Zerzura, legendarne miasto, położone gdzieś na piaskach Sahary. Według legendy, osada ta nazywana była Białym Miastem i to nie tylko z powodu kolorów domostw, ale przede wszystkim ze względu na jej mieszkańców. Pisma datowane na XIII wiek mówią, że owe miejsce zamieszkiwał lud o białych włosach i bardzo jasnej karnacji. Centralnym punktem tego miejsca było świątynia, w której znajdowało się źródło, mające moce uzdrawiające. Wielu poszukiwało zaginionej krainy i wielu do niej nie dotarło, czy udało się to bohaterom gry studia Cranberry Production, które zasłynęło z wydania drugiej i trzeciej części Black Mirror, tego dowiecie się w grze przygodowej noszącej tytuł The Lost Chronicles of Zerzura.
Wiem, wiem, powiecie, że to już wszystko było w przygodówkach. Szukaliście zaginionych krain i mitycznych miast, więc co nowego może być w grze, która powiela te same schematy? Otóż może, a jakże. Jej wielowątkowość, różnorodni i ciekawi bohaterowie, spójne i logiczne zagadki i wciągająca fabuła, sprawiają, zaręczam Wam, że te kilkanaście godzin spędzonych przed monitorem, wyda się Wam jedynie chwilką.
Historia opowiedziana w grze, rozpoczyna się w roku 1514, choć poprzedzają je wydarzenia rozgrywającego się dwadzieścia lat wcześniej. Wtedy to na świat przychodzi chłopiec, którego matka chwilę po porodzie, zostaje zabrana przez żołnierzy inkwizycji i spalona na stosie jako czarownica. Ojcu chłopca, wraz z jego starszym bratem udaje się uciec. Dwie dekady później, ten sam uratowany chłopiec, dziś już mężczyzna, wraz z bratem o białych włosach testują wynalazek Feodora, latający pojazd, przypominający samolot. Próba kończy się niestety niepowodzeniem. Zrezygnowani bracia Morales, wracają do swoich zajęć. Gdy pewnego dnia Ramon zostaje zabrany przez inkwizycję i zawleczony na statek celem wywiezienia go z Barcelony, jego młodszy brat nie myśląc wiele rusza mu na pomoc. Niestety próba przechwycenia brata, kończy się porażką. Chcąc nie chcąc młodzieniec postanawia znaleźć inny sposób na uratowanie braciszka. Po wielu perypetiach udaje się mu odnaleźć Ramona. Na miejscu dowiaduje się o zaginionej krainie, w której kiedyś żyli i do której muszą wrócić, by uratować rannego brata.Tak, w wielkim skrócie przedstawia się fabuła gry, która jak już wcześniej nadmieniłam, jest wielowątkowa i obfituje w kolejne zwroty akcji.
W grze doskonale zbudowano postaci i zarysowano ludzkie charaktery, pokazując, że nawet rodzeństwo może wiele się od siebie różnić. Od pierwszych chwil da się zauważyć różnicę charakterów dwojga braci. Spokojny, błądzący z głową w chmurach, szukający starożytnych artefaktów Ramon i pragmatyczny, pełen nowych pomysłów wynalazca Feodor, to dwie różne osobowości.
