Kilka lat temu w sprzedaży pojawiła się gra, która zachwyciła niejednego fana produkcji przygodowych i nie tylko. Tytuł określany mianem "Jednej z najlepszych przygodówek ostatnich czasów”, to oczywiście The Book of Unwritten Tales. Gdy we wczesnym dostępie na Steam pojawił się pierwszy epizod drugiej odsłony tej właśnie pozycji, wielu z nas zacierało ręce i zamawiało grę, by jak najszybciej poznać kolejne przygody wspaniałej paczki przyjaciół, dzielnego i pełnego marzeń gnoma Wilbura, walecznej i ciekawskiej elfki Ivo, czy też buntownika i pirata Nate’a. The Book of Unwritten Tales 2, tak jak już wcześniej nadmieniłam udostępniana była fanom epizodycznie. Całość, składająca się z pięciu rozdziałów pojawiła się w sprzedaży w lutym 2015 roku, a kilka miesięcy później, także w naszym kraju w ojczystym języku.
Minął jakiś czas. Nate, podróżnik i pirat wpadł po raz kolejny w kłopoty. Zaczynając rozgrywkę, spotykamy go w dziwnym, nieznanym nam bliżej miejscu, z lukami w pamięci. Elfica Ivo na polecanie matki ma wyjść za mąż, ale pewne odkrycie, względem swego zdrowie wszystko w tych planach zmienia. Wilbura spotykamy zaś w klasie, w szkole magii, gdzie odbywa się jego pierwsza lekcja. Niestety nie idzie mu za dobrze, a na dodatek zostaje oskarżony o coś czego nie zrobił. Kolejny raz cała trójka zostaje wplątana w intrygę i przeżyje bardzo ekscytującą przygodę. Nie będę Wam wiele zdradzać z fabuły, by nie psuć zabawy, bowiem scenariusz owej przygodówki to jej największa zaleta.
Graficznie przygodówka nie uległa dużej zmianie, choć wygląd bohaterów jak najbardziej tak, co muszę przyznać, nie bardzo mi się z początku podobało, choć można się przyzwyczaić. Postaci się postarzały, to zrozumiałe jeśli latka lecą, ale i niestety nieco zbrzydły. Ivo wygląda zupełnie inaczej, Wilbur też jakby odmieniony. Zmiana według mnie na niekorzyść, tym bardziej, że oprócz pokracznego czasami wyglądu, postacie poruszają się jakoś bardzo dziwnie. Dotyczy to szczególnie Nate’a.
Wychwalałam pierwszą odsłonę, ale dwójeczkę muszę zbesztać. Przede wszystkim za nijaki wygląd postaci, za błędy, które pojawiają się w grze, szczególnie inwentarzowe. Jeden z nich doprowadził do tego, że w żaden sposób nie mogłam ruszyć fabuły do przodu, bo stworzony przeze mnie przedmiot, nie wyglądał tak jak powinien i gra uznała, że jest nieskończony. Oprócz tego, często w ekwipunku przedmioty znikały, a pojawiał się znak zapytania. Gra wieszała się, wywalała do pulpitu, postacie robiły się bezbarwne, a czasami białe, a wiele mówionych tekstów brzmiało tak, jakby bohater zamknięty był w blaszanej puszce.
Brakło mi też zagadek, typowych, logicznych zadań, które urozmaiciły by rozgrywkę. Owszem, było wiele zadań przedmiotowych i powiedziałabym dialogowych, które dla osób nie władających językiem angielskim w sposób zadawalający, mogły sprawiać kłopoty. Dopiero pojawienie się w Polsce ojczystej wersji językowej, zdecydowanie ułatwiło zadanie wszystkim tym graczom, którzy z językiem angielskim nie są za pan brat.
Kolejnym aspektem, który w tej części uległ pozornemu ulepszeniu jest humor. Jedynka była niezwykle zabawna, a dwójka? No cóż, bohaterowie dorośli, spoważnieli, ale dlaczego ich humor siadł jak przysłowiowy zakalec? Nie jest już tak zabawnie, czasami lekko się uśmiechałam, wyłapując ciekawe porównania i nawiązania do filmów, gier, czy książek, ale nigdy nie zaśmiałam się w głos. Być może nie wszystko zrozumiałam, być może miałam za duże wymagania względem owej gry. Szkoda, bo czuję się zawiedziona tym bardziej, że czytałam o niej wiele dobrego.
Nie zmieniono sterowania, więc wciąż jest łatwo i intuicyjnie. The Book of Unwritten Tales 2 obsługujemy jedynie za pomocą myszy. Warto oglądać wszelakie przedmioty przynajmniej dwa razy, bowiem wiele z nich można zabrać dopiero po ponownym ich obejrzeniu i skomentowaniu. Często te komentarze są zbyt długie, lekko naciągane. Niestety ostatecznie wszystko jest zwyczajnie przegadane. Zbierane przedmioty trafiają do klasycznego ekwipunku. Jest ich sporo, ale niczego istotnego nie przegapimy, bowiem po naciśnięciu klawisza spacji na ekranie, w danej lokacji pojawią się wszystkie aktywne miejsca.
Mocną stroną tej produkcji jest zdecydowanie i niepodważalnie fabuła, która jest ciekawa i obfituje w liczne zwroty akcji. Gra jest długa i to także jej duża zaleta. Przy monitorze jesteśmy w stanie spędzić ponad dwadzieścia godzin.
Duży plus za udźwiękowienie i za muzykę, którą podczas rozgrywki słyszymy w swoich uszach. Wiele kawałków przypomni nam pierwszą odsłonę, ale pojawiają się także inne utwory muzyczne, które szybko wpadają w ucho, a grze nadają odpowiedniego klimatu.
Miło jest także oprócz spotkania już przeze mnie wspomnianej trójki bohaterów, natknąć się i porozmawiać z postaciami, które pojawiły się w pierwszej odsłonie tej przygodówki. Po raz kolejny natkniemy się więc na dwugłowego Ogra, szczura Remie’go, czarownika Munkus’a, handlowca Billa czy też przezabawną postać, jaką jest Mumia. Oprócz tego pojawi się wiele ciekawych postaci, które są wyraźnie zarysowane oraz posiadają swój charakter.
Ciężko mi podsumować grę, do której z racji pierwszej odsłony mam wielki sentyment. Niestety muszę być sama z sobą szczera, więc z bólem stwierdzam, że The Book of Unwritten Tales 2 jest zdecydowanie słabsza od jej poprzedniczki. Mniej zabawna, zbyt kolorowa, nie posiada zagadek, a błędy, które się w niej pojawiają, skutecznie zniechęcają do dalszego grania. Nie mogę jednak napisać, że gra jest fatalna, czy też zła, tak oczywiście nie jest. Posiada interesujący klimat i bardzo ciekawą fabułę, a zakończenie może wskazywać, a nawet śmiem twierdzić, że wskazuje na to, że pojawi się jej trzecia odsłona. Być może ta część sprosta jedynce i będzie w stanie mnie zachwycić. Życzę tego sobie i Wam wszystkim!
Przyjazny świat na prawde i mało takich moim zdaniem jest spotykanych w grach. Brawo dla twórców.