Przygodówki, te w rysunkowej i malowanej formie, coraz częściej sięgają po poważniejsze tematy, opowiadając graczom mroczną historię z dreszczykiem. Banalne opowiastki często odchodzą w grach przygodowych na dalszy plan, zastępując je tematyką grozy, albo o grozę zahaczając. Taką też historię postarały się opowiedzieć nieduże i niezależne studia Elf Games, Luna2 Studio, które przy pomocy niemieckiego Daedalic Entertainment kilka tygodni temu oddały w ręce graczy klasyczną przygodówkę point-and-click, w klimacie horroru, której tytuł brzmi Children of Silentown. Miałam przyjemność w nią zagrać, a efektem tego jest recenzja, którą właśnie czytacie.
Jak wspomniałam Children of Silentown to przygodówka w klimacie grozy, stworzona przez niezależne studia. W tej klasycznej opowieści z przygodowego gatunku poznajemy mieszkańców pewnej wioski położonej tuż przy lesie, który ma jednak bardzo złą sławę.
W tej jedynie na pozór spokojnej osadzie mieszka protagonistka, dziewczynka o imieniu Lucy, która żyje zwykłą codziennością, wraz z mamą i tatą, mierząc się z obowiązkami, a także się bawiąc. Ale życie mieszkańców nie jest sielanką. Wioska skrywa bowiem przerażającą tajemnicę, która związana jest właśnie z lasem. Gdzieś pośród gąszczu drzew żyje bowiem bestia, o której się nie mówi, nie wspomina, a nawet zakazuje myśleć.
Stwór wydaje się mieć coś wspólnego z zaginięciami, jakie dość często przydarzają się mieszkańcom owej wioski. Giną głównie dzieci, ale ich rodzice i najbliżsi, mimo tego, że cierpią, nie rozpoczynają ich poszukiwań. Żyją bowiem w strachu przez istotą zamieszkującą las. O niej się nie mówi, nie myśli, a do lasu zakazuje się chodzić. Lucy ma świadomość, że jest to zachowanie niewłaściwe, ale od jej sąsiadów, a i najbliższych dziewczynka nic nie może się dowiedzieć.
Lucy wiedzie zwykłe życie dziecka, a przynajmniej tak jest za dnia, kiedy bawi się ze znajomymi i przyjaciółmi, czy pomaga rodzicom. Ale w nocy jest zupełnie inaczej. Dziecko dręczą makabryczne, przerażające koszmary, których Lucy boi się niemal tak mocno, jak leśnej bestii. Niestety kiedy znika najbliższa jej osoba, nasza bohaterka musi przemóc strach, by nie tylko poznać tajemnice wioski, ale być może odnaleźć zaginionych.
Mimo tego, że opisywana przez mnie przygodówka jest grą barwną, kolorową i ręcznie malowaną, klimat grozy wylewa się z niej niemal na każdym kroku. Buduje go przede wszystkim fabuła, o której opowiedziałam powyżej. Mrok lasu, do którego nie wolno się zbliżać, tajemnicza bestia, która gdzie tam wśród drzew krąży i zaginięcia, głównie dzieci. Te wydarzenia budują dość ciężki, nieco depresyjny klimat, niemal wymuszając na gracza zadumę, przemyślenie z domieszką smutku.
Nie jest to oczywiście wada tej gierki, a jej zaleta, bo zanurzając się w opowieść coraz głębiej, mocniej jesteśmy osadzenie w rozgrywce klasycznie nastawionej na grozę. A klimacik, oprócz opowieści, którą stopniowo buduje fabuła i narrator, tworzą także animacje. Noce spędzone z Lucy, jej koszmary, które są w pewnym stopniu interaktywne, naprawdę potrafią nieść głęboko mroczną atmosferę.
Oczywiście nie znajdziemy w tej klasycznej grze przygodowej „wskaż i kliknij” elementów gore, czy klasycznych „straszaków”, a jedynie wylewający się z rozgrywki dreszczyk, który może, i często wywołuje gęsią skórę, jednocześnie wymagając od gracza chęć poznania prawdy, choćby z ciekawości. Twórcom udało się tak opowiedzieć historię Lucy i jej wioski, że pragniemy poznać prawdę, chcemy w niej uczestniczyć, stać się jej częścią, szybko się w fabułę wciągając.
Po grze wędrujemy oczywiście w klasyczny sposób, za pomocą nieodłącznego narzędzia gracza, czyli myszy. To dzięki kliknięciu przyciskami myszy możemy się poruszać, oglądać przedmioty, używać je, a także łączyć, tak by tworzyć z nich nowe i użyteczne nam przedmioty. A te trafiają do klasycznego, przygodowego ekwipunku, który znajduje się po lewej stronie ekranu. Otwieramy go po najechaniu kursorem myszki na biały tobołek. Każdy przedmiot jest w inwentarzu nazwany, ma swój opis, ale po najechaniu na niego, albo wybraniu, nie otrzymamy żadnego o nim komentarza.
Klasykę rozgrywki widać także w innych elementach interfejsowych. Twórcy zaoferowali graczom bowiem notes, czy dziennik Lucy, który tak chętnie wykorzystywany jest w grach przygodowych. Ale nie jest on takim klasycznym notatnikiem, w którym Lucy robi zapiski, lub takim w którym znajdują się zadania. Zamiast tego do dziennika, znajdującego się w prawym, górnym rogu trafiają kolekcje, znajdźki czy emblematy, jakie znajduje Lucy podczas rozgrywki, a także nutki, które tworzą melodie.
I to właśnie piosenki stanowią kluczowy element rozgrywki. O ich wykorzystaniu napiszę nieco dalej, ale podczas zabawy z grą, zbierając nutki, tworzymy melodię, która trafia do naszego notatnika, a później stanowi interaktywny, interfejsowy składnik rozgrywki, tworząc element zadań, zagadek i łamigłówek.
Podczas pięciu rozdziałów, na jakie podzielona została gra, zajmujemy się klasycznymi zadaniami jakie wpisują się w styl gier przygodowych. Wraz z Lucy eksplorujemy, zbieramy przedmioty, wykonuje zagadki, mierzymy się z mini-grami i rozmawiamy. A rozmowy te prowadzimy bez głosu, bowiem Children of Silentown jest tytułem bez dialogów głosowych. Rozmowy prowadzone są w formie dymków, a same postaci wydają tylko jakieś nieartykułowane dźwięki, albo nucą melodie, lub pojedyncze dźwięki. Nie jest to jednak przygodówka całkiem pozbawiona aktorstwa głosowego. Opowieści, które zamykane są w konkretnych rozdziałach, towarzyszy narrator, którym jest w tym wypadku aktor głosowy.
Niestety wszystkich fanów ogrywania przygodówek w ojczystym języku muszę zmartwić. Children of Silentown jest gra nie posiadającą polskiej wersji językowej, nawet w napisach. Wprawdzie nie jest to produkcja bardzo rozbudowana pod względem dialogowej opowieści, a jej wersja angielska nie wymaga doskonałej znajomości tego języka, ale tekstu i tak jest sporo. Granie w wersji polskiej byłoby dużo przyjemniejsze, ale nic nie wskazuje na to, by taka opcja była możliwa.
Children of Silentown jest intrygująca i mroczna fabularnie, ale mrok i dreszczyk emocji wylewa się także już przy pierwszym kontakcie z grą, i mam tu na myśli grafikę i jej dość specyficzny styl. Gra została wykonana w ręcznie malowanej grafice, a sami twórcy wspominają, że styl jej tworzenia nawiązuje do produkcji Tima Burtona, którego serial Wednesday cieszy się na platformie Netflix sporym zainteresowaniem.
Opisywana przeze mnie wideo przygoda to urokliwe, malowane tła, w dość prostym, pastelowym wyrazie, narysowane nieco niedbale, z lekka i zdawałoby się bez dbałości o szczegóły. Jednak gdy się przyjrzymy, to naszym oczom jawić się będzie duża szczegółowość, z wieloma elementami w lokacjach, jak choćby kwiaty, garnki, i wiele innych. Tła wykonano w pastelowych i raczej stonowanych kolorach, przytykając bardziej mroczniejsze elementy ciemniejszymi kolorami. Skutecznie podbija to klimat gry, nadając jej spójność z mroczną fabułą.
Ale najbardziej ciężko i nieco przerażająco przedstawione są postacie. Otóż narysowani przez twórców bohaterowie, w tym i Lucy, nie posiadają oczu, ani ust. Przez co wyglądają nieco jak duchy, na których jednak, o dziwo, rysują się ludzkie emocje, przeważnie smutek, który dominuje w tej wiosce.
Tym co mnie najbardziej odpowiada pod względem graficznego klimatu, który mocno stawia na grozę, są koszmary senne Lucy. Te animowane wstawki, wykonane zostały w malowanym, jakby ołówkiem lub węglem rysunku, w czarno-białym stylu, który przy okazji staje się interaktywny i stanowi ważny, choć nie najważniejszy składnik rozgrywki.
Najważniejszym są bowiem zadania, zagadki, łamigłówki i mini-gry. W tej grze z pewnością nudzić się nie będziecie, bowiem zadań przed graczami deweloperzy postanowili postawić dość sporo. Przede wszystkim zbieranie przedmiotów, o których już wspominałam. Ale i nutki, które zbierane tworzą piosenki. Te wkrótce stają się integralnym elementem zabawy, growej zadaniowości. Piosenki które możemy użyć na ludziach, z którymi rozmawiamy, pozwalają się im otworzyć.
Dar, w jaki wyposażona jest Lucy daje możliwość poznanie ich myśli, tego co chcą. Ale wspomnienia nie są nam dane od tak. Aby poznać skrywane w umyśle historie, musimy wykonać mini-grę, w której przeprowadzimy czerwoną nić przez wszystkie guziki, zszywając wspomnienie i finalnie poznając pełną historię, jaka siedzi w głowie postaci, z którą Lucy rozmawia. Piosenki możemy używać także na przedmiotach, a raczej na miejscach, gdzie po ładnej animacji, mierzyć się będziemy z kolejną mini-grą. W tym wypadku czekać nas będzie zabawa kołami zębatymi i tworzeniem odpowiedniej drogi, co często wcale nie jest takie proste. Trzecia tura mini-gier to interakcje z promieniami.
Radzenie sobie z mini-grami urozmaicają zabawę, znacznie ją wydłużając, do około 7-8 godzin, ale mogą z czasem być za bardzo powtarzalne i nużące. Dodatkowo osoby, które nie radzą sobie z takimi zadaniami są skazane same na siebie, bo nie przewidziano ani podpowiedzi, ani możliwości pominięcia zadania. A byłoby to pewnym ułatwieniem dla graczy, którzy zabawę z grami przygodowymi dopiero zaczynają.
Poza mini - grami, natkniemy się na wiele prozaicznych, nieco banalnych wyzwań, jak zakupy, rozdzielanie kanapek, czy wykonywanie zadań pobocznych. Nie brakuje innego rodzaju łamigłówek, jak choćby zagadki puzzlowe, jak choćby układanie nalepek na słoikach i tym podobne.
To co klamrą spina zarówno mroczną fabułę i taką też grafikę oraz klasyczne zagadki jest muzyka i growe udźwiękowienie, któremu mrocznego uroku nie można odmówić. Na szczególną pochwałę zasługuje motyw przewodni, który brzmi w uszach siejąc grozę i tajemniczość. I choć muzyczka często się powtarza, to klimat gry buduje odpowiedni, dodając do całości także bardzo dobre brzmienie otoczenia. To zastąpić nam musi pełną angielską wersję językową, której nie ma, bo jak wspominałam, przygodówka nie posiada aktorstwa głosowego w dialogach.
Podsumowując Children of Silentown to niezwykle klimatyczny point-and-click, który może pochwalić się zarówno klasycznymi rozwiązaniami „wskaż i kliknij”, jakie znamy w przygodówkach, jak i ciekawymi, nieco innymi mechanikami. Śpiew i melodie, które stanowią wstęp do mini-gier to ciekawy, ale i nieco monotonny element zabawy. Liniowość i klasyka stanowi zaletę tegoż tytułu, który grozę fabuły potęguje mrocznym klimatem grafiki, ścieżki muzycznej i animowanych wstawek. Szkoda tylko, że to kolejny tytuł, w jaki nie dana nam Polakom zagrać w ojczystym języku.
Serdecznie dziękujemy Elf Games, Luna2 Studio i Daedalic Entertainment za udostępnienie gry do recenzji.
Graliśmy w wersję na komputery osobiste PC, na Steam.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu