Klasyczny System Shock jest dla gier tak ważnym tytułem, jak słynne Metropolis czy Blade Runner dla branży filmowej. Jak do remaku tego klasyka podeszli deweloperzy z Nightdive Studios i przede wszystkim, czy ten szlagier sprzed lat potrafi dzisiaj zabłyszczeć? Dowiecie się tego z mojej recenzji wersji konsolowej!
Przede wszystkim chcę na początku wspomnieć, że nie jestem jakoś sentymentalnie przywiązany do System Shock’a. Owszem, za młodu widziałem go, „patrząc zza pleców” kolegi (ówczesny Twitch) i jakoś wtedy sam nie chciałem w niego zagrać. Oczywiście sytuacja ta się zmieniła, kiedy przez lata zrozumiałem to, co napisałem już we wstępie. Gra odcisnęła swoje piętno na kolejnych produkcjach i ten tytuł wypada po prostu znać... a teraz mogę nawet dodać, że warto go przejść. No ale pozwólcie, że opiszę Wam moje wrażenia z podróży na Cytadelę i przybliżę odrobinę fabuły dla tych, którzy jeszcze niewiele o System Shock słyszeli.
Wstawaj Hakerze…
Jest rok 2072, zdolny informatyk w swojej mikrokawalerce na Ziemi odpala leżący na stole komputer i robi to, co lubi… szybko jednak dosięgają go konsekwencje próby hakowania krążącej nad naszą planetą stacji Cytadela. Zupełnie niespodziewanie, zamiast do więzienia trafia na rozmowę z Edwardem Diego – prezesem korporacji TrioOptimum zarządzającej stacją. Przedstawia on Hakerowi propozycję nie do odrzucenia, wolność i najnowszy wojskowy wszczep… za małą przysługę. Jak można inaczej nazwać zmianę parametru ograniczeń etycznych sztucznej inteligencji wspomagającej zarządzanie stacją?
…masz stację do spalenia!
Parę miesięcy po operacji Hacker wzbogacony o nowiutki wszczep budzi się na stacji, tak domyśleliście się, opanowanej już przez S.H.O.D.A.N – sztuczną inteligencję, którą nasz protagonista pomógł „zoptymalizować”. Pracowita pszczółka wymyśliła już niejeden plan jak zniszczyć nasz gatunek, jako piaskownicę traktując właśnie Cytadelę. Śmiercionośne wirusy, modyfikacje genetyczne zamieniające ludzi w agresywne zombie, krwiożercze cyborgi, a w końcu ładujący się laser górniczy wymierzony w naszą planetę. Jeśli chcemy mieć gdzie wracać, musimy się zabrać do roboty i pokrzyżować plany antagonistki. Nie unikniemy przy tym zaznajomienia się z pokaźnym arsenałem broni oraz walki w cyberprzestrzeni.
W kosmosie nikt nie usłyszy Twojego krzyku
Jak widzicie, nietrudno wczuć się w fabułę System Shocka. Piszę te słowa po wielu godzinach spędzonych na Cytadeli. Skłamałbym jednak, jeśli napisałbym, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Autorzy remaku postanowili oddać w nim ducha gier lat 90-tych i widać to na wielu płaszczyznach. Widać to między innymi w stylu graficznym, gdzie nowoczesne oświetlenie i modele mieszają się miejscami z teksturami w bardzo małej rozdzielczości. Z początku połączeniem tym nie byłem zachwycony, by w końcu odkryć, że całkiem łatwo było mi wczuć się w klimat krwawej jatki, jaką ludziom urządziła na stacji wroga SI. Trochę jak w komiksach, gdzie uproszczona grafika potrafi mocniej zadziałać na naszą wyobraźnię, zmuszając ją do dopowiedzenia i wyobrażenia sobie niektórych rzeczy. Charakterem odpowiada to grze Deep Rock Galactic, ale z klasę bardziej szczegółowymi modelami.
Haker, czyli wojowniczy śmieciarz
Kolejną rzeczą, do której musiałem się przyzwyczaić są decyzje podjęte odnośnie rozgrywki. Zapomnijcie o kółkach wyboru broni, dynamicznym wychylaniu się czy sprawnym zarządzaniu ekwipunkiem.
Przykładowo – wychylanie zza węgła jest, ale musicie wcisnąć gałkę L3, żeby wejść w ten tryb. Aby znowu się poruszać, trzeba będzie znowu ją wcisnąć. Wybór broni? Jest pasek szybkiego wyboru, gdzie umieszczamy sprzęt pod numerami 1-9. Na klawiaturze może byłoby to wygodne, ale na konsoli nie mamy klawiszy z cyferkami, więc nierzadko w ogniu walki trzeba przeskakiwać po liście D-Padem w lewo i w prawo. Powyższych decyzji nie potrafię obronić i nie zdziwię się, kiedy niektórzy konsolowcy wytkną w tym miejscu twórcom „leniwy port”.
Przejdę teraz do zarządzania ekwipunkiem, a właściwie tetrisa upychania tam broni, amunicji i przedmiotów do recyclingu. Tego ostatniego aspektu w grze nie powinniście lekceważyć. Możemy bowiem zanosić przedmioty znalezione w bazie do specjalnych stacji, gdzie za ich przerobienie dostaniemy kredyty. Szybko jednak zacznie brakować nam miejsca w ekwipunku, przez co sami zaczniemy niszczyć rzeczy na złom z poziomu widoku plecaka, choć traci się wtedy około połowę potencjalnej wartości przedmiotów „w skupie”. Ciężko zliczyć mi godziny, które spędziłem na zbieraniu różnych śmieci, ich niszczeniu i sprzedawaniu złomu za kredyty. Jest to ważne, ponieważ za pieniądze kupimy przedmioty leczące, a przede wszystkim ulepszenie broni z dyspozytorów rozsianych po stacji. O dziwo… ten aspekt gry po pewnym czasie pozwolił mi tylko bardziej wczuć się w sytuację zdesperowanego, samotnego ocalałego, który musi jakoś zdobyć środki do walki. Dodaje to rozgrywce survivalowego pazura.
Więcej feelingu lat 90.
Remake System Shocka jest listem miłosnym do gier sprzed lat, które nie prowadziły gracza za rękę i były wyzwaniem nawet na normalnym poziomie trudności. Trzeba pochwalić w tym miejscu twórców za dodanie opcji personalizowania skomplikowania walki, zagadek czy walki w cyberprzestrzeni, choć trochę szkoda, że nie można do tych opcji wrócić podczas gry. Niemniej na stacji będziemy mieć pełną dowolność tego, gdzie i kiedy pójść, jednak zapomnijcie przy tym o wskaźnikach celu. Trochę szkoda, że (w chwili, kiedy testowałem grę) nijak nie mogłem umieścić na mapie własnego znacznika, choć zabawa teoretycznie dawała tę opcję. Skoro jednak System Shock nie prowadzi nas za rękę, to skąd mamy wiedzieć, co robić? Przede wszystkim weźcie ołówek i kartkę, podczas gry znajdziecie ważne kody, które warto będzie zapisywać. Reszty wskazówek dostarczą znajdowane po drodze nagrania audio i maile. No i o nich wypada mi więcej napisać.
Co słychać na Cytadeli
Jak już wiecie, grafika w System Shock Remake mocno działa na wyobraźnię, jednak to, co podbija klimat tej produkcji na wyżyny, to znajdywane po drodze dramatyczne nagrania audio. Słyszymy na nich ofiary S.H.O.D.A.N. walczące o swoje życie, towarzyszy i próbujących pokrzyżować niecne plany zbuntowanej SI. Jej zresztą również przyjdzie nam posłuchać, a trzeba przyznać, że praca aktorów głosowych jest tutaj najwyższej próby. Wszystko dopina muzyka elektroniczna pasująca do tego cyberpunkowego tytułu jak ulał.
Podsumowanie
Dzięki System Shock w 1994 roku zbuntowana sztuczna inteligencja S.H.O.D.A.N. weszła do panteonu najważniejszych antagonistów w świecie gier. 30 lat później, dzięki remakowi, każdy może przekonać się, dlaczego tak się właśnie stało. Oczywiście, po tytuł powinni sięgnąć gracze otwarci na mniej dynamiczne strzelanki. Zresztą deweloperzy dołożyli wszelkich starań, żeby ich gra mocno przypominała tytuły z poprzedniego wieku — immersyjne, trudne, ale też dające ogromną satysfakcję. I o ten punkt rozgorzeją zapewne dyskusje. Z jednej strony twórcy specjalnie zaimplementowali stare systemy zarządzania ekwipunkiem, z drugiej jednak strony nie powinny one negatywnie odbijać się na grywalności. Szczególnie na konsolach interfejs mógł być odrobinę mniej toporny. Jeśli chodzi jednak o rozgrywkę, a przede wszystkim klimat i fabułę, mamy tu kawał solidnej gry, którą serdecznie radzę poznać.
Recenzowałem wersję na konsolę PlayStation 5.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu