Autor recenzji- Karol (AlbanPL) Pakosz
Tytuł: Aragami
Producent: Lince Works
Gatunek: Skradanka/Indie
Początkowo obserwuje sytuacje z cienia. Nie wychylam się. Przyglądam się ruchom patroli by znaleźć odpowiednią ścieżkę. Gdy już wiem jak załatwić strażników, ostrożnie przekradam się drogą wytyczoną przez mrok, po czym szybkim ruchem ostrza eliminuje pierwszego przeciwnika. Musze szybko, a jednocześnie na tyle skrzętnie schować ciało, by dodatkowe patrole nie natrafiły na truchło. Może przeniosę je do śmietnika? Tylko po co? To nie kolejny Splinter Cell, a Aragami i sprawie, że ciało zwyczajnie wyparuje!
Aragami, mission is over!
Początek tekstu został napisany w ten sposób nie bez powodu. Na pewno nie jeden z Was, drodzy czytelnicy miał możliwość obcowania z serią Splinter Cell. Przemieszczanie się na kuckach, w ciemności i cicha eliminacja przeciwników to chleb powszedni dla wielu dzisiejszych skradanek. Warto jednak przypomnieć, że to właśnie seria gier z Samem Fisherem w roli głównej, była jednym z prekursorów gatunku. Aragami to pierwszy niezależny tytuł od indyczego studia Lince Works z Barcelony, który nie tylko możemy zaliczyć do kategorii skradanek, ale dodatkowo możemy mu przyklasnąć i powiedzieć, że wiernie trzyma się wyznaczonych granic. Dobra robota Sa... Aragami.
Zacznijmy jednak od fabuły, którą uznaję za dużą zaletę gry. Podczas rozgrywki wcielamy się w tytułowego Aragami - ducha zemsty, którego przyzwała na pomoc nastoletnia Yamiko, członek królewskiego rodu. Księżniczka została uwięziona w fortecy KyuRyu, a jej oprawcą jest złowrogie imperium Kaiho. Naszym zadaniem jest przekraść się przez wiele pilnie strzeżonych miejsc i ukraść z nich talizmany. Brzmi prosto i banalnie? Ale tak nie jest! Twórcy czerpiąc garściami z kultur wschodnich postanowili bardzo tajemniczo i zdawkowo przedstawiać fabułę. Z każdym kolejny krokiem, który poczynimy poznajemy naprawdę głęboką historię zarówno bohaterów pierwszoplanowych jak i otaczającego nas świata. Względem tego ostatniego, historia jest również uzupełniana przez specjalnie znajdywane zwoje.
I've got bad news for you, Aragami, you *are* old.
Jak już wcześniej wspomniałem, że Aragami to skradanka. Dlatego też główny element gry to przekradanie się przez terytorium należące do armii Kaiho, gdzie zwykle za zadanie mamy coś zebrać lub przedostać się dalej. Jako Duch jesteśmy stworzeni z esencji sił cienia, co przekłada się na nasze niezwykłe zdolności pomagające nam pokonywać kolejne trasy. Niczym w serii Splinter Cell ważne jest krycie się w mroku, chodzenie przygarbionym i unikanie wytwarzania hałasu. Kiedy jesteśmy w cieniu stajemy się znacznie bardziej silniejsi niż w przypadku gdy znajdujemy w świetle księżyca lub blisko źródeł mocnego światła. Przebywanie na jednej z tych powierzchni decyduje o tym czy przeciwnicy mogą nas dostrzec czy może lepiej się im nie pokazywać. Otwarta konfrontacja niemalże natychmiast równa się śmierci, ponieważ uzbrojenie przeciwników jest wykonane z zabójczej dla nas esencji światła.
Chociaż musimy stale trzymać się cienia i nie możemy wykonywać akcji niczym z filmów o pewnym weteranie, gdzie główną role grał Sylvester Stallone, to nie jesteśmy w żaden sposób bezbronni. Naszą główna bronią jest cień i wakizashi, krótka katana idealna do ataków z zaskoczenia. Pozostawanie w mroku pozwala nam wykorzystywać jego moc poprzez szybkie teleportowanie się w jego zasięgu (ale tylko na krótkie dystanse). Jeśli znajdujemy miejsca do których musimy dotrzeć, a pada tam nieco światła to pozostajemy dzięki niemu w ukryciu. Jeśli jesteśmy osobami kreatywnymi w szukaniu nowych ścieżek, twórcy nagradzają nas podczas misji na różne sposoby. Jednym z nich jest punktacja na koniec misji, a także odnajdywane w różnych miejscach zwoje, dzięki którym nasza postać się rozwija. Tutaj mogę na spokojnie oznajmić, że główny rdzeń rozgrywki chociaż zalatuje nieco powtarzalnością w wykonywaniu czynności podczas każdej misji, to sprawia wiele frajdy i przyciągnął mnie na znacznie dłużej.
Aragami: Listen, I'm going to kill you if...
Kaiho Guard: *Wow*! Killed by a ninja... cool!
Skoro jesteśmy już przy rozwoju i wachlarzu umiejętności głównego bohatera... Każdy zwój, który odnajdziemy pozwala nam polepszać nasze umiejętności. Z czasem nauczymy się między innymi ukrywać ciała (polecam odblokować jako pierwsze), szybciej odnawiać poziom cienia (działa jak mana), a także techniki ofensywne i defensywne, które wspierają nas podczas misji. W kwestii technik warto zwrócić uwagę na Banmoku, które ujawnia gdzie na mapie znajdują się przeciwnicy, a także Kunai, która pozwala eliminować przeciwników z odległości. Jednocześnie każda umiejętność ma ograniczone użycie, które uzupełniamy przy pomocy specjalnych kapliczek. Szkoda, że nie do końca przemyślano koncept niektórych umiejętności, ponieważ znaczna większość jest tutaj nie przydatna.
Tutaj należą się pochwały twórcom, ponieważ zastosowali bardzo ciekawe rozwiązania względem HUD-a gry. O naszej widoczności informuje nas poziom rozjaśnienia boków ekranu, a przede wszystkim kolor peleryny głównego bohatera. Jeśli jest ona czarna, możemy czuć się względnie bezpieczni, jeśli jednak jej kolor jest czerwony, a przy tym boki świecą na jaskrawy kolor to lepiej byśmy jak najszybciej znaleźli kryjówkę w mroku. Dodatkowo o poziomie mocy esencji cienia informuje nas to, jak duża ilość płaszcza jest pokryta biały ornamentami. W samym jego środku z kolei widzimy ikonę danej techniki jaką mamy pod przyciskiem, a także możliwą ilość użyć. Chyle czoła Lince Works, ponieważ nie można odmówić wam kreatywności.
Yamiko, we have a problem.
Na razie recenzja rysuje się całkiem słodko, jednak muszę przy tym nieco ponarzekać na pewne elementy, które potrafią bardzo zirytować podczas grania. Często razi w grze wiele nielogicznych rozwiązań które zwyczajnie wprawiają graczy w ogłupienie. Kiedy strzały światła po wypuszczeniu w twoją stronę zmieniają otoczenie na jaśniejące esencją światłą, to już miecze innego rodzaju przeciwników nie czynią tego samego. Jako Aragami potrafimy teleportować się miedzy cieniami, jednak nie możemy wykorzystać do tego cienia rzucanego przez przeciwników. To można przeboleć, najgorzej jednak boli bardzo nierówna percepcja przeciwników. Łucznicy na wieżach potrafią nas wypatrzeć i usłyszeć z bardzo dalekich odległości gdy jesteśmy w pół cieniu, za to strażnicy dzierżący miecze nie są w stanie nas dostrzec w pełnym mroku gdy stoimy kilka metrów od nich.
Gra posiada ogromną ilość baboli, które chociaż czasem potrafią mocno uprzykrzyć rozgrywkę. Na przykład natrafiłem na taki, który zablokował mi możliwość przejścia poziomu! Podczas misji w 5 rozdziale nie mogłem wyjść lokacji startowej, ponieważ w przypadku, gdy podczas misji załadowałeś chociaż raz checkpoint, to blokowało to możliwość wyjścia z misji. Szybkim rozwiązaniem okazało się ponowne zebranie talizmanu, tym razem jednak niewidzialnego, ale znajdującego się w tym samym miejscu. Musze przyznać, że było to naprawdę frustrujące, ponieważ mapy są tutaj bardzo duże i złożone, a ponowna wędrówka po przedmiot była zwyczajnie nudna. Inny problem, który napotkałem to bardzo częsta niestabilność gdy znajdujemy się blisko dużej ilości roślinności. Wtedy bez żadnego powodu spada liczba klatek na sekundę, a warto zaznaczyć, że gra ma naprawdę niskie wymagania. Twórcy jednak stale słuchają graczy i cały czas łatają na bieżąco swoją grę.
Nice suit. Italian?
Przejdźmy teraz do tego co najbardziej mnie zadziwiło w tym tytule: Jest to grafika. Tytuł został stworzony na Unity, a wygląda przy tym jakby zastosowano znacznie bardziej zaawansowany silnik. Na pewno wpływa na to dodatkowo Cell Shading, który został tu zastosowany, jednak nie można Aragami odmówić piękna. Grając czujesz się jakbyś cały czas czytał dobry komiks lub mangę, co w połączeniu z dobrą fabułą owocuje chęcią porzucenia wszelkich Shōnen Jumpów na rzecz przechodzenia kolejnych poziomów. Już wcześniej wspominałem, że mapy są duże i rozległe, a przy tym zaprojektowane bardzo klimatycznie i zjawiskowo. Tak, to kolejny tytuł przy którym potrafiłem się zagapić i przeglądać widokom. W kwestii dźwięków. Zostały one dobrane prawidłowo i w żaden sposób nie denerwują, jednak nie jest to element, który zrealizowano wybitnie, a po prostu należycie.
Damn the mission! I'm not letting Yamiko die!
Drogi czytelniku, czy czytając tą recenzje odniosłeś wrażenie że już gdzieś widziałeś część tych rozwiązań? W tytule Lince Works znajduje się wiele zapożyczeń, które uformował Splinter Cell i nie bez powodu śródtytuły to parafrazy odpowiednio dobranych kwestii wypowiadanych w skradankowej serii Ubisoftu. Zabawa światłem i cieniem, poziom głośności biegu, niska żywotność bohatera i mocne kary za błędy. Dziś te elementy są często zapominane przez kolejne gry z gatunku stealth, jednak Aragami wykonuje je nie dość, że bardzo dobrze, to nawet znacznie lepiej niż pierwowzór, a przy tym dorzuca od siebie elementy fantastyczne. Panowie z Barcelony dali nam to, czego Ubisoft nie dał nam od czwartej części przygód Sama Fishera: Prawdziwej kontynuacji Chaos Theory. Grę mogę szczerze polecić tym którzy już dawno stracili nadzieje na powrót złotej ery skradanek i chociaż gra posiada bardzo dużo bugów i glitchy, to ostatecznie każdy kto jej spróbuje przygryzie zęby i będzie próbował uratować Yamiko.
Inspiracje są oczywiste. Wzorują się na bardzo udanej i dobrej produkcji dbając, by ich gra była atrakcyjna lecz niestety błędów jest sporo.