Bear With Me, przygodówka podzielona na trzy epizody, klimatyczna, mroczna, zaskakująca i niestety smutna,
powróciła, ale tym razem w prequelu, przybliżającym postać, a raczej wydarzenia związane z zaginionym Flintem. Tym razem to właśnie nim gracz pokieruje, jednocześnie ponownie zanurzając się w czarno-biały klimat kryminalnego noir wzbogaconego pewną dawką bardzo specyficznego humoru. Przyznam się, że zapowiedź debiutu dodatku radowała mnie niezmiernie, tym bardziej, że dzieło
Exordium Games zamknięte w trzech epizodach sprawiło mi podczas jego ogrywania, wiele radości i przygodowej, recenzenckiej przyjemności.
Bear With Me: The Lost Robots jest równie satysfakcjonujące, choć wyraźnie spokojniejsze, mniej drastyczne, jak na rysunkowy klimat i niezwykle proste, z małymi wyjątkami, oczywiście.
Historia po raz kolejny przenosi graczy do Paper City, Papierowego Miasta, w którym żyje klasyczny detektyw filmów noir, smętny, nieco cyniczny Ted E. Bear, który boryka się z typowymi problemami tego fachu, znużeniem, problemem alkoholowym i brakiem motywacji. Tym razem, w przeciwieństwie do poprzednich epizodów, Amber schodzi na plan dalszy, będąc jedynie dodatkiem. My zaś przejmujemy kontrolę nad jej bratem, nastoletnim Flintem, który wraz z przyjacielem Misiem próbuje rozwikłać zagadkę porwań oraz mordu jakiś ktoś dokonał na pewnym robocie.
Estetyka wykonania
Bear With Me: The Lost Robots, szczególnie pod względem graficznym, właściwie nie uległa zmianie. Nie będę się na ten temat rozpisywać, choć podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami nieco później.
Modyfikacja i to w znaczącej formie, odczuwalna jest w sposobie prowadzenia warstwy fabularnej, który wyraźnie zwolnił. Nie znaczy to oczywiście, że gra, która jako dodatek jest produkcją dość krótką (około 2 godzin), stała się nudna i monotonna. Nic z tych rzeczy. Twórcy postanowili spojrzeć na rozgrywkę z zupełnie innej perspektywy przybliżając nie tylko postać Flinta i jego życia przed wydarzeniami związanymi z zaginięciem, ale także skupiając się na postaci detektywa Misia. Ted podnoszący się z zawodu miłosnego jest zarówno tak samo cyniczny, zgryźliwy i dociekliwy jak w podstawowej wersji gry, ale i jednocześnie bardziej spokojny, zrównoważony, bardziej zwykły.
W Bear With Me chwaliłam świetną wersję językową, która nadawała klimat rozgrywce i budowała bardzo specyficzny, fantazyjno-mroczny stan emocjonalny w jakim tkwiła Amber. Niestety Flint jest, mimo świetnych dialogów, bardzo trafnych spostrzeżeń i logicznych zdań, postacią niezwykle płaską i bezbarwną. A wszystko przez sposób zaangażowania aktora głosowego, który stał się bardzo znikomy. Poziom emocji Flinta jest tak niski, że jego osóbka staje się nieatrakcyjna, nijaka i smętna. Dziwne zblazowanie, jakaś nonszalancja w głosie i zniechęcenie w żadnym razie nie przestają do atmosfery panującej w grze, która jak zwykle jest mroczna, choć niestety pozbawiona tej fajnej dawki wyobraźni, serwowanej graczom przez Amber.
Dużo lepiej wypada w kwestii dialogowego odbioru i angielskiej wersji językowej Ted E. Bear, który poprzez tembr głosu, niskie jego brzmienie, emocjonalność i słodką negację, tudzież bunt przeciwko niesprawiedliwości życiowej, po raz kolejny przenosi nas w znajomy przygodowy świat Bear With Me. Dzięki niemu wspomnieniami przenosimy się do znajomych z poprzednich części lokacji, choć tylko w naszych głowach.
Dzieje się tak dlatego, iż dodatkowa, wzbogacająca całość przygodowa część kieruje graczy do zupełnie innych miejsc, na zupełnie inne tereny, bogate w przeróżne postaci, z którymi mamy kontakt po raz pierwszy. Inna historia, różne wydarzenia, ubarwiane jedynie odniesieniami do wersji podstawowej Bear With Me, pozwalają zanurzyć się w rozgrywkę, na którą jesteśmy w stanie spojrzeń z innej perspektywy, jakby zupełnie oddzielnie. Trochę tak, jakbyśmy grali w zupełnie inną przygodówkę w znanym nam uniwersum.
I choć fabularnie i pod względem lokacji jakie zwiedzamy jest inaczej, ani lepiej, ani gorzej, to styl rozgrywki nie uległ zmianie. Dalej mierzymy się z klasycznym point and clickiem sterowanym za pomocą myszy, z ikonami wyglądającymi zupełnie tak samo jak w podstawie. Mnogość dialogów, wielość przedmiotów, typowe zagadki przedmiotowe i kilka logicznych oraz czarno - biały styl graficzny, od czasu do czasu ubarwiany nieco innym kolorem. Fajnie, znajomo i klasycznie.
Ciekawym rozwiązaniem jest system współpracy Finta i detektywa Misia, który podbito dialogami między nimi. Te stanowią istotną część tejże przygodówki, bo nie tylko rozbudowują historię, ale i wprowadzają dawkę przyjemnego humoru, nie nachalnego i głupiego, ale bardzo wyważonego i mądrego, co wcale nie jest w przygodówkach takie proste.
Bear With Me: The Lost Robots to gra, która bywa monetami bardziej realna niźli znane nam trzy poprzednie części. Surrealizm jest tu na niskim poziomie, choć czasami
rozgrywka trąci absurdem, który zdecydowanie podbija zagadki przedmiotowe i ich trudność. Bywają takie momenty, że musimy się nad danym zadaniem na chwilę zadumać, musimy przystanąć, pomyśleć i pogłówkować. Twórcy nie zapomnieli także o klasycznych łamaczach głowy w postaci łamigłówek logicznych. Nie mniej jednak gra dla wyjadaczy gatunku może wydawać się zbyt prosta, przez to przejście jej zajmie naprawdę niewiele czasu.
Obiecałam skupić się także na warstwie graficznej, która pokrywa się ze stylem chorwackiego studia Exordium Games, który mogliśmy podziwiać w podstawowej, podzielonej na trzy epizody przygodówce Bear With Me. Grafika skupiająca się na czerni i bieli i wszelakich odcieniach szarości przytykanej tylko nielicznie czerwienią, daje poczucie, że trafiliśmy tam, gdzie trafić chcieliśmy. Znajome klimaty nie wprowadzają graficznego chaosu, są miłym powrotem do tego, co jest gry atutem i przygodowym znakiem szczególnym. Całość, podobnie jak w podstawie spinają animacje w postaci komiksowych wstawek, które wprowadzają do pewnej sceny, wydarzenie i są rodzajem narracji. Te właśnie bywają najbardziej kolorowe, co fajnie współgra z resztą rozgrywki.
Twórcy nie zdecydowali się także na zmiany pod względem muzycznym. Po raz kolejny towarzyszy graczom znajome intro, niezwykle klimatyczne, zapadające w pamięć, niesamowicie intrygujące. Podczas rozgrywki zaś w tle brzmi spokojna, acz naładowana emocjami nuta w klimacie noir, idealnie podbijająca i zamykająca nieraz tragiczne wydarzenie i sytuacje.
Podsumowując,
Bear With Me: The Lost Robotsto króciutki, klimatyczny, prosty pod względem rozgrywki dodatek do historii, które zwyczajnie nie miała swojego początku. Dobrze, że twórcy postanowili ją w jakiś sposób rozwinąć, przy okazji oferując inną historię, napędzaną humorem, znajomym żartem i fajnymi dialogami. Nie jest to gra wybitna, ma pewne braki, których nie dostrzegałam w Bear With Me w podstawowej wersji, ale nadrabia klimatem, postacią detektywa Misia i domkniętą historią, która raniła niedopowiedzeniem i smutkiem. Serdecznie polecam!
Dziękujemy twórcom za udostępnienie gry do recenzji!
Testowaliśmy grę w wersji na komputery osobiste na platformie Steam.