Muszę przyznać, że po przeczytaniu krótkiego opisu Holly Potatoes! We’re in Space?! na Steamie byłem zaintrygowany, cóż takiego gra ta może mi zaoferować. Niezależna produkcja Daylight Studios obiecywała strategiczne turowe walki, a do tego nęciła elementami RPG oraz gier przygodowych. Brzmiało jak coś w sam raz dla mnie, bo zawierało zestaw bardzo lubianych przeze mnie mechanik, więc do testowania produktu podszedłem całkiem optymistycznie.
Grę rozpoczynamy oczywiście od tutoriala, który po wyświetleniu scenki, która osobie mającej styczność z produkcją po raz pierwszy zasygnalizuje tylko to, że z jakichś powodów atmosfera powinna być napięta i dramatyczna, nauczy nas podstaw walki. Kiedy już posiądziemy niezbędną wiedzę na temat tego aspektu, zostaniemy przeniesieni o 14511 Soli (czyli kolejek) później oraz poznamy Cassie i Fay oraz faktyczną fabułę gry, która w telegraficznym skrócie sprowadza się do tego, że nasze bohaterki poszukują swojego dziadka, czyli ziemniaka z pierwszej scenki, a przy okazji są ścigane przez niejakie Zaćmienie, które z jakichś powodów chce im zrobić krzywdę. Bogatsi o te informacje będziemy mogli nazwać nasz statek i wyruszyć na podbój wszechświata, poznając przy okazji pozostałe części składowe rozgrywki, takie jak zarządzanie tym, co się dzieje na naszym pojeździe, podróżowanie, czy też badanie odwiedzanych przez nas planet.
Nasz okręt kosmiczny jest miejscem, w którym odbywa się zarządzanie naszym uzbrojeniem oraz załogą i od naszych decyzji podjętych w tym obszarze gry będzie zależało naprawdę wiele. To właśnie tutaj, na mostku, zdecydujemy, jakie bronie będą używane w czekających nas starciach oraz, kto będzie je obsługiwać. Arsenał jest naprawdę bogaty i dzieli na różne typy, w obrębie których czekają nas bronie o zróżnicowanej sile rażenia. Mamy więc do dyspozycji lasery, bronie falowe, giwery strzelające klasycznymi pociskami, a także bronie ze specjalnymi zdolnościami, a wszystko to dodatkowo jest podzielone na różne poziomy, co jeszcze bardziej zwiększa zróżnicowanie naszych zabawek pod kątem mocy. Warto jednak pamiętać, że sprawność i przydatność w walce naszego arsenału w pewnym stopniu zależy także od cech postaci, którym przyjdzie z nich strzelać i jeżeli obdarujemy odpowiedniego ziemniaka odpowiednim typem broni, możliwe będzie sianie jeszcze większego zniszczenia.
Oprócz przydzielania postaci do działań zaczepno-obronnych, na statku będziemy mogli zadbać także o ich rozwój duchowy. Jeśli zainwestujemy w salę treningową, po uiszczeniu odpowiedniej opłaty i unieruchomienia na odpowiednią ilość Soli, członkowie naszej załogi będą mogli podnieść swoje kwalifikacje, zyskując nowe umiejętności lub pracując nad tymi, które już posiadają. Dzięki temu systemowi postacie będą zyskiwać specjalizację w wykonywaniu danych czynności, zarówno jeśli chodzi o zdolności bojowe, jak i predyspozycje do prowadzenia wszelakich badań. Wpłynie to na sposób zarządzania naszą załogą i arsenałem, bo nie zawsze będziemy w stanie mieć rezerwowych podwładnych do każdego z zadań, a także nie zawsze będzie nas stać, by opłacić wszystkie potrzebne treningi dla każdego warzywa na naszym pokładzie, tym bardziej, że $krobię jest na co wydawać.
Nie ruszając się z pokładu naszego statku możemy ją bowiem przehulać również w laboratorium na badania nad technologiami, dzięki którym nasz statek będzie funkcjonował sprawniej, co przełoży się na mniejsze zużycie paliwa, większą wytrzymałość osłony, automatyczne naprawy czy też zwiększenie skuteczności wydobywania zasobów i $krobi na odwiedzonych przez nas planetach. Niestety, oprócz pieniędzy, w takie badania musimy zainwestować także czas – do pracy w laboratorium trzeba bowiem przydzielić kogoś z naszej załogi i postać ta będzie niedostępna przez tych kilka tur, które spędzi na badaniach.
Oprócz mostka, sali treningowej i laboratorium na statku znajdziemy również warsztat, w którym nasi spece od majsterkowania zamienią znalezione w czasie naszych wojaży części i surowce w spluwy, z których z pewnością ucieszą się ich koledzy na mostku, gdyż będą oni mogli przetestować nowe zabawki w nadchodzących bojach. Gdyby jednak im się nie powiodło, ich broń została zniszczona, a oni sami przeżyli traumę, na pokładzie czeka na nich także lecznica. Po spędzeniu w niej kilku Soli, puszczą w niepamięć horror przegranej i powrócą do swojej skuteczności bojowej sprzed tych tragicznych wydarzeń.
Gdy już zdecydujemy się wypełznąć z wnętrza naszego pojazdu, warto będzie spędzić chwilę w gwiezdnym centrum. Jest to specjalne miejsce na mapie każdej galaktyki, w którym można za darmo naprawić i zatankować nasz statek. Poza tą funkcjonalnością, jest też tutaj parę miejsc, w które tylko czyhają na to, by pochłonąć $krobię z naszego portfela. W „Cackach i cacuszkach” będziemy mieli okazję wydać ciężko zarobione pieniądze na rozbudowę naszego statku. Za odpowiednią ilość $krobi zakupimy ulepszenia, które pozwolą na wożenie ze sobą większej ilości sprzętu, paliwa czy powiększenie załogi. Oprócz tego możliwe będzie zwiększenie naszego potencjału bojowego, przez zwiększenie ilości stanowisk na mostku i zakup ulepszeń, które umożliwią oddawanie większej ilości strzałów w czasie naszej jednej tury, jak również zwiększenie zdolności defensywnych poprzez zakup lepszych generatorów osłony. Oprócz tego będziemy tutaj mogli także doposażyć sale treningowe, lecznicę i laboratorium, dzięki czemu będą one mogły działać szybciej i sprawniej.
Kolejnymi pułapkami na nasz portfel, czekającymi w gwiezdnym centrum jest rynek, w którym możemy handlować surowcami oraz zbrojownia, gdzie możemy sprzedać i kupić bronie oraz części do nich. Oprócz tego znajdziemy tu także agencję pracy „Kierat”. Za jej pośrednictwem do naszej ekipy będą mogły dołączyć przeróżne nowe warzywa (i nie tylko), charakteryzujące się zróżnicowanymi predyspozycjami do określonych prac. Na werbowanych postaciach warto się na chwilkę zatrzymać. Chyba każda zielenina, tofu, czy też jajko, które rozgląda się za robotą na naszym statku w humorystyczny sposób nawiązuje do jakiejś postaci z dorobku naszej kultury. W pośredniaku spotkamy więc gwiazdy muzyki, postaci filmowe, bohaterów z innych gier komputerowych, a także osobistości z nieco mniej popularnych mediów, takich jak na przykład anime.
Kiedy już gwiezdne centrum wyssie z nas ostatnie $krobie, przyjdzie pora wyruszyć na podbój galaktyki. W każdej z nich nasza dzielna załoga będzie miała do rozwiązania cudzie problemy. Choć misje opierają się zazwyczaj na polataniu po galaktyce i zbadaniu paru planet pod jakimś tam pretekstem, uczyniono z nich motor napędowy naszych działań i w pewnym stopniu pchają one do przodu także wątek poszukiwania dziadka głównych bohaterek. W ramach naszych przygód nieraz przyjdzie się nam ścierać ze sługusami Zaćmienia, które, jak już zresztą wspomniałem, cały czas depcze nam po piętach. Z tego też powodu na przebywanie w kolejnych galaktykach mamy ograniczony czas i musimy pozałatwiać sprawy, zanim te oprychy nas wytropią i wydadzą nam bitwę, na przetrwanie której będziemy mieć dość niskie szanse. W Holly Potatoes! We’re in Space?! istnieje także możliwość gry w trybie, w którym nie ma ograniczeń czasowych dotyczących przebywania w danej galaktyce, lecz jeśli zdecydujemy się na to, przyjdzie nam zrezygnować także ze zdobywania steamowych osiągnięć.
Same kosmiczne podróże nie są przesadnie ekscytujące. Chociaż twórcy kuszą „dziesiątkami generowanych na bieżąco planet”, nasze podróże będą po prostu klikaniem na losowe obrazki planet rozmieszczone w losowych miejscach. Przed wyruszeniem w podróż warto jest skontrolować stan baku naszego statku, gdyż paliwo jest zużywane zarówno w czasie dojazdu do planety jak i podczas jej eksploracji. Jeśli przypadkiem by nam go zabrakło, kosmiczni taksówkarze podwiozą nas do najbliższego kosmicznego centrum w zamian za dość wygórowaną sumkę.
Gdy już dotrzemy do jakiejś planety, zazwyczaj należy ją zbadać. Jest to warunek konieczny do uczynienia jakichkolwiek postępów w grze, zarówno z punktu widzenia fabuły jak i mechanik. Gdy zdecydujemy się wyruszyć w nieznane, naszym oczom ukaże się nasz stateczek na tle przewijającego się krajobrazu. W czasie zwiedzania planet będziemy mogli przeżyć najróżniejsze przygody, stoczyć bitwy z wrogo nastawionymi warzywami i obłupić się w $krobię i surowce. Niestety, choć rozgrywka w HPWIS skupia się wokół tego obszaru gry, to jest to chyba najsłabiej wykonany element, którego zasadniczym problemem jest zatrważająca powtarzalność. Zróżnicowanie samych ciał niebieskich stoi na całkiem przyzwoitym poziomie, gdyż obrazków przewijających się w tle jest w zasobach gry dość dużo, a do tego poszczególne miejsca w galaktyce różnią się od siebie choćby pod względem panujących na nich warunkach atmosferycznych, które wpływają na walkę. Nużące jest jednak to, co się na nich dzieje, czyli przede wszystkim walki. Nie dość, że co chwila przyjdzie nam ścierać się z identycznie wyglądającymi przeciwnikami, to sam mechanizm walki wymusza wykonywanie niemal tych samych czynności co turę. Starcia opierają się bowiem na wybraniu, które z naszych broni mają strzelać i wyznaczaniu im celów. Oprócz tego autorzy przygotowali dla nas umiejętności specjalne pilotów, które dość rzadko okazują się przydatne. W rezultacie każda wojna wygląda tak samo: rozbijamy przeciwnikowi bronie, a potem decydujemy czy puścimy go wolno w zamian za okup, czy postanowimy zamienić jego statek w kupkę złomu i złupić wszystko co w niej znajdziemy, ryzykując że uda mu się uciec i wraz z pieniędzmi, którymi chciał się wykupić. Rzecz jasna od czasu do czasu trafimy na wroga ze statkiem tak potężnym, że będziemy musieli się salwować ucieczką, a w czasie walk z bossami dodatkową atrakcją będą różne oskryptowane zdarzenia, lecz jak dla mnie nie są one w stanie zrekompensować nudy, którą odczuwam staczając po raz enty tę walkę, która niczym nie różni się od reszty starć w grze.
Oprócz gwiezdnych ataków, w trybie eksploracji nasze bohaterki będą przeżywały również inne przygody. Zazwyczaj będą one komunikowane ścianą tekstu i często wymagane będzie podjęcie wyborów, od których zależy dalszy rozwój wydarzeń. Podczas naszej rozgrywki trafimy na zdarzenia, takie jak znalezienie tajemniczego ładunku, które powtarzają się dość często, lecz oprócz nich gra oferuje także zdarzenia, które są nieco bardziej sfabularyzowane i opowiadają własną historię. Przygody te są przepełnione humorem, tak samo zresztą jak historyjki z głównego wątku fabularnego. Do tego wszystkie te elementy zostały świetnie przetłumaczone na język polski.
Absurdalny humor i świetna lokalizacja są chyba najlepszym, co mają nam do zaoferowania Ziemniaki. Gagi nie zgubiły się w procesie translacji, a wszelkie ziemniaczane słownictwo z „o bulwa” na czele brzmi dowcipnie i swojsko. Teksty zawarte w grze obśmiewają modne ostatnimi czasy zjawiska i w humorystyczny sposób nawiązują do znanych gier oraz filmów, a do tego są w uroczy sposób głupiutkie, bo w jaki inny sposób można opisać komunikat o „znajomych rytmach disco przybierających na intensywności”, który oznajmia nam o tym, iż zbliża się do nas statek kosmicznych kotów? W podobnym stylu utrzymane są opisy przeróżnych elementów w grze, a także dialogi w trakcie wszelkiego rodzaju scenek.
Dzięki humorowi i głupkowatości przerywniki fabularne, którymi od czasu do czasu raczą nas twórcy bywają całkiem przyjemną odskocznią od rozgrywki, pod warunkiem, że nie przeczytaliśmy przed chwilą paru ścian tekstu w ramach przygód wynikających z eksploracji nieznanych planet. Z racji oszczędnej oprawy graficznej skazani będziemy na dość dużo czytania. Samo w sobie nie byłoby to jeszcze takie złe, gdyby nie fakt, że większość tekstu jest napisana dość niewielkimi literkami, które mogą skutecznie uniemożliwić szybkie czytanie w komfortowych warunkach. Z drugiej strony taki dobór kroju pisma jest uzasadniony, gdyż dobrze wpasowuje się on w resztę holograficzno-futurystycznego interfejsu, który wygląda zresztą całkiem dobrze i spełnia swoje zadanie. Czasami jednak pewne funkcje są schowane w przedziwnych miejscach i tym oto sposobem o możliwości zmiany osoby pilotującej statkiem dowiedziałem się dopiero w czasie pisania tej recenzji.
Sama oprawa graficzna HPWIS, jak już wspomniałem, jest dość oszczędna. Choć gra nie wprawia w zachwyt, ogląda się ją całkiem nieźle, gdyż mimo orbitowania wokół komiksowej estetyki, autorom udało się wypracować własny styl, dzięki któremu warzywka na ekranie wyglądają dość charakterystycznie. Oprócz nich zobaczymy także statki, bronie oraz przeróżne tła reprezentujące wszechświat oraz odwiedzane przez nas planety. Oryginalnością one niestety nie powalają, ale na szczęście nie kłują w oczy oraz tworzą przyjemną całość, w której może się jednak pojawić nutka monotonii, dla której przeciwwagę mogą stanowić tła pojawiające się w fabularnych przerywnikach. Nie ma tu jednak miejsca dla żadnych poważniejszych animacji. Odwiedzając statek zobaczymy, że nasza załoga się po nim kręci, ale pozostały ruch, jaki zaobserwujemy w grze to w głównej mierze zwyczajne przesuwanie się obiektów po ekranie. Oprócz niego w scenkach postaciom zdarzy się pokiwać czy też pomachać ręką, ale na większe atrakcje nie ma co liczyć. Fajerwerków nie będzie również pod kątem efektów graficznych. Zdarzy się nam zobaczyć eksplozje, pioruny i deszcze, lecz również one są wykonane bardzo estetyczne i zostały umieszczone po to, by sygnalizować przedstawiane przez siebie zjawiska, a nie by cieszyć oko.
Również udźwiękowienie Ziemniaków nie zostało naznaczone przepychem. Ogranicza się ono do muzyki i efektów specjalnych, w związku z czym żadna z napotkanych postaci do nas nie przemówi. Muzyka stoi jednak na całkiem przyzwoitym poziomie. Kompozycje składające się na ścieżkę dźwiękową nie nużą, czasami nawet wpadają w ucho oraz co najważniejsze, wprowadzają odpowiedni nastrój i są dobrane adekwatnie do tego, co dzieje się na ekranie. W dramatycznych momentach usłyszymy podniosłą muzykę, a gdy Fay i Cassie zaczną robić coś głupkowatego, otrzymają adekwatne tło muzyczne.
Patrząc na rozgrywkę w HPWIS mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z klikaczem, jakich już wyszło wiele. Mam jednak wrażenie, że twórcy mierzyli nieco wyżej. Ziemniaki to produkcja, w której poziom trudności w krótkim czasie staje się wysoki i o ile z początku rozgrywka jest łatwa i przyjemna, to już po przebyciu kilku galaktyk okazuje się, że gra nie wybacza błędów i konieczne może być nawet rozpoczęcie gry od nowa. Sprawy nie ułatwia nam także system zapisywania gry, który skutecznie ogranicza pokonywanie przeszkód metodą prób i błędów. Został on w pełni zautomatyzowany i w normalnych warunkach umożliwia nam wczytanie jedynie ostatniego zapisu, który zresztą momentami tworzy się nieco zbyt rzadko. Jedyny wybór dotyczący wczytania gry mamy w przypadku gdy jakiemuś przeciwnikowi uda się rozgromić nasz stateczek – wtedy możemy kontynuować rozgrywkę od momentu przybycia do danej galaktyki lub sprzed spotkania z danym wrogiem.
Całkiem niezła grafika, świetna muzyka, wyśrubowany poziom trudności, ogrom opcji dotyczących statku i możliwość rozwoju jego załogi mógłby sugerować, że HPWIS jest wymagającą grą, która może wciągnąć na długi czas, jednak w moim przypadku było zgoła odmiennie. O ile w pierwszych chwilach urzekł mnie ogrom możliwości i świetne dialogi, dobre zdarzenie szybko zniknęło, gdy zderzyłem się z powtarzalną i nudną eksploracją wszechświata, która stanowi clou rozgrywki. Monotonia walk i wyskakujące co rusz ściany (zazwyczaj świetnie napisanego) tekstu bardzo szybko stały się męczące, przez co gra szybko stała się żmudna i rutynowa, a przygody Cassie i Fay często skazane były na przeklikanie bez czytania.