Pokonanie Dzikiego Gonu nie zakończyło mej wiedźmińskiej kariery. Przecież coś trzeba było jeść, a bez Vesemira Kaer, Morhen nie był mi już tak mi bliskim miejscem. Pozornie proste zlecenie przeobraziło się w historię, w którą Wielu by nie uwierzyło. W końcu Pan Lusterko, a raczej przeklęty Gaunter O’ Dim to jedno z największych wyzwań z jakimi miałem okazję się zmierzyć. Krótko mówiąc była to zdecydowanie nietypowa persona. Nawet Jaskier nie byłby w stanie wymyślić równie pokręconego przebiegu wydarzeń... a wszystko to zaczęło się od pozornie zwyczajnego ogłoszenia na tablicy koło słynnej Karczmy Siedem Kotów…
Wraz z Płotką zameldowaliśmy się w rezydencji rodu Evereców, gdzie czekał na nas Olgierd. On i jego banda od samego początku nie przypadli mi do gustu. Grupa zbyt pewnych siebie moczymord, skłonnych do bitki z byle powodu. W zasadzie każdy powód był dla nich wystarczająco dobry. Sam gospodarz różnił się od pozostałych, zdawał się ukrywać coś, co zmuszało go do poważnej i dojrzałej postawy. Mając nie najlepsze odczucia, w końcu wyjechałem z posiadłości Garin, aby udać się do Oxenfurtu, gdzie czekało na mnie w kanałach prawdziwe monstrum. Po zejściu do niższego poziomu, natknąłem się na moją dawną bliską przyjaciółkę - Shani. Wojna pomiędzy Redanią, a Nilfgardem pochłania kolejne środki finansowe jak i potencjał ludzki. Od prostych chłopów zaczynając, przechodząc przez studentów, na żołnierzach oraz naukowcach kończąc. Po początkowym zaskoczeniu przyszedł czas na powrót do polowania. Po kilku chwilach odnaleźliśmy gniazdo potwora. Takiego znaleziska się nie spodziewałem, zapewne nie uwierzycie mi na słowo, jednakże mogą Was z czystym sumieniem zapewnić o jednym - Ofirczycy to naprawdę mili ludzie, dbający o wszystkich cudzoziemców.
Olgierd von Everec to naprawdę ciekawa postać, wyróżniająca się na tle wielu ludzi, których miałem okazję spotkać. Od pierwszych chwil wiedziałem, że przeszedł prawdziwe piekło. Doświadczenie dostrzegalne było po śladach przeszłości, które nie odpuszczą go już na dobre. Jak się okazało nasz los nie został przypadkiem połączony, było to dzieło niejakiego Pana Lusterko, człowieka o wielu twarzach, który miał wobec nas pewne plany…
O tym jednak wspomnę Wam kiedy indziej, ponieważ miałem trochę zajęć w tym czasie. Dla Wiedźmina zawsze znajdzie się zajęcie… szkoda, że rzadko kiedy jest ono warte całej tej rachuby. Po raz kolejny przekonałem się o tym jak biedne jest życie prostego zabójcy potworów. Marna płaca, wysokie wymagania, spore ryzyko oraz mnóstwo zaskoczeń na każdym kroku… zaraza po co ja to robię… Wracając, na północ od Novigradu, natknąłem się na stado Arachnoidów, które wręcz irytowały mnie swoją zwinnością oraz szybkością. Na szczęście jeden z Ofirczyków nauczył się zaklinać runy oraz glify, dzięki czemu zyskałem kilka interesujących możliwości.
Północno-zachodnie rubieże i lasy ciągnące się od Oxenfurtu, pełne były niebezpieczeństw. Jednakże, nawet one nie odstraszyły od osiedlania się w tych okolicach. Obecność redańskiej armii odrobinę zmieniła ten stan rzeczy, jednakże nawet tak potężny zasób ludzki nie potrafił poradzić sobie z zagrożeniami ze strony stworów pochodzących z wydarzenia zwanego Koniunkcją Sfer. Przemierzałem ten szlak obojętnie, jak każdy inny, w końcu i tu nikt nie płacił lepiej. Nawet destrukcyjny wpływ wojny oraz agresywny styl Radowida nie zmienił obrazu tutejszych wiosek, pól czy lasów. Wciąż panował tu niesamowity klimat oraz piękno niespotykane w żadnym innym miejscu na świecie.
Największym wydarzeniom na Północy zawsze towarzyszyły skoczne melodie, tworzone przez prawdziwych mistrzów swego fachu. W pewnej chwili miałem wrażenie, że trafiłem do świata jak ze snów, w którym ujrzałem zupełnie nowe oblicze piękna. Nawet najwspanialsi malarze czy rzeźbiarze nie mogli równać się z tym widokiem.
Ludzie cały czas marzyli o tym, aby stać się nieśmiertelną lub długowieczną rasą, tak jak ma to miejsce u Elfów… choć nie do końca, tak jak oni. Poza swoją niechęcią do niech czuli zazdrość z powodu ich długiego życia. Nikt nie zastanawiał się nad tym jaki koszt należałoby ponieść, aby móc otrzymać taki dar. Wyobrażali sobie jedynie nieograniczone możliwości nie zważając na wady takiego stanu rzeczy. Sam wolałem nie zastanawiać się co by się stało, ale miałem okazję przekonać się jak mogłoby wyglądać takie znakomite życie bez ograniczeń…
Tymczasem nastała późna pora, musiałem Was zatem znów opuścić przyjaciele. Z pewnością niebawem zobaczymy się gdzieś na szlaku, w końcu potworów na świecie nie brakuje, a złota w mieszku wiedźmińskim nigdy nie ma zbyt wiele.
Zaraza... Prawie zapomniałbym. Pamiętajcie, aby uważać na to czego sobie życzycie… nigdy nie wiadomo co może się Wam trafić...
cud gra i dodtki