Małpia Wyspa i jej legendarny skarb, ale i walka dobra ze złem, rzeczywistości z fikcją, z domieszką voodoo, a wszystko okraszone pirackim klimatem. Brzmi znajomo? Dla większości z Was zapewne tak, bo wpisuje się w styl przygodówek, które stały się kultowe, i które wchodzą w skład serii Monkey Island, która jakiś czas temu została powiększona o kolejną grę. Ron Gilbert i Dave Grossman, wraz z zespołem studia Terrible Toybox i wydawcą Devolver Digital postanowili zabrać graczy ponownie w znajome klimaty, powrócić do znanej marki, po to by w końcu odkryć to co nie zostało odkryte, a to co było niedopowiedziane dopowiedzieć, dając graczom przy okazji zderzenie dwóch światów, ale i znajome elementy w zupełnie nowym opakowaniu. Co z tego wyszło? Czy warto wrócić na Małpią Wyspę i odkryć jej sekret? Zdecydowanie tak, ale…. Dlaczego tak, i skąd te ale, dowiedziecie się w recenzji przygodówki Return to Monkey Island, do której przeczytania bardzo serdecznie zapraszam.
Zanim zacznę skupiać się na tym co w grze fajne bardziej i fajne mniej (bo takie elementy też w grze są), przybliżę nieco jej fabułę, bo ta ma na celu, a przynajmniej tak to widział Ron Gilbert, spoić pierwsze części, przed kolejnymi i przybliżyć wydarzenia tuż po zakończeniu drugiej odsłony opowieści, czyli Monkey Island 2: LeChuck’s Revenge. Wyruszymy w niej do znajomych miejsc, poznamy na nowo, znajome już osoby, ba….nawet doświadczymy podobnych dialogów, które zaoferowano nam w nowym, innym opakowaniu. Miłośnicy powrotów i dwóch pierwszych przygodowych opowieści z serii Monkey Island mogą być zarówno zachwyceni, jak i rozczarowani powtórkami. Nowi gracze, wrzuceni na wielką wodę, ale nie pozostawieni samym sobie.
Otóż historia zaczyna się tuż po wydarzeniach ze wspomnianej już gry o tytule Monkey Island 2: LeChuck’s Revenge. Bohaterem oczywiście ponownie jest znany pirat Guybrush Threepwood, który wiele lat nie robił dosłownie niczego co związane było z pirackim fachem. Nie odkrywał tajemnic, a jego ostatnia potyczka z odwiecznym wrogiem piratem zombie LeChuckiem, to już właściwie historia.
Zmianie uległo także życie na wyspie Melee, która wyraźnie straciła dawny blask, a jej mieszkańcy mocno się zmienili, albo zmieniło się ich życie. Ukochana Guybrusha Elaine Marley zrezygnowała z bycia gubernatorem wyspy, piraci pod wodzą kapitan Madison, mają zupełnie inne plany, a biznesmen Stan trafił za kratki za „przestępstwa marketingowe”. I tylko pirat Guybrush Threepwood marzy o powrocie do pirackiego fachu. Niespełniony w niewykonanym celu odkrycia sekretu Małpiej Wyspy, postanawia w końcu dokonać niemożliwego. Ale nie jest to takie proste, gdyż na jego drodze staje nowoczesność bijąca na głowę przeszłość i stare, które powraca w zupełnie nowej, choć w większości znajomej formie.
W ciekawy sposób obserwujemy fabułę w nowej grze z serii, która jak już wspominałam, wraca do korzeni. Historia jest nam opowiadana przez samego Guybrusha Threepwooda, który natomiast opowiada swoje przygody synowi. My przy okazji możemy zaznajomić się z kolejnym pokoleniem bohaterów, wchodząc w nimi w rodzaj samouczka do gry, który jednocześnie przybliża nam opowieść, ale i pomaga odnaleźć się w nowej rozgrywce, w jej sterowaniu, interfejsie i całej tego typu otoczce.
Znajomo brzmi, i znajomo wygląda fabuła najnowszej produkcji z serii Monkey Island. Ron Gilbert celowo zaoferował graczom nie tylko podobną fabułę do gier poprzednich (i mam tu na myśli dwie pierwsze odsłony). Ma to swoje plusy i minusy. Dla niektórych taka forma rozgrywki, która nie tylko powtarza fragmenty fabularne, ale także niektóre dialogi, a nawet zagadki, może nie być atrakcyjna. I takie zarzuty wobec tejże produkcji jak najbardziej się pojawiają. Ale aby spoić jakoś pierwszą i drugą część barwnej przygodowej opowieści, twórcy musieli w jakiś sposób nawiązać i jakoś zespolić historie, z uwzględnieniem dziwnego jednej z niej zakończenia.
W takim poprowadzeniu rozgrywki świetnie odnajdą się miłośnicy cyklu Małpiej Wyspy, odszukując w przygodówce mnóstwo nawiązań, porównań, a nawet powtórzeń. Jest to całkiem przyjemny powrót do znanej marki, sprawia sporą frajdę i pobudza wspomnienia. Ale rodzi się pytania, co zatem z graczami, którzy zabawę z Monkey Island zaczęli właśnie od Return to Monkey Island? Czy takowi gracze poczują się zagubieni, zdezorientowani, porzuceni samym sobie? Otóż nie! Nie, bo autorzy gry pomyśleli także o tym i wbudowali w ich projekt zgrabne przypomnienia w książkowej, rysowanej historyjce, która opowie im wszystko to co działo się w przygodach Guybrusha, jego ukochanej i zaciekłego, odwiecznego wroga. Nie sposób zatem pogubić się w fabule, bo to co wcześniej się działo, a czego efekty mamy także i w tej grze, jest nam podane jak na tacy.
Niestety problem w tym, że wielu graczy może nie do końca zrozumieć treść tegoż opowiadania, a także samą grę. Jest to bowiem kolejna przygodówka, i następna z serii, która nie doczekała się oficjalnej polskiej wersji językowej. Wszystko wskazuje na to, że takowa w najbliższym czasie się nie pojawi. Więc jeśli nie dostaniemy jakiegoś fanowskiego spolszczenia, w grę w ojczystym języku nie zagramy. To niestety jest minusem, i chcemy czy nie, wielu graczy zniechęca po sięgnięcie po ów tytuł, który, co tu dużo mówić, także dialogami stoi.
Skoro jesteśmy przy kwestii dotyczącej oprawy dźwiękowej, to pora przyjrzeć się właśnie temu aspektowi. Po pierwsze Guybrush Threepwood mówi wielu graczom znanym głosem, bowiem wciela się w niego ten sam aktor, którego słyszeliśmy w innych gierkach o jego przygodach. Po drugie angielska wersja językowa stoi na naprawdę wysokim poziomie, a każdego aktora, nawet tych, którzy wcielają się głosowo w dziecięce postaci, słucha się bardzo przyjemnie. Po trzecie towarzyszy nam ścieżka dźwiękowa, którą z pewnością już słyszeliście. Znane motywy muzyczne rodzą wspomnienia, wywołują uśmiech na twarzy i daję wielką satysfakcję, niosąc potwierdzenie tego, że znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu, i w odpowiednim czasie. Nie dziwi fakt, że oprawa muzyczna to znajome dźwięki i mistrzowski kunszt, gdyż za jej stworzenie odpowiadają Peter McConnell, Michael Land i Clint Bajakian, kompozytorzy, którzy tworzyli muzykę do Monkey Island oraz Monkey Island 2: LeChuck’s Revenge. Nie mogło być zatem inaczej, że ta brzmi znajomo i tak bardzo w stylu serii.
Rozgadałam się na temat fabuły, polskiej wersji, a właściwie jej braku, na temat wątków zawartych w opowieści i muzyki, więc pora przyjrzeć się bliżej samemu sterowaniu i samej grze od strony jej bardziej technicznej. Nadmieniłam już wcześniej, że Return to Monkey Island to klasyczna przygodówka typu „wskaż i kliknij”, obsługiwana za pomocą myszy, w uproszczonej formie jednego, góra dwóch kliknięć. Rozgrywka, która stanowi grę w grze, bo śledzimy opowieść starszego już Guybrusha Threepwooda, snutą jego synowi, charakteryzuje się klasyczną formą, z klasycznymi dla tego gatunku rozwiązaniami.
W grze przede wszystkim eksplorujemy okolicę, odnajdujemy, zbieramy i umieszczamy przedmioty w ekwipunku, w którym nowa rzecz jest odpowiednio podświetlana. Przedmioty oczywiście można ze sobą łączyć, by stworzyć zupełnie nowy. Większość zadań skupia się na zagadkach przedmiotowych, ale znajdzie się wśród nich także mnóstwo zagadek logicznych. Część z nich mogliśmy już znać, bo mieliśmy z nimi do czynienia już w poprzednich grach. Ale są też nowości. Ich poziom jest w miarę rozsądny. Są zadania łatwiejsze, są i bardzo złożone, nad którymi trzeba będzie nieco pokombinować.
Trudność związana z zagadkami, albo w tym co dalej należy w grze wykonać ma jednak rozwiązanie techniczne. Otóż w przygodówce został wbudowany system podpowiedzi. Jest on wieloetapowy i pozwala graczom na lekką, albo niemal dosłowną poradę. Taki rodzaj poradnika może nie przydać się fanom i stałym graczom przygodowym, bo zapewne nie będą po niego sięgać, ale jest ukłonem w stronę nowych przygodówkowych graczy, którzy po ten gatunek sięgają rzadko, albo wcale, ale akurat mieli ochotę na przygody Guybrusha. Dodatkowo zabawę można dokonać na dwóch poziomach trudności. W tym łatwiejszym nie ze wszystkimi zagadkami będziemy mieć do czynienia, a system podpowiedzi jest mocniej rozbudowany.
Rozgrywka jest w opisywanym przeze mnie tytule dość jasno nakreślona, bowiem nasze zadania, czyli wszystko to, co w musimy w danej chwili w grze wykonać znajdziemy na liście zadań. Te już przez nas zrealizowane zostają z niej wykreślone, co daje klarowny i jasny przekaz. Ułatwieniem, i czymś z czym często mamy do czynienia w grach przygodowych jest podświetlania aktywnych miejsc w lokacjach.
Ważnym elementem zabawy, tym co pcha fabułę do przodu, są nie tylko zagadki i zadania, ale także dialogi. Rozmów w grze mamy co niemiara. Pogadamy z zupełnie nowymi postaciami, ale wrócimy ponownie do tych, których już dobrze znamy, a którzy są tu ponownie. Ich życia i los uległ oczywiście zmianie, wraz z postępem cywilizacji. Gra oferuje bowiem zderzenie się marzeń i przeszłości z przyszłością i osadzeniem się tu i teraz. Choć postępu nie da się uniknąć, i nawet nie trzeba, w nowej odsłonie Monkey Island stare powraca, między innymi zagorzały wróg Threepwooda czyli LeChuck. Oprócz niego spotkamy wiele innych znajomych bohaterów, z którymi przeprowadzimy naprawdę mnóstwo rozmów.
Będziemy rozmawiać, będziemy rozwiązywać zagadki i eksplorować. A wszystko to w wielu lokacjach, przemieszczając się po wbudowanej w grze mapie. Return to Monkey Island ma do zaoferowania natomiast zupełnie inną grafikę względem pierwszej i drugiej odsłony serii. Przyznam się, że widząc grę na pierwszych dostępnych screenach miałam raczej mieszane uczucie na temat tego jak ta gra wygląda. Zatapiając się w pełną wersję rozgrywki uczucie niestety nie minęło. Recenzowana przygodówka, według mnie oczywiście nie jest tak urokliwa graficznie jak jej pierwowzory. Mam świadomość, że pojawiły się ograniczenie budżetowe, że jest to tytuł stworzony tak, aby nie był projektem najdroższym, ale ociosane, toporne postaci, jakoś mi nie pasują do klimatu Małpiej Wyspy. Oczywiście z czasem przywykłam do nieco kwadratowego stylu graficznego i stał się dla mnie bardziej przyjazny, ale pewien niesmak….pozostał.
Lepiej natomiast oceniam kolorystykę tej wypełnionej barwami przygodówki. Fajnie prezentują się w niej także tła i przedmioty, na jakie się podczas eksploracji gry natkniemy. Wszystko wydaje się spójne, pasujące do pirackiego klimatu, jednocześnie nadające mu nieco współczesności i pewnej zadziorności. Niemniej jednak jestem zwolenniczką klasyki rysunkowej i przy takim poglądzie pozostaną.
Podsumowując Return to Monkey Island to udany powrót marki, gra dopasowana zarówno do zaznajomionych z serią graczy, mrugającą do nich okiem….i to dość często, ale także idealna dla tak zwanych „niedzielnych graczy”, albo takich, którym seria Monkey Island jest zupełnie obca. Wbudowany opis poprzedniej części, dwa poziomy trudności i system podpowiedzi, ciekawa fabuła i klimat sprawia, że gra się w nią płynnie i bardzo przyjemnie. I tylko szkoda, że graficznie nie jest tak jak kiedyś, no i żal, że gierka nie doczekała się polskiej wersji językowej, której bardzo mi podczas rozgrywki brakowało. Lubiących i znających serię o przygodach Guybrusha Threepwooda zachęcam do powrotu do nowej/starej opowieści, nowych graczy do poznania opowieści. Z oby przypadkach warto, zapewniam Was. Ja bawiłam się przednio! Wy też będziecie.
Bardzo dziękujemy Terrible Toybox i Devolver Digital za udostępnienie gry do recenzji.
Graliśmy w wersję na komputery osobiste PC (Steam).
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu