„Mysty”, czyli gatunek gier, w których większość czasu spędzamy na rozwiązywaniu zagadek, czytaniu pamiętników i wszelakich notatek, a wszystkiemu temu towarzyszy osamotnienie, gdyż w naszych zadaniach nikt nam nie pomaga. Nudzić się jednak nie mamy okazji, bowiem na każdym kroku, tuż za rogiem czeka nas kolejne i to z reguły trudne, a wielokrotnie bardzo złożone zadanie. Takie gry można kochać, albo nienawidzić lub też, jak w moim przypadku i jedno i drugie.
Ponieważ postanowiłam sobie solennie, przejść je jeszcze raz, zaznaczam, że nastąpiło to po wielu latach, więc na moim komputerze, po dwóch pierwszych odsłonach, pojawił się „Myst” numer trzy, czyli „Myst III : Exile”. Owa gra jest idealnym potwierdzeniem złożoności moich uczuć do tych przygodówek. Z jednej strony uwielbiam się zagłębiać w przepiękne, dziwne, a czasami pokręcone Wieki Mysta, a z drugiej drażnią mnie zbyt trudne zagadki, problem z odnalezieniem właściwego miejsca w kolejnej epoce, czy w końcu problemy techniczne, których podczas gry w „Myst III: Exile” nie brakuje.
Każdy fan tego rodzaju zabawy wie, że fabuły Mystów kręcą się wokół tej samej rodziny. Tym razem kręci się wokół Atrusa, ale przede wszystkim jego dwóch synów, którzy nie są tacy kochani, jak to się wydaje ich ojcu. Tym razem wcielamy się w przyjaciela Atrusa. Osobnik ten, który nie ma imienia, przybywa do Tomahany, nowego miejsca zamieszkania Atrusa i jego żony oraz kolejnego członka rodziny, ich małej córeczki. Ponieważ pan domu jest bardzo zajęty, Catherina prosi gościa, czyli nas do pracowni męża, by tam zaczekał na Atrusa. Oglądamy więc wszelakie skarby właściciela pracowni i gdy sięgamy do księgi Releeshahn, pojawia się Atrus, który wręcza nam owe tomisko. Niestety nie wiadomo skąd zjawia się Saavedro, wróg Atrusa, który zabiera księgę i ucieka. Nam zaś pozostaje odnalezienie go, odzyskanie ukradzionej książki i przede wszystkim poznanie prawdy o Saavedro. W tym celu wędrujemy do czterech wieków, przenosząc się tam za pomocą ksiąg i rozwiązując kolejne zadania celem zdobycia trzech symboli, a każdy z nich zbliża nas do prawdy.
Pod względem obsługi „Myst III: Exile” nie różni się niczym od jej dwóch poprzedniczek. Dalej kierujemy postacią za pomocą myszy, widząc świat oczami bohatera. Niestety nie mamy całkowitej swobody poruszania się, bowiem kroczyć możemy tylko po utartych i z góry ustalonych przez twórców ścieżkach. Gdy ruszymy w innym kierunku lub też za bardzo w prawo, czy też w lewo, natychmiast słyszymy świszczący dźwięk, co przyznam się strasznie mnie denerwowało.
Kiedyś, lata temu nie byłam w stanie przyczepić się do niczego w tej grze, dziś, być może ze względu mojego wieku, może ilości gier, które przeszłam, jestem jej mniej przychylna i wyraźnie widzę growe wady. Przede wszystkim wspomniane już wcześniej sterowanie, a raczej ograniczony sposób poruszania, po drugie zagadki. Hm…… fajnie, jak jest ich mnóstwo, fajnie jak są trudne i wymagające, ale nie fajnie jak są zbyt trudne, a na dodatek dotarcie do nich wymaga tęgiego wzroku, a mój już nie jest pierwszej młodości. W trójce zwyczajnie trzeba poruszać się jak żółw, rozglądać po wszystkich kątach i wypatrywać miejsce, dziury, prześwity między gałęziami, drabinki na dole, bo tam z pewnością ukrywa się wejście, czy też zejście, a w nim kolejna zagadka. Nie jest to, będę się upierać, gra dla mniej cierpliwych graczy, chyba, że zamierzają grać z poradnikiem w rękach. Tu wszystko jest ważne, pośpiech nie wskazany, ale ilość zagadek i satysfakcja z ich rozwiązywania ogromna.
Graficznie trójeczka jest bardzo nierówna. Są lokację, które są przepiękne, kolorowe, wyraźne, bogate w detale, ale są i takie, w których obraz bywa zamazany, jakby przymglony. Tak jest w wieku Edanna. To jedno z tych miejsc, które przeklinam w tej grze. Gdziekolwiek trafić, cokolwiek znaleźć wymaga nie od nas nie lada wytrwałości, a rozmazane, niedokładne lokacje sprawiają, że trzeba wlepiać oczy w monitor, co skutkuje ich bólem i koniecznością odpuszczenia sobie gry.
W poprzednich częściach narzekałam, że żaden dostępny i znany mi program nie chce robić zrzutów ekranu, na szczęście w trójce się to zmieniło i screeny robią się pięknie, ale pojawia się inny problem. Nie próbujcie zrzucać gry na pasek. Gdy tylko to zrobicie, a potem będziecie próbowali wrócić do gry, to się wam to nie uda. W moim przypadku działy się cuda, wręcz z całkowitą zawieszeniem się komputera. Nie pomagało nic, pozostawało resetowanie kompa i tyle. Problem miałam także z animacjami, których w grze jest mnóstwo. Przy ich odtwarzaniu przygodówka stawała się bardzo niestabilna.
„Myst III : Exile” została w Polsce wydana między innymi w Kolekcji Klasyki jako Myst: Antologia, razem z pierwszą częścią „Myst” i z „Riven”. Wydawca postarał i wersja polska tej gry, czyli pełna polonizacja wykonana jest profesjonalnie, a aktorzy podkładający głosy pod bohaterów przyłożyli się do swego zadania. W grze mamy również możliwość wyłączenia dubbingu i grania z polskimi napisami, słuchając przy tym oryginalnej wersji dialogowej.
Mocną stronę tej części jest muzyka. O ile w poprzednich odsłonach była ona uboga, tak w „Myst III” słyszymy nie tylko przeróżne motywy muzyczne, ale i chór, który potęguje przyjemne wrażenie z rozgrywki, która, jeśli się już wiemy co robić zajmuje około 6-7 godzin.
Myśląc nad oceną tej pozycji, starałam się na nią spojrzeć bardziej przychylnie, niźli nie, ale prawdę powiedziawszy „Riven” bardziej mi się podoba, ma sensowniejsze zagadki, jest graficznie ładniejsza i chyba ciekawsza. Trójeczka „Mysta” ma jednak coś, co lubię w tego rodzaju grach, czyli kilka zakończeń. Gdy tylko, przed zakończeniem gry zapiszemy ją w paru miejscach, mamy możliwość obejrzenia wielu zakończeń, z których tylko jedno jest tym właściwym.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu