Songs of Silence zobaczyłem po raz pierwszy podczas zamkniętego pokazu na targach Gamescom 2023 i gra trafiła od razu na mój radar. Dlaczego tak się stało?
Mogły Wam się od razu rzucić w oczy te piękne artworki przypominające secesyjne plakaty. W ucho zaś mogła Wam wpaść muzyka, którą tworzył weteran branży odpowiedzialny choćby za ścieżkę dźwiękową do Final Fantasy Tactics oraz Valkyria Chronicles. Dla nas, graczy, liczy się oczywiście rozgrywka, a ta obiecywała strategię 4X połączoną z systemem kart, gdzie ponadto rozegramy bitwy w czasie rzeczywistym. Dla mnie była to już wystarczająca zachęta. Wiedziałem, że muszę Songs of Silence prędzej czy później sprawdzić!
Jak już wspomniałem, grę uświetniają przepiękne ilustracje widoczne przy opisach lokacji i oddziałów, a także podczas przerywników filmowych. Tworzy to niebywały klimat i pasuje do historii o konflikcie pierwotnych i niebiańskich - dwóch wrogich ras, których w walce wspomogły na dodatek potężne boskie istoty. Wojna skończyła się ucieczką pierwotnych do stworzonego naprędce lustrzanego świata i wszystko wskazywało na to, że na tym ta historia się skończy. Nic bardziej mylnego, rody niebiańskich, jak to feudalne familie, prowadziły ze sobą liczne konflikty, przerwane pojawieniem się nieznanej siły. Na scenę wkroczyła Krucjata sprowadzająca nicość i demoniczne siły na oba światy. Czy będzie to wystarczającym argumentem do zawarcia przymierza, które wcześniej wydawało się nie do wyobrażenia?
Song of Silence ma nieliczne przerywniki filmowe, ale za to podczas zabawy co rusz słyszymy dialogi fabularne, przekazujące dość przewidywalną, aczkolwiek klimatyczną historię.
Może nie napiszę, że Songs of Silence jest prawnukiem Heroes III, ale rozgrywka smakuje tu bardzo podobnie - to taka dalsza rodzina tej legendarnej gry. Mamy tu bohaterów jeżdżących po mapie, zbieranie legendarnych przedmiotów, rozbudowę miast, rekrutowanie armii i wreszcie walkę. Wszystkie te elementy wspomaga system kart, których „uczą się” herosi, dodając je do swojej talii albo ulepszając już posiadane karty. Szybko można się z tym pomysłem oswoić, kapitalnie rozwiązuje to też problemy z interfejsem, szczególnie na konsoli.
Grałem przeważnie na normalnym poziomie trudności, jednak wielbiciele wyzwań mogą zaaplikować sobie prawdziwą szkołę życia, w której będą musieli uważać, żeby dobrze rozegrać każdą bitwę. Gra zapewnia 8 przygotowanych map fabularnych, ale miłośnicy potyczek lub gry online ucieszą się, że twórcy pomyśleli i o tych trybach.
Warto, żebym wspomniał Wam też o walce, ponieważ w przeciwieństwie do Heroes, ta odbywa się w czasie rzeczywistym. Kluczowe jest więc dobre ustawienie szyku armii jeszcze przed bitwą. Same jednostki mają tonę zmiennych, które to oczywiście możemy sobie godzinami analizować. Podczas bitwy będziemy wydawać rozkazy kartami dla poszczególnych typów oddziałów albo rzucać potężne czary. Nie zawsze mamy na wszystko wpływ. Przykładowo, jeśli nasza postać nie jest zbyt dobrym dowódcą kawalerii, będziemy musieli się zdać na samodzielne zachowanie tych jednostek na mapie, ponieważ nie będziemy mieli wymaganej karty. Tym samym żadnego rozkazu kawalerzystom nie wydamy. Jest to trochę urokiem gry, a trochę zmorą generała, który chciałby maksymalnie zarządzić potyczką. W ogólnym rozrachunku daje jednak poczucie chaosu bitewnego, a to jest jak najbardziej klimatyczny element.
Chcę też pochwalić mapę strategiczną, po której poruszają się wojska. Autorzy z Chimera Entertainment zaprogramowali takie smaczki, jak poruszanie się armii w szyku, ale tylko do pewnego momentu. Jeśli wykorzystamy mniej niż połowę dostępnych punktów ruchu, nasze wojska (jeśli zostaną zaatakowane) przystąpią do bitwy w zaplanowanym układzie jednostek. Podobnie, jeśli ostrożnie poruszymy się do lasu, będziemy w stanie zastawić tam pułapkę na inne armie. Jeśli jednak wykorzystamy więcej niż połowę dostępnych punktów ruchu, nasi żołnierze przejdą w kolumny marszowe. Co za tym idzie, przy niespodziewanym ataku będą w rozsypce i dostaną minusy do statystyk.
Pierwszym i chyba najbardziej irytującym elementem gry, jaki napotkałem, są bardzo małe napisy na ekranie. Mówimy o wersji na konsole, od której wymagam opcji bardzo dużego powiększenia czcionki, aby móc cieszyć się zabawą wygodnie siedząc na kanapie.
Nawet w popremierowej wersji Songs of Silence dalej zdarzało się grze zrestartować. Na szczęście szybko zacząłem dosyć często zapisywać postęp i na dobrą sprawę tak tego nie odczułem. Niemniej może to poważnie zirytować, gdyby ktoś takiego nawyku nie miał.
Kiedy nasze armie osiągają ogromne rozmiary i zmierzamy właściwie do decydującej bitwy z równie potężnym przeciwnikiem, wszystkie potyczki po drodze zdają się nieważne i pomimo że przyjemne, są stratą czasu. Zdecydowanie brakuje tu opcji, która pozwalałaby rozegrać bitwę automatycznie, nawet gdyby wiązałoby się to z losowymi i większymi stratami. Niestety, przy dużych bitwach zdarzało się grze mocno zwolnić, pomimo że grałem na teoretycznie mocnej PS5.
Miałem wobec Songs of Silence duże oczekiwania, nawet na to, jak niewielki był to projekt. W jej wypadku pomimo braku ogromnych funduszy udało się zrobić produkcję potężnie przyciągającą do ekranu. Najpierw obietnicą ciekawego świata za sprawą genialnych obrazów 2D, a w końcu bardzo przyjemną rozgrywką. Pixel shadingowa grafika na mapie i w bitwach też cieszy oko. Podczas gry, pomimo że małe jak na konsolową produkcję, możemy przeczytać polskie napisy. Z pewnością diagnozuję w Songs of Silence występowanie syndromu „jeszcze jednej tury”, za który to kocham strategie. Bardzo udany tytuł i prosta decyzja zakupowa dla miłośników staruszka Heroes III.
Grałem na PlayStation 5
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu