Roman Triumph – kolejna gra typu City Builder, która tym razem kompletnie nic nowego nie wnosi do gatunku
Chciałbym powiedzieć, że to kolejny udany city builder, który wnosi coś nowego na przestrzeni lat. Niestety, Roman Triumph nie jest grą, która potrafi zaskoczyć. W założeniu miała to być strategia osadzona w realiach rzymskich osad na rubieżach imperium, z celem poszerzania granic. Jednak poza krótkim wstępem, nic na to nie wskazuje.
Przejdźmy do samej rozgrywki, czyli serca tego typu gier – budowania. System konstrukcji jest bardzo prosty, mało rozbudowany, a momentami oparty na absurdalnych założeniach dotyczących surowców. Głównym surowcem, którego nieustannie brakuje, jest cegła. Już samo to wprowadza pewien poziom absurdu – dlaczego po wybudowaniu budynku nadal potrzebujemy cegieł? Nie wiadomo. Jest to jednak surowiec kluczowy, o który trzeba zadbać, bo jego brak szybko prowadzi do paraliżu osady.
Kolejnym aspektem jest zależność od ludzi – co wydaje się logiczne, ale wykonanie jest dziwne. Mieszkańcy nie rozmnażają się naturalnie – pojawiają się dopiero w momencie, gdy nasza wioska osiągnie odpowiedni poziom reputacji. Gdy reputacja spada, napływ ludności ustaje, a wioska praktycznie staje się nie do uratowania. Dodajmy do tego chaotyczny system populacji oraz nieczytelną grafikę, przez co w momencie kryzysu nie mamy pojęcia, co się właściwie dzieje.
Przejdźmy na chwilę do oprawy graficznej – jest po prostu zła. Przypomina gry sprzed 15 lat. Szablon budowania budynków polega na nakładaniu tekstury na prostą siatkę, co wygląda bardzo słabo jak na XXI wiek. Cała stylistyka gry jest dziwna, jakby niedokończona – sprawia wrażenie, że coś się nie doczytało. Efekt końcowy? Gra jest po prostu brzydka.
Muzyka, dźwięk i efekty są praktycznie niesłyszalne – coś tam sobie brzdąka w tle, ale zupełnie bez wyrazu. To na pewno nie jest ścieżka dźwiękowa, którą chciałoby się puścić w tle. Niestety, ten aspekt gry również należy do najsłabszych.
Jednym z elementów, które prawdopodobnie miały dodać grze kolorytu, są ataki mitycznych stworzeń i barbarzyńców. Te pojawiają się cyklicznie i z każdą falą są coraz większym wyzwaniem... teoretycznie. W praktyce jednak są tak przewidywalne i schematyczne, że przy dobrej konstrukcji murów i wież da się je łatwo „wyczuć”. W pewnym momencie gra zaczyna przypominać prostą grę typu tower defense. Nawet mityczne istoty, które pojawiają się później, przestają robić wrażenie, bo walka z nimi staje się banalna.
Gra nie wnosi absolutnie nic ciekawego do gatunku. Jest brzydka, prosta, nieintuicyjna, z nudnymi i mało logicznymi zależnościami między surowcami. Gdy raz zbudujemy solidną obronę, możemy rozwijać nasze miasteczko w nieskończoność, ale bez żadnego celu czy wyzwania. Zdecydowanie nie mogę jej polecić żadnemu fanowi city builderów – szkoda Waszego czasu. Obecnie na rynku dostępnych jest wiele lepszych produkcji, które oferują prawdziwą rozrywkę i ciekawe rozwiązania. Roman Triumph niestety nie oferuje niczego z tych rzeczy.
Nie polecam.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu