Bajki z tysiąc i jednej nocy tak można określić najnowszą produkcję studia Uppercut Games, czyli City of Brass. Po słabym Submerged wydanym w 2015 roku, Australijczycy wzięli się ostro do pracy, a na dodatek do ekipy doszli ludzie odpowiedzialni za takie tytuły jak XCOM czy Bioshock. Szczerze powiedziawszy kiedy podchodziłem do wersji we Wczesnym Dostępie, miałem mieszane uczucie.
Gra miała kilka błędów i nie pokazywała pełnych możliwości. To zmieniło się z chwilą premiery. I naprawdę fajnie było obserwować jak za każdym razem kiedy odpalałem grę i dodawane były nowe elementy. Niestety nie jest to typowa bajka o złodzieju i dżinie, ale rasowe połączenie maratonu z wycinaniem w pień wszystkiego co się rusza i chce nam dowalić.
Bajkowo i przepięknie...
Cała akcja rozgrywa się w tytułowym mieście z mosiądzu, czyli przepięknej architektonicznie twierdzy, do której pewien złodziej musi się dostać i brać to co mu w ręce wpadnie. Jednak na jego drodze stoją jeszcze hordy strażników i to nie zwykłych żołdaków, ale duchów wszelkiej maści.
Celem naszego bohatera jest dotarcie do ogromnego skarbu, czekającego gdzieś w zakamarkach miasta. Podczas rozgrywki więc zwiedzamy ciasne uliczki i różnej wielkości komnaty, dziedzińce i inne piwnice. To wszystko, jak wspomniałem inspirowane jest właśnie bajkami z tysiąca i jednej nocy, a my jesteśmy jak Alladyn. Wszystko wokół kipi życiem choć miasto pełne jest nieumarłych.
Najlepiej obrazują to otwarte dziedzińce, na których po prostu jest przepięknie, a to dzięki arabskiemu stylowi czy fontannom piachu pchającego do środka swoje krzemienne łapska, prawie każdą możliwą dziurą. Momentami warto więc przystanąć na chwilę i chłonąć widoczki. Do tego wszystkiego dochodzi też system dnia i nocy dzięki, któremu możemy te same poziomy pooglądać czy w świetle słońca czy przy blasku księżyca.
Zawsze też palą się różnego rodzaju koksowniki, których światło pali się dość naturalnie i w pewnym sensie hipnotyzuje nasze oczy. Koksiaki to też zabójcza broń, które wybuchają za naszą sprawą i całkiem dobrze wyglądają zainicjowane pożary. Niestety mogło by to wyglądać inaczej... tzn troszkę dłużej mogły by się palić płomienie po wielkiej eksplozji. City of Brass to najzwyczajniej jedna z tych gier, które wyglądają pięknie i chce się do niej wracać.
Taniec ze szkieletami…
Produkcja studia Uppercut Games to przede wszystkim eksploracja, choć może nie tak swobodna jak u konkurencji, jest tu jednak sporo do zwiedzenia. Oczywiście nie samym spacerowaniem człowiek żyje i od początku musimy walczyć albo wiać jak najszybciej. O ile w pierwszej komnacie jest całkiem spokojnie to na kolejnych dziedzińcach czeka na nas chmara wrogów takich jak ożywione szkielety, przeklęci strażnicy, udręczone dusze oraz inne maszkarony.
I uwierzcie mi wymienieni przeciwnicy to dopiero początek, bo na nasze życie czyha znacznie więcej potworków. Różnorodność wrogów sprawia, że musimy być bardzo elastyczni w walce, gdyż każdy z nich atakuje i porusza się trochę inaczej. Dla przykładu: „Służący” to taki zwykły kostek gdzie wystarczy bacikiem połamać kostki lub oślepić i gdy będzie unieruchomiony poprawić żelazem, natomiast „Przeklęty Strażnik” to inna bajka tutaj już trzeba więcej się namachać zarówno bacikiem jak i mieczem. Inni zaś jak tylko nas zobaczą to biegną ile sił w nogach i nagle uderzają głową, a to tylko jeden z przykładów.
Same starcia sprawiają nie małą satysfakcję. Natomiast pomiędzy niektórymi poziomami musimy powalczyć też z bossem, czyli „Strażnikiem bramy” aby przejść dalej i tutaj trzeba zastosować inną taktykę. Należy znaleźć sposób i to czasami dość karkołomny aby go pokonać. Pokonanie takiego przeciwnika daje ogromną satysfakcję, a to sprawia, że wracają wspomnienia z kultowych produkcji sprzed kilkunastu lat.
System walki w City of Brass jest bardzo prosty do opanowania i całkowicie zręcznościowy. Naszą przygodę zaczynamy z biczem oraz bułatem, a im dalej w głąb tym więcej zabawek zgarniemy. Trzeba przyznać, że dość szybko można opanować podstawy walki, a to dzięki tutorialowi, w którym szybko poznamy podstawowe umiejętności.
Drobnym minusem wydaje się być początkowe ustawienie klawiszy, przynajmniej w moim odczuciu. O ile przyciski są okej, o tyle te na myszce są zamienione i tak bicz mamy w lewej ręce, a miecz w prawej więc oczywistym wydaje się, że lewy klawisz to lewa ręka. Nic bardziej mylnego ponieważ jest na odwrót, ale spokojnie można to szybko zmienić w ustawieniach. W trakcie rozgrywki będziemy także zdobywać różnego rodzaju gadżety czy inne wyposażenie z podobną lub mocno odmienną charakterystyką. To wszystko zakupimy u pojawiających się dżinów za zdobyte podczas plądrowania złoto.
Czasami nowe zabawki znajdziemy także podczas „zwiedzania”. Każdy duch-sklepikarz specjalizuje się w jednych życzeniach lub oferuje tylko jeden rodzaj wyposażenia. Tak więc Dhadosu Sprzedawca Szabel nie tylko sprzeda Ci lepszą broń, ale za odpowiednie wynagrodzenie wspomoże solidna eskortą, a Bhetun Ozdrowiciel dostarczy odrobinę zdrowia. Podczas gry warto do nich zajrzeć, bo większość z oferowanych przez nich usług poprawia jakość walki czy z pomniejszymi umarlakami czy to z bossami.
W życiu piękne są tylko chwile…
Na pierwszy rzut oka City of Brass to typowa siekanina ale nic bardziej mylnego. Od pierwszych chwil warto szybko myśleć i to bardzo szybko, bo nie wiadomo co lub kto wyskoczy zza rogu. To raz, a po drugie za każdym razem kiedy rozpoczynamy ten sam poziom wszystko się zmienia. Niby wejście takie samo, a jednak wnętrze już nie do końca, o przeciwnikach nie wspominając. To zasługa losowo generowanych lokacji, dzięki czemu spędzenie tu kilku godzin nie nuży.
Zapomnijcie więc o grze na pamięć to nie dzień świstaka i za każdym razem musimy się dostosować i ostrożnie posuwa na przód. Trzeba więc każdą nową rozgrywkę traktować jak pierwszą, jednak posiadając wiedzę i doświadczenie będziemy mogli jeszcze skuteczniej walczyć z kolejnymi kreaturami. To nie wszystko, bo oprócz umarlaków i innych przeciwników, generowane losowo są też pułapki, a te mogą uprzykrzyć życie nam jak i naszym wrogom.
Najczęściej w ziemi znajdziemy zaostrzone pale, które wyskakują w górę i pochłaniają energie życiową. Wystarczy jednak rzut pustą wazą (jeśli w pobliżu jest wróg to przybiegnie zobaczyć co jest grane i jest szansa, że się nadzieje sam) lub strzał z bicza, a kiedy są wysunięte po prostu przez nie przebiec. Tak samo naszych wrogów możemy atakować wybuchowymi beczułkami czy rozwalać koksiaki. Nie ma nic piękniejszego jak widok palonego wredniaka po udanej akcji.
Na większych dziedzińcach mamy także do dyspozycji różnego rodzaju obręcze, dzięki którym możemy w momencie przenieść się za plecy niemilców, a także daszki, po których skaczemy jak w Księciu Persji i pooglądać pole bitwy z góry. Uwaga(!) niestety za dużo czasu nie mamy, bo klepsydra nie ubłaganie odmierza czas i jeśli nie zdążymy do bramy na następny poziom dopadną nas derwisze, czyli czysta energia, której nie da się pokonać i musimy umykać jak najszybciej.
Gracz może sobie także utrudnić lub też ułatwić życie dzięki zastosowanemu systemowi brzemion i błogosławieństw, jednakże jego użycie wyłączy tablice wyników. Do dyspozycji mamy osiem błogosławieństw i osiem brzemion np. błogosławieństwo poprawiające zdrowie czy zmniejszające liczbę wrogów lub brzemię zmniejszające limit czasowy jeszcze bardziej. Dzięki temu mechanizmowi każdy z może podkręcić jeszcze bardziej poziom wyzwania. Jednak i bez niego rozgrywka jest świetna i za każdym razem możemy postawić sobie poprzeczkę jeszcze wyżej.
Trochę więcej poświęcenia…
Produkcja studia Uppercut Games to świetna sprawa i przepyszna zabawa, ale nie jest idealna. Tutaj bije po oczach, a raczej po uszach brak jakiejś fajnej oprawy audio. O ile lokacje są świetnie wykreowane przez design, postaci i inne drobne elementy to przy zwiedzaniu uliczek i różnych dziedzińców brakuje dźwięku. Tutaj przydałaby się nieskomplikowana melodia wydobywająca się z fujarek zaklinaczy węży czy nawiązująca do zazwyczaj gwarnych arabskich bazarów.
Do tego dochodzą też powtarzalne dźwięki zarzynanych przeciwników, ale wydaje mi się, że w ferworze walki nie będzie wam to przeszkadzać. Oprócz tego zdarzają się jakieś pomniejsze wpadki techniczne, jak wpadanie pomiędzy ściany czy kości wirujące gdzieś w powietrzu. To jednak drobne rzeczy i raczej niezbyt frustrujące, które nie zmieniają fantastycznej wyrzynki na wesoło. Z pewnością zostaną usunięte podczas jakiejś aktualizacji w najbliższym czasie.
Wspaniale i ogniście…
Podsumowując City of Brass to niesamowite przeżycie, które jest po prostu zaskoczeniem. To fantastyczny przykład na to, że można zrobić coś lepiej, wyciągając odpowiednie wnioski z porażki. Możemy to zobaczyć na każdym kroku, od przebogatych lokacji po wrogów i paru fajnych szczegółów jak choćby skakanie po daszkach. Twórcy oddali w ręce graczy naprawdę świetny tytuł, który moim zdaniem powinien przyciągnąć sporo fanów takiej rozgrywki, a patrząc na tabelę wyników tak się powoli się dzieje i jest to bardzo dobry znak.
Fabuła jest szczątkowa, bo wiemy, że jesteśmy złodziejem i naszym celem jest nie tylko przeżycie ale także zdobycie ogromnego skarbu
City of Brass da wam sporo satysfakcji i rozrywki w jednym, a muszę powiedzieć, że dawno się tak dobrze nie bawiłem, mimo kilkukrotnego zaczynania od nowa poziomu. Jeśli jeszcze tylko studio Uppercut Games będzie ją w stanie rozwinąć to myślę, że będzie grą po którą chętnie sięgną wszyscy gracze. Tym samym zachęcam was do tego gorąco, bo jest to wspaniała i ognista produkcja, mimo kilku niedociągnięć.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Nie przeszkadza nieco zamknięty, ograniczony świat, gdy jest dobrze zrobiony ;).