Point and click to taki styl gry gdzie mozna zasnac. Masakra :)
Nie jestem przesadną pedantką, nie układam w szafach ubrań według kolorów, nie nakreślam w głowie planu codziennych obowiązków, działając raczej spontanicznie. Jednak jest w moim niepoukładanym życiu coś, co podlega twardym normom, których się trzymam. Tym czymś jest swoiste katalogowanie gier, w które jako przygodówkoholiczka gram namiętnie od lat. Projekty wszelakiego przygodowego gatunku, upycham (ze względu na ilość) w trzech kategoriach. W pierwszej znajdują się klasyki, do których często wracam, bo zwyczajnie są tego warte. W drugiej te, w które kiedyś zagram, ale szczególnie mi się do nich nie śpieszy. Trzecią zaś zajmują produkcje, których nie mogę się doczekać i z którymi zapoznam się na pewno. Wśród tegorocznych oczekiwanych pozycji, zagościły trzy tytuły: trzecia Syberia, która niestety została przesunięta na rok następny, druga część The Whispered World, nosząca już tytuł Silence i sequel mrocznego thrillera Yesterday, który chce Wam w tym tekście przybliżyć.
Aby dobrze przedstawić dzieło hiszpańskiego dewelopera, Pendulo Studios, muszę cofnąć się do roku 2012, w którym pojawiła się jej poprzedniczka. Ten zupełnie nie wpasowujący się w klimat fabularny wydawcy, projekt zamiast stać się zabawną, pokręconą i pełną żartów słownych komedią, był rozgrywającym się w dość szybkim tempie, wciągającym dreszczowcem. Twórcy z nieskrywaną dla mnie przyjemnością, pozwolili mi wcielić się w Johnego Yesterday'a , mężczyznę niebanalnego, bowiem posiadającego dar nieśmiertelności. Problemem owego jegomościa było to, że każdy powrót z zaświatów, kończył się utratą pamięci. Protagonista nie był wstanie przypomnieć sobie nic ze swego poprzedniego pobytu na ziemi. Nie wiedział kim jest, jak tu trafił i po co tak naprawdę żyje. W mieście, w którym toczyło się jego pełne niedopowiedzeń istnienie, ktoś dokonywał brutalnych morderstw na bezdomnych, związanych, jak twierdził wybawca Johna, Henry White z okrutną, rozbitą w 1051 roku sektą Cielesności. Protagonista, został wciągnięty w niecną intrygę i tylko fragmenty wspomnień pojawiające się gdy dotknął przedmiotu i tajemnicza litera Y, pozwoliły mi rozwikłać zagadkę i swojego losu oraz owej morderczej grupy.
Trzy lata później, nasz bohater wraz ze swoją partnerką Pauline, również nieśmiertelną, żyją w Paryżu, gdzie razem prowadzą odziedziczony po ojcu dziewczyny antykwariat. Niestety wraz z darowizną, otrzymują także długi ojczulka. Szukając jakiegoś wyjścia z trudnej sytuacji, postanawiają skontaktować się z bardzo wpływową i niezwykle bogatą miłośniczką sztuki. Szukając wyjścia z tej trudnej sytuacji, postanawiają skontaktować się z panna Bexter, by zaproponować jej kupno cennej rzeźby. Znajomość ta ma niestety drugie dno, związane nie tylko z artyzmem, ale i z przeszłością oraz przyszłością naszej pary. Stopniowo odkrywane elementy układanki, pozwalają bohaterowi coraz głębiej i dosadniej wnikać we wspomnienia, a nam graczom, przenieść się do rządzonej przez inkwizycję Hiszpanii, by poznać historię Johna, jego przemiany i początków Sekty Ciała.
Pierwsza odsłona tej doskonałej serii wzbudzała we mnie skrajne emocje, bowiem jej scenariusz był fabularnym majstersztykiem, wzmacnianym przez doskonale poprowadzone dialogi i klimatyczną ścieżkę dźwiękową. Problemem gry była jednak jej długość, a raczej krótkość. Yesterday Origins zdecydowanie rozbudowano, wydłużono, umiejętnie plącząc teraźniejszość z przeszłością. Gracze mogą delektować się rozgrywką na dwóch płaszczyznach czasowych. W obecnych czasach toczymy walkę z dniem dzisiejszym i z codziennymi problemami, poznając bliżej samego Johna i Pauline oraz dawnego przyjaciela, ekscentrycznego i mającego problemy psychiczne, Borysa. W przeszłości, przemieszczamy się między kolejnymi etapami jestestwa protagonisty. Wędrówka ta na początku może wydawać się nieco chaotyczna i zagmatwana, jest jednak kluczem do rozwiązania zagadki naszego bohatera i rewelacyjnym pomysłem na fabułę, która wciąga od początku aż po zaskakujący finał.
Scenariusz, to najmocniejszy atut tej produkcji. Świetnie wypadają też doskonale zarysowane i charyzmatyczne postacie. Każdą z nich cechuje indywidualność i własne poczucie wartości. Muszę przyznać, że uwielbiam przygodówki, które obfitują w wyraziste persony, a takich w Yesterday Origins nie brakuje. Twórcy zdecydowali się na przedstawienie nam nie tylko fizycznej przemiany, ale bardziej niźli w poprzedniej części, skupili się na jego psychicznej i duchowej metamorfozie (John ma w końcu aż 500 lat!). Poznajemy bliżej Pauline, kobietę twardą i pełną temperamentu. Przyglądamy się nieco zbzikowanemu Borysowi, Wydrze, przyjaciółce, feministce a zarazem sprytnej fałszerce oraz pewnej siebie koneserce sztuki, pannie Baxter. Pojawiają się jednak postacie związane z przeszłością Johna, w tym sam założyciel Sekty Cielesności, Gines De Orduna, człowiek świadomego swego celu i osiągający go bez względu na skutki. Wymieniłam jedynie część bogatej palety charakterów, dostępnych w owej produkcji. Wierzcie mi, jest w czym wybierać!
Yesterday Origins, to nie tylko świetnie nakreślone osobowości ale i doskonale napisane dialogi. Choć jest ich w grze bardzo wiele, to nigdy nawet przez moment nie przeszło mi przez myśl, że gra jest przegadana. Część tekstów nawiązuje do poprzedniczki, wyjaśniając wydarzenia, rozgrywające się w „jedynce”. Pojawiają się też pewne dygresje, nie związane z fabułą, ale nadające grze specyficznego i nieodłącznego dla produkcji Pendulo humoru. Deweloperzy nie boją się w projekcie poruszać nietypowych tematów, będących zapewne dla niektórych z nas kontrowersyjnymi. Natkniemy się bowiem na teksty dotyczące męskich, intymnych słabości, seksu, ale także na stwierdzenia będące kwintesencją naszego codziennego życia, nie pozbawionego problemów, ale i wchłoniętego przez internetowe nowinki, takie jak Facebook.
Graficznie nie uświadczymy dużej zmiany względem poprzedniczki, po raz kolejny oglądać będziemy znajomą rysunkową kreskę i przepiękne, wielobarwne, malowane tła. Podobnie jak w jedynce, ekran podczas interakcji został podzielony na części, obrazujące kolejne scenki. Podobnie opisywane są przedmioty i miejsca, które badamy podczas rozgrywki. Aktywny punkt na ekranie zostaje oznaczony błyszczącym, białym znacznikiem. Ponownie pojawiają się przemyślenia bohatera i tu daje o sobie znać pewien niewielki zgrzyt, a raczej rzekłabym, chrobot. Opisom myśli Johna, czy też Pauline, nie towarzyszą żadne słowne komentarze czy dźwięki. Wszystko odbywa się w całkowitej ciszy, co jest troszeczkę męczące.
Nowością, która pojawiła się w tej odsłonie jest badanie, czy raczej oglądanie kolejnych postaci w grze. Otóż oprócz rozmów z bohaterami, będziemy także dokładnie ich "sprawdzać", jeżdżąc kursorem po postaci i szukając podświetlających się elementów. W niektórych przypadkach będzie to nam potrzebne do rozwiązania zagadki i posunięciu fabuły do przodu, bowiem nasze spostrzeżenie dotyczące stroju, wyglądu, czy innej cechy danej osoby, trafią do ekwipunku jako użyteczne informacje, zlokalizowane w prawym, dolnym rogu. Pomysł fajny, nie innowacyjny, ale urozmaicający rozgrywkę, tym bardziej, że zebraną informację, możemy sobie w każdej chwili odtworzyć.
Skoro jestem już przy inwentarzu, niezbędnym elemencie przygodówek, to czas skupić się na istocie tego gatunku, czyli zagadkach. W Yesterday Origins, nie znajdziemy typowych zadań logicznych, nie ułożymy układanki, nie zbudujemy sobie przejścia, nie będziemy brnąć przez labirynt. Skupimy się za to na wszelakich zadaniach przedmiotowych, polegających na odpowiednim łączeniu rzeczy i wyciąganiu wniosków. Tu należy się twórcom kolejny olbrzymi plus, gdyż sposób łączenia tych elementów, zbudowany jak układanka logiczna, jest genialny. Chcąc wykonać jakąś czynność, będziemy musieli nie tylko połączyć ze sobą przedmioty, ale i wykorzystać je w odpowiedniej i właściwej kolejności. Na ekranie pojawią się wspomniane przeze mnie kwadratowe okna. Kliknąwszy na jakiś przedmiot, zostanie on dołożony, czyli pojawi się na ekranie w kolejnym oknie, a wraz z nim znak zapytania. Wiemy wtedy, że brakuje nam następnego fragmentu przedmiotowej układanki. W ten sposób łączymy nie tylko rzeczy tworząc nową ale i układamy plan działania, który nasza postać ma zamiar wykorzystać i tym samym posuwamy fabułę do przodu. Ciekawym rozwiązaniem jest to, że większość klamotów można w jakiś sposób ze sobą złączyć, ale nie znaczy to, że można je wykorzystać. Zbieranych obiektów podczas zabawy jest dużo, zadania przedmiotowe wcale nie są takie łatwe i czasami trzeba się nieźle nakombinować, żeby wymyślić co dalej.
Złego słowa nie mogę napisać o udźwiękowieniu gry. Choć muzyka nie jest tak powalająca jak w pierwszej odsłonie, to nie przeszkadza, nie irytuje, a jednocześnie podkreśla tajemniczość gry i jej wysmakowanie. Dobrze spisują się odgłosy otoczenia, śpiew ptaków, szum wody, warkot motoru itp.
Yesterday Origins w Polsce wydana została w ojczystej wersji językowej, w postaci polskich napisów przez firmę CDP.pl, która poradziła sobie z tym niełatwym zadaniem (tekstów jest mnóstwo), w sposób bardzo dobry. Nie znalazłam żadnych poważnych błędów, poza jedną literówką.
Gra, choć doskonała, nie uniknęła drobnych błędów technicznych, które nie popsuły mi jednak przyjemności z rozgrywki. Otóż w pewnym momencie zniknął kursor, więc nie byłam wstanie poradzić sobie z prowadzeniem mojej postaci. Pomogło wyjście i wejście do gry. Myślę, że kolejne aktualizacje, rozwiążą ten problem i będziemy mogli cieszyć się grą o doskonałej fabule i nienagannej grywalności.
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was tym przydługim wstępem, ale Yesterday Origins godna jest pochwał, ochów i achów na jej temat. Rewelacyjna, wciągająca i nie pozbawiona zwrotów akcji fabuła, niebanalne postacie, ciekawy sposób łączenie przedmiotów i zakończenie, którego pewnie niejeden z Was by się nie spodziewał, to istota tej doskonałej gry, którą serdecznie Wam polecam, żałując jednocześnie, że to już koniec tej cudownej opowieści.
Point and click to taki styl gry gdzie mozna zasnac. Masakra :)
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Szkoda, że bardzo ciężko mi zdecydować się zagrać w grę point&click. Opis faktycznie długi ale interesujący i bogaty w informacje.