Jak zapewne zdążyliście zauważyć rynek gier wideo przesycony jest produkcjami niezależnymi. Tymi, które mogą poszczycić się ciekawym pomysłem na siebie czy też takimi, których potencjał nie został dostatecznie wykorzystany. Niekomercyjne produkcje, które znalazły wydawcę, przeplatają się z grami, których twórcami są niewielkie kilkuosobowe studia, bądź też jedna osoba. Część z takowych gierek to klasyczne przygodowki point & click obsługiwane za pomocą myszy, zaś ogromną większość stanowią gatunkowe hybrydy, głównie utrzymane w klimacie horroru, czasami wykonane w wyjątkowej technice graficznej. Dziś zajmę się jednym z takich tytułów niezależnych, któremu przypisać można wszystkie wyżej przeze mnie wymienione cechy, produkcji stworzonej przez studio Yeli Orog o takim samym tytule, z którą miałam przyjemność zapoznać się dzięki uprzejmości twórcy, któremu serdecznie dziękuję.
Tak jak już nadmieniłam Yeli Orog to przygodowa produkcja, w której znajdziemy wiele elementów składowych znanych z różnych gatunków gier wideo. Połączone w całość tworzą nietypowy tytuł, który choć krótki, bo zajmujący około godziny rozgrywki, może stać się ciekawą odskocznią od tradycyjnych dzieł z gatunku adventure.
Yeli Orog jest też niestety projektem, który nie ustrzegł się problemów technicznych, które dotykają gry niezależne i dziełem, które wzbudza we mnie, jako miłośniczce przygodówek oraz zwolenniczce takowego gatunku, który staram się cyklicznie sprawdzać, bardzo mieszane uczucia.
Z jednej strony podoba mi się forma zaprezentowania fabuły, skupiająca się wokół archeologa, podszyta tajemnicą i dozą horroru, o której wkrótce napisze, a drugiej smuci brak dopracowania fabularnego, przysłowiowego szlifu.
A wcielamy się w Johna Robina, który zostaje wysłany do Asturii w Hiszpanii, celem odnalezienia i skompletowania celtyckich szczątków. Pewna wiadomość, którą dostaje jest początkiem przedziwnych wydarzeń, które doprowadzają Johna do otwarcia portalu, przenoszącego go w zupełnie inne miejsce. Tam na własnej skórze doświadczy przerażającej opowieści spisanej na tablicy.
Przyznacie sami, że sam zamysł fabularny jest w tym przypadku ciekawy, bo wieje tajemnicą, mrocznością i dziwnymi przypadkami, które w grach przygodowych są przecież bardzo cenione. Problem w tym, że pod względem klimatu Yeli Orog jest grą bardzo nierówną, bo przeplatają ją zarówno chwile wzbudzające większą ciekawość, jak choćby mroczne wezwanie, które słyszy nasz bohater w swoim domu, czy też równie upiorna, ciemna jaskinia, w której jedynym źródłem światła jest słabo święcąca latarka (czy też coś w tym rodzaju), ale i momenty zupełnie wytrącająca gracza ze stanu grozy w jakim się znalazł.
Upiorny klimat psuje niestety element zręcznościowo - czasowy polegający na likwidacji stwora przypominającego wielką jaszczurkę, którą po pierwsze ciężko jest zlokalizować (przynajmniej podczas pierwszego ogrywania produkcji), po drugie nasz czas na reakcję jest niezwykle krótki, przez co na ekranie co chwila pojawia się informacja o tym, iż właśnie straciliśmy życie.
Mroczny nastrój, w który da się w grze wciągnąć i który powinien płynnie trwać przez godzinę rozgrywki, skutecznie niwelowany jest przez strasznie długie wczytywanie się kolejnej lokacji, tudzież dalszej części naszej zabawy. Widząc czarny ekran i czekając, aż coś się zadzieje, nawet ładnych kilka minut, odnosiłam wrażenie, że gra przestała odpowiadać i zaraz się wysypie. Takich momentów jest niestety sporo i trzeba się z nimi oswoić. Dzięki twórcy wiem jednak, że czarne ekrany ładowania to ekrany dźwiękowe wykonane w 3D, których dźwięk najlepiej słyszalny jest w słuchawkach, które do grania w Yeli Orog są polecane.
Zdecydowanie na plus wypada strona graficzna owego projektu, w którym zwiedzamy nie tylko mieszkanie naszego pana archeologa (hehehe.....ma taką samą lampę jak ja), ale i podziwiamy przepiękne nadmorskie, górzyste tereny, przerażające jaskinie i dziwne portale.
Yeli Orog to gra przygodowa FMW, czyli full motion video, w której prerenderowana animacja komputerowa uprzednio zapisana została w formacie wideo. Możemy zatem dosłownie uczestniczyć w rozgrywce, oglądając przepiękne, rzeczywiste widoki. To jest w grze fajne i zarazem intrygujące, bo i ten element został nieco ulepszony i rzekłabym zmiksowany. Otóż oprócz w pełni realistycznych miejsc, które przyjdzie nam graczom zwiedzić, twórca wplótł w graficzny aspekt swego dzieła elementy zgoła inne, między innymi rysunkową, bardzo kolorową animację, ciekawie wyglądający interfejs czy też tekstowe notatki.
Yeli Orog, choć zawiera elementy znane z horrorów, spokojnie można zakwalifikować jako klasyczną przygodówkę, bowiem naszą postacią kierujemy za pomocą myszy, jednego jej kliknięcia. Nie możemy jednak poruszać się w dowolny sposób, na jaki mamy w danej chwili ochotę. Wędrujemy po, z góry określonych trasach i kierunkach, klikając by przejść w lewo, czy w prawo na bok ekranu.
Fajnie prezentuje się growy interfejs, który w pełnym 3D jest zwyczajnym rysunkiem 2D. Aby zawędrować z jednego pokoju, do drugiego, czy też podnieść telefon, przeczytać notatkę lub też użyć danej rzeczy czy kliknąć na odpowiednie miejsce używamy rysunkowego oznaczenia, któremu autor przypisał właściwą nazwę. Taka forma wykonania nieco urozmaica grę, nadaje jej bardziej przygodówkowego klimatu, czyniąc ją bardziej przystępną.
Omawiana przeze mnie produkcja to tytuł bardzo krótki, który oprócz aspektów związanych z akcją wydłużających nieco rozgrywkę, w której śmierć bohatera była u mnie dominująca, jest także zabawą typowo logiczną. Nie znajdziemy w niej może mnóstwa zadań skupiających się na trenowaniu naszych szarych komórek, ale te, które w grę wpleciono pozwolą chwilę nad nią przysiąść i zastanowić się nad rozwiązaniem naszego problemu.
Pomijając pomniejsze problemy techniczne, jakich projekt się nie ustrzegł w Yeli Orog natkniemy się na rozwiązanie, które nie mogę i nie powinnam przemilczeć, bo według mnie jest ono w grach przygodowych wyjątkiem i czymś za czym nie przepadam. Otóż grę w żaden sposób nie można zapisać, sama też nie robi tego automatycznie. Jeśli już zaczęliście w nią grać, to musicie przetrwać w niej do końca, gdyż po jej zamknięciu ponownie zaczniecie od początku. Hm… zapewne twórca potraktował swój projekt, zważywszy na czas rozgrywki jako granie na raz, na jedno po południe. Jeśli tak było to ma to w tym przypadku sens, ale jeśli ma to być zabawa, czas spędzony bezstresowo i w miarę spokojnie (choć to horror), to takie rozwiązanie zawodzi. Po pierwsze produkcja bywa niestabilna, więc każde jej zawieszenie prowadzi do jej zamknięcia. Po drugie posiada także elementy czasowe, a po trzecie jest bądź co bądź przygodówką.
Podczas grania natknęłam się na jeszcze jeden problem, nie istotny dla gracza skupiającego się jedynie na przejściu gry, a niezwykle ważny dla osoby, która ją opisuje, choćby w recenzji. Yeli Orog nie reaguje na klikanie przycisku odpowiadającego za robienie screenów, zarówno na Steam, gdzie jest sprzedawana, w niskiej cenie… to muszę zauważyć, ani w żadnym innym programie do robienia zrzutów z ekranu. Wykonywanie fotek w sposób ręczny, przez zrzucanie jej na pasek nie jest najlepszym pomysłem, gdyż gra zwyczajnie się wiesza.
Na koniec słów kilka na temat warstwy dźwiękowej. Wprawdzie graniu nie towarzyszy żadna muzyka, tym nie mniej gierka nie jest głucha. Odgłosów, które dochodzą do naszych uszu jest naprawdę dużo i są one bardzo realistyczne. Po grafice i fabule, są chyba najjaśniejszą stronę Yeli Orog. Słyszymy bowiem szepty, trzaski, dźwięk telefonu i równie wiarygodny szum morza, czy też złowieszcze pomrukiwanie bestii, której trzeba się pozbyć.
Yeli Orog to z całym przekonaniem produkcja z pomysłem na siebie, której wykonanie stanowi jej olbrzymi plus, który zapewne broni ten tytuł i sprawia, że chce się go przejść, nawet po kilka razy (skoro nie ma zapisów). Grze nie udało się jednak uniknąć błędów typowych dla tytułów niezależnych, pewnie związanych z nakładem finansowym. Przygodówka ma jednak jedną, bardzo wielką zaletę, jest niezwykle tania. Jej cena na Steam została ustalona zalewie na 6,99 złotego. Jeśli więc chcecie zmierzyć się z czymś nowym w świecie gier i nie straszna Wam produkcja, którą przejść należy jednym ciągiem, to zachęcam zmierzyć się z wyzwaniem, by poczuć się jak nasz growy archeolog.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Dobrze, że tytuł czerpie z wielu rzeczy ;).