Kolejne ciężkie klimaty, ale raczej właściwie dla chętnych na tego typu zabawę.
Zanim zacznę cokolwiek pisać, muszę zaznaczyć, że gatunek „noir” tak zwane „czarne kino”, przepełnione pesymistycznym klimatem i niepewnością, nigdy za bardzo mnie nie pociągało. Zastanawiałam się, co można dostrzec fajnego, czy też intrygującego w pechowych detektywach, wplątanych w beznadziejną sprawę? Gdy w moje łapki trafiła gra w takim właśnie klimacie, miałam mieszane uczucia i obawiałam się, że będzie to kolejna przygodówka, którą zainstaluje, przejdę i zapomnę. Tak się jednak nie stało, bo cokolwiek mogłam powiedzieć, a raczej napisać o „Face Noir”, to na pewno nie to, że gra mnie znudziła, wręcz przeciwnie, zaintrygowała, zaciekawiała, dała do myślenia i gdyby nie małe problemy podczas rozgrywki, byłabym zdolna dać jej bardzo, bardzo wysoką notkę w mojej „growej” punktacji. Ale po kolei...
Stany Zjednoczone, Nowy York, lata trzydzieste ubiegłego wieku. W kraju panuje wielki kryzys gospodarczy. Wiele firm plajtuje, wielu ludzi traci dorobek swojego życia. Wraz z krachem kwitnie w mieście przestępczość, a spora rzesza gangsterów dorabia się fortun. W takiej rzeczywistości żyje i pracuje bohater opisywanej przeze mnie gry - Jack Del Nero, bo o nim mowa. Odkąd został wydalony z policji, pracuje na własną rękę, jako prywatny detektyw. Szara rzeczywistość, brak motywacji i gotówki, skłania go do częstego zaglądania do kieliszka. Butelka Whisky jest dla niego jedyną przyjaciółką i ratunkiem, a jednocześnie zgubą. Pewnego dnia, do jego niewielkiego biura, wynajmowanego w apartamentach Rosjanina nazwiskiem Slovański, przychodzi bogaty rzeźnik, nazwiskiem Webber. Zleca on Del Nero „robótkę”, wartą 30 dolców. Ma on wyśledzić i pstryknąć parę fotek jego pasierbicy, by w ten sposób odciąć ją od strumienia pieniędzy, które to wyciąga od niego niewdzięczna Susan. Zadanie wydaje się łatwe, aż do chwili, w której w środku nocy Jack odbiera pewien telefon. Ktoś po drugiej stronie słuchawki twierdzi, że w mieście pojawił się dawny przyjaciel, a teraz wróg Jacka, Sean MacLeane. Informator radzi, by detektyw udał się do portu Melville i „podążał za lordem”. Wiadomość o Seanie, dawnym koledze z policji, przez którego Jack został zwolniony z pracy i przesiedział rok w więzieniu, elektryzuje naszego detektywa, który niewiele myśląc rusza we wspomniane w rozmowie telefonicznej miejsce. Tak zostaje wplątany w intrygę, która niesie za sobą przykre dla niego konsekwencje. Więcej z fabuły zdradzać nie będę, żeby nie psuć Wam zabawy. Zagrajcie i przekonajcie się sami.
Mechanika „Face Noir”, to sprawdzone i lubiane przez wszystkich maniaków przygodówek point & click. Studio Mad Orange stworzyło grę w pełni obsługiwaną myszą. Lewym przyciskiem gryzonia oglądamy przedmioty, zaś prawym zabieramy i używamy. Gra sprzedawana jest w Polsce w języku ojczystym. Taką lokalizację zapewniło nam IQ Publishing tłumacząc grę w wersji kinowej, w formie napisów. Muszę przyznać, że spolszczenie owej produkcji wykonane jest perfekcyjnie. Nie znalazłam żadnych błędów, czy też literówek, a polski tekst przełożony z języka angielskiego pokrywa się z tym, co słyszymy podczas zabawy w „Face Noir”.
Bawić będziemy się przez dość długi okres czasu, bowiem przejście tej pozycji zajmuje około 10-11 godzin. Bardzo zadowalająca jest także ilość zagadek i wszelakich zadań logicznych. W całej grze naliczałem ich kilkanaście, co w dobie skracania i ułatwiana gier, poprzez pozbywanie się z nich zadań typowych dla tego gatunku, jest wynikiem doskonałym i tu muszę przyznać grze plusika. Zagadki są wszelakiego pokroju, od dość prostych, takich jak odpowiednie ustawienie radia, czy też włączenie termostatu, albo naprawienie kabla telefonicznego, po bardziej złożone, czyli: odkodowanie zaszyfrowanego notatnika, ustawianie odpowiednio dysków z symbolami, czy poskładanie woskowego cylindra, nad którym muszę się przyznać tkwiłam ładny kawałek czasu. Tych zadań jest cała masa i trudno je wszystkie po kolei wymieniać, tym bardziej, że oprócz nich, znajdziemy też sporą ilość zagadek przedmiotowych, jest tylko jedno ale...
Niestety w wypadku niektórych zagadek szwankuje mechanika ich obsługi. Otwarcie drzwi za pomocą wytrychów, które szanujący się detektyw w swojej kieszeni mieć powinien, tylko na pozór wydaje się banalnie łatwe. Chwytamy więc wytrych lewym przyciskiem myszy i kręcimy raz w lewo, raz w prawo i znów w lewo. Za każdym razem mamy usłyszeć ciche kliknięcie sygnalizującego, że jedna z zapadni zamka właśnie odpuściła. Problem w tym, że w tym wypadku gra wcale mnie nie słuchała. Wszelkimi siłami pchałam kursor w prawo, co owocowało tym, że wytrych wcale się nie ruszał, albo też przesuwał w zupełnie innym kierunku. Toczyłam zatem nierówną walkę z grą, która w końcu i tak była przegrana, bowiem wściekła klikałam opcję „pomiń”, bo taka możliwość w tym wypadku była.
Szkoda, że takowej opcji odpuszczenia sobie trudnego zadania nie ma w przypadku innych zadań, bo taki sam problem z obsługą miałam w przypadku włączenia radia, którego pokrętło nie chciało się ruszyć, czy też otwierania sejfu, gdzie za nic nie mogłam ruszyć gałki w dół, a jedynie w górę. Mam nadzieję i liczę na to, że w kolejnej odsłonie gry twórcy poprawią tę część rozgrywki pozwalając graczom delektować się zagadkami, a nie tracić przez nie i tak już skołatane codziennym życiem nerwy.
Niedogodności te niweluje fabuła i coś, co miłośnicy gier adventure nazywają grywalnością. Płynność rozgrywki, spójność fabuły, przeplatanej doskonałą narracją, przedstawioną w rysunkowych animacjach, nadają grze specyficznego, idealnie wyważonego klimatu „noir”.
„Wisienką na torcie” staje się też oprawa graficzna, gdzie przymglone, ciemnoszare, skąpane w nieustającym deszczu puste ulice, pozwalają wsiąknąć w klimat lat 30-tych na tyle, by chcieć w grze zostać na dłużej. Nie spodziewałam się takiego efektu, tym bardziej, że wygląd postaci nie prezentuje się szczególnie pięknie, a większość z nich, muszę to napisać, wygląda dość topornie.
Na ową grywalność wpływa także sposób przedstawienie fabuły, która cofa się w czasie. Zaczynamy grę od końca, by z czasem odkrywać jej zawiłości. Co jest najfajniejsze, nie sterujemy jedynie poczynaniami Jacka, ale w jego wizjonerskich snach mamy okazję poznać zarys fabuły widzianej oczami Seana MacLeana. Twórcą udało się też sprytnie wpleść w wątek kryminalny, pewną dozę parapsychologii. Nie wszystkim taki miszmasz może się podobać. Ja zaś uważam, że było to posunięcie trafione, prawie w dziesiątkę. Specjalnie pisze „prawie”, bo nie bardzo wiem, co też autorzy zaoferują nam w kolejnej odsłonie „Face Noir”.
Tak jak już wcześniej napisałam, gra jest klasyczną przygodówką, więc nie zdziwił mnie typowy wygląd inwentarza, w którym bohater taszczy stosy przedmiotów, potrzebnych podczas kolejnych zadań przedmiotowych. Ciekawym rozwiązaniem jest wykorzystanie umysłu detektywa, czyli zdolność łączenie faktów. Na ekranie pojawiają się wtedy przeróżne zdania, które wynikają z przeprowadzonych rozmów i zebranych dowodów. Zadaniem gracza jest połączenie dwóch zdań i wyciągnięcie wniosku pozwalającego posunąć fabułę do przodu. Związek jaki między nimi powstanie, zaowocuje dodatkowymi informacjami, które można wykorzystać w dalszym dochodzeniu.
Podczas zabawy w Face Noir wędrujemy przez szereg lokacji położonych w różnych częściach Nowego Yorku. Rolę mapy spełnia taksówka, prowadzona przez pewnego Chińczyka. W kolejnych miejscach, jak to w przygodówkach bywa, zbieramy przedmioty i tu muszę się niestety przyczepić. Żadna rzecz, miejsce czy aktywny punkt niestety nie jest w grze nazwany, więc aby cokolwiek znaleźć musimy wszystko obklikać. Przyznam się, że na początku ciężko mi było się przyzwyczaić. Na szczęście twórcy udostępnili graczom możliwość podświetlania hot-spotów, poprzez kliknięcie znaku zapytania w ekwipunku, który wysuwa się poprzez najechanie kursorem myszy na górę ekranu lub też poprzez kliknięcie klawisza F1 na klawiaturze.
Ciekawie rozwiązane jest samo używanie przedmiotów, a także sposób ich pokazania. Nie wszystkie rzeczy będziemy w grze zabierać do przepastnych kieszeni naszego bohatera. Część tylko podniesiemy i użyjemy na innym przedmiocie. Każdy zabrany element Jack, czy też Sean pokazuje w pomysłowo rozwiązanym w tym wypadku inwentarzu i odpowiednio opisuje i tu kolejny plusik, bo prezentuje się to całkiem fajnie.
Na ogromniasty plus zasługuje zaś udźwiękowienie gry i to zarówno pod względem oprawy muzycznej, jak i samych dźwięków otoczenia. Dźwięki, które nas otaczają, grając w „Face Noir” są niezwykle naturalne. Deszcz dudniący po parapetach, kolejne jego krople walące o metalowe dachy, szum samochodu, dźwięk przeszywającej niebo błyskawicy i cała reszta zasługują na pochwałę. Lata trzydzieste, to rozkwit muzyki jazzowej, więc nikogo nie powinno dziwić, że w grze przewijają się takie właśnie kawałki muzyczne, tworząc wraz z grafiką spójną całość.
„Face Noir” nie jest z pewnością grą rewelacyjną, nie posiada powalającej na kolana grafiki, ale jest pozycją niezwykle grywalną, ciekawą i mającą w sobie to coś, co przygodówki podzielone na części powinny posiadać, czyli potencjał, który mam nadzieję twórcy wykorzystają w kolejnej jej odsłonie. Niestety musiałam obniżyć końcową notkę ze względu na mechanikę zagadek, która jest zdecydowanie niedopracowana i wymaga poprawy. Nie mniej jednak zachęcam was do zapoznania się z ową produkcją, bo warto! No i czekam na kolejną część!
Kolejne ciężkie klimaty, ale raczej właściwie dla chętnych na tego typu zabawę.
Okropne, bo miała być kontynuacja, ale pomysł upadł chyba w zarodku, bo cisza w eterze, a szkoda, bo całkiem fajne gierka :(
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Akurat parę literówek czy błędów w tłumaczeniu było, szczególnie pod koniec. Gra nie najgorsza, ale dub fatalny a zakończenie okropne.