Opisywana przeze mnie pozycja jest typową grą point & click, w której nie uświadczymy żadnego zadania zręcznościowego, ani czasówek. Fakt, w kilku przypadkach twórcy przewidzieli możliwość śmierci bohatera, ale związane jest to nierozłącznie z akcją tocząca się nam przed oczyma i czyni grę bardziej wiarygodną. Jak to w rasowej przygodówce bywa, poczynaniami Feodora, bo to nim przede wszystkim będziemy kierować, sterujemy za pomocą niezawodnej myszki, klikając głównie jej lewym przyciskiem. LPM, oglądamy przedmioty, aktywne miejsca, czy osoby, a także klikamy by przeprowadzić rozmowę, jak również zabrać przedmiot. Ponieważ aktywnych rzeczy i miejsc w grze jest cały szereg i niektóre z nich ciężko jest wypatrzeć, autorzy zaproponowali graczom podpowiedź, w postaci zaznaczania takowych za pomocą niewielkiej lupki. Wystarczy, że wciśniemy na klawiaturze klawisz spacji, a lokacja wypełni się lupami. Nie wszystkie przedmioty będzie można oczywiście zabrać, inaczej Feodor nosiłby ze sobą sporej wielkości bagaż (ten, który nosi i tak malutki nie jest), to jednak zachęcam do klikania na wszystkie takowe miejsca, bowiem wśród nich często znajduje się potrzebna i ukryta rzecz. Oprócz tego niejednokrotnie dzięki naszemu klikaniu, Feodor opowie nam coś ciekawego, co naprowadzi nas do rozwiązania niejednej zagadki przedmiotowej, których gra oferuje sporą ilość.
Przedmioty zebrane w tej, czy w innej lokacji, trafiać będą do ekwipunku znajdującego się na dole ekranu. Tam odbywa się ich łączenie. Elementy, które można ze sobą złączyć sygnalizowane są zmieniającym kolor kursorem. Tak samo dzieje się gdy jakaś rzecz do czegoś pasuje lub coś, akurat tutaj można użyć. Ciekawym rozwiązaniem jest naprowadzanie graczy na wykonanie danego zadania. Otóż czasami kursor świeci się na czerwono wskazując nam, że mamy właśnie tu i właśnie tego użyć, ale jak klikamy na to miejsce, Feodor stwierdza, że owszem, ale jeszcze nie tak. Wiemy wtedy, że dany przedmiot przed użyciem należy z czymś połączyć, czy też rozłożyć. Rozbieranie przedmiotu na czynniki pierwsze, następuje poprzez kliknięcie PPM. Ciekawym rozwiązaniem, zdecydowanie szybszym, przeznaczonym pewnie dla bardziej niecierpliwych graczy, jest możliwość otwierania ekwipunku, a raczej kolejnych przedmiotów, poprzez przesuwanie kółka myszki.
Podczas rozgrywki towarzyszy Feodorowi jego wierny towarzysz, jakim jest jego notatnik. W nim zapisywane są zadania, które należy wykonać, a także przemyślenia bohatera. W każdym momencie gry, można do niego zerknąć, by to co w danej chwili mamy zrobić stało się jasne i czytelne. Ów dziennik, wraz z lupą, czyli podpowiedzią oraz ikoną menu, znajdziecie w prawym, górnym rogu. Wystarczy kliknąć na daną ikonkę, a właściwy element zostanie wyświetlony na ekranie naszego monitora.
The Lost Chronicles of Zerzura jest "rasową" przygodówką i jak to w takich gierkach bywa, oprócz zagadek typu podnieś, obejrzyj i użyj, znajdziemy zadania typowe dla dzieł typu adventure. Mini gry nie zawiodą graczy, bowiem zabawimy się w wynalazcę, konstruując latający balon, który później będziemy musieli złożyć, określimy położenie na mapie i wykreślimy miejsce do którego musimy się udać, znajdziemy drogę do mitycznej Zarzury, poskładany elementy amuletu- klucza, bawiąc się w coś w rodzaju puzzli, zagramy w kości i wiele innych.
Wielokrotnie, aby przystąpić do zagadki logicznej, będziemy musieli najpierw przyszykować sobie odpowiednie przedmioty. Aby nie było za trudno, twórcy ułatwili nam zadanie poprzez dźwięk dzwoneczka, który usłyszymy jeśli tylko klikniemy na przedmiot potrzebny w danym zadaniu. Pomysł myślę bardzo ciekawy i nowatorski. Jeśli poczujemy nagłą niemoc, lub brak ochoty na łamanie sobie głowy, to w każdej chwili możemy przerwać zadanie, klikając na ikonę drzwi, znajdującą się w lewym, dolnym rogu. Gdy zaś uznany, że wcale nie mamy ochoty na zabawę w mini gry, to i na to znajdzie się sposób. Jeśli chwilkę pobawimy się zadaniem, to zauważymy pojawiającą się w prawym, dolnym rogu ikonę wieńca laurowego, którego kliknięcie i oczywiście potwierdzenie wyboru, zaowocuje pominięciem zadania. Ja polecam zapisywanie gry przed rozpoczęciem zabawy z mini grą. Pominięcie jej nie pokazuje rozwiązania zadania, toteż jeśli tylko zapragniemy jednak przejść zadanie, nie zepsuje nam to zabawy. Warto przy okazji nadmienić, że twórcy dali nam możliwość nieograniczonej ilości zapisów.
Proste sterowanie i ciekawe zagadki, to jedna ze składowych części dobrej przygodówki, kolejną równie ważną jest oprawa audio-wizualna. Ani pod jednym, ani pod drugim względem nie można narzekać, można tylko podziwiać i być w przygodówkowym siódmym niebie. Graficznie produkcja przedstawia się iście bajecznie. Lokacje wyglądają przepięknie, są dopracowane i bardzo szczegółowe. Zwiedzamy wiele zakątków świata, w których zmienia się krajobraz, a klimat miejsca daje wrażenie jakby się tam właśnie było. W Hiszpanii patrzymy na spadające i lecące z wiatrem liście, ptaki kołujące na bezchmurnym, błękitnym niebie, obserwujemy przesypujący się po brukowanych uliczkach Barcelony, sypki piasek. Nocne niebo Hiszpanii wygląda jeszcze lepiej. Wielki srebrzysty księżyc odbijający się w wodzie i blask pochodni, przykuł mój wzrok do monitora na dłuższą chwilę. Na Malcie spędzamy czas głównie w jaskini, w której panuje wilgoć, nieomal odczuwalna na własnej skórze. Sahara to oczywiście piasek, który przesypuje się z wiatrem. Szczególnie zapadła mi w pamięci zrujnowana brama mitycznego miasta, która wygląda tak rzeczywiście, że miałam chęć wyciągnąć rękę i ją dotknąć.
Niczego złego nie można powiedzieć o animacjach, włączając w to ruchy postaci. Miałam niewielkie zastrzeżenia co do sposobu poruszania się Feodora, który jak dla mnie chodzi nieco za sztywno, ale nie jest to wcale rażące. Równie dobrze co animacje, wypada oprawa dźwiękowa, włącznie z głosami bohaterów, które moim zdaniem w obydwu wersjach gry, czyli w niemieckiej i angielskiej wypadają bardzo dobrze. Dialogów w grze jest sporo, ale nie ma sztucznego przedłużania gry, bowiem wszystkie z nich wiążą się ściśle z fabułą. Opcje dialogowe przedstawione są nie jak w większości gier w postaci tekstu, a w postaci obrazka.
Oprawa muzyczna, to kolejny, bardzo duży plus tej gry. Dźwięki gitary, słyszane gdzieś w tle, przeplatane są muzyką budującą napięcie zależne od sytuacji.
Podsumowując, całość tworzy klimat, który wraz z dobrymi zagadkami, ciekawymi postaciami i śliczną grafiką tworzy grę, obok której nie da się przejść obojętnie, pozycję, która nie pozwoli nam być znudzonymi. I tylko żal, że do tej pory żaden polski wydawca nie zainteresował się The Lost Chronicles of Zerzura i nie zrobił nam - polskim miłośnikom gier przygodowych -przyjemności zagrania w nią w ojczystym języku.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Często żałuję, że w różnych trailerach nie opiera sie pokazanie gry na rzeczywistych gameplayach tylko jakies wymyslone filmiki...