kiedy wręcz fruniemy ponad ziemią, gibko unikając niebezpieczeństw.
 
BadBloodGame 2018-09-26 12-31-40-74
 
Jak właściwie wygląda rozgrywka? Przy uruchomieniu gry na początku spośród trzech modeli wybieramy, jak będzie wyglądała nasza postać. Ale chcemy przejść w końcu do prawdziwej gry, prawda? Klikając „Play”, można obejrzeć krótki tutorial prezentujący zasady gry, zdecydować się na luźniejszą grę ze znajomymi czy postawić na podstawowy tryb „normal” (oraz, jak zapowiada ostatnia grafika, jest też tryb rankingowy, który dostępny będzie „wkrótce”).
 
Jakie są moje wrażenia z samej rozgrywki? Samo oczekiwanie na załadowanie się właściwego „meczu” trochę trwa, jednak nie spędzamy tego czasu wyłącznie na gapieniu się w pasek postępu ładowania. Przenosi nas do poczekalni, czyli małego ograniczonego obszaru treningowego z dostępną bronią białą, ulepszeniami, medykamentami i granatami. Początkowo czekamy na dołączenie kolejnych grających, z którymi w międzyczasie możemy toczyć proste, szybkie boje, eliminując się wzajemnie dla zabicia czasu. Po zebraniu tuzina uczestników następuje właściwa forma zabawy.
 
Jak informuje nas ekran ładowania, nasze zadanie streszczone jest w trzech punktach; uzbrój się, zdobądź próbki, ewakuuj się. Tylko tyle i aż tyle musimy zrobić w ciągu najbliższych minut. Lądujemy (dosłownie – z krótkiego pułapu spadamy na samochód czy stertę śmieci) i ruszamy do najbliższego domostwa, by zdobyć rzeczy przydatne do przeżycia. Jak już pisałem – priorytetem jest broń i ulepszenia do niej (krwawienie, elektryczność, mróz – użycie ograniczone do jednego na jeden oręż), nie pogardzamy lekami, koktajlami Mołotowa czy tarczą.
 
Gdy jesteśmy jak tako wyekwipowani, czas na ruszenie po próbki. Mniejsze źródła zarażonych tkanek są zabezpieczone przez mniejszą ilość „normalnych” zombie, lecz każde bardziej „obfite” w zawartość gniazdo chronione jest dodatkowo przez wspomnianych już minibossów, mających długi pasek zdrowia i posiadający zdolność do plucia toksyną na odległość oraz rzucania większymi przedmiotami, nie mówiąc już o dzierżonym orężu o naprawdę imponujących rozmiarach.
 
I tak staramy się przechytrzyć czy pokonać dybiących na nasze człowieczeństwo zombiaków oraz wygrywać konfrontacje z pozostałą jedenastką żywych. Każdy pokonany fizyczny wróg to dodatkowe próbki, które dodadzą nam sił – wytrzymałości i siły ataku, a także przyspieszą przylot helikoptera. Jeśli na początku unikaliśmy konfrontacji, na końcu na pewno do niej dojdzie, gdyż na ewakuację zasłużyć może tylko jeden, więc brutalnie rozprawienie się z innymi ocalałymi jest nieuniknione. I chyba na tej podstawie Techland ochrzcił swój produkt mianem brutal royale.
 
BadBloodGame 2018-09-18 17-30-55-70
 
Jednak w tej beczce miodu znajduje się też łyżka dziegciu. Nie bez powodu produkt ten w obecnej postaci nie zebrał tylko przychylnych recenzji. Na chwilę obecną rozgrywka wydaje się być nieco monotonna. Nie tyle mam na myśli robienie tego samego w każdym meczu (co przecież stanowi podstawę wszystkich gier sieciowych), jednak wydaje mi się, że w tym „multiplayerze” jest, paradoksalnie, za mało trybu sieciowego w rozgrywce, czyli jest zbyt mało interakcji między graczami. Spodziewam się też, że twórcy w późniejszym czasie w early accessie dodadzą kolejne zapowiadane tryby gry. Nie da się jednak ukryć, że i tak Dying Light Bad Blood przynosi całkiem dużo przyjemności. Jest idealna do tego, by usiąść do komputera na krótką sesję kilku rozgrywek i odstresować się, nie angażując w wymagające działania.
 
Na koniec warto napisać, co dokładnie otrzymujemy, kupując tę grę we Wczesnym Dostępie. Oto wraz z wydaniem niecałych 60 złotych na Pakiet Fundatora nie musimy czekać na pojawienie się gry w 2019 roku, która dopiero wtedy ma zostać wydana w systemie free-to-play. Ale wcześniejszy dostęp do produktu nie jest tylko tym, co dostajemy. Wraz z zakupem do naszej dyspozycji zostaje oddane tysiąc krwawych dolców (w oryginale „blood bucks”), czyli wirtualna waluta, która pozwoli na zakup przedmiotów kosmetycznych. Kilka sztuk tychże także wpadnie w nasze ręce, przez co zyskujemy parę skinów do poszczególnych broni oraz maskę na start, a także w późniejszym czasie kilka wariantów ubioru do wyboru.
 
Gra obecnie na Steamie posiada dosyć mieszane recenzje (niemal 70% pozytywnych ocen). Jedynym z dostępnych języków jest angielski, ale nie wydaje się to być wielką przeszkodą – poziom jego skomplikowania naprawdę nie jest wysoki, a zasady gry są na tyle proste, że grając nie będziemy zwracali na napisy, tylko na samą rozgrywkę. Chyba warto więc zobaczyć, co gra ma do zaoferowania, ale pozostaje decyzja, czy uczyni się to teraz, czy za kilka miesięcy, czekając na przejście „Dying Light: Bad Blood” w model free-to-play.
 
BadBloodGame 2018-09-25 00-21-34-07

Śledź nas na google news - Obserwuj to, co ważne w świecie gier!

Komentarze [1]:
avatar TOM3K
dodano: 2018-10-02 13:14:23

Nie dość, że fajnie graficzni i kolorowo to wygląda to tez ciekawe rozwiazanie z tymi niezależnymi przeciwnikami.

Copyright © lubiegrac.pl.

Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Lubiegrac.pl

reklama

redakcja

regulamin

rss

SocialMedia

Partners