Latanie stało się marzeniem człowieka już wieki temu. I choć skrzydła fizycznie nam wyrosnąć nie mogą, a doprawione, jak w choćby w przypadku Ikara, zupełnie nie spełniają swojej roli, to unoszenie się w powietrze od dawna nie jest już problemem. A wszystko to za sprawą latających machin, zwanych samolotami, balonami, paralotniami i innymi pojazdami wyposażonymi w skrzydła niczym ptak. Poczuć wiatr w ptasich lotkach, zobaczyć świat z wysokości czy poszybować w przestworzach możemy także dzięki narracyjnym i eksploracyjnym grom wideo. Miałam przyjemność delektować się już taką lekką rozgrywką w relaksacyjnej
Shape of the World, a kilka dni temu ukończyłam
Vane niezależnego studia Friend & Foe, która tym razem pozwoliła mi na przemieszczanie się między postacią człowieka i ptaka, nie skupiając się jedynie na lekkim podróżowaniu, ale także na środowiskowych łamigłówkach.
Vane, które swój początek miało najpierw na konsolach PlayStation 4 dostępne jest już także na komputerach osobistych pozwalając graczom zanurzyć się w dość
enigmatyczną fabularnie rozgrywkę, która nie jest nam prezentowana wprost. Oto wcielamy się w ptaka, sporych rozmiarów kruka, który dzięki magicznemu pyłowi potrafi przyjmować postać młodego chłopca, właściwie jeszcze dzieciaka. Przechodząc między ptasią, a ludzka postacią nasz zmienny protagonista przemierzać będzie zapomnianą ludzką cywilizację pełną przedziwnych urządzeń, mniej lub bardziej sprawnych. Ucząc się współpracy i zdolności między gatunkowej zmierzy się z licznymi łamigłówkami i tajemnicą, którą postara się rozwiązać. Choć nie wiem czy to w ogóle możliwe.
Fabuła to tak naprawdę jeden wielki znak zapytania, niedopowiedzenie, urokliwa zagadka, która nabiera z czasem bardzo surrealistycznego i rzekłabym natchnionego wyrazu. I to właśnie jej największa i najbardziej ceniona przeze mnie zaleta.
Vane nie jest klasyczną przygodówką point & click, a narracyjną i eksploracyjną produkcją z gatunku adventure, którą określam jako twór symulacyjno - logiczny. Postacią, zarówno tą ludzką, jak i tą zwierzęcą czyli w tym wypadku, ptasią, kierujemy za pomocą klawiszy WSAD, a także myszy. Przyjmując postać kruka, możemy zmieniać kierunek lotu, swobodnie szybować, pikować w dół, przysiadać na ziemi czy wszelakich machinach. Możemy też na swych krótkich nóżkach wędrować po ziemi. Wygląda to bardzo komicznie, muszę przyznać, ale wiernie oddaje to, jakie życie wiedzie przedstawiciel ptasiego rodu.
Dbałość o szczegóły w systemie poruszania się ptaszka jest w przypadku Vane ważnym elementem. Każdy ruch, ptasi gest, zdolność zatrzymywanie się na chwilę w powietrzu a nawet wygląd i sposób poruszania się piór smaganych wiatrem i błyszczących w blasku słońca, zdają się być bardzo wiarygodne, rzeczywiste i takie autentyczne.
I wszystko byłoby super, gdyby nagłe, niemal survivalowe wrzucenie graczy do rozgrywki, bez samouczka, jakiejkolwiek informacji, pomocy czy czegokolwiek. Opanowanie sterowania ptaszyskiem, przynajmniej w moim wydaniu czasami graniczyło z cudem, a momentami stawało się irytujące i to nie tylko z powodu samej niedopracowanej mechaniki, ale i dziwnego ustawiania się kamery. Niestety przechodzenie z jednej perspektywy na drugą, nie dość, że zbyt drastycznie przybliżało większe obiekty, skutecznie zasłaniające naszego ptaszka, ale i powodowało, że myliłam kierunki. Ponieważ nie jestem fankom takiego rodzaju rozgrywki, a nagłe zmiany ustawień kamery doprowadzają do mnie do zawrotów głowy, czasami czułam się z tym bardzo niekomfortowo. Wyraźnie dało się odczuć, że rozgrywka zostało dopasowana do konsol, spędzając osobom takim jak ja, nie obeznanych w konsolowych mechanikach, sen z powiek.
Problem narastał podczas łamigłówkowych czynności, których w grze nie brakuje. Te skupiają się na zadaniach czysto środowiskowych, polegających na mechanice obiektów, na przykład wietrznych tuneli (czy czymkolwiek te urządzenia są). Moment lądowania kruka i skierowanie go na docelowe, wskazane przez grę miejsce, sprawiał mi wiele problemów, szczególnie na początku i nieco do rozgrywki zniechęcał.
Chwile wytchnienia przynosiła natomiast chłopięca postać, która rzecz jasna wędrowała po ziemi, roztaczając wokół siebie złoty, uformowany w kulki piasek, tudzież pyłek. W takiej formie mogłam swobodnie i bez problemowo biegać, wspinać się na skały, przechodzić i aktywować przedmioty, z którymi nie mógł poradzić sobie kruk. Współpraca między innymi formami tej samej osoby, krukiem a chłopcem sprawiała mi jednak najwięcej radości,
nie tylko z powodu przecudnych efektów wizualnych, ale i możliwości kombinowania, główkowania i stosownego do gier przygodowych, "
ruszania mózgownicą". Element współdziałania postaci nie jest może niczym odkrywczym w grach adventure, ale poprzez charakterystyczną inność protagonisty
Vane, w tej grze sprawia podwójną radość.
To jakie działania podejmujemy, co w danym momencie zrobimy i jaką formą postaci aktualnie przybierzemy wpływa na toczenie, które reaguje w cudowny i jednocześnie logiczny sposób. Środowisko przeobraża się, staje się pomocne i zaskakująco przyjazne, intryguje i nadaje rozgrywce zupełnie innego wymiaru. Piaskowa kula, która towarzyszy postaci chłopca nadaje ton rozrywce i staje się jej istotą, spoiwem i nadzieję do odbudowania dawnej, zniszczonej teraz cywilizacji.
Wiele uciechy, szczególnie tej wizualnej niesie szata graficzna opisywanej przeze mnie produkcji, która co tu dużo mówić, jest zwyczajnie piękna. Surowość smaganej tajemniczą burzą platformy z wyrywanymi przez wiatr kawałkami blachy, sypkość i gorące powietrze pustyni, tajemnicze światła gdzieś w mrokach jaskiń czy przepastne szczyty skalne górujące nad piaszczystym krajobrazem, to tylko ułamek cudowności graficznej. Wiele razy zatrzymywałam się by w ciszy i spokoju delektować się widokami, które zapierają dech w piersiach. Mimo tego, że gra tak naprawdę nie oferuje ogromu barw, a skupia się na pastelach przytykanych czasami tęczą barw odbijających się w skrzydłach kruka, to graficznym wykonaniem potrafi zachwycić, niemal namawiając do niespiesznego przyglądania się rozgrywce.
A jest to możliwe dzięki temu, że w
Vane nie znajdziemy żadnych elementów zręcznościowych, walki czy jakieś formy poganiania gracza. Wszystko co robimy możemy wykonywać we własnym, dopasowanym do nas tempie, kończąc rozgrywkę w przeciągu pięciu do sześciu godzin, lub pozostając w niej nieco dłużej.
Na chwilę uwagi z mojej strony zasługuje także oprawa muzyczna, która skupia się na dźwiękach syntezatorów, niosąc w tle rozgrywki bardzo mechaniczną tonację. Przysłowiowy muzyczny strzał w dziesiątce to kolejny ogromny plus tejże produkcji i bardzo przemyślana decyzja ze strony twórców. A to dlatego, że taka forma dźwiękowa nie tylko podkręca klimat, bądź co bądź mechaniki skupionej na wszelakich dziwnych urządzeniach, ale nadaje podniosłości, dramatyzmu i zagadkowości grze, która tak jak już wspomniałam tajemnicą stoi.
Vane podsumować należy krótko, gdyż nie jest to niezwykle długie growe doświadczenie. Ta nastawiona na eksploracje, niezwykła klimatycznie i ciekawa łamigłówkowo, artystyczna przygodowa produkcja ma niewątpliwie swój niecodzienny, czasami surrealistyczny urok. Braki w optymalizacji i problemy ze sterowaniem postaci przysłania wszechogarniającym graczy urok, dbałość o szczegóły i niezwykle klimatyczna ścieżka dźwiękowa. Warto zmierzyć się z
Vane i choć na kilka godzin być ptakiem i chłopcem, poczuć magię, która dzieje się na naszych oczach tu i teraz. Polecam!
Bardzo dziękujemy twórcom za udostępnienie gry do recenzji!
Testowaliśmy grę w wersji na komputery osobiste na
Steam.