Przysłowiowy pech spotyka zapewne każdą istotę na ziemi, a może i nawet poza nią. W mniejszym lub w większym stopniu, zdarza się, że padamy ofiarą nagłych i nieprzewidywalnych zdarzeń, które można określić pechowymi, czasami nie mając na to żadnego wpływu. Typowych pechowców, których los prześladuje, jest myślę jednak niewielu, ale w świecie gier przygodowych żyje dziewczynka, która bycie pechowcem ma zwyczajnie przeznaczone, i to nie tylko z imienia. Panna Ramirez, zwana Misfortune, przyciąga nieszczęście, chce tego, czy też nie. To jak radzi sobie nie tylko ona, ale i sama gra, zatytułowana:
Little Misfortune, w którą miałam przyjemność zagrać dzięki uprzejmości
GOG.com, w mojej recenzji, do której serdecznie zapraszam.
Little Misfortune to kolejna gra, który wyszła z pod skrzydeł
niewielkiego i niezależnego, dwuosobowego studia Killmonday Games, które zapewne znacie z przygodówki w klimacie horroru,
Fran Bow, w którą niestety, przynajmniej jak na razie, nie grałam. Podobnie jak poprzednia produkcja, tak i ta, jest
przygodówką z dreszczykiem, który zgrabnie lawiruje między grozą, a czarnym humorem, radością i smutkiem, prawdą, ale i fałszem, wszystko zamykając w ręcznie rysowanej, bardzo
zwodniczej, trochę bajkowej grafice.
Nie bez powodu napisałam "zwodniczej", bowiem tytuł, który wydaje się być lekkim, łatwym i przyjemnym, porusza bardzo ważne tematy, począwszy od znęcania się na dziećmi, po śmierć, porwania i siły nadprzyrodzone. Robi to jednak w na swój sposób, bardzo subtelnie, łagodząc tragizm niezwykłymi umiejętnościami Misfortune, która wyposażona w kolorowy pył, sypiąc go na coś co ją przeraża, buduje nowy, piękniejszy i bardziej kolorowy jego obraz. Zgodnie ze swoim wiekiem, panna Ramirez, zaledwie ośmiolatka, buduje lepszą rzeczywistość, właśnie dzięki wyobraźni. Ta część gry jest zwyczajnie ujmująca, ale i sugestywnie realistyczna.
Historia w
Little Misfortune kręci się wokół dziecka, dziewczynki w wieki ośmiu lat, Ramirez Hernandez, zwaną Misfortune, która żyje z matką z "problemami", nie tylko alkoholowymi. Pewnego dnia w jej głowie odzywa się głos, Mr. Voice, który proponuje dziecku zabawę. Misforune na opuścić swój dom i wiedziona głosem w jej głowie, ruszyć w poszukiwaniu Wiecznego Szczęścia - Eternal Happiness, które jako prezent ma zamiar podarować swojej mamie. Obiecane spełnienie jest gdzieś daleko, ale jak twierdzi Mr. Voice, jest osiągalne, nawet jeśli po drodze spotkać ją może trochę pecha. Wędrując dziewczynka natknie się nie tylko na wiele pecha, ale na nowe, zwierzęce postaci, które odegrają w jej wędrówce ważną rolę.
Little Misfortune jest grą, która w pełni, od pomysłu, graficznego wykonania, po pełny angielski dubbing, stworzona została przez małżeństwo, dwójkę młodych ludzi, Natalię i Isaka. Ich poprzedni projekt zbierał, i do tej zbiera mnóstwo pozytywnych opinii, choć w przeciwieństwie do kolejnej gry, pozbawiony jest mówionych dialogów. W
Little Misfortune twórcy poszli o krok do przodu, oddając w ręce graczy kolejny niezależny przygodowy produkt, ale tym razem
z pełną wersją głosową, co niezwykle podbija klimat rozgrywki. Nie wiem czy Wy też tak macie, ale ja jakoś bardziej się wczuwam w grową zabawę, jak mam przyjemność słyszeć to co mówią postaci. Oprócz tego, iż pełna wersja
angielska podbija radość z rozgrywki, to jeszcze jest, wykonana świetnie, w iście profesjonalnym stylu. Cudowna Misfortune z jej dźwięcznym, dziecinnym, nieco nonszalanckim głosikiem i dziecięcą radością, ukrywającym smutek, to miód na moje serce. Podniosły, tajemniczy, czasami mroczny, a czasem pomocny i kojący głos narratora, czyli Mr Voice'a, towarzyszący małej protagonistki to kolejny wielki plusik na długiej liście zalet tej niecodziennej produkcji.
Tych zalet opisywanej przeze mnie gry jest naprawdę sporo i trudno byłoby je tu teraz wszystkie wymieniać, bo recenzja byłaby zwyczajnie za długa. Postaram się Wam więc wymienić te najbardziej istotne, według mnie najważniejsze i te, które od razu się nasuwają, nie tylko rzucają w oczy, ale i dają do myślenia.
Otóż moi drodzy czytelnicy,
Little Misfortune jest grą niezwykle przemyślaną fabularnie. Choć w założeniu łączy ona horror, ale nie nachalny, z komedią, z rodzajem
czarnego humoru przytykanego pechem, to w swojej pokręconej, nieco surrealistycznej logice, dotyka niezwykle przykrych sytuacji w życiu młodego człowieka. Bardzo subtelnie, ale jednocześnie dobitnie dotyka właściwych strun ludzkiej psychiki, powodując, iż grają, zastanawiamy się ile złego dotknęło to biedne dziecko i ile jeszcze może je czekać. Mosfortune, mimo dziecięcej radości i gwiezdnego, kolorowego pyłu, w który jest wyposażona, ma w sobie naiwność, ufność i wiarę, którą przecież tak szybko można zachwiać. Grając w ten przygodowy horror, nie odczuwamy fizycznego strachu, nie skaczemy na fotelu czy też krześle, nie wrzeszczymy ze strachu. Jesteśmy zaś przez kolejne lokacje prowadzeni jak po sznurku, narracyjnie i w swoim spokojnym rytmem, z poczuciem niepokoju o zdrowie i życie dziewczynki.
Little Misfortune niezwykle szybko zaciekawia, i jeszcze szybciej wciąga. Zwyczajnie jesteśmy zainteresowani tym, co też zaraz się wydarzy, jaki mniejszy czy większy pech spotka naszą bohaterkę. W naszej głowie rodzą się pytania. Kim jest Pan Głos? Co tak naprawdę ukrywa Lis Benjamin? Czy na końcu drogi, którą Misfortune pokona, czeka na nią wspomniane Wieczne Szczęście? A może to tylko kolejny pech lub oszustwo?
Ten zbitek zagadek fabularnych, ta niepewność i ciągle znaki zapytania czynią z gry produkt niezwykle ciekawy, ale przede wszystkim, niesamowicie grywalny.
Niestety z czasem to co jest zagadką, staje się nieco przewidywalne. Zamiary Mr Voice'a szybko zostają przed nami ujawnione. Problemem staje się też wielka prostota rozgrywki, która tak właściwie w bardzo liniowy sposób prowadzi gracza za przysłowiową rączkę. Wprawdzie w grze znalazły się klasyczne zagadki logiczne, ale jest ich niewiele i podobnie jak cała przygodówką, są proste i w miarę logiczne.
Little Misfortune to gra niemal pozbawiona wad, poza jednym elementem, który utrudnił mi przejście rozgrywki i spowodował, że musiałam przejść ją od nowa. Jest nią właśnie element związane z łamigłówką. Otóż podczas badania pewnej lokacji mała Misfortune, czyli my, gracze, odnajdujemy karteczkę z kilkoma cyframi, które później posłużą do rozwiązania zagadki na komputerze. Problem w tym, że choć ją zabrałam, choć Misfortune wypowiedziała się na jej temat, gra uznała, że niczego takiego nie mam, a skoro nie mam, to nie mam także wskazówki. I tak utknęłam w martwym punkcie, bez możliwości ruszenia rozgrywki do przodu. Ponieważ nie bardzo wiedziałam jak z tego impasu wybrnąć, logicznym rozwiązaniem wydawało się przejście gry od nowa. Nie stanowiło to oczywiście wielkiego problemy, gdyż po pierwsze przygodówka jest prosta i polega na przechodzeniu z lokacji do lokacji, po drugie, jest też niezwykle krótka. Jej przejście zająć może od 2 do 3, góra 4 godzin.
A przechodzimy ją w klasycznym przygodowym stylu, za pomocą klawiszy WSAD lub myszki czy też kontrolera. Przyciskiem "E" na klawiaturze aktywujemy daną czynność, czy też dokonujemy interakcji, a przy pomocy klawiszy "A" oraz "D" dokonujemy wyborów, które mają pewne znaczenie na zakończenie. Nie są one jakieś niezwykle wymagające, nie stanowią wyzwania, ale nieco urozmaicają rozgrywkę. Podczas granie, o czym już Wam wspominałam, Misfortune może także zostać kimś w rodzaju wróżki. Wyposażona w magiczny, tęczowy pyłek, aktywowany za pomocą klawisza "F" dziewczynka rozsiewa kolorową radość, a oczom graczy zamiast tragicznej sceny, na przykład uśmiercenia zwierzaka, pokazuje się rysunkowy, radosny obrazek.
Pozostając przy rysunkach, pora opowiedzieć o grafice. Ta, podobnie jak poprzednia produkcja Killmonday Games, stworzona jest w ręcznie rysowanym stylu graficznym. Przypominające bajkę lokację, są w porównaniu z Fran Bow zdecydowanie bardziej subtelne, łagodne i spokojniejsze, może nawet bardziej kolorowe. Jest za to wiele animacji, a te zwykle najbardziej rysują klimat grozy, czy to czarno - białym style, czy też przedmiotami, typu czaszka, szkielet lub mrocznymi lokacjami, między innymi cmentarzem.
Fajny klimacik tworzy także ścieżka dźwiękowa, która świetnie wpasowuje się w klimat mrocznej, ale i nie pozbawionej humoru przygodówki. Dobrze odwzorowane dźwięki tła, czy też te rozgrywające się w tle, ani na monet nie odstają od reszty. Na plus zasługuje także muzyka, która uprzyjemnia zabawę, tworząc subtelną i nieco nieodgadnioną atmosferę.
Little Misfortune to przyjemna, niejednoznaczna i nie tyle straszna, co melancholijna i zagadkowa przygodowa produkcja od Killmonday Games. Niezależny projekt stworzony przez małżeństwo pasjonatów, niesie z sobą nie tylko mrok, nieco komedii i wiele pecha, ale i psychologiczne przesłanie, zadając wiele pytań, na które czasami bardzo trudno opowiedzieć. Świetny angielski dubbing, przyjemna dla oka grafika, prostota rozgrywki i klimatyczna ścieżka dźwiękowa to zbiór pozytywów, które należy sprawdzić na własnej skórze, zanurzając się w rozgrywkę osobiście. Co polecam zrobić niezwłocznie, tym bardziej, że gra dostępna jest w wersji demonstracyjnej, którą znajdziecie na Steam. Polecam!
Dziękujemy GOG.com za udostępnienie gry do recenzji!
Testowaliśmy grę w wersji na komputery osobiste PC na GOG.com.