Już, kiedy sięgałem po Nobody Wants to Die (debiutancką grę wrocławskiego studia Critical Hit Games), dochodziły do mnie głosy, że ich dzieło aspiruje do niespodzianki roku. Czy tytuł faktycznie godzien jest tego miana?
Nie tak dawno, bo jeszcze w zeszłym roku, recenzowałem dwie inne debiutanckie gry podobne w swej naturze do „Nobody Wants to Die”. „Fort Solis”, czyli symulator chodzenia po marsjańskiej bazie od Fallen Leaf Studios pozostawił spory niedosyt, jednak niektóre elementy tej produkcji stały na niezwykle wysokim poziomie. Z kolei już bez reszty zakochałem się w zainspirowanej opowiadaniem Stanisława Lema „The Invincible” od Starward Industries. Dodajmy do tego już nie futurystyczny, ale dalej udany symulator chodzenia sprzed 10 lat w postaci „Zaginienie Ethana Cartera” od The Astronauts, aby Polska zaczęła się wydawać mekką dobrych, bądź bardzo dobrych gier tego typu. Z przyjemnością stwierdzam, że recenzowana dzisiaj produkcja stawia kropkę nad i temu twierdzeniu.
To, czym wrocławskie studio wyszło przed szereg i wybija się na tle innych, to stworzenie i umiejętne przedstawienie świata przyszłości, w którym ludzie już nie umierają. Ot nasza dusza żyje w tzw. „ichorycie” i można ją przenieść z powłoki do powłoki, aby żyć wiecznie. Czy w XXIV wieku powstał tym samym raj na Ziemi? Nic bardziej mylnego. Na kolejne ciała trzeba pracować, ale teraz w perspektywie nieskończoności. Co więcej, nie tylko niewypłacalność, ale też naruszanie zasad państwa policyjnego (w tym uszkadzanie ciała używkami albo złym stylem życia) może poskutkować jego utratą. Ichoryt trafi wtedy do specjalnego banku, być może na wieczny sen.
Detektyw James Karra miał szczęście. Po niedawnym wypadku na służbie trafił do nowego ciała, jednak nie może powrócić do pracy w policji, zanim nie zda testów synchronizacji. Nowojorskie śledztwa nie mogą jednak czekać, zatem protagonista dostaje specjalną misję od swojego szefa. Ponieważ chwilowo nie ma policyjnych dostępów, towarzyszyć mu będzie łączniczka – Sara. Bohaterowie zbadają niezwykle rzadki przypadek… udanego samobójstwa.
Tutaj doszedłem do ważnej kwestii, mianowicie postaci pierwszoplanowych. Chemia w dialogach to absolutne, acz bardzo ważne minimum, które muszą spełniać gry tego gatunku. Na całe szczęście rozmowy między Sarą a protagonistą Jamesem są wyśmienite. Dodatkowo nasze wybory i działania mocno wpływają na to, jak niektóre rozmowy się potoczą.
Kolejnym bardzo dużym plusem gry jest jej oprawa graficzna. Nie chodzi mi o same modele i oświetlenie scen, choć są one jak najbardziej w porządku. To, co naprawdę doceniam, to przede wszystkim odważną wizję świata przyszłości. Prezentacja pojazdów, kin samochodowych z filmami wyświetlanymi na fasadach niekończących się wieżowców, retro-futurystyczne wnętrza wypełnione przedmiotami codziennego użytku… wszystko to robi na ekranie duże wrażenie, a zapewne pokonało długą drogę od rysunków koncepcyjnych do trójwymiarowych modeli. Widać tu sporo inspiracji technologicznym noir „Łowcy Androidów”, amerykańskim retro, a nawet grafikami Vault-Boya z serii „Fallout”. Przy tym wszystkim… brak tu jakichkolwiek błędów, od których aż roi się w grach od o wiele większych producentów.
Nieraz zatrzymywałem się, aby podziwiać, a także szperać w tym wiecznie zabieganym, ponurym świecie neonów i podupadłych budowli. Nowy Jork przyszłości zdaje się nigdy nie spać, ale też tak naprawdę nigdy nie budzi się do życia. Środowiskowy storytelling jest z pewnością mocną stroną Critical Hit Games.
Twórcy „Nobody Wants to Die” postawili na klasyczną, nostalgiczną i zarazem mroczną muzykę skomponowaną przez weterana w branży Mikołaja Stroińskiego. Jego utwory można było usłyszeć choćby we wspomnianym „Zaginięciu Ethana Cartera”, ale też dużych produkcjach jak „Age of Empires IV”, „Wiedźmin 3”, „League of Legends” a nawet „Diablo Immortal”. Ścieżkę dźwiękową dopełnia praca aktorów głosowych, którzy również wykonali przy niej bardzo dobrą robotę.
Temat przewodni gry, poprzez osiągnięcie przez ludzkość nieśmiertelności, jest silnie związany z czasem. Nieprzypadkowo właśnie ten czynnik odegra ogromną rolę w analizowanych przez naszego protagonistę miejscach zbrodni. Dzięki sprzętowi jutra James może manipulować upływem czasu i odkrywać kluczowe dla śledztwa przedmioty. W skład ekwipunku futurystycznego detektywa wejdzie też lampa UV czy przenośny rentgen (mogący również śledzić tor lotu pocisków). Analiza scen była satysfakcjonująca i ciekawa, dodatkowo pomiędzy tymi planszami zdarzały się sekwencje podkręcające tempo, choć gra nie wychodzi poza swoją kategorię symulatora chodzenia… a trochę szkoda, choć nie jest to prawdziwy zarzut, a po prostu apetyt rosnący wraz z pochłanianiem fabuły. Jedyny większy minus przyznałbym sekwencjom analizowania dowodów. Bohater układa je wtedy na podłodze i łączy w całość. Jakoś brakowało przy tym presji, koniec końców można te etapy rozwiązać metodą prób i błędów, a nie o to powinno tu chodzić.
Dobre science fiction poznaję po tym, że zostaje ze mną na dłużej, ponieważ skłania mnie do pewnych przemyśleń. Specjalnie odczekałem trochę od przejścia Nobody Wants to Die, aby stwierdzić, że tak jest właśnie w tym przypadku i to jest dla mnie ta najważniejsza niespodzianka. Powiedzieć, że gra Critical Hit Games oferuje bardzo miodne, dopracowane i wciągające parę godzin, to jakby nic o niej nie powiedzieć. Wrocławskie studio zaprezentowało się tym samym z bardzo dobrej strony, tworząc wyrazisty i interesujący tytuł. Jeśli lubicie symulatory chodzenia ze śledztwem w tle, albo tęsknicie za klimatem Łowcy Androidów, to zdecydowanie powinniście wypróbować właśnie „Nobody Wants to Die”.
Za kod recenzencki na konsolę PS5 dziękujemy firmie Plaion
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu