Kilka lat temu na rynku gier przygodowych pojawiła się gra „Lost Horizon”, której twórcą stało się studio Animation Arts. Przygodówka poruszająca jakże oklepany temat ratowania świata, nawiązująca klimatem do filmów i gier o Indianie Jonesie, zbierała pochlebne recenzję i szybko zaskarbiła sobie grono fanów. Prawie dwa lata temu swoją światową premierę miała kontynuacja przygód Fenton’a Paddocka. W sprzedaży pojawił się „Lost Horizon 2”. Pewnie już gdzieś wspominałam, a jak nie, to naprawiam właśnie swój błąd, że pierwsza część tego klasycznego point&clicka, to jedna z moich ulubionych gier. Dlatego też z niecierpliwością wyczekiwałam jej debiutu na Steam, który nastąpił nieco później niż premiera u naszego zachodniego sąsiada.
Niestety twórcy poszli w niezrozumiałym dla mnie kierunku i już na wstępie mojej recenzji, muszę napisać, że się na niej zawiodłam. Ten cios prosto w serce, boli do tej pory i nie potrafi go umniejszyć kilka całkiem fajnych zagadek, nieco nawiązań do poprzedniej części ( mam na myśli lokacje) i ciekawa (szczególnie pod koniec gry) fabuła. Wszystko psują okropne, wkurzające i niedopuszczalne w klasycznej przygodówce elementy zręcznościowe i czasówki. Z większością zwyczajnie sobie nie radzę, więc zamiast cieszyć się przygodówkę, zaczynam się denerwować i złorzeczyć. Jednym z takich denerwujących elementów jest ucieczka motocyklem.
Autorzy wymyślili coś na kształt quick time eventów, tylko w nieco zmodyfikowanej wersji. Już wyjaśniam o co chodzi? Otóż aby wykonać zadanie, musimy szybko klikać na pojawiające się na ekranie kółko ze strzałką. Samo klikanie może nie byłoby takie straszne, gdyby nie fakt, że musimy to robić w określonym czasie, klikając wtedy, gdy na owym kółku pojawi się zapełniający je okrąg. Żeby gra zaliczyła nam zadanie, musimy więc kliknąć na koło aż cztery razy i to w określonym czasie, robiąc to ani za wolno, ani za szybko. Zadanie powtarzałam nieskończoną ilość razy, zaczynając wątpić, czy uda mi się je przejść. Na dokładkę, jakby tego było za mało, zapis, jaki możemy wykonać jest dużo wcześniej, a w trakcie owej czasówko – zręcznościówki, nie możemy zrobić save, ani nawet wyjść z gry. Zadanie bardzo frustrujące i koszmarnie wkurzające. W tym momencie aż prosi się przycisk „pomiń”, którego próżno tu szukać.
Co do samej fabuły, to jeśli spodziewaliście się kontynuacji przygód Fentona, to muszę was rozczarować. W grze przenosimy się w lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku. Fenton to już siwiejący, poważny jegomość, mający kilkunastoletnią córkę o imieniu Gwen. Z poprzednią częścią, łączy nas właśnie postać owej dziewczyny, owocu miłości Fentona i Kim. Niestety Kim nie pokierujemy, nawet jej nie zobaczymy. Jedynym świadectwem jej obecności jest zdjęcie, które nasz protagonista nosi w kieszeni, czyli w ekwipunku. Drugą grywalną postacią jest Anna, agentka Mossadu. Cała trójka zostanie wplątana w intrygę, która zapoczątkowana została przez Nazistów, a później ujrzała światło dzienne w kręgach KGB. Nie będę Wam zdradzać o co chodzi, by nie psuć zabawy, bo muszę przyznać, że scenariusz gry, choć bardzo naciągany i nieco bajowy, potrafi zaciekawić, będąc jednocześnie przygodówkową normą.
„Lost Horizon 2”, to przygodówka z elementami zręcznościowymi, tak ją bym nazwała, to też gra bardzo nierówna. Z jednej strony mamy dość proste sterowanie, bo grę obsługujemy za pomocą myszy, ale z drugiej, są momenty, gdy to sterowanie zdecydowanie zawodzi. Zdarza się to najczęściej, gdy przejmujemy kontrolę nad Fentonem. Jeśli chcemy sobie poradzić ze składankami, które też tu znajdziemy, skupmy się raczej na sterowaniu za pomocą klawiatury. Najbardziej odczuwalnym takim momentem jest skradanka w muzeum rosyjskim. Klikanie myszką, by nasz bohater się ruszył jest bezcelowe, bo w żadnym razie nie zamierza tego robić. Albo stoi w miejscu, albo się obraca. Być może jest to bug, których w grze niestety nie brakuje. Ten kolejny udziwniony element gry najłatwiej przejść używając klawiatury komputera.
Spokojniej gra się Gwen i Anną. W tych wypadkach, skupiamy się na zadaniach przygodowych, czyli zbieramy przedmioty, rozmawiamy i rozwiązujemy zagadki logiczne. Mamy tu sporo zadań przedmiotowych, polegających na odpowiednim łączeniu przedmiotów w ekwipunku i nie tylko. Czasami na ekranie pojawia się plansza wyglądająca jak kartka papieru, na której z zebranych wcześniej kilku przedmiotów, łącząc je, tworzymy nowy, użyteczny w danej chwili przedmiot. Z pewnością, nie przegapimy żadnego z nich, bowiem twórcy zaoferowali podświetlanie miejsc aktywnych, które włączamy za pomocą klawisza spacji. Oprócz zagadek przedmiotowych, nie zabrakło w „Lost Horizon 2” łamigłówek, które reprezentują różny stopień trudności. Niestety, choć może dla niektórych jednak „stety”, wbudowano w grze poradnik, którego kolejne karty, odsłaniają się w trakcie gry.
Pozycja została podzielona na sześć rozdziałów, więc pod względem długości plasuje się podobnie jak jej poprzedniczka, tym bardziej, że zwiedzamy ponownie spory kawałek świata od państwa w Afryce, aż po najdalsze rejony Europy. Graficznie zaś jest zupełnie inaczej niż w jedynce. „Lost Horizon 2”, to ukłon w kierunku 3D. Wygląda bardzo podobnie do czwartej odsłony „Tajnych Akt”. Lokacje są bardzo dokładne i niezwykle kolorowe, czasami chyba nawet, że za bardzo.
Pisałam wcześniej, że gra reprezentuje dość nierówny poziom. Widać to bardzo w samej rozgrywce, która z początku skupia się na szybkości. Przemykamy przez pierwsze dwa rozdziały jak burza. Później gra nieco spowalnia, skupiając się na zagadkach, by w ostatnich rozdziałach oferować nam śliczną grafikę i całkiem sympatyczne zagadki.
Swoisty misz – masz widać także w samym wykonaniu gry. Mamy tak jak pisałam bardzo dokładnie wykonane lokacje, ale niedopracowane, rozmazane i brzydkie animacje. Brzydotę tę najbardziej widać w wyglądzie postaci, którymi przyjdzie nam grać. One są zwyczajnie niemiłe dla oczu i co ciekawe, wyglądają inaczej w samej rozgrywce niż w przerywnikach filmowych, których w grze jest dość sporo.
Nieźle jako w całości prezentuje się muzyka, która doskonale buduje klimat, a niektóre linie melodyczne przypominają jej poprzedniczkę.
Podsumowując druga odsłona „Lost Horizon” uległa modzie ulepszania gier przygodowych na siłę i pakowania w niej wszystkiego co najgorsze i zupełnie niepotrzebne. Nie mogę tolerować w grze point&click zręcznościówek, nie lubię gdy na siłę próbuje się mnie prowadzić za rączkę, wrzucając do gry poradnik. Bardzo żałuję, że pozycja, której fajny klimat i ciekawe zagadki zostały przytłumione przez zupełnie niepotrzebne elementy zręcznościwe. Wielka szkoda, tym bardziej, że to jedna z ulubionych przeze mnie przygodówek.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Wygląda ta gra bardzo średnio choć tematyka nie musi być wcale taka zła. Niestety nie sięgnę po to.