Długo zastanawiałam się w jakiej formie i stylu napisana ma być recenzja Return of the Obra Dinn, gry niezależnej, która opierając się z pozoru na utartych schematach, rzuca wyzwanie stereotypom, powtarzalności i nudzie czasami dotykającej graczy w produkcjach niezależnych (nie wszystkich, oczywiście). Wymagająca i bezkompromisowa, klimatyczna i niecodzienna graficznie, intrygująca i porywająca fabularnie. Jednym słowem wyjątkowa! Skoro jest taka niezwykła, toteż, przyznacie sami, należy się artykuł, który choć w niewielkim stopniu odda odczucia towarzyszące mi podczas tej wcale nie łatwej rozgrywki. Jedynym instrumentem skupiającym się na emocjach przelewanych na papier czy w tym przypadku komputer, zdaje się być stary jak świat pamiętnik. Pozwolicie zatem, że recenzję Return of the Obra Dinn, w którą miałam przyjemność zagrać dzięki uprzejmości GOG.com, za co serdecznie dziękuję, przekaże Wam w takiej właśnie pisanej formie. Zaczynajmy więc!
Kochany pamiętniczku, jestem dumną posiadaczką kolejnej przygodówki :), która, mój zeszytowy przyjacielu, hmm..... wygląda dziwnie, jakaś taka niepozorna, zamazana, ni to piksele, ni to rysunek. Sama nie wiem co o niej myśleć. Wymyśliłam zatem, że zanim pochłonie mnie granie, zagłębię się troszkę w fabule i bliżej się jej przyjrzę. Cóż zatem wyczytałam.....
Otóż drogi pamiętniczku, okazało się, że przygodówka ta, to niezależny projekt stworzony przez jedną osobę, Lucasa Pope’a, który na swoim koncie ma bardzo dobrze przyjęte Papers, Please, które gatunkowo nie jest mi bliskie, więc nie będę się nad nim rozwodzić, ale opowiem Ci za to troszeczkę o tym w co będę grać.
Tak jak wspomniałam zagram w niezależny przygodowy projekt, w którym przeniosę się na pokład tytułowego kupieckiego statku Obra Dinn, który w 1802, wyładowany po brzegi towarem na handel, wyruszył z Londynu w stronę dalekiego Orientu, ale nigdy nie dotarł do celu swojej podróży. Pięć lat później, dnia 14 października roku 1807 przydryfował bez załogi i z podartymi żaglami do portu w Falmouth. Zadanie zbadania sytuacji i oszacowania strat zostało powierzone inspektorowi śledczemu i ubezpieczeniowemu z londyńskiego biura Kompanii Wschodnioindyjskiej, który wkrótce pojawił się na pokładzie, na którym jak się okazało, działy się przerażające wydarzenia.
Przyznasz mój pamiętniku, że brzmi świetnie, zagadkowo i mrocznie czyli tak jak lubię najbardziej.... już nie mogę się doczekać aż zacznę przygodę.
No i zaczęło się... gra zainstalowana, uruchomiona i.....zaopatrzona w przedziwny kompas i notatnik wędruje właśnie na pokład statku, na którym czeka na mnie ponad sześćdziesiąt ciał, które pragną, by ich tragiczna historia została ujawniona. Z początku jest łatwo, podchodzę do leżącego na pokładzie truchła, wyciągam kompas i niejako cofam się w czasie, widząc historię, która wydarzyła się tu przed tym, gdy statek widmo przydryfował do portu. Gdy tylko scenka dobiega końca, otwiera się moja przepastna księga rodzaj pamiętnika/notatnika, którą skrupulatnie muszę zapisać, rozdział po rozdziale, a tych jest aż dziesięć, przy czy jeden z nich jest dla mnie niedostępny. W owym tomisku muszę nie tylko określić kim jest postać, którą właśnie odkryłam, jaką rolę pełniła na statku, ale także to co przyczyniło się do jej śmierci.
I tak drogi pamiętniku bawię się w dość nietypowego detektywa, polegając na swoim intelekcie, zmyśle logicznego kombinowania i dedukcji....i muszę to powiedzieć, nie jest łatwo.
Kolejny wpis zacznę od wylania żali na temat tego jak bezbronna i bezsilna czuję się zagłębiając się w kolejne lokacje w tej wymagającej grze przygodowej. Co rusz odkrywam jakieś nowe ciała, coraz to inne historie, wymyślniejsze tragiczne wydarzenia i okropne śmierci i coraz trudniej mi się połapać kto jest kim i jaka była przyczyna jego zgonu.
Zdołałam pamiętniczku określić prawidłowo postaci, (o czym poinformowała mnie gra), rozpoznać wiele dramatycznych sytuacji na Obra Dinn, które nawiedzały chyba wszystkie możliwe kataklizmy i wszelakie dziwny (sami się przekonacie jak zagracie), ale jeszcze wiele przede mną. Wszystko wskazuje na to, że czasami muszę postępować za pomocą tak zwanej metody prób i błędów czy eliminacji, by na mapie statku nie tylko określić miejsce zgonu, ale znaleźć i wytypować właściwą postać, której zarys wtedy, staje się bardziej wyraźny.
No i utknęłam, więc postanowiłam bliżej przyjrzeć się grze i temu co ma do zaoferowania, może wtedy mnie coś olśni...
Otworzyłam zatem księgę na spis treści, w którym w rozdziale zatytułowanym "Podróż" natknęłam się na dwie mapy: "Atlantycką część trasy na Daleki Wschód" oraz "Plany pokładowe Obra Dinn". Oczywiście nie omieszkałam sprawdzić je dokładniej i kliknąwszy, już za pomocą lupy mogłam po nich swobodnie wędrować. Plany pokładowe zaś pozwoliły mi nie tylko w orientacji na statku, rozmieszczeniu na nim wszystkich pomieszczeń, a było ich troszkę, ale i ulokowaniu w nich całej załogi, personelu, pasażerów oraz gości.
Moje odkrycie zwłok, a te były wszędzie, natychmiast zaznaczało się na wspomnianej mapie w postaci stosownego obrazka z przypisanym mu właściwym rozdziałem, a muszę tu pamiętniczku zaznaczyć, że moje odkrycie zaczynałam od wspomnień końcowych, skupionych w ostatnim dostępnym w grze rozdziale.
Zagłębiając się dalej w spis treści rzuciłam okiem na ten zatytułowany: "Załoga". W nim miałam dostęp do całej listy osób pracujących na statku, dowodzących nim, a także tych, którzy jedynie nim podróżowali. Obok znajdowała się zaś rubryczka, w której to widniały wpisy na temat sposobu śmieci danego delikwenta oraz tego z jakiej broni czy to podczas jakiego zdarzenia zginął, bo musisz wiedzieć mój przyjacielu, śmierć dopadła tu wszystkich.
Bardzo pomocna stała się mi mapa, również ukryta w tym książkowym dziale, na której to autor tej niezwykle dopracowanej gry przygodowo - detektywistycznej umieścił portrety wszystkich osób na Obra Dinn. Ciekawostką i podpowiedzią dla mnie było w tym przypadku to, iż odkryta przeze mnie w prawidłowy sposób postać stawała się wyraźniejsza, jej rysunkowy zarys był bardziej czytelny, dokładniejszy.
Nie omieszkałam także sprawdzić "słownik", by poznać znaczenie stopni i funkcji załogi sprawowanych na Obra Dinn oraz określenie poszczególnych pomieszczeń na statku, na przykład poznając co też należało do zadań sternika czy choćby co znajdowało się w pomieszczeniu zwanym kubryk.
Przystanęłam na chwilę nad rozdziałem VIII, który miał zostać dla mnie tajemnicą aż do chwili, gdy zwrócę księgę osobie, która mi ją dała.
Wszystkie te elementy, krok po kroku, powolutku, bardzo ślamazarnie i może nieporadnie, zachęcały mnie jednak do dogłębnego zbadania i odkrycia wszystkich szczegółów, poznania każdej osoby, określania przyczyny i sposobu śmierci każdej z nich, choć wcale nie musiałam tego robić, bo pamiętniczku, nie jest do niezbędne by ukończyć rozgrywkę.
Moją podstawą stało się jednak, poprzez pojawiające się na jakąś krótką chwilę wspomnienie w postaci retrospekcji, określenie osoby przebywającej niegdyś na statku Obra Dinn, jej imienia i nazwiska, stopnia czy też funkcji pełnionej, przyczyny śmierci oraz sprawcy. Te wybierałam z długiej listy możliwości.
Na koniec jeszcze raz przejrzałam wszystkie dialogi, które miałam okazję przeczytać podczas pojawiających się scenek, a trzeba tu zaznaczyć, że gram w języku polskim - napisy. Na dziś koniec, zostawiam grę, by zebrać myśli. Zajrzę do niej jutro.
Dziś zasiadłam do Return of the Obra Dinn z otwartym i wypoczętym umysłem, rano i wiesz co.....zaczęłam zdecydowanie brnąć do przodu przeprawiając się przez dziesiątki ciał, a raczej szkieletów, odkrywając szczegóły z ich ostatnich chwil życia, a kilka elementów stało się mi w tej podróży przewodnikiem i pomocnikiem.
