5/10
Monkey Island, te dwa słowa znane są zapewne większości graczy, a już z całą pewnością tym, którzy ukochali sobie gatunek gier zwany przygodowym. Czasami jednak wśród tłumu osób zakochanych w przygodach Guybrrusha Threepwooda znajdzie się growa ignorantka, taka jak ja, która z serią, Małpiej Wyspy do tej pory nie miała do czynienia, no może jedynie ze słyszenia, tudzież dzięki recenzjom, których w przepastnym świecie Internetu jest naprawdę sporo. Zapytacie zapewne dlaczego nie dałam grom szansy? Przyczyn takiego stanu jest wiele, pozwolą sobie większość przemilczeć, przytaczając jeden, chyba ten największy. Alergicznie reaguje na wszystkie tytuły, w tym gry, w których jest choćby wspomniane słowo "pirat". Ponieważ nie umiem wyraźnie określić dlaczego nie lubię takiej tematyki, dlatego też pozostałam na serię Monkey Island otwarta. Sposobność zagrania w jedną z części zdarzyła się dzięki uprzejmości firmy GOG.com, która zaoferowała poznania serii w sposób nietypowy, bo prawie od końca, czyli części numer trzy, zatytułowanej The Curse of Monkey Insland, za co oczywiście w tym miejscu serdecznie dziękuję. Czy "ochy" i "achy" na temat tejże przygodówki mnie także się udzieliły? O tym w mojej recenzji, do której przeczytania oczywiście Was zapraszam.
Zaletą serii jest zwykle to, że historia opowiedziana w kolejnej odsłonie daje graczom w większym, czy też w mniejszym stopniu kontynuację przygód bohatera, czy też bohaterów. Tak też jest w The Curse of Monkey Island, gdzie oprócz wielu nawiązań i wspólnych w cyklu Małpiej Wyspy postaci, mamy też swoistą kontynuację fabuły, której ja z przyczyn wyżej wymienionych, zwyczajnie nie znam, co niestety troszeczkę psuje przyjemność z gry i wprowadza pewną dozę konsternacji. Wprawdzie zdarzenia z poprzednich gier czy też postacie, które spotykamy są nam pokrótce przybliżane, przez co nie błądzimy jak dzieci we mgle, czując się zdezorientowani, to jednak granie w trzecią część, nie znając dwóch poprzednich czasami daje do wiwatu, zubożając czerpanie przyjemności nie tylko z fabuły, ale i sytuacyjnych czy dialogowych żartów lub w pewnego rodzaju zadaniu, które (wyczytałam) pojawiło się już w drugiej odsłonie przygodówki.
Swoją przygodę w The Curse of Monkey Island rozpoczynamy od spokojnego, nieco leniwego i smutnego dryfowania po karaibskim morzu. Guybrrush Threepwood opisuje w pamiętniku historie swojej miłości do Elein, żal po jej stracie i chęć ponownego jej ujrzenia. Wiedziony wizją śmierci głodowej słyszy dźwięki bitwy morskiej, podpływając bliżej przekonuje się, że zażarta potyczka dotyczy jego ukochanej Elein Marley i próbującego ją uwieść LeChucka, który uparł się pojąć ją za żonę. Pani gubernator nie jest oczywiście gotowa poślubić bandytę, co bardzo sugestywnie, zarówno werbalnie, jak i bardziej agresywnie daje mu do zrozumienia. Wkrótce Guybrrush, który podpływa trochę zbyt blisko statku pirata LaChucka zostaje przez niego porwany i umieszczony w ładowni, z której jak się domyślacie zamierza się wydostać, by ratować swoją ukochaną z rąk upiornego pirata. Z pomocą gracza oczywiście to czyni, przyczyniając się do (jak myśli) śmierci LeChucka i zrządzeniem losu trafia do pomieszczenia, w którym bandyta ukrywa złupione przez siebie skarby. Wśród nich Threepwood znajduje pierścień z ogromnym diamentem, który zamierza podarować Elein, jego przyszłej żonie. Tak też czyni, nie wiedząc, że ów klejnot dotknięty jest niezwykle silną klątwą Małpiej Wyspy, która zmienia kobietą w duży, złoty posąg. Szukając pomocy nasz bohater zostawia zamienioną samą na plaży, co też szybko wykorzystują inni piraci, zabierając "przeklętą" Elein na swój statek i odpływając w nieznane. Guybrrush'owi nie pozostaje więc nic innego, tylko zebrać piracką załogę, zdobyć statek i ruszyć na ratunek zamienionej narzeczonej.
Co tu dużo mówić The Curse of Monkey Island to prześliczna przygodówka. Jestem fankom rysunkowych gier, więc teoretycznie wszystkie tak wykonane produkcje przygodowe przyciągają mnie do siebie niezwykle mocno. Trzecia odsłona uważana jest przez większość zarówno graczy, jak i recenzentów za najpiękniejszą grę z serii i z tym trudno się nie zgodzić, choć ja z wiadomych przyczyn muszę na nią spojrzeć bardziej indywidualnie, oczami osoby, która w poprzednie tytuły z serii niestety nie grała.
Jedno mogę powiedzieć na pewno, w wyglądzie Klątwy Małpiej Wyspy zakochałam się od razu, od pierwszej animacji aż do po ostatnią cut-scenkę. Ta gra wykonana jest po prostu perfekcyjnie, z pietyzmem godnym mistrzów gatunku. Twórcy, studio LucasArts pozwoliło nam cieszyć się cudownie wykonanymi tłami, ogromem kolorów i barwnością kolejnych lokacji, wielką szczegółowością w wykonaniu, mnóstwem dostępnych, przeróżnych przedmiotów, zamkniętych w produkcji przypominającej animowany film.
Całość pozytywnych wrażeń, potęgujących miłość do tej niezwykle uroczej graficznie przygodowej produkcji, zamykają równie urokliwe, jak i nie jedne z najlepszych jakie widziałam w tym gatunku, animacje. Najchętniej powtarzałabym sobie je wciąż i wciąż, by napawać się zarówno sposobem ich wykonania, minami przedstawionych w nich postaci, czy wylewającym się z nich humorem. Cudo, po prostu cudo!!!
Wspólną cechą wszystkich gier z serii Monkey Island jest humor, wiem, gdyż nieco na ten temat przeczytałam, żeby mieć jako taki ogląd sytuacji. Nie inaczej jest w trzeciej części przygód Guybrrusha Threepwooda, w której żart i wesołość wylewa się strumieniami. Nie brakuje go zarówno w dialogach, jak i w zdarzeniach jakie wraz z protagonistą przyjdzie nam poznać. I nie jest to wesołość wymuszona, tylko taka, który nie tylko ładnie wplata się w fabułę, lecz również świadczy o inteligencji i umiejętności tworzenie wartościowych przygodówek, jakiej LucasArts niewątpliwie nie brakuje. Jeśli pragniecie poprawić sobie nastrój, ćwiczyć mięśnie twarzy i podnieść sobie poziom endorfiny, to The Curse of Monkey Island jest idealnym do tego narzędziem.
Jest tylko pewne ale....a te związane jest z długością i obszernością linii dialogowych. Co jak co, ale rozmów w grze przeprowadzimy tak dużo, że czasami spędzimy rozmawiając z daną postacią ładne parę, na nawet paręnaście minut. Być może z wiekiem stałam się osobą mniej cierpliwą i bardziej konkretną, dlatego też zdarzało mi się narzekać na ilość pogadanek w grze, która jest nimi muszę to powiedzieć - przeładowana. Za dużo tego, zdecydowanie, choć oczywiście na wiele tematów wcale nie musimy rozmawiać, ale też mnóstwo będzie nam potrzebne (jak to w przygodówkach bywa) by popchnąć rozgrywkę do przodu.
Nic dodać, nic ująć, opisywana przeze mnie gra to tradycyjny, tak lubiany przez większość fanów przygodówek point & click, którego obsługujemy za pomocą niezawodnej w świecie przygodówek, myszy. Lewym jej przyciskiem otwieramy menu w postaci monety, w której znalazła się ikona rozmowy, oglądania i użycia.
Całkiem tradycyjnie prezentuje się także ekwipunek, do którego trafiają zebrane podczas zabawy przedmioty. Te można oglądać, słuchając zazwyczaj dowcipnego komentarza Guybrrusha, a także co jest tradycją w tym gatunku, łączyć, tworząc nowy, przydatny w grze gadżet potrzebny do wykonania jednego z zadań przedmiotowych, w jakie tak dwudziestogodzinna gra obfituje.
Nie zabrakło tej klasycznej eksploracji, czyli przeszukiwania kolejnych dostępnych w rozgrywce lokacji, a miejscówek jest bardzo dużo, każda z nich obfituje w przedmioty, interaktywne lokacje, tudzież postacie.
Każda szanująca się przygodówka nie może obejść się bez zagadek logicznych i wszelkiego tego typu zadań. Znajdziemy i takowe w The Curse of Monkey Island. Większość z nich jest bardzo pomysłowa, a nawet zabawna i wymaga od gracza użycia szarych komórek. Niestety są też takie, które oprócz umysłu ćwiczą naszą zręczność, której ja niestety nie posiadam. Mowa tu o zadaniach zręcznościowych, które może nie są zbyt trudne, ale po pierwsze opierają się na czynnościach czysto pirackich, czyli abordażu i atakowaniu innych piratów, a po drugie bywają bardzo irytujące. Mają one jednak w przypadku tej części Małpiej Wyspy swój cel i jestem przekonana, że mnóstwo odbiorców tej odsłony przygód największego pirata - Guybrrusha Threepwooda czerpała z nich wiele zadowolenie, a nawet radości.
Takie pytanie zadawałam sobie grając w The Curse of Monkey Island, słuchając przewijających się przez grę linii melodycznych. Po raz kolejny w tym wypadku na pierwszy plan wyszła moje nieszczęsna nieznajomość poprzednich części, gdyż jak się okazuje wszystkie te przygodówki łączy jedno, bardzo podobna do siebie muzyka. Może nie jestem znawczynią melodii płynących w tle rozgrywki, ale piosenka przewodnia, przypisana wszystkich grom Małpiej Wyspy jest mi znana i swoją drogą bardzo ją lubię. Ku mojej uciesze zagościła ona także w trzeciej Monkey Island pieszcząc moje uszy miłymi dźwiękami. Poprzez grę przewija się ona w rożnych, mniej, czy bardziej pomysłowych aranżacjach, doskonale budując nieco zawadiacki, szalony, pełny humoru, piracki klimat.
Zapewne należałoby podsumować The Curse od Monkey Island nawiązując do jej dwóch poprzedniczek i byłoby to pełne, wiarygodne i należyte zakończenie recenzji. Niestety tego zrobić nie mogę, więc przyjdzie mi ocenić w kilku zdaniach to, co zaoferowała mi trzecia część pełnego humoru cyklu. Przyznam się, że zasiadałam do gry pełna obaw, czy zdołam wytrzymać rozgrywkę skupioną na pirackich przygodach, zdołałam i jestem nią zachwycona. Bałam się, że nie znajomość poprzedniczek zepsuje mi przyjemność śledzenia fabuły, nie zepsuła, bo twórcy uchylili przede mną rąbka tajemnicy, dając mi malutkie podpowiedzi, zostawiając jednocześnie furtkę do przejście zarówno The Secret Of Monkey Island, jak i sequela o podtytule LeChuck's Revenge. Poza tym bawiłam się przednio, śmiejąc się prawie cały czas. W morzu smutnych przygodówek, w jakim ostatnio się obracam, recenzowana gra była jasnym, radosnym promykiem, którego mi było chyba brakowało. Pozostaje zapoznać się teraz z poprzedniczkami, już bez obaw, że to nie moje klimaty. Bo parafrazując pewne przysłowie: "Nie taki pirat straszny, jakim go malują".
Wysoka ocena! Widać nostalgia pomaga takim tytułom.
Wszelkie Prawa Zastrzeżone.
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu
Polecam:)