Batman zawsze miał co najmniej dobrą fabułę. To się ceni!
Przedostatni miesiąc roku, to czas nie tylko sporych obniżek gier, serwowanych nam przy okazji Czarnego Piątku czy jesiennej wyprzedaży na Steamie. Listopad to także miesiąc, w którym Telltale Games udostępniło czwarty epizod przygodówki rozgrywającej się w universum Batmana. Niestety wciągająca fabuła, spora ilość zadań przygodowych i więcej akcji, nie zdołały przyćmić niesmaku z coraz bardziej niedopracowanej optymalizacji, zabijającej przyjemność z rozgrywki.
Guardian of Gotham, tradycyjnie zaczyna się tam, gdzie kończy się część numer trzy. Po ataku na Bruce'a i wstrzyknięciu mu przez Lady Arkham sporej dawki narkotycznej substancji, Wayne trafia do miejscowego, cieszącego się złą sławą zakładu psychiatrycznego. W Arkham Asylum, pomocną rękę podaje mu bywalec tego miejsca, mężczyzna z uśmiechem od ucha do ucha, niejaki John Doe. Opuściwszy Azyl protagonista musi zmagać się nie tylko z narkotykiem wywołującym nietłumioną agresję ale i z dalszą nieprzychylnością mieszkańców Gotham. Czeka go także przeprawa z Pingwinem i dawnym przyjacielem Harveye'm, człowiekiem o dwóch twarzach, wypowiadającym wojnę nie tylko grupie Children of Arkham, ale i samemu Bruce’owi.
Fabuła jak wspomniałam na początku, to najmocniejszy walor tego odcinka. Stopniowo budowane napięcie, podkręca grę, nadając jej iście filmowego klimatu, rodem z Hollywood. W epizodzie czwartym jest wszystko z czego słynie studio Telltale Games, czyli świetnie opowiedziana historia, stopniowe budowanie emocji i mnóstwo większych i mniejszych wyborów moralnych, które w taki, czy inny sposób wpływają na to jak potoczą się nowe wydarzenia.
W przeciwieństwie do poprzedniego epizodu, w części czwartej większą rolę odgrywają typowe, jak przystało na przygodówkę, zadania logiczne. I choć większość z nich to powielanie tego co już było, czyli umiejętne łączenie wskazówek w postaci linków i wykorzystywanie możliwości technologicznych stroju Batmana oraz jego gadżetów, to pojawiły się też inne zagadki. Przyjdzie nam stworzyć lekarstwo, zabawić się w detektywa, czy pomajstrować przy pewnej obudowie.
Batman Telltale Series Episode 4: Guardian of Gotham, to także bardziej wartka i dynamiczna akcja, bowiem nie zabrakło tradycyjnych elementów zręcznościowych. Ciąg tak zwanych quick time eventów jest w tym odcinku dłuższy, bardziej rozbudowany i pełniejszy. Szybki przebieg wydarzeń przeplatany jest licznymi wyborami, dotyczącymi nie tylko tego jaką opcję dialogową wybierzemy, ale przede wszystkim tego co chcemy zrobić i gdzie zamierzamy się udać. W tej części, jak w żadnej innej do tej pory, gracz wpływa na fabułę kształtując ją swoimi indywidualnymi wyborami. Jak wpłynie to na rozwój wypadków w finałowym epizodzie, wciąż trudno powiedzieć.
Na duże uznanie zasługuje praca aktorska. Dubbingowe postacie są po prostu genialne. Mam wrażenie że z każdym, kolejnym odcinkiem jest pod tym względem coraz lepiej. Każdy bohater to burza emocji, od śmiechu po rozpacz, od wyciszenia po ekscytację od spokoju po agresję i tak dalej. Pojawiają się także, do czego nas już zdążyło kalifornijskie studio przyzwyczaić, nowe osoby w tym tajemniczy, wyżej wspomniany John Doe (Joker). Muszę przyznać, że to bardzo intrygująca i tajemnicza postać , choć twórcy jedynie nakreślili jej charakter, to przypuszczam, że jeszcze się z nią spotkamy.
O grafice wspominać za wiele nie będę, bowiem nie uległa ona żadnym zmianom względem poprzednich odcinków Batmana. Oprawy muzycznej prawdę powiedziawszy nie pamiętam, więc zapewne nie jest ani odrzucająca ani zbyt nachalna.
Mimo świetnej fabuły, doskonałej angielskiej wersji, dobrze poprowadzonym dialogom, sporej ilości zagadek i akcji, problemem gry jest jej optymalizacja, a dokładnie jej brak. O ile do tej pory kulała ona na jedną nogę, to w części numer cztery choroba zaatakowała już drugą kończynę. Rozgrywka z niedziałającym kursorem, z którym ustawicznie należy walczyć, bo nie przesuwa się po ekranie, nie należy do przyjemności. Problemem jest nawet wybranie odpowiedniej opcji dialogowej, czy kliknięcie na przedmiot. O ile w dialogach niesforny kursor to nie problem, to podczas quick time eventów daje się we znaki, szczególnie jeśli chcemy rzucić jakiś przedmiot, czy zaczepić linę. Zanim uda się odpowiednio nakierować myszę, na ekranie pojawia się komunikat "Game Over". To nie wszystkie problemy tej odsłony. Od pierwszego dialogu aż po finał epizodu koordynacja ruchu ust z tym co postać wypowiada zupełnie nie idzie w parze. Da się zauważyć spore opóźnienie, które nieco drażni. Są też problemy z przerywnikami filmowymi, które zacinają się a jeden z nich jakoś dziwnie się urywa. Miałam wrażenie, że wróciwszy do gry, coś mi w między czasie z rozgrywki uciekło. Tak jakby twórcy zamierzali wcześniej coś graczom pokazać, a później się rozmyśli.
Podsumowując, w Batman The Telltale Series Episode - Guardian of Gotham, twórcy zaprzepaścili fatalną optymalizacją, szansę wywindowania tej części Mrocznego Rycerza dość wysoko w mojej hierarchii punktowej. Wciągająca fabuła i ciekawe zagadki, to nie wszystko. Żeby w pełni cieszyć się z gry, musi się w nią grać przyjemnie i bez problemowo, a w tym przypadku jest to nierealne. Fatalne wręcz sterowanie i wszelkie inne problemy techniczne, to podstawowy i niestety poważny problem serii o Batmanie, który z każdym kolejnym epizodem staje się bardziej widoczny i odczuwalny.
Batman zawsze miał co najmniej dobrą fabułę. To się ceni!
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Nie dziekuje jakos Batman w formie gry mnie nie kreci. Film tez by jeden tylko wystarczyl.