Otóż okazało się, że twórca wbudował w rozgrywkę bardzo ciekawą funkcję. Dziwny zegarek, rodzaj magicznej kuli, nie tylko odsłania wspomnieniową retrospekcję, ale i czasami (teraz coraz częściej) dziwnie drga gdy tylko znajdzie się blisko zwłok. Odkryłam, że gdy kliknę na ów przedmiot pojawia się biały dymek, który wyraźnie mnie gdzieś prowadzi. Idąc jego śladem docieram do kolejnego denata, którego los w filmowym wspomnieniu mogę teraz odkryć.
I tak wędrując z zegarkiem w ręku po pokładzie odkrywam nowe ciała, odsłaniam i udostępniam sobie inne lokacje, a moja księga dochodzenia, którą nazwałam "księgą umarłych" stopniowo się zapełnia, a ja jestem z siebie duma....taka dumna.
Długo nie pisałam pamiętniku, ale śledztwo pochłonęło mnie bez reszty. Przy okazji pobawiłam się troszkę ustawieniami gry, która wbrew pozorom jak na projekt niezależny miała mi wiele do zaoferowania. Mogłam nie tylko zmieniać wygląd graficzny, ale i bawić się monitorami przechodząc od Zenitha ZVM 1240, po Comodore, IBM czy LDC i kilku innych. Czynność ta zasadniczo wpływała na graficzny wygląd gry, zmieniając jej kolor i wyrazistość, która przechodziła od głębokiej czerni w LCD po nasyconą niebieskość w Comodore 1084.
Strasznie rozbawiły mnie pewne smaczki w menu, jak choćby: "Czułość rozglądania", która oferowała mi na przykład: "parodię kontroli" czy "niedorzeczną szybkość" i wiele innych ciekawych ustawień podkręcających wrażenia z rozgrywki i podziwianie nietypowej, wyjątkowej grafiki.
Skoro mój pamiętniku jestem przy aspektach graficznych, to pozwolisz, że napiszę Ci troszkę więcej o tym jaka to wizualnie produkcja. Pamiętasz jak pisałam, że wygląda dziwnie? Przyznam się, że pierwsze wrażenie nie było zbyt pozytywne, troszkę obawiałam się, że ekran składający się z nieskładnych, wirujących czasami kropek i połączonych ze sobą kresek tworzących zarys pomieszczenia, przedmiotu czy konstrukcję statku powodować będzie u mnie zmęczenie oczu i graficzny chaos. Tak się jednak nie stało, a możliwość zmiany koloru tekstur, prezentacji lokacji i postaci się w nich znajdujących szybko przekonał mnie do zasadności takiej właśnie grafiki, która choć niedokładna, mało szczegółowa, zdawać by się mogło jedynie zarysowana i rozpływająca się dziesiątkami malutkich kropeczek, idealnie pokręca mroczny i niemal magiczny klimat rozgrywki.
Ciekawie w graficznym chaosie przedstawiają się postaci, które raz są szkieletami leżącym gdzieś na pokładzie, raz zwiniętymi w bólu i cierpieniu jasnymi plamami na tle ciemnej podłogi czy choćby fotela, by za chwilę stać się wyraźną postacią w aktywowanym wspomnieniu.
Zachwycająca szczegółowość w tak prostej graficznie, nieskomplikowanej wizualnie i zwykłej grze zdaje się krzyczeć przerażeniem załogi, drżeć strachem na Obra Dinn, pachnieć śmiercią, która zabrała swoje żniwo.
Do tego jeszcze ta cudowna ścieżka dźwiękowa, podkręcające uczucia niepokoju dźwięki, budująca klimat muzyka. Dzięki niej nie musiałam widzieć tego co dzieje się na ekranie, by odczuć ogrom emocji, które towarzyszyły tragicznym wydarzeniom na statku Obra Dinn w dniach jego zagłady.
I tak mój drogi powierniku myśli, dotarłam do końca mojej zabawy z Return of the Obra Dinn. Pora zatem na podsumowania. Po pierwsze nie udało się poprawnie odkryć wszystkich osób i każdej śmierci, co z jednej strony mnie smuci, z drugiej cieszy, bowiem jest okazja zasiąść do gry ponownie. Zachwycona jestem logicznymi wyzwaniami jakie zaproponował mi autor, z uśmiechem na ustach wspominam chwile bezsilności, podczas których bezmyślnie wędrowałam po statku nie wiedząc co dalej. Do tej pory zachwycam się prostotą a jednocześnie szczegółowością grafiki. Aż do dziś dźwięczy mi w uszach klimatyczna ścieżka dźwiękowa. Cóż....pozostaje mi pogratulować autorowi pomysłu i sposobu wykonania i zachęcić wszystkich z Was do zmierzenia się z wyzwaniem, które stawia poprzeczkę na wysokim, bardzo logicznym poziomie. Brawo!
Do zobaczenia pamiętniku, jestem pewne, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Wrócę, obiecuję!
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu