Red Dead Redemption - recenzja

Dziki Zachód bardzo rzadko był istotny dla gier, nie może to nikogo dziwić, w końcu deweloperzy nie traktowali, z należytym szacunkiem tego okresu i zasad w nim obowiązujących. Rockstar udowodnił wszystkim, że przy odpowiednim nastawieniu, nakładach oraz kreatywności można w tym temacie osiągnąć coś ekstra… Właśnie dzięki takim odważnym próbom  pozostali przeze mnie zapamiętani, a dzięki tej grze stali się dla mnie LEGENDĄ!

Red Dead Redemption przedstawia historię Johna Marstona, człowieka chcącego po wielu latach odzyskać dobre imię, żonę oraz syna. Najpierw jednak do załatwienia pozostało kilka niewyjaśnionych spraw. Wydarzenia nie idą po myśli naszego protagonisty. Bill Wiliamson znika a my trafiamy na farmę rodziny MacFarlane, gdzie musimy dojść do siebie. Od tego momentu w zasadzie rozpoczyna się droga do odkupienia. Nasza podróż będzie długa, lecz tak właśnie wygląda życie byłego rewolwerowca. Na naszej drodze staną arcyciekawe postacie, które z pewnością zachwycą Was swoim charakterem oraz “prośbami” o pomoc. Pamiętajcie, że Obcy bywają trochę Dziwni, na pewno się o tym wiele razy przekonacie. Zadań jest dużo, ale fabuła nie jest rozciągnięta, wręcz przeciwnie, historia zamyka się w świetnym stylu. Właśnie dla zakończenia po prostu trzeba skończyć ten tytuł.  Zdecydowanie nie zawiedziecie się, a i druga połówka może się z Wami świetnie bawić. Meksyk zdecydowanie różni się od Ameryki, jest odrobinę bardziej zacofany od Stanów pod względem technologicznym. Sytuacja polityczna również pozostawia wiele do życzenia, z resztą sami się o tym przekonacie na własnej skórze. Akcji nie zabraknie ani przez moment…

RDR to graficzny majstersztyk (jak na swoje czasy oczywiście), dopracowano każdy detal otaczającego Marstona świata. Tekstury są świetne, design powala a generalny obraz jest zachwycająco bliski rzeczywistości tamtych czasów. Kontrast pomiędzy strefami dostępnymi do grania jest duży, nie tylko ze względu na warunki pogodowe, ale także poprzez postęp oraz zmianę postępowania i zwyczajów. Miasta Dzikiego Zachodu skojarzycie z wieloma filmami czy kreskówkami. “Nowy” Zachód porusza się z pomocą pierwszych samochodów, pełen jest nowych budynków, sprzętów oraz pomysłów na prowadzenie swojego życia. Te dwa miejsca są wyznacznikiem zmian, o których poniekąd też jest gra. Fabuła bardzo skutecznie  przedstawiana jest  właśnie poprzez świat i ludzi, którzy w nim na co dzień przybywają.

Muzyka stworzona do soundtracku,  to po prostu miód dla moich uszu! Piękne brzmienia,  tworzą wyjątkowy klimat jednoznacznie kojarzący się z Dzikim Zachodem. Pomimo jedynie kilku utworów pełną gębą, muszę przyznać, że lubię od czasu do czasu powrócić do tego wyjątkowego świata i atmosfery za sprawą słuchawek i smartfona. Genialnie napisane oraz zagrane dialogi są od dawna znakiem rozpoznawczym Rockstara. Wszelkiego rodzaju broń działa i brzmi autentycznie, budując wrażenie mocy wyzwalanej przy okazji każdego strzału.

Otwarcie muszę przyznać się do mojej słabości do tego tytułu. Historia Johna Marstona należy do mojego osobistego topu, fabuła wciągnęła mnie do pierwszego do ostatniego momentu. Poza szukaniem zaginionych skarbów z “pomocą” specjalnej mapy (to była lekka przesada), każda misja trzymała mnie w napięciu. Tradycyjnie dla Rockstara elementy,  jak otwarty świat, zawartość w nim, prosty oraz efektywny system strzelania i chowania się za osłonami i nietypowe, charakterystyczne postacie,  trzymają poziom… Najwyższy w branży poziom.

Jeżeli myślicie, że to jedynie GTA na Dzikim Zachodzie, to jesteście w dużym błędzie. Red Dead Redemption to inne podejście do “piaskownicy”.  Tutaj zabawa związana jest z okresem historycznym. Przygody Marstona,  to oddana cześć wielu klasycznym filmom, książką i komiksom, to w zasadzie już dziedzictwo cyfrowej rozrywki. To dowód, że gry to nie tylko zabawa, ale także źródło przekazu oraz historii chwytającej za serce...