W 2013 roku nadszedł indyk, który wywołał niemałe zamieszanie na rynku gier niezależnych. Papers, Please, bo to o tym tytule mowa, szturmem wziął serca i portfele graczy. Niepozorna, stworzona przez pojedynczego dewelopera, produkcja zyskała uznanie, co poskutkowało m.in. otrzymaniem poważanej nagrody BAFTA w dziedzinie multimedialnej rozrywki.
Za tym pozornie prostym tytułem stoi jedna osoba. Lucasowi Pope’owi udało się napisać ją w zaledwie kilka miesięcy. Sam twórca z pewnością nie spodziewał się, że w niedługim czasie jego dzieło zyska spore uznanie i wywoła dość głośną dyskusję o urokach gier niezależnych.
I jak najbardziej słusznie. Dzieło to stworzone przez jednoosobową ekipę nie przynosi ze sobą wodotrysków w postaci niesamowitej grafiki czy niespotykanej mechaniki. Ważną rolę odgrywa rzecz już coraz bardziej mniej istotna w najgłośniejszych grach triple-A; fabuła. Dobrze wymyślona historia, inspirowana nieco prawdziwą rzeczywistością, która kiedyś miała miejsce w krajach dawnego Bloku Wschodniego. Tylko inspirowana niestety, gdyż oczywiście należało przerysować trochę cechy świata przedstawionego, by uczynić rozgrywkę przystępniejszą. Nie przeszkadza to jednak, by wczuć się w fabułę i odczuwać prawdziwe wewnętrzne rozterki w związku z dokonywanymi przez nas wyborami.
Fabuła
Ekspozycja nie jest nachalna. Niemniej jednak na samym początku dowiadujemy się o tym, że szczęście się do nas uśmiechnęło i nasze nazwisko zostało wylosowane, dzięki czemu otrzymaliśmy możliwość zostania inspektorem na przejściu granicznym w bodaj najbardziej zapalnym miejscu w kraju. Wschodnie Grestin – to tutaj przyjdzie nam kontrolować podróżnych, którzy mniej lub bardziej nieudolnie będą usiłowali przekroczyć granicę.
Grudzień 1982 roku. Właśnie zakończyła się wojna z Kolechią. Teraz, dla odmiany, to my zostaliśmy wysłani na front. Metaforyczny front walki z wszelkiej maści oszustami, przemytnikami, zamachowcami i wrogami ludu. Przed nami miesiąc syzyfowej pracy polegającej na sprawdzaniu paszportów oraz innych dokumentów niepowstrzymanej rzeszy ludzi chcących przestąpić granicę Arstoczki. Często to od naszej decyzji zależy ich przyszłość czy nawet i życie, jednak uczynienie czegokolwiek wbrew regułom poskutkuje wpisem do akt i w kolejnych przypadkach karą finansową. O tym jednak, jakie zdarzenia wywoła nasze postępowanie, często będziemy mogli przeczytać w gazecie, którą otrzymujemy na początku każdego dnia.
Od nas zależy, czy ofiarnie będziemy służyć naszej komunistycznej ojczyźnie, czy spróbujemy sabotować działania naszych przełożonych i pozwolimy tajemniczej organizacji EZIC na sianie popłochu wśród dostojników państwowych. Musimy się jednak liczyć z tym, że każda nasza decyzja będzie niosła ze sobą konsekwencje mniej lub bardziej dalekosiężne. Korzystne dla ogółu – pewnie i tak. Ale czy pozytywne dla nas i naszej rodziny?
Rozgrywka/mechanika
Każde nasze wybory poskutkują jednym z dwudziestu zakończeń. Należy podkreślić, że twórca postawił nas w komfortowej sytuacji. Gdybyśmy zechcieli odblokować kolejne zakończenie, a nie bylibyśmy usatysfakcjonowani dotychczas osiągniętym, możemy kontynuować rozgrywkę od dowolnie wybranego przez nas dnia. Po prostu wybieramy z podłużnej listy interesujący nas, poprzednio ukończony etap rozgrywki, ponownie zaczynając zabawę.
I nie jest to złe rozwiązanie, gdyż nie jesteśmy zmuszeni do ponownego przeklikiwania się przez kolejne poziomy, by wejść w inną odnogę fabuły. Bo właśnie na tym polega gra. Tym, co na początku miało być raczej wielką zaletą tytułu, to immersja. Twórca miał zamiar ukazać mozolną i nieco bezsensowną pracę szarego urzędnika w państwie totalitarnym. Przeto powinno odwzorować się to w miarę realistycznie, prawda? Niby tak, lecz przecież nie można zmęczyć gracza. Po tych kilkunastu wirtualnych dniach, niczym w każdej niezbyt interesującej robocie, wkrada się rutyna.
Gra próbuje jednak wprowadzać pewne usprawnienia. W miarę postępów fabuły mamy możliwość pozyskania (drogą kupna) tzw. usprawnień, polegających na uaktywnianiu skrótów klawiszowych przypisanych do odpowiednich czynności na ekranie. Niby mała rzecz, a cieszy. Jeśli coś chyba oczywistego odbierze się na początku, zawsze miło to odzyskać.
To, czego nie udało się uzyskać na warstwie gameplayowej, przychodzi jednak w fabule. Muszę przyznać; niektóre rzeczy poruszają do głębi. Wszystko wydaje się być ledwie zlepkiem pikseli na ekranie. Nigdy nie jest nam dane głębiej poznać naszej rodziny. Muszą wystarczyć jedno podstawowej informacje, a później jedno niewyraźne zdjęcie. Nieustannie jesteśmy zmuszeni jednak o niej pamiętać. Musimy spieszyć się z obsługą petentów, by zarobić na czynsz, ogrzewanie czy pożywienie. Bez tego nasi krewni nie pożyją zbyt długo. Musimy też sobie często zapytać siebie, czy zechcemy przeznaczyć trudno zgromadzone fundusze na zbytki dla bliskich, a może przeprowadzić się do mieszkania o podwyższonym standardzie o większych opłatach za wynajem, lecz mniejszym za ogrzewanie.
Oprawa
Oprawa wizualna jaka jest, każdy widzi. Nie warto moim zdaniem specjalnie zwracać uwagę na rozpiskelizowanie (która z czasem można stać się jednak nieco męczące). Taki urok tej gry niezależnej i kropka. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, że w niektórych momentach czcionka może wydawać się trochę nieczytelna. Irytuje to zwłaszcza w momencie, kiedy spiesząc się musimy szybko porównywać jakieś dane, a nie widzimy ich dokładnie. Nie jestem całkowicie przekonany, czy to błąd, czy może celowe zamierzenie twórcy, lecz mocno objawia się to na karcie z odciskami palców, kiedy to nazwisko podejrzanego pozbawione jest jednego górnego rzędu pikseli, przez co nieco „na czuja” musimy porównywać odpowiednie literki.
Jeśli chodzi o stronę dźwiękową, to czasami mniej znaczy lepiej. Wszystkie odgłosy są pasujące do całości oprawy. Niskie, dudniące basy mikrofonu wywołują niepokój, o porozumiewanie się postaci za pomocą mruknięć tylko dopełnia odczucia beznadziejności. Wspaniale też w klimat wpasowuje się utwór towarzyszący nam głównie w menu i czasie przerw między kolejnymi dniami. Wolne, miarowe rytmy przywodzące na myśl marsz, wpadają w ucho i jednoznacznie kojarzą się z opresyjnym systemem państwa totalitarnego.
Warto wspomnieć mimochodem o małym zegarku, który towarzyszy nam w czasie pracy. Zwykle gra nie zakończy się przed obsłużeniem określonej ilości osób (zwykle 7-9), bądź zanim nastąpi jakieś wydarzenie, lecz i tak czujemy się ograniczeni i staramy się jak najszybciej obsłużyć kolejnych petentów, którzy w liczbie przynajmniej kilkunastu pozwolą na w miarę godziwy zarobek wystarczający na zaspokojenie potrzeb sporej przecież rodzinki.
Podsumowanie Papers, Please
Bo co to jest gra niezależna? W dzisiejszych czasach pierwotna definicja zdaje się nieco tracić na znaczeniu, gdy małe studia znajdują w końcu wsparcie większych wydawców, trzeba uważać, jakie twory określa się tym mianem.
Papers, Please to bardzo dobry tytuł. Zaskakuje przede wszystkim pomysłem na siebie. Ciekawie wypada też element losowy. Wraz z kolejnym restartem tego samego dnia niemal zawsze spotykamy znacznie różniące się od siebie postaci, które mają coś za uszami lub nie. Do nas jednak należy zadanie, by nie wiadomo po raz który dokładnie prześwietlić dokumenty przekraczających granicę. Z rzadka jedynie spotykamy jednostki predefiniowane, co zawsze jednak ma związek z fabułą i pozwala na zaprzyjaźnienie się w pewien sposób z tymi całkowicie wirtualnymi awatarami.
Ciekawym jest, co otrzymujemy jako zawartość dodatkową w serwisie GOG. Dwie malutkie gierki pozwalają nam na przedłużenie przyjemności obcowania z tytułem głównym. 6 Degrees of Sabotage stawia przed nami zadanie przejścia „od nitki do kłębka”, by zlokalizować siatkę terrorystów i wyeliminować ich ze społeczeństwa. Drugi tytuł to Republia Times, która również jest grą na czas, tym razem jednak jesteśmy pracownikiem gazety tym razem nie w Arstoczce, ale w jednym z pobliskich krajów. Poprzez odpowiednie dobieranie artykułów na rozkładówkę musimy wpływać na nastroje społeczne, pilnując jednocześnie się przy naszej robocie, by nasza rodzina nie zaznała żadnego uszczerbku na mieniu i zdrowiu ze strony niezadowolonych służb państwowych.
Papers, Please jest niewątpliwie tytułem wartym bliższego zapoznania. Każdy szanujący się gracz nie powinien stronić od indyków, by zaznać powiewu świeżości i oswoić się z innym sposobem postrzegania multimedialnej rozrywki.
Polecam