Sherlock Holmes: The Devil’s Daughter, to już ósma odsłona serii gier o najsławniejszym detektywie, która przeszła niesamowitą metamorfozę. Zmiany zarówno pozytywne, jak i negatywne przeplatają się w Córce Diabła, jak witki wierzbowe w koszyku. Niby produkt złożony i pracochłonny, ale dziełem sztuki nie można go raczej nazwać. Niestety nowy Sherlock, twór studia Frogwares, które stworzyło swój najnowszy produkt pod skrzydłami już zupełnie innego wydawcy, to stek obiecanek, które fanom serii gwarantowano pojawiającymi się zwiastunami filmowymi. Przygodówka miała być thrillerem, trzymającym gracza w napięciu od początku do końca. Straszność rozgrywki budować miała tajemnica rodzinna przybranej córki detektywa Holmesa, dziewczynki imieniem Kathelyn. Niestety historia Kate i pewnej sąsiadki o imieniu Alice została przedstawiona pobieżnie, a jedyna wzbudzająca jakiś dreszczyk emocji sprawa, to końcówka gry, niezwykle krótka i nie pozbawiona elementów zręcznościowych, w które pozycja jest przebogata.
Podobnie jak w poprzedniej odsłonie, w tej także zajmujemy się pięcioma odrębnymi sprawami, w między czasie dowiadując się nieco więcej na temat adoptowanej córki Sherlocka. Sprawy nie wymagają od graczy wielkich przygodówkowych zdolności, bo są raczej proste. Większość gry prowadzeni jesteśmy za przysłowiową rączkę, co w grach detektywistycznych, szczególnie opowiadających o detektywie z iście precyzyjnym i analitycznym umysłem, nie powinno się zdarzyć. Niestety studio kontynuuje rozpoczęty w poprzedniej części trend upraszczania rozgrywki, zastępując wymagające logicznego myślenia zagadki, zadaniami zręcznościowymi. W tej odsłonie, jak w żadnej innej, widać jak bardzo Frogwares stara się dotrzeć do graczy konsolowych. Większość przedziwnych zręcznościówek o których mam zamiar wspomnieć w dalszej części artykułu, wpasowuje się idealnie w obsługę gry na padzie. Ja jako użytkownik komputera stacjonarnego kolejny raz poczułam się jak gracz gorszego gatunku, żeby nie powiedzieć sortu.
Myślicie pewnie, że marudzę i przesadzam i zapewne niektórzy z Was będę mieli rację, ale jestem osobą, która nie trawi wszelakich zręcznościowych cudów w przygodówkach. Grając w The Davil's Daugther nie mogłam się oprzeć przemożnemu wrażeniu, że nie przechodzę przygodówki, a grę zręcznościową akcji z elementami przygodowymi. Nie podoba mi się ten sposób zmieniania mojej ukochanej serii. Na szczęście autorzy wzbogacili rozgrywkę przyciskiem "pomiń". Prawdę powiedziawszy można pominąć wszystko. Gra przejdzie się wtedy sama a my będziemy jedynie jej obserwatorami. Wprawdzie nie zyskamy wtedy potrzebnych do zaliczania wszystkich steamowskich osiągnięćczy bonusów, ale przejdziemy grę zupełnie bezstresowo. Wybaczcie, ale pomysł, by manewrując klawiszami WSAD i myszką jednocześnie, utrzymywać symbole w okręgach po obu stronach, by przejść przez deskę, czy podsłuchać rozmowę to już lekka zręcznościowa przesada. Wiem, wiem, są wśród was tacy, dla których taka czynność, to przysłowiowa "bułka z masłem". Dla mnie to jednak spory wyczyn, trudny jak wejście na Mont Everest, czyli niemal nieosiągalny.
Ponarzekałam, pomarudziłam, więc pora przejść do konkretów dotyczących samej rozgrywki i sterowania. Grając w Sherlocka numer osiem, nie sposób nie porównywać go do poprzedniczki. W sumie wszystko jest tak jak w ostatniej odsłonie. Na początku wybieramy stopień trudności. Mamy dwie możliwości. Możemy grać na poziomie: sprytnym lub mistrza dedukcji, czyli zdecydowanie trudniejszym. Być może kiedyś się na niego skuszę. Postaciami kierujemy za pomocą myszy. Nie mamy tu jednak typowych ikon oznaczających rozmowy, jakąś czynność, typu użycie czy zabranie, a jedynie symbol kółka i kropki. Ciekawym rozwiązaniem jest zmiana koloru owego symbolu z białego na zielony, oznaczająca, że w danym miejscu zrobiliśmy, czy też obejrzeliśmy już wszystko. Po raz kolejny, tak jak w poprzedniej części, wszystkie potrzebne informacje znajdziemy w dokumentach. Znów tak jak w Zbrodni i Karze, połączymy wskazówki w umyśle detektywa. Nie zmieniło się także mieszkanie detektywa, choć, możemy się po nim przemieszczać nieco swobodniej. Kolejny raz zabawiamy się w przebieranki, strojąc Sherlocka w nowe ciuszki, na przykład pastora czy bandyty. O ile w siódmej grze z serii możliwość odziania detektywa w określony strój była ograniczona, a część z nich była zablokowana, tak tutaj możemy przebierać się dowoli, paradując w stroju księdza niemal cały czas.
Nie zmienił się także sposób poprowadzenia gry. Ta sama ilość różnorodnych spraw, w których oprócz bycia rasowym detektywem, Sherlock przeobrazi się w kogoś do złudzenia przypominającego znanego filmowego archeologa Indianę Jonesa. Przeobrażając się w Holmesa, uciekać będziemy przed wielką kamienną kulą, skakać, unikać wymyślnych pułapek itp. W kolejnych detektywistycznych zadaniach zbierzemy oczywiście wskazówki, połączymy je, rozwiążemy kilka zadań logicznych, (raczej łatwych) wyciągniemy wnioski, dochodząc do finału sprawy i wytypowania przestępcy. Podobnie jak w Zbrodni i Karze, także w Córce Diabła możemy zakończyć grę wybierając zupełnie niewłaściwie, a nawet źle. O tym, czy nasza decyzja jest słuszna, czy też nie, może jedynie świadczyć statystyka procentowa, czyli ilość osób, która zadecydowała w ten sam sposób.
Oprócz powtarzalności są w grze pewne nowości, choć te, także są jedynie pozorne. Jednym z takich novum jest możliwość swobodnego przemieszczania się po okolicy. Wychodząc z domu, wkraczamy zatem na ulicę Londynu, gdzie możemy spacerować to tu, to tam, choć nasze wędrówki i tak w końcu się kończą. Twórcy obiecując pełną swobodę, zapomnieli dodać, że dochodząc do pewnego miejsca nie ruszymy dalej, choćbyśmy się nie wiem jak się starali. Sherlock będzie dreptał w miejscu i za nic nie pójdzie dalej. Kolejnym nowym elementem jest większy ruch na ulicach. Miasto tętni życiem, słychać rozmowy, śpiewy pijaków, kłótnie. Z kilkoma przechodniami możemy także porozmawiać, zapytać jak dotrzeć na szukaną przez nas ulicę. Fajnie, że osoby, które spotykamy na ulicach są różnorodne, choć nie obeszło się bez powtórzeń. W kilku przypadkach postać inspektora, jego twarz została powielona. Oblicze Lestrade ma choćby doktor w jednym ze szpitali i choć dodano jej brodę i uczyniono łysym trudno nie zauważyć podobieństwa.
Graficznie jest dobrze, choć bez ochów i achaów. Gra oczywiście wygląda poprawnie, ale twarze bohaterów nie są już tak zachwycająco czytelne i wiarygodne. Generalnie czegoś Córce Diabła brakuje, małego dopieszczenia, dopięcia ostatniego guzika, który zdaje się właśnie odpadł i Frogwares nie bardzo wie gdzie go szukać. Zmiany nastąpiły nie tylko w większej swobodzie wędrówki, ale także w wyglądzie bohaterów. Zarówno Sherlock Holmes jak i John Watson (szczególnie on) zdecydowanie odmłodnieli, wychudli. Holmes zyskał też bardziej ludzkie uczucia. Jego zgryźliwość i wieczne strofowanie wieloletniego przyjaciela doktora Watsona zniknęło. Pojawiły się zaś uczucia wyższe, czyli miłość do przybranej córki i coś, co mnie rozbawiło w naszym detektywie, czyli pewna nieporadność. Detektyw z gry to ktoś zupełnie inny niźli postać znana z kart powieści Atrhura Conan Doyle'a. Każdy kto choć trochę zna książki wie, że Holmes był dobrym człowiekiem, ale wyższe ludzkie uczucia były mu obce. Nie zakochiwał się, nigdy nie kochał i tak naprawdę ufał tylko sobie. W Córce Diabła stał się potulnym, cichym i nieporadnym tatusiem.
Najmniej zauważalnym elementem rozgrywki jest muzyka i udźwiękowienie. Muszę przyznać, że nie bardzo pamiętam jakież to kawałki muzyczne płynęły w tle, czy były przyjemne dla ucha, czy też nie. Klimatyczna muza znajduje się jedynie na począteku gry i podczas napisów końcowych. Reszta rozmyła się w mojej pamięci i dopóki nie zagram po raz kolejny z pewnością jej sobie nie przypomnę.
Sherlock Holmes: The Devil's Daughter, to najsłabsza część serii. Zmarnowany potencjał, upstrzony ogromną ilością zadań zręcznościowych. Rozgrywka pozbawiona polotu i tego czegoś, co nazywamy grywalnością. Sytuacji nie polepszyło kilka ciekawych zagadek i całkiem fajna, choć krótka ostatnia sprawa. Największymi zaletami gry są jej długość oraz grafika. Wszystko poza tym kuleje i tylko chwilami odzyskuje pełną sprawność. Sherlock Holmes: The Devil's Daughter, jest żywym przykładem tego, że nie należy bezgranicznie wierzyć trailerom. Klimatyczny thriller okazał się być klasycznym kryminałem, przygodówką, a w zasadzie głównie grą akcji z elementami przygodowymi. Może narażę się zwolennikom owej produkcji, ale tylko ze względu na sentyment, który mam do całej serii daje jej taką a nie inną ocenę, mając nadzieję (może płonną), że to tylko wpadka przy pracy. Powiem, a raczej napiszę już tylko jedno, liczyłam na coś więcej niż dostałam i przez to jestem rozczarowana, bardzo rozczarowana.
agusia16
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Dla miłośników serii fajnie się zapowiada choć wg mnie parę razy odgrzewany kotlet smakuje co najmniej średnio ;)